W ciszy, panującej w pogrążonej we śnie wiosce czarodziejów, pyknięcie świadczące o aportacji zabrzmiało wyjątkowo głośno. Wysoki mężczyzna w czarnej, skórzanej kurtce i ciemnych dżinsach wyszedł zza rogu, poprawił plecak na ramieniu, a gdy kątem oka dostrzegł słabe światło w oknach gospody „Pod Trzema Miotłami", na jego usta wypłynął pełen zadowolenia uśmieszek. Szybkim krokiem skierował się w stronę budynku i wszedł do środka, zupełnie nie zwracając uwagi na duży napis mówiący „Zamknięte". Nie rozglądając się zupełnie po pustym pomieszczeniu, podszedł prosto do baru, gdzie usiadł obok jakiejś ciemnowłosej kobiety, pijącej powoli swojego drinka. Czekając na Rosmertę, która gdzieś się skryła, zerknął z ciekawością na kobietę, lecz ona pochylała głowę, a włosy spływały jej na twarz, kryjąc ją w cieniu.

- O nie, Severusie! Wybij to sobie z głowy! – zawołała Rosmerta na jego widok. Stojąc jeszcze w drzwiach prowadzących na zaplecze, wskazała wiszący na ścianie zegar z kukułką. – Widzisz, która jest godzina?

Mistrz Eliksirów leniwie spojrzał na tarczę ze wskazówkami. Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę, po czym jego wzrok wrócił do kobiety stojącej już przed nim z rękoma opartymi na biodrach.

- Widzę. Piętnaście po trzeciej nad ranem – odparł spokojnie i zerknął na nieznajomą z drinkiem. – Widzę też, że ostatnia klientka jeszcze nie wyszła, więc nie możesz mnie zignorować i nie obsłużyć.

Barmanka westchnęła, kręcąc głową.

- A niech cię diabli. Ale mógłbyś, z łaski swojej, następnym razem przyjść o jakiejś normalnej porze – mruknęła, grożąc mu palcem. Z rezygnacją sięgnęła po szklankę. – To, co zwykle?

- Nie. – Zerknęła na niego ze zdziwieniem, a na jego twarzy wykwitł triumfujący uśmieszek. – Dzisiaj rum.

- A cóż tym razem udało ci się osiągnąć? – zapytała, unosząc brwi.

- To samo, co ostatnio, zapatrzony w siebie, nadęty bufon nie docenił moich możliwości – odparł z zadowoleniem, obserwując, jak ostrożnie nalewała trunek do szklanki, którą zaraz postawiła przed nim.

- Że też tacy jeszcze się zdarzają – powiedziała cicho Rosmerta i odwróciła się do ciemnowłosej kobiety, wpatrującej się w pustą szklankę. – Dolać jeszcze?

Klientka kiwnęła głową, więc barmanka sięgnęła po butelkę z koniakiem i z powrotem napełniła naczynie.

- Ja też poproszę – rzucił Severus, podsuwając jej szklankę opróżnioną dwoma łykami.

- Koniaku?

- Nie udawaj idiotki, Rosmerto, mojego rumu.

Rosmerta sięgnęła pod ladę, skąd wyjęła nietkniętą jeszcze butelkę i postawiła ją przed nim. Severus zagwizdał z wrażenia, spoglądając na rocznik.

- Możesz równie dobrze sam sobie nalać. Popilnuj chwilę baru, dobrze? Muszę skoczyć na górę, a nie chcę, żeby mi coś tu zginęło.

- Jak sobie życzysz, madame – odparł jedwabistym głosem, skłaniając się nisko i tym samym wywołując u niej wybuch śmiechu.

- Dobra, przyznaj się, ile wygrałeś?

- Wystarczająco, żeby się porządnie zalać – rzucił z tajemniczym uśmieszkiem, napełniając w tym czasie szklankę.

