i będą twarde jak skała, twarde jak mur

I. Kiedyś nazywała się Raven

Azazel przenosi ich w góry. Mystique trochę kręci się w głowie, nigdy nie polubi tego sposobu podróżowania. Wokół jest kompletnie ciemno; różnica między oślepiającym słońcem kubańskiej plaży, a górskim zmrokiem to za dużo nawet dla kocich oczu mutantki. Mocno zaciska palce na dłoni Azazela. Marznie.

Kołchoz „Sowieckie Słońce" stoi opuszczony od dziesięciu lat, z większości zabudowań pozostały ruiny, straszące powyginanymi prętami zbrojeń. Kilka pomieszczeń zostało odbudowanych, Mystique przypuszcza, że była to jedna z baz Shawa. Mało używana zapewne, trudno sobie wyobrazić Emmę w miejscu bez prądu i ciepłej wody. Riptide na wszelki wypadek niczego nie dotyka. Jedynie Azazel się tu odnajduje; rozpala w tych dziwnych, kaflowych kominkach, ze zdumiewającą wprawą zapala naftowe lampy.

Śpią wszyscy w jednym pokoju; od żółtawych kafli „pieczki" bije przyjemne ciepło. Ściany i podłoga wyłożone są kolorowymi, pasiastymi dywanami. Mystique wsuwa się pod ciepły, wełniany koc. Nagle czuje się bardzo, bardzo zmęczona. Zamykającymi się oczami obserwuje Azazela, dokładającego do pieca i Angel, która już pochrapuje lekko przez pół otwarte usta. Dziwne jest – nie myśleć o nich, jak o wrogach. Miłe uczucie – decyduje Mystique – skoro są tacy sami. Myśli, że polubi to dziwne, przytulne miejsce.

(Będą budować nowy, wspaniały świat; świat w którym będzie dla nich miejsce, choćby nawet byli niebiescy, albo pokryci futrem, świat, w którym będą bezpieczni.)

(Kiedy budzi się nad ranem, piec jest już chłodny, zimne powietrze wciska się jej pod koc, na szarym niebie rysują się ostre szczyty gór. Pod powiekami Mystique płonie słońce kubańskiej plaży. Może dlatego płakała przez sen.)

Magneto zarządza treningi od razu, od następnego ranka. Budzi ich wcześnie, zanim słońce zdąży się wysunąć zza gór, zanim podniosą się zalegające w dolinach mgły.

Nad nimi są tylko chmury, a pod nimi tylko mgły – jakby byli całkiem sami we wszechświecie, myśli Mystique, szczękając lekko zębami w porannym chłodzie. Szybko się rozgrzewa, równie szybko zapomina o rozmyślaniach.

- Musicie umieć się bronić, zawsze, w każdej sytuacji – mówi Magneto. Uczą się. Mystique uczy się strzelać; Azazel zgromadził zdumiewający arsenał w zrujnowanej, przerobionej na prowizoryczną strzelnicę, oborze. Mystique biega, walczy wręcz i nieustannie ćwiczy. Głównie zmienianie się.

- Za wolno – powtarza Magneto. - Ciągle za wolno. Musisz się zmieścić w ułamku sekundy, tak, żeby nikt nie zdążył zauważyć przemiany.
Wieczorem doprowadzają do porządku jeszcze kilka pomieszczeń, Mistique dostaje sypialnię z Angel. Kładą się do łóżek w niezręcznej ciszy. Kiedyś rozmawiały – mgliście pamięta Mystique. Zanim Darwin... Zasypia, zanim zdąży skończyć myśl.

Azazel dba o zaopatrzenie i zabezpieczenie. To drugie idzie mu gorzej; kiedy po okolicznych wioskach rozchodzi się wieść, że w Sowieckim słońcu straszy diabeł, co wieczór mają po kilku nieproszonych gości.

Azazel nie lubi grać straszydła, podejrzewa Mystique. (To pierwszy raz, kiedy patrzy na niego ze zrozumieniem.)

- Dziś ja – mówi spokojnie, kiedy Angel alarmuje o następnych, czających się ruinach, dzieciakach. (To pierwszy raz, kiedy Azazel się do niej uśmiecha; dziwny widok.)

