N/A Co zrobisz, gdy w poniedziałkowy wieczór, kwadrans po dwudziestej trzeciej, otrzymasz sms, w którym Myszyna dowodzi, że fanfik, który jeszcze nie powstał i którego napisania nie planowałaś, powinien powstać – i to jak najszybciej, bo ma ocalić świat, a przynajmniej nieco wiary w drugiego człowieka? Fluff i Donna Noble - nic więcej nie jest wiadome, bo Myszyna nawet kawałka odcinka nie widziała? Jeśli jesteś Badhbh – siadasz i piszesz (oczywiście, najpierw próbujesz się wykręcić "Powrotem do Chiswick", ale nie z Myszyną takie numery). Tak pokrótce wygląda geneza powstania niniejszego fanfiku.
Napisanie "opeńka" zajęło mi godzinę.

A poza tym jeszcze ze dwa ratunki świata i się postaram o pelerynkę. I tiarę. Tiary są "osom".


"Mrugnięcie"


Z dedykacją dla Myszyna-Wie-Kogo

„Twinkle, twinkle, little star,
I wonder what you are.
Up above the world so high,
Like a diamond in the sky."
Jane Taylor, „The Star"

Donna ma cztery lata i nie do końca zdaje sobie sprawę, że nosi nazwisko Noble. Aktualnie powinna już spać, jednak biega po kuchni od ponad piętnastu minut, podśpiewując kołysankę o mrugającej na niebie gwiazdce. Matka nieumiejętnie próbuje uciszyć dziewczynkę. Jak na perfekcyjną panią domu przystało właśnie szoruje piekarnik - co świadczy najdobitniej o tym, że mamy poniedziałek. Pani Noble przywiązuje dużo wagę do porządku i właściwego postępowania. I stara się te poglądy zaszczepić córce. Bezskutecznie. Irytacja pani Noble rośnie wprost proporcjonalnie do długości występu latorośli. Donna jest przeszczęśliwa, bo mama zwraca na nią uwagę, więc śpiewa z całych sił, kręci się po kuchni niczym radosny błędny ognik, sabotujący rytuał poniedziałkowego czyszczenia piekarnika.

- Dość! Dość! - Matka traci resztki angielskiej flegmy. Zanim padną niepotrzebne słowa na miejscu jest już Wilfred Mott. Człowiek, który zdaje się znać swoją córkę lepiej niż ona sama.

- Donnie. Ślicznie śpiewasz. Chodź do dziadka. Przejdziemy się? Pewnie zobaczymy kilka gwiazdek. - Mężczyzna przyklęka, by jego twarz znalazła się na wysokości twarzy wnuczki.

- Tato, już późno! Donna jest w piżamach i powinna być w łóżku!

- Ale nie jest. Odrobina świeżego powietrza pomoże jej zasnąć.

- I tak zrobisz jak uważasz – prycha Sylvia.

- Chodź, moja ulubiona gwiazdeczko. Wybierzesz sobie jakąś gwiazdkę i jej pośpiewamy.

Dziadek opatula Donnę płaszczykiem. Donna rozumie, przecież można się przeziębić nawet latem, jak taki śmieszny stworek z książki, jak on się nazywał... o, przypomina sobie, Tatuś Muffinka. Donna jest wielbicielką słodyczy, więc uśmiecha się na samą myśl o muffinkach. Postanawia zapytać dziadka, bo jest taki mądry i w ogóle, dlaczego mama woli szorować piekarnik zamiast upiec coś dobrego. Oczywiście, jak już będą poza zasięgiem słuchu mamy. Ale nigdy o to nie zapyta, bo tej nocy po raz pierwszy zobaczy Drogę Mleczną. Trzydzieści minut jazdy samochodem od Londynu w jedną stronę.

Dziadek będzie opowiadał zawiłą baśń pełną nowych nazw. Baśń zapisaną w gwiazdach.

A Donna odkryje, że są rzeczy, które cieszą bardziej niż słodycze, chociaż są odległe i nie można ich zjeść. Co, oczywiście, powinno wywołać dysonans poznawczy, ale gdy się ma cztery lata pewne rzeczy przyjmujemy o wiele łatwiej niż trzydzieści lat później. Niemniej w wieku dowolnym niezbędny jest życzliwy przewodnik, taki który porwie cię za sobą, w sensie mniej lub bardziej dosłownym.


Nawiązania: Tak, tytuł w pewnym sensie zapożyczony od Moffatowego „Blink", no co, no gwiazdy mrugają. ;) A Tatuś Muffinka, to pewnie ktoś, o kim mogłaby co nieco powiedzieć Tove Jansson – bo w „Pamiętnikach Tatusia Muminka" wspomniane jest, jak to latem tytułowy bohater zapadł na zdrowiu... Przypadek? Nie sądzię! ;)