Lucyfer wyłożył się na kanapie i przełączył jazgoczący telewizor ze serialowej stacji Gabriela na Animal Planet. Jego najmłodszy brat zniknął z domu dokładnie w momencie, kiedy Balthazar przycisnął klakson swojego samochodu na podjeździe, dając mu znać, że już na niego czeka. Mieli przygotowywać stroje hallowinowe u Balthazara. Więc kiedy po Gabrielu pozostał jedynie powoli opadający kurz, Lucyfer przejął władzę nad pilotem. Uśmiechnął się, kiedy parę minut później za oknem ponownie usłyszał warkot silnika, a chwilę później trzask frontowych drzwi.
- Hej, tutaj – krzyknął Lucyfer z salonu i wyciągnął w kierunku biegnącego Gabriela worek. – Nie zapomniałeś czegoś? – spytał potrząsając przygotowanymi materiałami na kostiumy.
- Tak, właśnie, dzięki – wysapał Gabriel i porwał swoje rzeczy.
- Za co się przebieracie? – rzucił, zanim jego brat z prędkością dźwięku znów ucieknie z domu. W odpowiedzi otrzymał konspiracyjne mrugnięcie i niepokojąco szeroki uśmiech.
- Tajemnica, zobaczysz zresztą w Hallowen – odpowiedział Gabe.
- Na pewno nie będzie to tak oryginalne jak przebranie Lucyfera w podstawówce – powiedział Michael wychodząc z kuchni. Postawił na stoliku dwa piwa i kanapki.
- Tak? – spytał zaintrygowany Gabriel. Widząc bardzo triumfalny wyraz twarzy Michaela, który usiadł koło Lucyfera, którego mina wyrażała czyste przerażenie, nie potrafił powstrzymać śmiechu – zapowiadało się na jedną z tych kompromitujących rodzinnych historii, którą będzie mógł dręczyć Lucyfera do końca życia.
- Mike, BŁAGAM, powiedz mi!
- Spróbuj tylko, Michael, spróbuj… - zaczął grozić Lucyfer, wymachując ostrzegawczo palcem.
- Czy to nie przez przypadek Balthazar czekający na ciebie przed domem? – zaczął się droczyć Michael, słysząc kolejny dźwięk klaksonu.
- Mikeeeee!... – zajęczał błagalnie Gabriel, machając olewczo w stronę drzwi.
- Mike… – powtórzył błagalne zduszonym głosem Lucyfer.
Michael parsknął śmiechem i otarł nieistniejącą łezkę z kącika oka, jakby samo wspomnienie o tym wydarzeniu było w stanie wyciągnąć go nawet z najgłębszej depresji.
- Przebrał się… za mnie.
Głęboki jęk zażenowania wydostał się spod poduszki, którą Lucyfera zasłonił sobie twarz.
- Boże, Mike, zlituj się…
- Kupił czarną, krótką perukę, wyprasował sobie eleganckie spodnie w kant i schludną koszulę zapiął na ostatni guzik – ciągnął bezlitośnie dalej, ku uciesze Gabriela. – Ojciec zasugerował, żeby wybrał potwora, którego stosunkowo łatwo zrobić albo jakąś ulubioną postać. W tym drugim wypadku oczywiście musiało paść na mnie, prawda? To był ostatni raz, kiedy widziałem go normalnie, po ludzku ubranego – dodał otwierając obydwie butelki piwa.
- Nie chciałem ci mówić, ale tak naprawdę realizowałem pierwszy pomysł taty, wiesz, ten z „łatwym do zrobienia potworem" – odgryzł się zduszonym głosem Lucyfer.
- Daj spokój, wszyscy widzimy twoje czerwone uszy, możesz odłożyć poduszkę – drwił ubawiony Michael. – Przebrałeś się za swojego ukochanego braciszka!
- Ech, dopiero później odkryłem, że jesteś skończonym ciulem i pomalowałem ci wszystkie zeszyty różowym flamastrem.
- …a potem przybiegłeś do mnie z płaczem prosząc o wybaczenie. Byłeś rozkosznym dzieckiem, Luci – westchnął teatralnie, za co zarobił uderzenie ramię. Kolejny dźwięk klaksonu przerwał najpiękniejszą braterską historię jaką Gabriel kiedykolwiek słyszał. Nie mogąc przestać się śmiać złożył głęboki pokłon w ramach dziękczynnego hołdu Michaelowi za tę zdecydowanie cenną historię i wybiegł z domu.

Lucyfer obrzucił brata ciężkim spojrzeniem.
- Coś nie tak? – spytał niewinnie Michael.
- Och, zamknij się już – burknął tylko Lucyfer pogłaśniając dźwięk w telewizji i zabierając talerz z wszystkimi kanapkami, które zrobił Mike. Program przyrodniczy o zagrożonych zwierzętach sawanny właśnie się rozpoczął.