oryginał: My Very Own Potter (link w moim profilu)

autor: Rameelia (link w moim profilu)

Tłumaczenie za zgodą autorki


Rozdział pierwszy

Dzieci są skarbem


- Pozwól mi przynajmniej zachować odrobinę godności, co, Potter?

- Ach, teraz wracamy do Pottera?

- To już jest wystarczająco upokarzające w takiej formie, jak jest - stęknął Snape.

- Co? Że dla odmiany to ja pomagam panu, profesorze? Uratował mi pan życie tyle razy, że nie potrafię tego zliczyć.

- Tak, dziękuję. - Rozdrażniony Snape uniósł głos. - Twoje odczucia są doprawdy godne podziwu, ale w tej chwili ich nie zniosę.

Harry westchnął z rezygnacją.

- Co chce pan żebym zrobił? Rzucił pana na ziemię i kazał czołgać się do domu?

- To byłoby bardziej stosowne.

- Cieszę się, że nie stracił pan poczucia humoru.

- Zamknij się, Potter. Drażnisz mnie.

- No dobra. - Harry zatrzymał się na środku drogi prowadzącej do jego domu. - Mogę pana lewitować. Na to się pan zgodzi?

Snape odmruknął coś na zgodę. Harry wyjął różdżkę.

- Mobilicorpus!

Ciało Snape'a uniosło się do pionu i zawisło kilka centymetrów nad ziemią.

- Hmm, myślę, że go zatrzymam - stwierdził Harry z namysłem, patrząc na wózek inwalidzki.

Snape warknął ostrzegawczo.

- Mówię poważnie. - Harry zerknął na niego z ukosa. - Chcę mieć pewność, że będzie pan wykonywał ćwiczenia, a to... - stuknął wózek różdżką, aby go odesłać - ...będzie dla pana niezłym przypomnieniem.

- Nie pouczaj mnie, chłopcze!

Harry tylko roześmiał się i ruszył dalej. Snape nie mógł nic poradzić na to, że im bliżej byli drzwi wejściowych, tym bardziej był zdenerwowany.

Z perspektywy czasu, pomyślał, mógł swoje obecne położenie zrzucić na karb tego, że tak długo był nieprzytomny. Tak, najwyraźniej nie był przy zdrowych zmysłach, kiedy przyjął tytuł "dziadka". Oczywiście, był wdzięczny, a nawet zachwycony, że ktoś chce, aby właśnie on był częścią życia tej osoby. Na tę część, jak naiwnie sobie wyobrażał, składałyby się kartki z życzeniami na Gwiazdkę, odwiedziny raz czy dwa razy w miesiącu... albo w roku. Nigdy nie spodziewał się, że miałby mieszkać z Potterami, którzy mieli troje dzieci. Troje, na litość Merlina! A napatrzył się dość w trakcie swojej kariery w Hogwarcie, aby wiedzieć, że wszystkie dzieci są zasmarkane, marudne, kapryśne... no, poza małym Albusem. To musiało być jedyne istniejące dziecko, które nie działało Snape'owi na nerwy. I Harry musiał to zauważyć, ponieważ każda jego następna wizyta zawsze pociągała za sobą jakiś dyskretny komentarz o Snapie wprowadzającym się do nich na przemian z niedyskretnym ruganiem Ala za skakanie po dziadku, którego będzie miał okazję wystarczająco zadręczać w najbliższej przyszłości. Jakże to ślizgońsko z jego strony.

Głos Harry'ego przerwał jego rozmyślania.

- Jesteśmy. - Zawahał się na chwilę, a potem uśmiechnął ze skrępowaniem. - Witaj w domu.

Snape już słyszał wysokie głosy i słoniowy tupot biegnących dzieci. Postarał się pozbierać. Patrzył w twarz Czarnemu Panu - z całą pewnością nie powinien denerwować się na myśl o spotkaniu z dziećmi.

Harry otworzył drzwi.

- Ufff! - Małe ciało wywróciło się u ich stóp.

- Al! Nic ci nie jest?

Harry pochylił się, aby podnieść syna. Na szczęście pamiętał o tym, żeby różdżką wciąż celować w Snape'a, toteż profesor nie musiał doświadczać czegoś tak zawstydzającego, jak upadek na podłogę na oczach pozostałej dwójki dzieci, która zjawiła się w korytarzu za Alem.