Rosmerta znów pokręciła głową i wyszła na zaplecze, pozostawiając swój dobrobyt pod czujnym okiem Mistrza Eliksirów, który rozsiadł się wygodniej i delektował pirackim trunkiem. Kobieta obok niego wciąż siedziała ze spuszczoną głową, a gdy sięgnęła po swoją szklankę i uniosła ją, płyn zafalował niespokojnie. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w alkohol, a szklanka wraz z jej ręką wyraźnie bujała się na boki.

- Pana zdrowie, profesorku – mruknęła, unosząc szklankę i pociągając z niej głębszy łyk.

Severus uniósł brew, słysząc jej głos i przez kilka dłuższych sekund wpatrywał się w nią z uwagą. Zauważył dzięki temu kilka drobnych szczegółów – spod długiego, czarnego płaszcze rodem z mugolskiego filmu „Matrix" – notabene, Severus nie gustuje w mugolskiej kinematografii, przypadkiem przechodził obok kina w czasie, gdy rozpoczynał się seans, a że miał wolną chwilę, postanowił ją zmarnować, oglądając imitację arcydzieła – wystawała szata aurora, a spod niej na prawy nadgarstek nachodziła brązowa, skórzana opaska imitująca chroniący przedramię karwasz, a zarazem skrywająca różdżkę. Był to w gruncie rzeczy nowy wynalazek, pozwalający na błyskawiczne wyciąganie różdżki za pomocą sprytnego systemu, ale jego popularność była wyjątkowo niska. Po Ostatecznej Bitwie wielu Śmierciożerców pozostało na wolności, a ludzie obawiali się, że podczas ewentualnego starcia, system może zawieść i nie będą przez to w stanie się obronić. W samym Zakonie Severus znał tylko jedną osobę, która mimo wszystko zdecydowała się na wypróbowanie wynalazku. Gdy dodatkowo kobieta odgarnęła do tyłu swoje długie, ciemne włosy, a jego oczom ukazała się wąska blizna przecinająca poziomo jej lewy policzek, był już całkowicie pewien, z kim miał do czynienia.

- Dziwię się, że widzę cię tutaj o tej porze, Nimfadoro – powiedział, kładąc wyraźny nacisk na jej imię. Jedyną jej reakcją było czknięcie. – Co tu właściwie robisz?

Tonks przyjrzała się uważnie koniakowi w szklance, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią. Nagle uśmiechnęła się szeroko.

- Piję.

Severus westchnął ciężko.

- Tyle akurat dało się zauważyć – mruknął, unosząc szklankę, by skosztować rumu.

Obróciła głowę, by spojrzeć na niego, a gdy ich oczy się spotkały, Severus zakrztusił się alkoholem. Spodziewał się ujrzeć wszystkie kolory tęczy, ale w życiu nie przyszłoby mu do głowy, że jej tęczówki będą akurat jadowicie zielone. Wpatrywał się w nią w oszołomieniu, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Nie potrafił pojąć, jak to się właściwie stało, że źle odczytał prześladujący go od kilku tygodni sen. Do tej pory był święcie przekonany, że to oczy należą do Evans, która wróciła, by gnębić go po nocach, ale teraz, widząc tą zieleń, nie miał wątpliwości, do kogo należało spojrzenie ze snu.

Aurorka zmarszczyła nagle brwi, przyglądając mu się w skupieniu.

- Wiesz, że masz złamany nos?

- Tak, wiem. I jeszcze pęknięty łuk brwiowy. Co w związku z tym? – odparł spokojnie, ale wciąż wpatrywał się z niepokojem w jej oczy. Nic już nie rozumiał z tajemniczego snu.

- Nic, myślałam, że nie wiesz – wzruszyła ramionami.

- Raczej ciężko było tego nie zauważyć, nie sądzisz? – mruknął z ironią, biorąc głębszy łyk. – Dowiem się wreszcie, dlaczego właściwie pijesz? – zapytał, praktycznie zmuszając się do oderwania wzroku od jej oczu.

- A co takiego wygrałeś? – odparła pytaniem, opierając głowę na dłoni, a łokieć na ladzie. Siedziała teraz przodem do niego, przyglądając mu się z zaciekawieniem, a szklankę z koniakiem postawiła na swoim udzie, przytrzymując ją drugą ręką.

