Ten kraj był we wszystkim inny.
Inne obyczaje, inna architektura, inny system sprawowania rządów, inna danchemia, nawet ludzie inni... Ranfun wbiła mętne spojrzenie w obrzydliwe, hotelowe jedzenie przemycone cichcem do pokoju: nieapetycznie wyglądające, ziemniaczane piure, oraz przypalone jajko sadzone. Tak, potrawy z Xing też były inne. Oczywiście dużo smaczniejsze. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać czy aby nie przeżywa właśnie tego słynnego szoku kulturowego.
Cały czas czuła na sobie wzrok tej irytującej panienki o długich, blond włosach. Jak ona w ogóle miała na imię? Zdaje się, że Winry, albo jakoś podobnie... Jedno z tych hałaśliwych i odrobinę męczących, ale w sumie inteligentnych dziewczątek. Było w niej jeszcze coś denerwującego, ale Ranfun sama nie potrafiła sprecyzować co.
Z łazienki dochodził rytmiczny szum wody, panicz Ling zapewne brał prysznic. Ech, czy odkąd przyjechali do tego co najmniej dziwacznego państwa, życie ciągle musi im rzucać kłody pod nogi? Nie dość, że ten uparty i narwany alchemik, o wzroście stanowczo niższym niż przeciętny, nie chce zdradzić nawet części informacji o nieśmiertelności, to jeszcze musieli się upokarzać i niczym jacyś tutejsi biedacy żebrać od niego pieniądze na nocleg! Jakby nie wiedział kim panicz jest!
-Hm...jak ci się podoba w Amestris?- pytanie padło tak nagle i niespodziewanie, że Ranfun aż podskoczyła. Winry przyglądała się jej z zaciekawieniem i wyraźną chęcią rozpoczęcia konwersacji. Rzeczywiście, ta cisza robiła się już nieznośna.
Dziewczyna nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć. Zakłopotanie było dla niej czymś zupełnie nowym, podobnie jak ta sytuacja. Rzadko rozmawiała z obcymi ludźmi, a o nawiązywaniu nowych znajomości nie wspominając. Całe swoje życie (łącznie z towarzyskim) poświęciła na ochranianie najważniejszej dla siebie osoby.
-Nie jest najgorzej- powiedziała w końcu siląc się na obojętny ton, po czym dodała- naprawdę dziękuję ci, że pozwoliłaś nam się u siebie wykąpać. Z kranu w łazience przy naszym pokoju leciała wyłącznie zimna woda, a nie chciałam o nic więcej prosić tego pozbawionego szacunku, małego ignoranta.
-W porządku- Winry starała się nie roześmiać, słysząc jak został nazwany Ed. Wyjątkowo trafnie, chociaż nieco niesprawiedliwie.
Obie ponownie zamilkły. Ranfun słuchała uważnie odgłosów wieczornego ruchu ulicznego dochodzących zza okna, starając się wyłapać coś podejrzanego. Różnie bywa, w końcu panicz może zostać zaatakowany w każdym momencie.
No dobra, skłamała. Określenie „nienajgorzej" zupełnie nie zgadzało się ze stanem jej obecnych odczuć na temat tego kraju, z kolei „okropnie"- jak najbardziej. Każde, nawet najmniejsze kłamstwo jest niehonorowe, jest ucieczką prawdy. Niedopowiedzenie (już lepiej by było jakby powiedziała „bywało gorzej", bo bywało), albo przemilczenie sprawy to znacznie godniejsze rozwiązanie! Czy jakby ją torturowano też by kalała swoją dumę i klan zbędnym fałszem, aby ulżyć sobie w cierpieniu? Panicz miał podobne zdanie na ten temat, jakby to słyszał nazwałby ją tchórzem!
To co stało się chwilę później było z pewnością czymś w rodzaju dalszego ciągu reakcji łańcuchowej, wywołanej nadmiarem gwałtownych uczuć, owej młodej, zagubionej w nowym środowisku dziewczyny. Rzucona w odmęty odmiennej kultury miała nieustanne wrażenie wyobcowania i osamotnienia. Wychowana przez kult męstwa, odwagi i wzniosłych czynów często koloryzowała swoje „normalne" problemy, przyrównując je w umyśle niemal do odwiecznej walki dobra ze złem, jakiejś świętej misji, bądź najczęściej powołując się na honor rodziny. Właściwie nie było w tym nic dziwnego- nadmiar uczuć związanych z dojrzewaniem kumulował się w niej, a ona nie miała nikogo, komu mogłaby się wyżalić. Opowiadanie o rzeczach tego typu paniczowi Ling'owi, czy dziadkowi byłoby co najmniej nie na miejscu.
-Chcę jak najszybciej wrócić do domu- Runfan usłyszała swój własny, łamiący się głos. Brzmiała odrobinę jak bohaterka jednej z tych idiotycznych książek dla trzynastolatek, którą właśnie porzuciła miłość życia.
Niemal od razu miała ochotę dać sobie w twarz. Niby z jakiej racji zaczyna się zwierzać przypadkowo poznanej, a w dodatku tak nieznośnej w sposobie bycia osobie? Co się stanie jeśli nie jest tym, za kogo się podaje? Wówczas panicz mógłby przypłacić taką rozmowę życiem!
Przez jej głowę przetoczyło się tysiące najróżniejszych myśli. Były wśród nich głównie dalece pesymistyczne obrazy śmierci Linga z rąk pewnej niepozornej blondynki i swojego wiecznego upokorzenia po powrocie do domu. Na szczęście nie zdążyła znowu wpaść w stan o nazwie „godność mojego klanu została naruszona", gdyż Winry szybko otoczyła ją ramieniem w przyjacielskim geście.