Albus skoczył na równe nogi z uśmiechem od ucha do ucha.

- Tatuś! Dziadek! Co tak długo? Myślałem, że nigdy nie przyjdziecie!

- Ale jesteśmy, urwisie. - Harry potargał mu włosy. - A ty powinieneś ostrożniej biegać po domu.

- W ogóle nie powinieneś biegać po domu - poprawił Snape surowo.

- Jesteś tu nowy, więc nie możesz nami rządzić. - Drugi z chłopców skrzyżował ręce na piersi.

Snape zmarszczył brwi, podobnie zresztą jak Harry.

- Nie musisz być niegrzeczny dla profesora Snape'a, Jamesie.

Tym razem nie zareagował na użycie przez Harry'ego jego tytułu. "Profesor" brzmiało bardziej... onieśmielająco. Skoro zaś chłopiec nosił przeklęte imię Jamesa Pottera, lepiej żeby ten "profesor" powstrzymał jakiekolwiek skłonności do złego zachowania, zanim będą miały okazję objawić się w jeszcze większym stopniu.

James zarumienił się, ale nie zmienił wyzywającej postawy, mierząc go wzrokiem z góry na dół.

- Wcale nie wygląda jakoś ekstra, Al. Mówiłeś, że jest bardziej superancki od Batmana.

- On jest super! - wtrąciła się dziewczynka. - Jest wyższy od tatusia!

No świetnie. Teraz był obserwowany jak owad pod mikroskopem. Nie wspominając już o tym, że wcale nie podobało mu się porównanie do jakiegoś człowieka-nietoperza, kimkolwiek by nie był. Nie mógł się zdecydować, czy warknąć na Jamesa, czy spojrzeć gniewnie na Albusa.

- Dziadek umie robić różne wspaniałe rzeczy, prawda, dziadku? - Al opiekuńczo chwycił jego szatę.

Niech mu Merlin dopomoże, ale nawet kamień by rozmiękł, gdyby spojrzał w te wielkie, proszące oczy. Poczuł, że całe jego poirytowanie na Albusa znika. Było nie było, wśród uczniów w Hogwarcie krążyły znacznie paskudniejsze plotki i opowieści o nim, a do porównywania z nietoperzem właściwie się przyzwyczaił.

- Owszem, umiem - odparł stanowczo.

James parsknął.

- Co? Nie wierzysz mi? - Wygiął brew wyzywająco. - A jeśli ci powiem, że potrafię chodzić, nie dotykając nogami podłogi?

James zmrużył oczy.

- Udowodnij!

- No dobrze. - Snape westchnął cierpiętniczo, jakby niewiara dziecka była dla niego bolesna. - Skoro nalegasz.

Modlił się, żeby Harry nie zepsuł zabawy, kiedy podciągał szatę, aby odsłonić unoszące się w powietrzu stopy.

- Dziadku, ty latasz! - krzyknął Albus, gapiąc się w dół. Nawet James i Lily wybałuszyli oczy. - Mówiłem ci, James!

- I to jeszcze nie wszystko - dodał Snape tajemniczo. - Mam całkiem sporo sztuczek w zanadrzu.

- Wujek Ron też umie robić różne rzeczy - powiedział James bez większego przekonania.

Snape uśmiechnął się drwiąco.

- Potrafi zrobić tak, żeby łyżka tkwiła w jego nosie bez trzymania?

Harry zarechotał, zdołał to jednak zamaskować udawanym atakiem kaszlu. James rzucił okiem na ojca.

- No... tatuś umie zrobić Zwód Wrońskiego! Założę się, że nawet nie wiesz, co to jest!

- Dobrze już, dość tego. Profesor Snape nie jest zwierzakiem w zoo, który robi sztuczki na wasze zawołanie - Harry uspokoił się dostatecznie, by upomnieć syna. - A gdzie wasza matka?

Jakby na sygnał, Ginny wyszła z jednego z pomieszczeń, wycierając ręce w fartuch.

- Co was zatrzymało? Kolacja gotowa.

Panna Weasley - nie, pani Potter, poprawił się - spojrzała na niego i przywitała się nieco formalnie:

- Witam, profesorze Snape.

- Pani Potter. - Pochylił głowę na powitanie. - I proszę mnie nazywać Severusem. Pani szkolne czasy dawno minęły.