Mystique przygląda się porzuconemu w kącie portretowi. Jest zniszczony, miejscami pokryty pleśnią.

Po okolicznych wioskach rozchodzi się wieść, że w Sowieckim Słońcu straszy Lenin. Osiemnaście osób zostaje aresztowanych pod zarzutem szeptanej propagandy. Wizyty ciekawskich kończą się natychmiast, za to porzuconym kołchozem zaczyna się interesować KGB.
Na szczęście wtedy jest już z nimi Emma. Ma dużą wprawę w radzeniu sobie ze służbami specjalnymi.

Mystigue tęskni za Charlesem, wygodnym łóżkiem i wielką wanną pełną ciepłej wody, ale nie płacze już przez sen. Trenuje.

Przez pierwsze dwa tygodnie wstaje z łóżka, zaciskając zęby; ból mięśni wyciska łzy z oczu. Dwa tygodnie i jeden dzień później nie wstaje z łóżka w ogóle. Ma niebieską skórę i zmutowane geny, ale nadal jest kobietą, więc zostaje w łóżku, krwawi i cicho zwija się z bólu.
- Wstawaj – Magneto nie przejmuje się pukaniem, Mystique nawet nie zauważa, kiedy stanął w drzwiach. Ona też już przestała myśleć o prywatności. Nie patrzą na siebie w ten sposób. (Tamto zauroczenie zniknęło, Mystique nawet nie wie, kiedy. Magneto jest dowódcą, nikim więcej.)
- Wstawaj.
- Nie mogę – mruczy. - Dzisiaj nie.
Magneto milczy za krótko, żeby uwierzyła, że dał za wygraną.
- Myślisz, że jak po ciebie przyjdą – mówi wreszcie, bardzo, bardzo cicho – to zapytają, czy dobrze się czujesz? Czy nie boli cię brzuszek? Czy nie jesteś chora? Masz być gotowa. Zawsze. Wstawaj!
Mystique wstaje. Będzie gotowa.
Biega, ćwiczy i strzela – raz za razem, magazynek za magazynkiem; jednostajny huk strzałów głuszony przez słuchawki. I krzyk – ktoś krzyczy, coraz głośniej.
- Mystique?! Mystique! Raven!
Mystique opuszcza broń. Angel patrzy na nią z lękiem. Dopiero wtedy Mystique zauważa, że po tarczy strzeleckiej nie zostało już ani śladu, tam gdzie stała w ścianie obory widnieje dziura. Dopiero wtedy zauważa, że twarz ma całkiem mokrą od łez.
- Co się dzieje? - pyta Angel i Mystigue chciałaby coś odpowiedzieć, zbyć ją obojętnym „to tylko hormony" albo „zaraz się pozbieram". Zamiast tego klęka na ziemi i wybucha płaczem. Angel kuca obok i niezręcznie obejmuje ją ramieniem.
- Nie chcę iść na wojnę – szepcze Mystique, szczękając zębami. - Nie chcę iść na wojnę, nie chcę iść na wojnę, nie chcę...
- Ci... - Angel przytula ją ostrożnie i lekko kołysze. - Już dobrze. Już dobrze, nie ma żadnej wojny.
Będzie – nie mówi Mystique. Uspokaja się powoli. Wspólnie próbują podeprzeć walącą się ścianę obory. Następnego dnia Azazel przenosi strzelnicę do innego budynku.

Czasem chodzi z Azazelem na spacery – wspinają się na przełęcz i po prostu siedzą, prawie nie rozmawiając. Pod nimi, w dolinach widać światełka przytulonych do zboczy gór wiosek.
- Tam się urodziłem – mówi Azazel, wskazując na jedną z nich; kilka mrugających światełkami domków, ukrytych między skałą a lasem.
(Po zakarpackich wsiach krąży legenda o kobiecie, która urodziła diabła. Mówią, że to było w czasie burzy. Mówią, że to było w czasie wojny. Jeśli w czasie wojny, to Azazel ma dopiero dwadzieścia lat.)
- Nie wiem, gdzie się urodziłam – odpowiada Mystique. (Uświadamia sobie, że prawie nic nie pamięta z czasu zanim zamieszkała z Charlesem.)