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie – warknął z irytacją, a cały jego dotychczasowy dobry humor ulotnił się zupełnie.

- Wiem, ale mnie to ciekawi tak, jak ciebie interesuje, czemu piję. Jak ty mi powiesz, jak ci też odpowiem. Wymiana informacji, coś za coś.

Spojrzał na nią ze złością. Że też musiało go coś podkusić do rozpoczęcia tej cholernej rozmowy. Oczywiście był ciekaw, co taka młoda osoba robi o tak późnej godzinie nad drinkiem, ale nie interesowało go to na tyle, żeby miał zdradzać swoje sekrety. Zresztą można było się łatwo domyślić, że stało się coś nieprzyjemnego, między innymi po kolorze jej włosów i czarnej sukni za kolano, wystającej spod rozpiętej szaty.

- Nie przeszkadza ci ta blizna? – rzucił, by zmienić temat i odwieźć ją od prób wyłudzenia z niego informacji. W odpowiedzi zaśmiała się, jakby wyczuwając jego zagranie.

- Owszem, przeszkadza czasem, ale nie mogę nic z nią zrobić. – Severus uniósł pytająco brew. – Nie wiem czemu, moje zdolności na nią po prostu nie działają.

- Cudownie, jeszcze się okaże, ze będziemy mieć drugiego Pottera, ale tym razem w wersji żeńskiej.

- A wszystko dzięki tobie, Sevi!

- Zamilknij dla własnego dobra.

- Ja ci tylko przypominam, że sam tą bliznę stworzyłeś.

- To trzeba było mi się nie pchać pod różdżkę.

- Ja się nie pchałam, to ty celowałeś we mnie.

- Celowałem w Śmierciożercę, który stał za tobą, kretynko.

- Mogłeś chociaż coś powiedzieć.

- A jak ty sobie to wyobrażasz? Miałem w środku bitwy stanąć pomiędzy walczącymi i krzyknąć: „Nimfadoro, uważaj, za tobą stoi Antonin Dołohow, który chce cię zabić. Myślę, że powinnaś się schylić" – powiedział głośno i wyraźnie, powoli wymawiając każde słowo, po czym odczekał, aż Tonks się wyśmieje, zanim dokończył. – Obawiam się, że byś zdążyła w najlepszym razie oberwać pięcioma avadami w takiej sytuacji.

- Nie oberwałabym, bo w tym czasie wszyscy by się na ciebie gapili, jak na idiotę – podsumowała krótko, nie zwracając zupełnie uwagi na jego wściekłe spojrzenie.

- Na mnie przynajmniej nie gapią się tak prawie codziennie.

- A czy ja mówiłam, że mi to przeszkadza? Mają przynajmniej na co popatrzeć – odparła z zadziornym uśmieszkiem, a w tej samej chwili jej biust urósł znacząco.

Severus już miał warknąć jakąś kąśliwą uwagę, gdy drzwi zaplecza się otworzyły, a do pomieszczenia weszła z powrotem madame Rosmerta. Zerknęła ze zdziwieniem na wyraźnie wściekłego Mistrza Eliksirów, młodą kobietę z dziwnym znaczącym uśmiechem, jej pustą szklankę i do połowu opróżnioną butelkę rumu.

- To wy tu jeszcze siedzicie?

- Masz z tym jakiś problem? – rzucił Severus, posyłając razem ze słowami mordercze spojrzenie.

- Nie, jasne, że nie – odparła, unosząc obronnie ręce. – Ale wiesz, dochodzi czwarta nad ranem i chciałabym już zamknąć.

Rzucił okiem na zegar na ścianie i zmarszczył brwi. Po krótkim, trwającym raptem ułamek sekundy, zastanowieniu wstał, zarzucił plecak na ramię, zapłacił za rum i bez słowa wyszedł, nonszalancko ignorując wołającą za nim Tonks:

- Do następnego, Sevi!