- Trudno wyzbyć się starych zwyczajów. - Uśmiechnęła się sztywno.

- Gotowałaś, Ginny? - Harry ze zdumieniem wpatrywał się w fartuch żony.

- Tak, Harry, potrafię gotować.

Czyli pani domu nie była dzisiaj w najlepszym nastroju? Jakoś nie dziwiło go, że zbiegło się to z jego przybyciem.

Harry roześmiał się.

- Daj spokój, Ginny, nie ugotujesz zupy nawet jeśli miałoby ci to uratować życie! Dlaczego nie poczekałaś, aż wrócimy? Zaoszczędziłbym ci kłopotu.

Ze wszystkich idiotycznych rzeczy, jakie Harry mógł powiedzieć, ta zajmowała zdecydowanie pierwsze miejsce, musiał przyznać Snape. Sam mógł nigdy nie mieć zbyt dobrego podejścia do kobiet, jeżeli jednak czegokolwiek się z tej dziedziny nauczył, był to fakt, że mężczyzna zawsze musiał okazywać uznanie dla ich przejawów dobrej woli, nawet jeśli musiał przy tym lekko nagiąć prawdę lub wręcz posunąć się do bezczelnego kłamstwa.

- Pomyślałam, że okazja wymaga ode mnie pewnego wysiłku. - Zdawało się, że Ginny zachowuje pozory wyłącznie z myślą o gościu. - Dalej, dzieci, umyjcie ręce i zjemy kolację. - Zagoniła protestujących malców do łazienki.

- Polecimy za nimi? - Harry uśmiechnął się do niego szeroko, ruszając. - Nie mogę się doczekać tej łyżki w pana nosie.

- Bezczelny bachor - mruknął Snape. - Wcale się nie zmieniłeś.

xXxXx

"Armaty z Chudley rozpoczęły pochód w górę tabeli... antyczne miotły, w tym cała seria Nimbusów, znowu w sprzedaży... włoski szukający otrzymuje irlandzkie obywatelstwo na dwa miesiące przed Pucharem Europy..."

Snape westchnął, wertując strony. Nie było żadnej, najdrobniejszej nawet wzmianki wartej uwagi w tym czasopiśmie. Ani w całym pokoju, prawdę powiedziawszy, w którym znajdowały się tylko czasopisma o quidditchu, plakaty z quidditchem (z wyjątkiem jednego, który rozwiązał zagadkę tożsamości Batmana), wszystko quidditchowe; w kącie stała nawet złamana miotełka dziecięca. To musiał być pokój Jamesa, jako że chłopiec miał obsesję na punkcie tego niebezpiecznego sportu. Musiał wysłuchać listy kilkunastu groźnych zagrań w quidditchu, jakie malec podobno potrafił wykonać, aż wreszcie znaczące kaszlnięcie Harry'ego powstrzymało dalszy zalew tego rodzaju informacji. To jest do czasu, kiedy chłopiec zaczął wymieniać szereg zabójczych technik karate, jakie ćwiczył na Albusie, co sprawiło, że Ginny i Snape złowrogo popatrzyli na Harry'ego, który od razu wymamrotał coś o "zapoznaniu Rona z karate następnym razem".

Ktoś zapukał do jego drzwi.

- Proszę.

- Dziadku! Mam dla ciebie czasopisma o eliksirach! - Albus wpadł do środka i wdrapał się na jego kolana, entuzjastycznie wymachując kilkoma egzemplarzami "Pierwszorzędnego Warzyciela". - Tatuś mówi, że lubisz eliksiry. Lubisz, prawda? - Zaniepokoił się nagle Al.

- Tak. - Snape skinął głową i chłopiec się rozpromienił.

- Jeszcze trochę powskakujesz dziadkowi na kolana i zaraz postawisz go na nogi. - Harry wszedł do pokoju za synem.

- Naprawdę? - Dziecko spojrzało na Snape'a i stwierdziło bardzo poważnie: - Mogę przychodzić i wskakiwać ci na kolana codziennie, dziadku.

- Dziękuję ci, Albusie, ale to nie będzie konieczne.

