Mój pierwszy opublikowany crossover w życiu. Mało tego - występują tutaj moje dwa OC, które coponiektórzy mogli poznać już z innych moich fików. Mam nadzieję, że się wam spodobają. Co prawda kiedyś planowałam napisać dwa oddzielne fiki, w których Adelina i Saturnin pojawiają sie w obu fandomach, ale ostatecznie postanowiłam zbić to w jeden fik o relacjach braterskich Salvadorów i Winchesterów i o tym jak zostają one poddane próbie (może jestem naiwana, ale należę do osób, które uważają, że Damon jeszcze kocha swojego brata).

Prolog

Sam i Dean jechali przez leśną drogę przy dźwiękach „Sweet Home Alabama". Starszy z braci Winchesterów siedział za kierownicą, podczas gdy młodszy trzymał w ręką rozwiniętą mapę i oglądał ją z lekkim skonsternowaniem. Nazwa miejsca, do którego się kierowali, była cokolwiek osobliwa, Sam powiedziałaby nawet, że lekko ironiczna.

- Mystic Falls? – odezwał się wreszcie i spojrzał na Deana. – To brzmi jak jakaś miejscowość z filmu dla dzieci.

- Prawda? – Dean nie spuszczał oczu z drogi. – Aż prosi się, aby coś mistycznego się tam stało. I pewnie coś się stało, a my musimy to sprawdzić.

To zadanie było o tyle interesujące i inne od pozostałych, że tamtejsza szeryf sama poprosiła ich o pomoc. A co za tym idzie nie musieli udawać przed władzami, że są z policji, FBI czy jakiekolwiek innej instytucji. Przynajmniej taką nadzieję miał Sam. Pani szeryf mówiła, że było to coś większego. Być może myślała, że ich przypadek jest jedyny w swoim rodzaju, ale dla Winchesterów było to po prostu kolejne polowanie.

Dean zmienił kasetę na składankę AC/DC. Oczy Sama przeniosły się z mapy na las za oknem.

- Całkiem ładna okolica.

- Tak. Idealna dla wendigo albo wilkołaków.

Sam popatrzył na brata z poirytowaniem.

- No wiesz co… Ja tu się cieszę krajobrazem, a ty mi się wcinasz z takimi tekstami.

Dean prychnął śmiechem.

- Wybacz, Sammy, to silniejsze ode mnie.

Kiedy dotarli na miejsce, była już dwudziesta. Niemniej jednak udało im się w szybki sposób zlokalizować bar, w którym mieli spotkać się z szeryf Forbes. Knajpa była ciemna, ale duża; pełna ludzi, głównie młodych ludzi. Winchesterowie przebiegli wzrokiem po pomieszczeniu. Dwie licealistki – jedna czarna, z falistymi włosami, druga blondynka o twarzy typowej siksy – siedziały przy stole i rozmawiały o czymś żywo. Inna, ruda, siedziała kilka stolików dalej i przytulała się do swojego chłopaka. Wysoki blondyn w kurtce sportowej grał z jakimś chłoptasiem przypominającym emo w bilard.

Przy barku siedziała postać w granatowym mundurze. Postać wyglądała na kobietę w średnim wieku, blondynkę o zmęczonych oczach. Powodowani przeczuciem Sam i Dean skierowali się w jej stronę. Wkrótce stanęli przed funkcjonariuszką, która odwróciła się do nich i zbadała wzrokiem od stóp do głów. Pierwszy odezwał się Dean:

- Szeryf Forbes, jak sądzę.

- Tak jest – odpowiedziała powściągliwie.

- Sam i Dean Winchester – przedstawił siebie i brata Sam.

- Siadajcie – powiedziała.

Zajęli dwa puste krzesła po prawej stronie pani szeryf, po czym zamówili sobie po piwie. Nie wiedzieli, że zwrócili na siebie uwagę młodego, przystojnego bruneta o niepokojącej urodzie, który siedział samotnie w rogu baru. Damon wiedział, że tajemniczy przybysze rozmawiający z szeryf Forbes mogą oznaczać kłopoty, dlatego postanowił ich podsłuchać.

- Mam nadzieję, ze macie dużo osikowych kołków – powiedziała szeryf Forbes.

- Nie, ale mamy lepsze rzeczy. – Dean uśmiechnął się z wrodzoną pewnością siebie.

W tym momencie uśmiech Stefana został zastąpiony przez wyraz napięcia. Młodszy z braci Salvadore zainteresował się nagle konwersacją Winchesterów z policjantką, tak samo jak starszy. Siedząca z nim Elena zauważyła dziwną zmianę nastroju swojego chłopaka.

- Nie wyglądacie zbyt profesjonalnie – zauważyła pani szeryf. – Spodziewałam się, że łowcy demonów będą…

- Zarośnięci i obładowani amuletami? – podsunął Sam. – Proszę mi wierzyć, mimo że jesteśmy niepozorni, znamy się na swojej robocie.

- Co się stało, Stefanie? – spytała Elena.

