– Jeszcze wina, Minerwo? – spytał uprzejmie Dumbledore.
McGonagall po chwili namysłu skinęła głową. Rozpoczęła się przerwa świąteczna, większość uczniów wyjechała do domów, a zegary dawno wybiły północ – nie istniał żaden powód, dla którego nie mieliby przeciągnąć tego wieczoru.
Dumbledore z dobrodusznym uśmiechem podał jej kieliszek. McGonagall upiła łyk, przeciągnęła się jak kotka i z pomrukiem zadowolenia odchyliła głowę, wtulając się w oparcie fotela. Może i kocham nauczać, ale i w feriach da się dostrzec pewne plusy, myślała, wsłuchując się w trzaskający ogień.
– Więc? Gdzie je schowałaś? – pozornie od niechcenia zagadnął Dumbledore.
McGonagall zmarszczyła brwi. Wydawało jej się, że miała mu tego nie mówić, ale teraz było jej tak lekko i tak… obojętnie…
– W tamtej szafie – odparła. – Rzeczywiście wino rozwiązuje język – wymamrotała z pewnym zdziwieniem, przyglądając się Albusowi trzymającemu w objęciach wielkie pudło przewiązane czerwoną wstążką.
– Rzeczywiście – potwierdził ten skwapliwie. Zwłaszcza doprawione Veritaserum, dodał w myślach, pakując sobie do ust pierwszą fasolkę.