annmarwalk
W imieniu krasnoludów, Gimli
– Masz dość skarpet? I dodatkowy kaptur? Może się zrobić zimno, kiedy wyjedziecie.
– Czekaj Nandi, nie zaprzątaj sobie tym brody. Przecież nie rusza sam, poza tym nie pozwoliłbym, żeby coś się stało memu najmłodszemu, prawda?
– Cichaj Gloinie jest także moim najmłodszym. Wiem, że to nie jego pierwsza wyprawa, ale matki się martwią, tak to już jest. Gimli, skarpety?
- Mam je w plecaku, matko, trzy pary i dodatkowy kaptur też.
- Dobrze więc! Droga nie zrobi się krótsza, lepiej ruszajmy.
Pozostali wyrażają poparcie pomrukiem.
- Do zobaczenia. Zostańcie w zdrowiu Nandi, aż się znów zobaczymy.
Gdy Nandi obejmuje syna na pożegnanie, szepcze
- Dodałam ci do zapasów trochę solonej wieprzowiny.
Boromir nie potrafił się powstrzymać i zerkał ciekawie, gdy Gimli przerzucał zawartość swego plecaka.
- To te skarpety? Szkoda, że nie wziąłem sobie jakiś zapasowych.
- Trzy pary. Niosłem je na naleganie matki. Wiesz, jak to jest czasem lepiej zgodzić się z matką, aniżeli kłócić?
Smiech Boromira jest podszyty żalem.
- Byłem chłopcem, gdy moja matka zmarła, chociaż słyszałem wiele przerażających opowieści o, jak to ująć, nadmiernej opiekuńczości matek. W sumie to nadal dobrze wyglądając skarpety, grube i ciepłe.
- Myślisz, że będą ci pasować? Z chęcią się podziele od mej matki dla pamięci o twojej.
Kiedy usłyszała wieści Nandi pobiegła do bramy, ale z dwu, których poszukiwała wzrokiem znalazła tylko jednego.
- Gloinie? Gdzie jest Gimli? Gdzie jest nasz syn?
Gloin odwrócił się pomału.
Postarzał się, pomyslała. Czemu?
- Został wezwany, aby wyruszyć na wyprawę. Będzie reprezentował dzieci Mahala. To wielki zaszczyt żono.
- Wielki zaszczyt… - westchnęła Nandi uśmiechając się do pozostałych z kompanii ale żaden z nich nie patrzył jej w oczy.
- Wielki zaszczyt.
Odwróciła się z furią do swego męża
- Powiedz mi co to za wielki zaszczyt Gloinie. I powiedz mi, kiedy wróci mój syn.
Nagroda MEFA za 2007 – III miejsce w kategorii rasa:krasnoludy.
