Tłumaczenie /works/3462581 Larkspur & Carnation autorstwa hannathing.

Autorka odmłodziła Snape'a, chcąc przedstawić go tak, jak starała się zrobić to Rowling: jako nierozumianą, mądrą, cyniczną postać, która wkłada serce w to o co dba. Jest kilka lat młodszy, przez co nigdy nie spotkał Jamesa i Lily - autorka nie chciała, by tak jak w kanonie to uczucia do Lily były siłą napędową Severusa. Myślę, że na dobre mu to wyszło ;)
Jeśli o mnie chodzi, pokochałam ten tekst, gdy pierwszy raz go przeczytałam, a teraz, kiedy już wzięłam się za tłumaczenie, kocham go jeszcze bardziej. Te postacie, ten świat. I język kwiatów!

Tekst niebetowany.


Rozdział pierwszy


Severus Snape lubi swoją kwiaciarnię.

Może lubi to złe słowo.

Severus Snape lubi, wręcz uwielbia, swoją kwiaciarnię, która zresztą zawsze poprawia mu nastrój. Należy do niego. Wszystko - zarówno wystrój, kwiaty, meble, kasa fiskalna - wszystko jego. Jest spokojna i jasna. Piękna, spokojna i pełna kwiatów, które tylko czekają, by stać się czymś więcej, czymś, co sam stworzy. Czymś pięknym, mającym ukryte znaczenie. A przynajmniej byłoby tak, gdyby nie jego nowy sąsiad i ciągły, natarczywy bas.

Tęskni za swoją poprzednią sąsiadką. Starą kobietą i jej sklepem z antykami, ceglaną ścianą i całym zapasem drobiazgów. Severus zastanawiał się nad kupnem jej sklepu, kiedy szukał miejsca na swoją kwiaciarnię. Ale wybrał następny budynek, większy i jaśniejszy z idealnym zakątkiem na tyłach przeznaczonym na specjalne chłodnie do przechowywania kwiatów.

Najlepiej, gdyby nigdy nie musiał trzymać w nich roślin, ale czasami było to nieodzowne.

Najlepiej, gdyby nie słyszał natarczywych uderzeń basu dobiegających od nowego sąsiada.

Studio tatuażu, drwi po raz setny tego dnia, wściekle obrywając martwe liście z najnowszej dostawy tulipanów. Studio tatuażu!

Nigdy nie poznał imienia poprzedniej sąsiadki, jedynie uprzejmie kiwał głową, kiedy mijali się na chodniku. Pewnego pamiętnego razu przyniósł jej zapomniany z wesela bukiet. Już na zawsze pozostanie z nim widok jej twarzy, kiedy trzymała niewielką wiązkę w dłoni. Z dumą umieściła go na ladzie w kryształowym wazonie zaraz obok kasy.

Och, jak Severus teraz za nią tęskni. Za jej cichym, miłym sklepem, wolnym od uderzeń basu i głośnych klientów w najbrzydszych ubraniach, jakie kiedykolwiek widział. Było dobrze, kiedy trzymali się z dala od jego sklepu.

Popołudnie, mimo jasnego słońca i śpiewu ptaków, nie jest zbyt spokojne ze względu na głośną muzykę dobiegającą zza drzwi obok. Nagle rozlega się radosny dźwięk dzwonka. Severus podnosi wzrok, by powitać klienta, kiedy jego wzrok zatrzymuje się na jednym z tych krzykliwie ubranych idiotów.

― Och, wow ― wzdycha klient, przesuwając dłońmi nad płatkami i liśćmi, wchodząc coraz głębiej do pomieszczenia. ― Fantastyczne, powinienem był przyjść tu dużo wcześniej.

Severus krzywi się, patrząc jak te, jak sądzi, brudne ręce łamią i niszczą wszystko w swoim zasięgu.

― Mogę ― zaczyna Severus, pozwalając swojemu głosowi oczyścić się z całej irytacji, jaką czuł ― jakoś panu pomóc?

― Hm… tak... ― Jego głos znowu zamiera, gdy patrzy na znajdujący się najbliżej Severusa czerwony bukiet chryzantem. ― Ja, hmmm, trochę namotałem i potrzebuję przeprosić. Więc, kwiaty. ― Przytakuje sobie rezolutnie. Severus mruży oczy, patrząc, jak chłopak sięga po czerwoną wiązkę.

― Zdecydowanie to nie jest dobry wybór ― wzdycha Severus, nie chcąc tracić więcej czasu na błądzenie po omacku swojego aktualnego klienta.

― A co jest z nimi nie tak? ― jeży się.

Severus odwraca się z westchnieniem. '

― Jeśli nie chcesz dać wyrazu swojej umierającej miłości, sugerowałbym coś bardziej… ― Milknie, unosząc rękę. ― Radosnego.

Z czymś, co mogłoby być nawet przełknięciem, młodzieniec cofa ręce od bukietu i wciska je głęboko w tylne kieszenie.

― Dobrze ― mówi, bujając się na piętach swoich zużytych conversów. ― Co w takim razie pan sugeruje?

― A dlaczego przepraszasz? ― Chłopak patrzy na niego i grymas wykrzywia jego młodą twarz. Severus powstrzymuje się od chęci uderzenia głową w ścianę. ― Kwiaty posiadają swój język, więc świadomość tego, czym zawiniłeś, pomoże mi dokonać odpowiedniego wyboru.

