Harry westchnął wymykając się z domku. Grasujący Voldemort powodował u wszystkich napięcie i zmartwienie rzeczami, którymi nigdy wcześniej nie musieli się przejmować, a to, że ich trójka wciąż miała zamiar odejść w poszukiwaniu horkruksów tylko pogarszało sytuację.
Właśnie w takich momentach , kiedy Harry czuł zapach słonej wody, wyczuwał niemal jej dotyk na skórze, kiedy morskie fale trzaskały o skały, rozumiał zupełnie dlaczego Bill i Fleur zakochali się w tym miejscu.
Rozmyślania Harry'ego zostały nagle przerwane przez znajomą postać o włosach tak jasnych, że niemal świeciły, a która jak sądził powinna teraz spać wewnątrz domku.
- Luna?- zapytał Harry zdejmując pelerynę-niewidkę. Zapomniał już o chęci samotnego spaceru.
- Harry.- Luna spojrzała na niego, średnio zaskoczona jego obecnością.
- Wszystko w porządku? Nigdy wcześniej nie widziałem żebyś płakała...- zaczął Harry.
- Nic dziwnego, zwykle nie biorę rzeczy do siebie tak mocno by się nimi przejmować. Ale takie jest życie! Podejrzewam, że ty... ty idziesz naprzód mimo to aż nagle... puf!- Powiedziała, a jej wzrok zatrzymał się na jakieś gwieździe gdzieś na ciemnym niebie.- Wszystko co jak sądziłeś było rzeczywistością rozpadło się na kawałki. Wszystko w co wierzyłeś znika tuż przed twoimi oczyma.
Harry próbował niezauważenie dowiedzieć w co Luna tak uparcie się wpatrywała, ale nie widział nic co wydawało się warte tak wielkiej uwagi.
- Jedyne co możesz zrobić to pozbierać te kawałki, ale to nie naprawi wszystkiego. Pozostaną rysy, dzięki którym wszystko będzie mogło jeszcze raz się rozpaść. Tych rys niczym nie wypełnisz.- powiedziała Luna zupełnie ignorując słowa Harry'ego.- Ale ty pewnie wiesz o tym więcej niż ktokolwiek inny, prawda, Harry?
Do tej pory Luna zdawała się mówić do siebie, nie do końca pamiętając o obecności Harry'ego, dopóki nie zwróciła się konkretnie do niego. Harry był zbyt zaskoczony, by odpowiedzieć od razu, ale to sprawiło tylko, że Luna wydawała się jeszcze smutniejsza.
Harry nie był pewien co powinien zrobić. Nigdy wcześniej nie musiał nikogo pocieszać, a Hermiona chyba nigdy nie miała takich problemów. Ona tylko się złościła i przeklinała zaklęciem każdego kto ją zdenerwował, zazwyczaj Rona, a potem zapominała, jakby nic się nie stało.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że mój ojciec mógł to zrobić! Nie mogę uwierzyć, że sprzedał moich przyjaciół, że wydał kogokolwiek, kto poświęca życie by ta wojna się skończyła!- wybuchła Luna.- Wiedział, że jesteście moimi przyjaciółmi i zrobił to mimo to! Gdzie się podziała jego lojalność?!
- Luna...- spróbował Harry.
- A jednak się o niego martwię. Chcę... nie, ja muszę wiedzieć, że wszystko z nim w porządku. Boję się, że Śmierciożercy złapali go po mojej ucieczce.- wyszeptała Luna.- Czuję się przez to okropnie.
- To twój ojciec, Luno. Martwił się o ciebie, zrobiłby wszystko żeby cię odzyskać. Był zdesperowany. Nie możesz mieć mu tego z złe.- powiedział Harry, starając się być tak przekonywający jak to możliwe.
- Nie mogę go o to obwiniać, ale nie mogę mu również zaufać. Wiem, że jestem jedyną osobą, która mu pozostała po śmierci mamy i że jest wobec mnie nieco nadopiekuńczy, ale...- Luna osunęła się na kolana, dłońmi zasłaniając twarz kiedy frustracja sięgnęła zenitu. Harry nie wiedział co zrobić, więc tylko przyklęknął obok niej i poklepał po plecach niezgrabnie. Właśnie to robią zazwyczaj ludzie, prawda?
- Dziękuję, Harry- powiedziała Luna stając na nogi.
- Nie ma za co? Nie jestem pewny co takiego zrobiłem...- Harry podrapał się sennie po głowie.
- Zrobiłeś więcej niż ci się wydaje.
