Gdy tracili kontrolę i ktoś skowyczał, za słaby już na płacz, a powietrze przesiąkało ostrością Niewybaczalnych,
barwami stworzonymi ich własną magią, tylko oni widzieli powstającą zorzę.
Połączeni niespodziewanie i wyrzuceni poza wewnętrzny krąg pozostawali tylko we dwoje, świadomi.
Odczuwając cudzą klęskę jakby rzucali Cruciatusem własnej śmierci między oczy.
Łączyły ich chwile, gdy potrafili uwierzyć w swoją moc
i że dożyją kolejnych poranków,
kolejnych zórz, których nikt poza nimi nie zobaczy.
Tylko oni zasłużyli.
Bella, rzecz jasna, na doczepkę. Drżąca.
Żeby jej przesłonić oczy do całkowitego oślepnięcia i upojnego posłuszeństwa,
do przewrotnego może choćby przy Nim śmierć cię nie zadrapie?