- Powiem ci, co będzie konieczne, Al. - Harry usiadł w fotelu. - Możesz przychodzić i pilnować, żeby dziadek codziennie wykonywał swoje ćwiczenia, bo jemu się chyba wydaje, że jego nogi same zaczną chodzić. Co ty na to?

- Przestań traktować mnie jak dziecko, Harry - zadrwił Snape. - Tym uzdrowicielom nie można powierzyć leczenia ropuchy, a co dopiero człowieka, a ja doskonale dam sobie radę z zajmowaniem się sobą, bardzo ci dziękuję.

- Babcia Molly mówi, że trzeba słuchać uzdrowicieli - Albus zniżył głos do szeptu. - Jak nie posłuchasz, to będziesz bardzo niegrzeczny, dziadku. A wcale nie chcesz, żeby babcia Molly dowiedziała się, że jesteś niegrzeczny. James kiedyś nie został w łóżku, jak miał grypę, i wpadł w wielkie tarapaty, bo babcia była na niego bardzo, bardzo zła. - Wzdrygnął się na myśl o tym wspomnieniu.

- Właśnie, nie chcesz być niegrzeczny, prawda, Severusie? - Harry uśmiechnął się bezczelnie. - Więc Al będzie miał na ciebie oko.

Snape mruknął coś niezrozumiałego. Choć wolałby, aby nikt nie widział jego śmiesznych masaży i treningów, które miały niby przywrócić krążenie krwi, może wcale nie przeszkadzałoby mu towarzystwo. Zresztą kto wie, Al mógłby niespodziewanie uznać, że nie chce aż tak często widywać dziadka teraz, kiedy mieszkają w tym samym domu i ma go na wyciągnięcie ręki praktycznie cały czas... Nie byłby Ślizgonem, gdyby nie skorzystał z okazji.

- Jak ci się podoba pokój? - spytał Harry, zwracając jego myśli na inne tory. - To tylko na dziś, jutro zorganizujemy ci inny. Do ostatniej chwili nie byłem pewny, czy się zgodzisz.

- Co zrobiłeś Jamesowi, żeby oddał swój pokój? Przekupiłeś go?

Harry splótł palce i spojrzał w sufit; pogodny uśmiech na jego twarzy niesamowicie przypominał Snape'owi Dumbledore'a.

- Prawdę mówiąc, mieliśmy tu drobne przepychanki na temat tego, kto będzie mógł zaofiarować ci swój pokój.

Snape spojrzał w dół, na Ala, który zaczerwienił się i odsunął nieco, miętosząc rąbek swojej koszulki.

- Albusie Severusie Potterze, biłeś się ze swoim bratem? - Zmusił się do użycia surowego tonu, chociaż w rzeczywistości czuł intrygującą ochotę do rozgrzeszenia mającego wypisane na twarzy poczucie winy chłopca, który siedział na jego kolanach, oraz jednoczesne poradzenie Harry'emu, aby trzymał starszego syna twardszą ręką.

Al zerknął na ojca, po czym znowu spuścił wzrok i przygryzł dolną wargę.

- Masz na mnie patrzeć, kiedy do ciebie mówię, mój mały. - Uniósł brodę Albusa. - Czy to właściwy sposób rozwiązywania konfliktów? Za pomocą pięści?

Chłopiec patrzył wszędzie, tylko nie na niego, i wyglądał, jakby zaraz miał się zalać łzami.

- Nie - wymamrotał. - Ale jesteś moim dziadkiem, powinłeś mieć mój pokój.

- James! Al! Gdzie jesteście? Potrzebuję was w kuchni! - usłyszał z dołu głos Ginny.

- Czy wciąż będziesz moim dziadkiem? - Pytanie Albusa było tak ciche, że prawie go nie usłyszał. I nie, to nie dłoń Severusa Snape'a znalazła się na policzku chłopca. Nie, to nie kąciki ust Severusa Snape'a lekko się uniosły.

- Nie sądzę, abyś tak łatwo mógł się mnie pozbyć, mój mały. Ale nie bij się już więcej, zrozumiano?

Al uśmiechnął się lekko, w sposób niemal identyczny jak on sam, energicznie pokiwał głową i wypadł z pokoju, kiedy matka znowu go zawołała. Snape patrzył za nim, aż dziecko znikło w korytarzu, po czym odchrząknął i wrócił do leżących na łóżku czasopism.

