tytuł: Idealna kawa
autor: euphoria
betowała wspaniała okularnicaM :*:*
fandom: HP
pairing: rarry w domyśle, Harry/Ginny
info: prompt 6, AU niemagiczne, gdzie Harry nie znał wcześniej Rona, uznajmy, że myśli były niczym avada xD
W zasadzie kochał Ginny. To nie było trudne, bo kobieta była wszystkim o czym marzył przez całe swoje życie. Dowcipna, inteligentna i piękna. To właśnie jej rude włosy przyciągnęły jego uwagę, gdy spotkali się po raz pierwszy w Londynie. Ginny organizowała jedną z konferencji, na które tak chętnie wysyłał go wydział. A ponieważ kobieta była spoza miasta, szybko zaproponował jej oprowadzenie.
Rok minął jak z bicza trzasnął, a ona wprowadziła się do jego mieszkania. Zaczęli wspólne życie. I wiedział, że ją kochał, bo była pierwszym o czym myślał każdego ranka. I ostatnią twarzą, na którą patrzył, gdy zasypiał.
Ginny była tą jedyną.
Nie bardzo wiedział więc co robi w barze 'Pod Zieloną Avadą'. Nie bardzo był też pewien, co oznaczała sama nazwa, ale okolica wyglądała dostatecznie zniechęcająco dla każdego z jego znajomych. A on miał ochoty napić się piwa i spokojnie pomyśleć bez witania się z przypadkowo napotkanymi przyjaciółmi. Bez zbędnych pytań dlaczego siedzi przy barze sam i gdzie jest Ginny.
W ciągu tego roku stali się czymś na miarę Brangeliny ich detektywistycznego światka. On – wschodząca gwiazda kryminalistyki i ona – pogromca mediów, jedyny rzecznik policyjny, przed którym reporterzy czuli respekt.
Byli Harrym i Ginny.
I problem leżał w tym, że on kochał Ginny. Kochał ją z całego serca i nie wyobrażał sobie życia bez niej. Jednak jednocześnie coś powstrzymywało go przed kupnem pierścionka i wyjazdem do Dover, do rodzinnego miasta Ginny, by poprosić jej rodziców o zgodę na ślub. Wiedział, że wszyscy czekali tylko na ten moment. Cały wydział przy każdej większej imprezie obserwował ich uważnie, jakby chcieli z ich zachowania wyczytać czy już zdecydowali się na ten ruch. Nie było nikogo, kto nie zerkałby ciekawie na dłonie Ginny i ona sama uśmiechała się lekko, gdy podchwytywała te spojrzenia.
Był nawet w kilku sklepach jubilerskich, korzystając z większych zamieszań na komendzie, by wyrwać się niezauważonym. Oglądał pierścionki w każdym mieście, w którym zatrzymywał się na konferencje i cały czas coś podszeptywało mu, że to nie jest odpowiedni moment.
Czasami sam chwytał się na tym, że nigdy w zasadzie nie zwracał uwagi na inne kobiety. Na żadne kobiety prócz Ginny, jeśli miał być szczery. Wiedział, że żartowano z jego lojalności i wierności. Z tego, że nawet przesłuchując prostytutki, które nie miały na sobie więcej niż trzy szmatki zszyte na krzyż, jego wzrok nigdy nie wszedł na bardziej interesujące mężczyzn rejony. Ginny tego zazdroszczono. Był nieskazitelnym bohaterem i chłopakiem. Partnerem, na którego zawsze mogła liczyć. Wyglądali razem idealnie.
Ginny wiedziała o nim więcej niż ktokolwiek inny. Z powodzeniem nazwać mógł ją najlepszą przyjaciółką. Świetną kochanką, jedyną, której tak ufał. Bez wahania poświęciłby swoje życie, jeśli byłaby w niebezpieczeństwie.
I to nie było tak, że on nie kochał Ginny.
Rona poznał w Birmingham, całkiem przypadkowo. Mężczyzna podobnie jak on studiował kryminalistykę i ich obu pochłonęła konferencja. Kilka godzin spędzili porównując sprawy, nad którymi pracowali. Już wcześniej z wydziału Rona dostawali pojedyncze faksy, które świadczyły o tym, że ścigali tego samego przestępcę. Seryjny morderca przemieszczał się po całym kraju, więc chcąc nie chcąc musiano zorganizować grupę złożoną ze specjalistów z różnych części Wielkiej Brytanii.
Harry nie był zadowolony, bo nigdy nie czuł się specjalnie dobrze pracując w grupie. Życie nauczyło go, że powinien liczyć tylko na siebie. Może ktoś nazwałby go pracoholikiem, ale nikt nigdy nie odmówiłby mu skuteczności.
Ron jednak otworzył go. Otworzył go na innych i Harry nie był pewien czy powinien mu za to dziękować. Mężczyzna był głośny, wiecznie roześmiany i wyglądał na kogoś, kto nie zabiera pracy do domu. Kto nie ma potem przez kilka nocy z rzędu koszmarów, w których przewijały się detale z miejsc zbrodni.
Harry bardzo słabo spał przez tamte tygodnie i z największą chęcią zwaliłby winę na przemęczenie. Zarywali z Ronem coraz więcej nocy. Im więcej szczegółów wyłapywali, im bardziej poznawali przestępcę tym dłużej zostawali na swoich stanowiskach przed wielką białą tablicą, na której umieszczali wnioski i przypuszczenia.