Runfan nigdy nie miała przyjaciółki w takim standardowym znaczeniu, dlatego zwyczajna pogawędka z inną dziewczyną mniej więcej w jej wieku wywołała na niej spore wrażenie. Winry opowiadała o swojej pracy w Rush Valley, o tym, że jest mechanikiem Eda i często zmienia mu protezę, a nawet dokładnie nie wie w jakich okolicznościach została zniszczona. Następnie pożaliła się, że ciągle martwi się o niego i Ala, bo mają niedobry zwyczaj wplątywania się w jakieś podejrzane sprawy, o czym jej nigdy uprzejmie nie zawiadomią. Z kolei Runfan stwierdziła, że doskonale ją rozumie, ponieważ panicz bywa wyjątkowo nieodpowiedzialny i kiedy wpadnie w tarapaty to ona zwykle ratuje mu skórę.
-Jak tam Runfan? Idziemy spać, a ty umyjesz się rano, czy wolisz teraz?- rozległo się skrzypnięcie otwieranych drzwi i w progu łazienki stanął Ling, przywdziany jedynie w durny uśmieszek za który Ed miałby szczerą ochotę go skopać, oraz niewielkich rozmiarów biały ręczniczek przewieszony na biodrach. Winry z niesmakiem zauważyła, że jest on pewnie jednym z tych nie do końca liczących się z opinią obcych ludzi facetów.
Spojrzała w stronę swojej nowej koleżanki, która natychmiastowo poderwała się z miejsca. Hm, jej policzki zrobiły się podejrzanie czerwone...
-Ja...pójdę rano- wykrztusiła dziwnym, niepodobnym do swojego głosem Runfan, wpatrując się w Linga rozanielonym wzrokiem. W odpowiedzi chłopak uśmiechnął się do niej, po czym obdarował Winry równie ciepłym spojrzeniem jak Runfan jego i wyszedł, kierując się w stronę swojego pokoju.
Brunetka już chciała podążyć za nim, kiedy poczuła mocny chwyt na swoim nadgarstku.
-Hej, co ty robisz, przecież ja nie mogę go odstąpić nawet na krok!- warknęła, jednakże nie wywołało to u Winry najmniejszego wrażenia. Miała nieodgadniony wyraz twarzy, a w jej oczach lśniła jakaś dziwna emocja.
-Ty...go kochasz...prawda?- gdy pytanie dotarło do uszu Runfan dziewczyna przez krótką chwilę miała wrażenie, że podłoga usuwa się jej spod nóg, jednak szybko się opanowała. Bez słowa wyrwała rękę i wybiegła z pokoju.
Gdyby ktoś wszedł wtedy do pokoju hotelowego wynajętego na nazwisko Rockbell zobaczyłby siedzącą na łóżku jasnowłosą nastolatkę, wyraźnie czymś podnieconą i zadowoloną z siebie. Ogólnie rzecz biorąc- obmyślającą plan...
***
-Ed, musisz mi pomóc.
Następnego ranka Edward Elric nie był w odpowiednim nastroju do jakichkolwiek rozmów i spotkań. Nie wyspał się ze względu na trwającą prawie pół nocy randkę z nowymi materiałami o kamieniu filozoficznym i tą nieznośną świadomoś
, że pożyczył (ha, pożyczył, chyba dał) pieniądze temu skośnookiemu idiocie. Zgromił więc zbyt żywą Winry mało przyjaznym spojrzeniem.
-O co chodzi?- burknął powstrzymując kolejny, natrętny atak ziewania.
Blondynka w skrócie podzieliła się z nim swoimi wczorajszymi spostrzeżeniami i pomysłem na zeswatanie dwojga ludzi, nieświadomych łączącego ich, płomiennego uczucia.
-Czyś ty kompletnie oszalała?- Ed popukał się znacząco w głowę, na co Winry zrobiła obrażoną minę.
-Wiedziałam, wiedziałam, że powinnam była iść z tym najpierw do Ala!- warknęła- On by na pewno zrozumiał!
-Nie awanturuj się tak, bo zaczyna boleć mnie głowa- odpowiedział Stalowy najspokojniej jak tylko potrafił- z resztą co takiego Al miałby zrozumieć, czego ja bym nie mógł?
W głowie Winry narodziła się pewna myśl. Nie od dziś było wiadomo, że Ed nie jest stanie znieść myśli, że jego młodszy brat mógłby być w czymś lepszy od niego. Co te kompleksy robią z człowiekiem...
-Tak!- powiedziała z zacięciem dziewczyna- Alphonse jest znacznie wrażliwszy i sympatyczniejszy niż ty! Do tego gdyby miał ciało byłby zapewne WYŻSZY- dodała kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Twarz Eda zrobiła się purpurowa. Przypominał teraz Runfan gdy wczorajszego wieczoru ujrzała prawie nagiego Linga.
-Niby na jakiej podstawie tak uważasz?- Winry z satysfakcją pomyślała, że wybrała naprawdę odpowiedni moment. Chłopak był zbyt zmęczony, aby móc się na cokolwiek wściekać. Chociaż jego głos ociekał jadem wyraźnie opuściła go cała pewność siebie.
-Ech, niech będzie, pomogę ci, ale sobie nie wyobrażaj, że będę w to jakoś mocno zaangażowany. No bo wiesz, Al nie doradziłby tej całej Runfan tak dobrze jak ja...- odparł Ed odrobinę zrezygnowanym głosem, po czym potężnie ziewnął- Już nawet nie chcę wiedzieć skąd ci przyszło do głowy, że miałbym być niższy od niego!
C.D.N
