Za każdym razem, kiedy Harry lądował w Mungu po kolejnej aurorskiej akcji, to Ron był tym, który widział go jako pierwszy z tego prostego względu, że Ron był jego uzdrowicielem. Hermiona była temu przeciwna, bo żaden lekarz nie powinien leczyć swojej rodziny, ale dla Rona było to zbawieniem, bo zawsze pierwszy wiedział, jak poważne są rany przyjaciela.

Przed tym, zanim jeszcze ukończył naukę, to Ginny wiedziała wszystko najwcześniej. Miała ten przywilej jako narzeczona Harry'ego, co niezmiernie bolało Rona, ale nie mógł z tym nic zrobić. Nikt nie wiedział o jego zazdrości, nawet Hermiona. Chociaż podejrzewał, że jako jego była dziewczyna, domyślała się czegoś.

W tym momencie Ron starał się wykryć, co jeszcze w ciele przyjaciela było złamane, urwane lub naciągnięte. Zespolił już Harry'emu złamane kości, jedną w nodze, drugą w obojczyku. Przekazał komuś innemu zadanie poinformowanie rodziny, „naprawiając" go.

— Znowu miałeś szczęście Potter — powiedział cicho do przyjaciela. Wiedział, że Harry jest nieprzytomny jeszcze, ale zaraz się obudzi. — Tylko dwie złamane kości i nic więcej. Jak ty to robisz, to mnie zadziwia.

Odszedł od jego łóżka, aby wpuścić Ginny siedzącą już na korytarzu. Tylko spojrzała na jego twarz, a kiedy nie wyczytała z niej śmiertelnego zagrożenia, poszła do łóżka Harry'ego. Ron zamknął za nimi drzwi i zaczął grzebać w kieszeni swojego kitla, idąc do swojego gabinetu i otwierając okno.

Była pierwsza w nocy, więc nie musiał się obawiać, że wejdzie tu ktoś, kto będzie zniesmaczony tym, że pali mugolskie papierosy w miejscu, gdzie przyjmuje pacjentów. Wiedział, że są one już jego nałogiem, ale miał to gdzieś. Papierosy go uspokajały.

Tak było zawsze; informacja, że przywieziono Aurora Pottera na oddział; informacja o stanie jego ciała; informacja o klątwach, jakie na niego były rzucane; a potem Ron zabierał się za leczenie. Został uzdrowicielem tylko dla niego. Wiedział jednak, że nigdy nie zostanie mu to tak wynagrodzone, jak by chciał.

Wyrzucił peta za okno i zamknął je, siadając przy biurku i sięgając po kartę Harry'ego, żeby dodać do niej kolejne urazy i leczenie. Usłyszał otwierane drzwi, ale nie podniósł głowy, żeby zobaczyć, kto wszedł. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy drzwi się zamknęły.

— Hermiona? Co ty tu robisz?

— To ja przyprowadziłam Ginny — odpowiedziała dziewczyna, siadając naprzeciwko niego i przyglądając mu się w ciszy przez chwilę. — Dlaczego wciąż to robisz?

Ron podniósł na nią wzrok, przerywając pisanie.

— Jeśli tego nie wypełnię, nie dostanę wypłaty?

— Nie o to mi chodzi — fuknęła cicho Hermiona. — Ja wiem, Ron. I zastanawiam się, jak długo będziesz to ciągnąć, póki nie zapomnisz o nim i nie poszukasz kogoś innego.

Ron prychnął. Wiedział, że przed Hermioną za dużo się nie ukryje.

— Myślę, że to by strasznie ucieszyło Terry'ego — mruknął, wracając do karty. — Dlaczego mówisz mi o tym teraz?

— Ustalili datę ślubu.

Ron złamał pióro i wylał atrament na kartę Harry'ego. Przez chwilę siedział w bezruchu, po czym wstał i wyszedł z biura, z budynku, poza Londyn.

— Czyli naprawdę pora przejść dalej, co? — powiedział cicho do siebie, siedząc w pubie w Ottery St. Catchpole.