Ron był inteligentny. Nie jakoś zabójczo, ale bardzo dobrze analizował fakty i przede wszystkim świetnie planował do przodu. Zawężali coraz bardziej zarówno listę możliwych ofiar jak i podejrzanych. Porównywali dane z pozostałymi mini zespołami, które utworzyły się w naturalny sposób w ciągu tych dni.
Byli świetni. Byli najlepsi. Wiedział o tym tak jak o tym, że Ron dopełniał go idealnie. Byli jak dwie strony tej samej monety. Ron ze swoim dowcipem, zdolnościami do zjednywania sobie ludzi i Harry, który chorobliwą nieśmiałość z dzieciństwa przykrywał małomównością. Mężczyzna jakimś cudem i tak wyciągał z niego tysiące słów i opowieści o latach młodości, szkole, pracy.
I to nie było tak, że Harry nie kochał Ginny. Ginny była po prostu inna. Nie potrafił jej porównać z Ronem. Nie chciał tego, bo nie było czego porównywać. Z największą chęcią wróciłby do czasów sprzed konferencji w Birmingham, gdzie żyli przez kilka tygodni zamknięci w niewielkim hotelu. Niemal zapominając, że poza tymi czterema ścianami jest inny świat.
Harry był z natury analitykiem. Potrafił analizować więc dane i wyciągać wnioski. Tym zarabiał na życie i tak pomagał ludziom łapiąc przestępców. Patrząc wstecz dostrzegał pierwsze symptomy. Niewinny dotyk, którym obdarzał Rona, chociaż nie przepadał nawet za przypadkowym kontaktem z obcymi. Mężczyzna jednak bardzo szybko zakwalifikował się do niewielkiej grupy osób, które mogły naruszać jego przestrzeń intymną.
Bardzo szybko dorobili się wewnętrznych żartów. Potem próbowali obaj sobie zaimponować sprawami, które rozwiązano. Miejscami, w których konsultowali i nagrodami, które zdobyli. Początkowo traktował to jako niewielką formę rywalizacji – nigdy dotąd nie miał godnego przeciwnika, ale szybko zdał sobie sprawę, że nie zależy mu w tej małej gierce na wygranej. Największą nagrodą był dla niego szeroki uśmiech Rona, klepnięcie w plecy, czasem przyniesiona przez mężczyznę kawa. Kawa, którą Ron robił dla niego specjalnie.
Nie uderzyło go to początkowo. Zauważał pewne szczegóły jak to, że usta Rona są czerwone i opuchnięte od przygryzania, co mężczyzna robił bardzo często. Zawsze gdy myślał intensywnie. Takie rzeczy przecież zauważał każdy, kto miał oczy w odpowiednim miejscu. Podobnie jak to, że spodnie Rona zawsze trochę zwisały z jego bioder i mężczyzna miał wiecznie zmięte koszule, których rękawy podwijał chyba już tuż po założeniu ich.
I to nie uderzało go początkowo, bo zawsze było jakieś logiczne wyjaśnienie. Jakaś wymówka. Dopiero gdy nastąpił przełom w sprawie, a oni ślęczeli nad dokumentami do czwartej nad ranem i ściskał kubek idealnej kawy. Dokładnie takiej jaką pił. Uderzyło go, że Ron wie jaką on lubi kawę. A on wie, że Ron woli herbatę. Z mlekiem i dwoma łyżeczkami cukru.
To był zaledwie ułamek sekundy, a wydawał się trwać wieczność.
Spoglądali razem na białą tablicę, opierając się pośladkami o jedno z biurek.
- Ofiary są zawsze blondynkami – powiedział rudzielec.
- Morderca raz na dwa tygodnie zmienia miejsce pobytu i zabija tuż przed wyjazdem – dodał i nagle zdał sobie sprawę, co im umykało.
Spojrzał na Rona, którego źrenice też były szeroko rozszerzone i wiedział, że obaj właśnie myślą o tym samym.
- Eureka! – krzyknął mężczyzna i prawie zgruchotał mu kręgosłup, przytulając go z zabójczą siłą.
Idealna kawa została rozlana i Harry nie mógł przestać myśleć o tym, że Ron pachnie entuzjazmem, optymizmem i czymś czego wychwycić nie potrafił. Czymś dobrym, bo nie miał dość tego zapachu i z największą chęcią nie wyzbywałby się go nigdy.
Ron chyba zorientował się, że przekraczają jakąś niewidzialną linię, bo puścił go bardzo szybko, chociaż rumieniec nie zniknął z jego twarzy. Nigdy tego nie skomentowali, ale Harry był pewien, że dzielili w tym momencie nie jedną myśl. I to było trochę fascynujące, bo nigdy dotąd nie czuł takiego połączenia z nikim.
To było też przerażające, bo zdał sobie sprawę, że z chwilą rozwiązania sprawy ich zespół nie będzie konieczny. Wróci do Londynu, do Ginny z mętlikiem w głowie, a Ron zostanie w Birmingham wraz ze wszystkimi niejasnymi przeczuciami. Ron będzie jego nierozwiązaną sprawą, a przecież żadne go tak nie dręczyły jak te, których nie doprowadził do finału.
Dlatego siedział teraz w pubie 'Pod Zieloną Avadą' kwestionując wszystko co o sobie wiedział za wyjątkiem tego, że kochał Ginny.
