You sit beside me on the train and your perfume/cologne smells so amazing I can't stop thinking about it AU


Mężczyzna siedzący obok Danny'ego w metrze zachowywał się podejrzanie. Zapewne nie zwróciłby na to uwagi, gdyby nie fakt, że facet nosił się po wojskowemu, a jedenasty września zapadł mu w pamięci doskonale. Jak każdemu glinie w okolicy.

Mężczyzna znowu zerknął na niego, a potem rozejrzał się wokół, jakby zastanawiał się czy ktokolwiek to widział. Nie miał specjalnie ciemnej karnacji, ale opalenizna na jego policzkach nie pochodziła z solarium. Danny był tego pewien. Oglądał Jersey Shore dostatecznie często, aby rozpoznawać wyznawców Sookie na kilometr. Tilwell twierdziła, że to doskonałe ćwiczenie na spostrzegawczość. Co do tego nie był pewien, ale z pewnością odprężało.

Mężczyzna wziął głębszy wdech i instynkt Danny'ego podpowiadał mu, że zaraz stanie się coś przełomowego. Może jego pajęcze zmysły gliny szalały, ale nie mógł tego tak po prostu zostawić.

Wstał, podejmując decyzję, kiedy w zasięgu jego wzroku pojawił się jeden z patrolujących wagony policjantów. Zaostrzono środki ochrony od czasów zamachów w Londynie i zaczynał za to dziękować Bogu, bo obezwładnienie kogokolwiek w takim tłumie nie mogło się udać.

- Nazywam się Danny Williams, jestem detektywem w Newark, a ten facet zachowuje się podejrzanie. Wyprowadzamy teraz – powiedział zdecydowanym tonem.

Posterunkowy wydawał się zaskoczony, ale nie aż tak bardzo jak mężczyzna, który dobrowolnie pozwolił się wysadzić na kolejnej stacji.

- Nazwisko – rzucił, prowadząc faceta w stronę jednego z przejść technicznych.

Najłatwiej wyprowadzić było kogoś właśnie bocznymi drzwiami. Nie chcieli przecież paniki.

- Chryste – powiedział mężczyzna. – To przez to, że się wierciłem? – spytał wprost i gdyby Danny nie wiedział lepiej, pomyślałby, że facet zaczyna się wściekle czerwienić.

- Tak – odparł całkiem szczerze. – I chcę wiedzieć, co trzymasz w torbie. Zgodnie z przepisami…

- Daruj sobie przepisy. Jestem z korpusu Marynarki Wojennej – wszedł mu w słowo facet. – Steve McGarrett. Boże, to będzie żenujące – dodał, unikając z nim kontaktu wzrokowego.

Danny jednak uparcie czekał na konkrety. Facet nie mógł usiedzieć nawet trzech sekund bez zmiany pozycji na krześle i cały czas strzelał oczami wokół. Jeśli nie szukał celu, Danny nie wiedział co jest grane.

- Po prostu tak świetnie pachniesz – wypalił nagle McGarrett.

I tak, sądząc po minie posterunkowego, który nadal im towarzyszył, to faktycznie było żenujące.