- Wiesz, on od tygodni mówił tylko o tobie. "Dziadek to, dziadek tamto" - odezwał się Harry. - Myślę, że chciał wzbudzić zazdrość w Jamesie. I udało mu się. Kwestia pokoju nie była jedyną, o jaką się pobili.

- Dałeś Jamesowi za dużo swobody, szczególnie jeśli chodzi o sporty, których jest, ach, zapalonym entuzjastą. - Snape nie zdołał powstrzymać oskarżycielskiego tonu, który zabarwił jego głos. - Słyszałeś, co on ma zamiar zrobić Albusowi po kolacji?

Harry zachichotał.

- Nie powinieneś przejmować się Jamesem, on tylko tak mówi. Sądzi, że mniej się nim interesujemy, więc próbuje na wszystkich zrobić wrażenie takimi rzeczami.

- Doprawdy.

Harry westchnął na dźwięk jego drwiącego tonu.

- James to dobry chłopiec. Nie powinieneś przypinać mu łatki zbrodniarza tylko przez to, jak się nazywa.

Rozmowa przyjęła niepożądany obrót. Harry nie powiedział na głos, że Snape popełnił ten sam błąd wiele lat temu, kiedy inny chłopiec o zielonych oczach - jedynym, co w jego wyglądzie przypominało matkę - przybył do Hogwartu.

- Twoja żona nie wydaje się być zachwycona moją obecnością tutaj - uznał Snape nonszalancko, aby uniknąć nieprzyjemnego tematu jego przeszłych pomyłek.

- Cóż... - Harry brzmiał na skrępowanego. Wstał i podszedł do jednego z plakatów, jakby chciał mu się przyjrzeć z bliska; Snape zbyt późno zdał sobie sprawę z tego, że w celu odsunięcia od siebie poczucia winy zachował się nietaktownie.

- Nieważne, Harry. To nie moja sprawa.

Harry spojrzał na niego i uśmiechnął się odrobinę nienaturalnie.

- Nie, w porządku. Chodzi o to, że... - Ponownie odwrócił się do ściany. - Ginny czasami nie rozumie. Mówi, że to znowu to całe moje ratowanie innych. - Roześmiał się krótko. - Po tym, jak ci idioci w Ministerstwie odmówili zwrotu pieniędzy na twoje konto w Gringocie i zniesienia zakazu kupowania przez byłych śmierciożerców normalnych domów... Powiedziałem im, że mam dowody, że przez cały czas pracowałeś dla Dumbledore'a, powiedziałem im, że mogę zeznawać pod Veritaserum, ale te nadęte snoby... arrr, naprawdę nie chcę o tym mówić. Zapewnienie ci dachu nad głową to najmniej, co mogłem zrobić. I tyle.

Snape wlepiał wzrok w plecy Harry'ego.

- Dałeś mi więcej, niż tylko to. O wiele, wiele więcej, Harry - powiedział cicho.

Harry spojrzał przez ramię i Snape zdążył dostrzec cień swobodnego uśmiechu na jego twarzy, zanim ponownie skupił uwagę na czasopismach trzymanych w ręce. Pochylił nad nimi głowę i jego czarne włosy zasłoniły mu twarz, skrywając jego własny uśmiech wdzięczności.


KONIEC
rozdziału pierwszego


Będę wdzięczna za wszelkie komentarze, które pojawią się pod tym opowiadaniem - są one dla mnie zawsze bardzo ważne, ponieważ zarówno jako autor, jak i jako tłumacz lubię wiedzieć, jakie tekst sprawił wrażenie na Czytelnikach, co w nim jest dobrego, a co złego, co się spodobało, a co wręcz przeciwnie. Jestem wdzięczna za każdy komentarz, pozytywny czy krytyczny, uważam bowiem, że każdy z nich pozwala mi się rozwijać. Nie mówiąc już o przyjemności płynącej z ich czytania ;-).

Żeby skomentować tekst nie trzeba być zarejestrowanym. Robi się to poprzez kliknięcie na niżej zamieszczone słowa "Review this Story / Chapter"; otwiera się wtedy nowe okno, gdzie w wąskim pasku wpisuje się imię / pseudonim, a w dużym polu pisze uwagi odnośnie tekstu. Po zakończeniu wystarczy kliknąć przycisk "Submit Feedback / Review" i gotowe.