Mystique nadal tęskni za Charlesem, ale przestaje myśleć o łóżkach i wannach. Trenuje. Zaczyna się przyzwyczajać.
Zaprzyjaźnia się z Angel, nadal patrzy z podziwem na Magneto, nie wie, co ją łączy z Azazelem, nie ufa Emmie ani Riptide'owi.
Emma jest całkiem inna niż Charles i ma całkiem odwrotną koncepcję prywatności. Mystique jest prawie pewna, że Emma skanuje ich wszystkich – poza Magneto, który nie zdejmuje hełmu nawet na noc – przez cały czas. To irytujące.
Ale Emma, nawet jeśli nie ma dość przyzwoitości, żeby nie grzebać im w głowach, ma jej w każdym razie wystarczająco dużo, żeby nie mówić o tym, co znajduje. Mystique odkrywa, że zaczyna ją lubić. Trudno powiedzieć, czy Emma odwzajemnia sympatię, o Emmie trudno powiedzieć cokolwiek. Na pewno nie znosi kołchozu Sowieckie Słońce.
- Co my tu robimy? - powtarza przez pierwszych kilka dni. - Mamy dostęp do całego świata, a siedzimy na jakimś przeklętym zadupiu!
Musi być naprawdę wściekła – myśli Mystique. Przeklęte zadupie – to jakoś nie pasuje do Emmy.
- Stwórz bezpieczną bazę, to się przeniesiemy – odpowiada w końcu Magneto. - Bazy Schmidta są spalone.
Emma nie wspomina więcej o przenosinach. Bezpiecznie to słowo – klucz, kończące każdą dyskusję.
- Telepata wyszedł ze szpitala – mówi Emma któregoś wieczoru. To jeden z tych wieczorów, które Mystique lubi – po skończonym treningu siedzą w kuchni, pijąc hektolitry herbaty, Mystique kładzie nogi na stołku i wsłuchuje się w ból mięśni; ten ból, wieczorny, jest całkiem przyjemny, nogi są ciężkie, głowa jest ciężka, ciepło bijące od pieca jest kojące i usypiające.
- Telepata wyszedł ze szpitala – mówi Emma, trochę ciszej niż zwykle i bardzo się stara nie patrzeć ani na Mystique, ani na Magneto. Mystique odwraca się do niej. Magneto sprawia wrażenie, jakby nie usłyszał.
- Nie będzie chodził – dodaje Emma.

Mystique przymyka oczy, kubańskie słońce wybucha jej pod powiekami, Moira strzela raz za razem, Charles leży na piasku, Magneto (Erik) wyciąga rękę, Mystique (Raven) jest cała z pragnienia i nadziei, Charles...
- Idź z nimi, jeśli chcesz – Charles leży na piasku i jak zwykle – wie, i jak zwykle umie się uśmiechnąć, chociaż tym razem z trudem. Magneto buduje im przed oczami świat, w którym będzie dla nich miejsce i Raven niczego nie chce bardziej, niż wziąć go za rękę i pozwolić zaprowadzić się do tego świata. Kubańskie słońce wybucha pod powiekami, Charles leży na piasku. Magneto (Erik?) wyciąga rękę, a Mystique ją chwyta i idzie być sobą.

(To najkrótsze trzy kroki w jej życiu.)

- Nie będzie chodził – mówi Emma Frost zdumiewająco cicho.
Nie wypowiedziane pytanie – jak mogliśmy go tam zostawić? – wisi ciężko w powietrzu. (Mystique nigdy nie zada go głośno; nigdy nie przestanie go zadawać.)
Magneto siedzi nieruchomo, jakby nie słyszał. Mystique próbuje spojrzeć mu w oczy, ale spod hełmu oczu nie widać; tylko dwie wąskie szczeliny cienia.

Tej nocy most na Prucie zawali się z hukiem. Następnego dnia jego potężne, metalowe przęsła będą popękane i poskręcane jak suche liście. Magneto, zauważy Mystique, będzie miał cztery półokrągłe ranki we wnętrzu każdej dłoni. Takie ranki powstają, kiedy ktoś za mocno zaciska pięści i paznokcie wbijają się w ciało.