- Ciii… – przytknął palec do ust i nasłuchiwał.

- No, ja myślę – odparła Forbes. – Słyszałam wiele dobrego o was i waszym zmarłym ojcu. Dlatego właśnie chciałam, abyście to właśnie wy zajęli się naszym małym problemem.

- Może od razu przejdźmy do tego jaki to problem – zaproponował Sam.

Szeryf pochyliła głowę i zniżyła głos.

- Wampiry. – Zrobiła krótką pauzę, a po chwili mówiła dalej: – Od 1867 uderzają co kilka lat i zabijając w ten sam sposób: wysysając krew ze swoich ofiar. Oficjalna wersja dla mieszkańców głosi, że ci wszyscy ludzie zostali zaatakowani przez dzikie zwierze, ale ja, burmistrz i paru innych znamienitych obywateli Mystic Falls, wiemy co się dzieje. Widzicie, panowie, ojcowie założyciele tego miasteczka pozostawili nam liczne informacje o tym, co działo się tutaj prawie dwieście lat temu.

- I chcecie abyśmy wytropili wasze wampiry? – zapytał Sam.

- To chyba rozumie się samo przez się, panie Winchester. Próbowaliśmy wiele razy je zabić, ale bez skutku. Jeszcze straciliśmy paru ludzi. Pozostało nam tylko wezwać kogoś, kto zna się na tym lepiej od nas.

- Zrobimy co się da, aby załatwić wasz problem, pani szeryf – oświadczył Dean. – Jednakże nie dzisiaj.

- Nie ma pani nic przeciwko temu, abyśmy znaleźli jakiś motel i poszli spać? – dodał Sam. – Jesteśmy zmęczeni podróżą. Położymy się i od jutra rozpoczniemy polowanie.

- W pełni to rozumiem – odparła i podniosła się z krzesła. – Dobrej nocy, panowie.

Opuściła bar. Po wypiciu piw i uregulowaniu płatności Sam i Dean zrobili to samo. Idąc w stronę wyjścia, Sam nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest obserwowany. Tak też było. Stefan i Damon Salvadore nie spuszczali oczu z obu łowców, dopóki ci nie zamknęli za sobą drzwi. Dopiero kiedy Winchesterowie wyszli, Stefan wydał z siebie głębokie westchnienie.

- Powiesz mi w końcu o co chodzi? – spytała z poirytowaniem Elena. – Kim byli ci dwaj?

- Wygląda na to, że to myśliwi – odparł Stefan, wpatrując się beznamiętnie przed siebie.

- Myśliwi? – zdumiała się. – Masz na myśli, że oni…?

- Tak, Eleno – oświadczył. – Będą na nas polować.


Przez okno w pokoju numer 24 wyglądała młoda kobieta o rudych, kędzierzawych włosach, obłej twarzy i jasnej cerze porcelanowej lalki. Jej jaspisowe oczy wodziły za dwiema męskimi postaciami, które właśnie wyszły z samochodu i wkroczyły do motelu, aby spędzić w nim noc. Kobieta odeszła od okna, włożyła na siebie niebieski szlafrok i otworzyła drzwi do swojego pokoju, wychodząc na korytarz. Przy oddalonej kilka metrów od jej tymczasowego mieszkania recepcji stanęli właśnie Sam i Dean. Właściciel dał im klucz do pokoju 22 i wskazał palcem właściwy korytarz. Winchesterowie natychmiast skierowali się w tę stronę, ale zamarli na widok nieznajomej kobiety, która patrzyła na nich z zainteresowaniem, a nawet uśmiechnęła się do nich przyjaźnie.

- Dzień dobry. Nazywam się Adelina Weston. Zdaje się, że będziemy przez pewien czas sąsiadami.

- Bardzo nam miło, ale musimy już iść – oświadczył Sam i podszedł, niemal podbiegł do drzwi swojego pokoju.

W pośpiechu Sam włożył klucz do dziurki i przekręcił zamek.

- No wiesz co… Jesteś niegrzeczny, Sam – powiedział Dean, odwrócił się do Adeliny i posłał jej uwodzicielski uśmiech. – Ja jestem Dean, a to mój brat, Sam. Miło panią poznać.

- Pani wybaczy, ale jesteśmy zmęczeni – powiedział młodszy Winchester, otwierając drzwi. – Musimy się położyć.

- Rozumiem – odparł Adelina i sama nacisnęła klamkę do swojego pokoju. – Dobrej nocy.

Weszła do siebie, zamknęła drzwi i oparła się o nie, pogrążając w zamyśleniu.

Bracia Winchester i bracia Salvadore. Bracia walczący z demonami i bracia przemienieni w wampiry. Nie miała wątpliwości. To o nich mu chodziło, inaczej nie pojawiałby się w momencie, kiedy Sam i Dean przybyli do Mystic Falls. I zważając na te skrajnie różne pary braci, Adelina mniej więcej pojmowała czemu się nimi interesował. Nie była jednak pewna, jak zamierzał to wykorzystać. Musiała to odkryć, zanim stanie się coś złego.