(Zwalony most przyciągnie dużo uwagi. Śledztwo KGB będzie trwało dwa lata, na miejsce sabotażu będą się zjeżdżać kolejne pułki Armii Czerwonej. Kołchoz Sowieckie Słońce będzie już wtedy opuszczony – śledztwo będzie dotyczyło między innymi porzuconego tam zniszczonego sprzętu.)

- Spadajmy stąd – Emma ma dość sowieckich generałów. I tak nie znosiła tego miejsca. – Zanim zwali się nam na głowę całe wojsko Sojuza, ok? Argentyna jest przepiękna o tej porze roku.

Wieczorem Mystique wymyka się z kołchozu. W dolinie pod stopami widzi światełka wiosek – w jednej z nich kiedyś pewna kobieta urodziła diabła.
Diabeł pojawia się u boku Mystique bezszelestnie, jak cień i patrzy na nią pytająco. Mystique bierze go za rękę.

W Stanach jest dzień.
Najpierw Mystique słyszy; głuchy huk ze schronu, w którym pewnie trenuje Alex. Krzyk Seana wibrujący w powietrzu. Skrzypienie wózka na żwirowanej alejce. W jakiś sposób skrzypienie wózka jest najgłośniejsze; ogłuszające.
Dopiero po chwili Mystique zauważa, że jest sama. Azazel zniknął. Wózek skrzypi coraz głośniej. Mystique boi się przejść przez bramę.

(To najdłuższe trzy kroki w jej życiu.)

Charles się nie zmienił. Kiedy ją zauważa, przyspiesza; ręce mocniej, szybciej popychają koła. Jakby biegł.

(Tyle tylko, że nie podnosi się na jej widok.)

Uśmiecha się tak samo jak zawsze. Przez chwilę jest tak, jakby Raven po prostu wróciła do domu, skądś, z daleka, po długiej podróży.

(Tyle tylko, że Raven nigdy nie była nigdzie daleko sama, bez Charlesa.)

(Tyle tylko, że Mystique nie umie spojrzeć mu w oczy.)

- Raven. - Skrzypienie wózka cichnie tuż obok niej. Mystique patrzy w ziemię.
- Raven.
Charles łapie ją za rękę.
- Popatrz na mnie.
Mystique poddaje się, opuszcza się na kolana i podnosi wzrok. Charles uśmiecha się tak samo jak zawsze i obejmuje dłońmi jej twarz.
- To co się stało – mówi cicho – to był wypadek. Wypadek, za który nikt nie jest odpowiedzialny. Rozumiesz?
- Zostawiliśmy cię – szepcze Mystique.
- Przecież nie samego. Przestań się obwiniać, Raven. Jeśli możesz, powiedz Erikowi...
- Nie widziałam Erika od tamtego czasu – przerywa Mistique cicho. - Ani razu.
Charles powoli kiwa głową. Uśmiech, myśli Mystique, nigdy nie powinien być taki smutny.
- Rozmawiam czasem z Emmą – mówi Charles. - Stąd wiem, że jesteś bezpieczna.
- Emma... rozmawia z tobą?
- Praktycznie codziennie. M...Magneto traktuje mnie jako zagrożenie, jak sądzę.
Mystique chciałaby zaprzeczyć, ale Magneto traktuje jako zagrożenie raczej wszystko.
- Jest trochę paranoiczny – mówi zamiast tego. - Tak jestem... jesteśmy bezpieczni. A wy?
- Jak widzisz. Całkowicie bezpieczni. Moira próbuje przekonać CIA do kolejnego kontaktu. Jest całkiem zadowolona z postępów, pewnie niedługo się z nimi spotkam.
- Charles...
- Widzę, że nie tylko Erik jest trochę paranoiczny – śmieje się Charles. Mystique odpowiada uśmiechem, ale nie może się pozbyć niepokoju. Pod powiekami ma niebo ciemne od nieruchomych rakiet i pocisków.
- Twój przyjaciel zaczyna się niecierpliwić.
Azazel. Całkiem o nim zapomniała. (Jakby miała nie wracać.)
- Wiesz, że możesz zostać, jeśli chcesz – mówi Charles cicho. - Wiem, że jesteś bezpieczna, chciałbym, żebyś była też szczęśliwa.
Szczęśliwa.
- Muszę iść.
Nigdy nie chodziło o szczęście.