Otwiera usta, ponownie kołysząc się na piętach.

― Zapomniałem o kolacji. ― Pochyla głowę, po czym przeczesuje palcami dziki bałagan swoich włosów. Severus ledwo opiera się cisnącemu mu się na usta prychnięciu, sięgając po niewielki wazon, by zacząć tworzyć kompozycję.

Wpierw sięga po fioletowe hiacynty. Żal, proszę, wybacz mi. Purpurowy: za zapomnienie. Następnie dodaje biały z wierzchu bratek z fioletowymi końcówkami, symbolizujący troskę. Na koniec dokłada pojedynczą gałązkę kamelii japońskiej: szczerość.

― Przepraszam, zapomniałem, nie zrobię tego ponownie.

Severus kiwa głową, patrząc na swoje dzieło, a następnie starannie zaczyna je razem wiązać, kiedy nagle marszczy brwi i dodaje jeszcze liść begonii. Przyjaźń. Idealnie, myśli sobie, na koniec owijając bukiet w celofan i dodając kawałek taśmy, by utrzymać wszystko razem. Pokazuje go chłopakowi.

― Gotowe ― mówi, gdy ten bierze go, a na jego twarzy widać zdumienie. Młodzieniec skupia wzrok na kwiatach, podczas gdy Severus patrzy na niego z góry, nagle dostrzegając ich różnicę wzrostu.

― To jest... ― milknie, przesuwając palcami centymetr nad płatkami ― piękne. ― Podnosi wzrok i uśmiech rozjaśnia jego twarz, i nagle Severus nie może oddychać. Więc zamiast tego marszczy brwi. ― Hmm, ile powinienem panu za zapłacić?

― Och ― Severus otrząsa się, w końcu przerywając kontakt wzrokowy z tymi pięknymi, zielonymi oczami kryjącymi się za brzydkimi i grubymi oprawkami. Kieruje się do kasy, która tak naprawdę jest po prostu tabletem na stojaku z dołączonym czytnikiem kart. Słyszy kroki zdartych butów, kiedy klient podąża za nim krok w krok. Zaczyna naliczać opłatę, kątem oka śledząc jak młodzieniec przekłada bukiet do drugiej ręki i sięga do tylnej kieszeni.

Wyjmuje dwa zmięte banknoty, kładzie je na blacie i uśmiecha się szeroko. Severus zerka na pieniądze, zastanawiając się, czy na pewno chce ich dotykać i jaka ilość brudu je pokrywa. Podnosi wzrok, kiedy słyszy żywy dźwięk dzwonka do drzwi i jego klient znika.

Wzruszając ramionami, Severus po prostu zsuwa pieniądze kawałkiem kartonu. Nie ma powodu ich dotykać, skoro nie musi.

Niemal dwa tygodnie później, pewnego ponurego dnia, kiedy zanosi się na deszcz, w jego kwiaciarni pojawia się nerwowa dziewczyna w butach z kolcami i w koszulce z czaszką. Severus rzuca jej ponure spojrzenie i ta przełyka, wyglądając wyjątkowo blado pod swoją nienaturalnie niebieską grzywką.

― Cześć ― wyrzuca z siebie, obejmując się ciasno rękami. Severus po prostu unosi brwi. ― Ja… hmm… powiedział mi, bym się tu udała? Właściciel wynajmujący obok?

Severus wzdycha, zmieniając nieco pozycję na swoim stołku i opiera brodę na dłoni.

― W takim razie, bądź łaska powiedzieć, jak mam ci pomóc? ― cedzi. Dziewczyna porusza się nerwowo, patrzy w dół na swoje skrzyżowane ręce po czym bierze głęboki wdech. Severus parska. Dziewczyna patrzy na niego, po czym kładzie coś na jego ladzie.

― Chcę wytatuować sobie kwiaty dla mojej mamy i dziadka, którzy wiele dla mnie znaczą. Umarli kilka lat temu. Pomyślałam więc o bukiecie kwiatów i medalionie który dziadek dał mamie, gdzieś między nimi. ― Nie rozluźnia swoich rąk, tylko po prostu pozwala im opaść. Severus patrzy jej w oczy, teraz twarde i błyszczące.

Niemal się uśmiecha.

Jednak zamiast tego przysuwa podany mu przez dziewczynę notatnik bliżej siebie i otwiera go, cały czas podpierając podbródek drugą ręką. Widzi zdjęcia pomarańczowych lilii, tulipanów i jednego słonecznika między nimi. Czuje jak lekki uśmiech wypływa na jego usta, gdy rozkłada wokół kolejne fotografie.

― Cóż, bez względu na to, jakie znaczenie mają te kwiaty dla ciebie, należy wziąć pod uwagę ich tradycyjne znaczenie. ― Wyróżnia spośród nich lilię, a narcyza przysuwa bliżej słonecznika, po czym wyjmuje zdjęcie tulipana. ― Warto byłoby dodać cynię. Pomarańczowe lilie nie są stosowne, natomiast tulipany oznaczają raczej miłość romantyczną niż rodzinną. Uważam, że białe żonkile w połączeniu ze słonecznikami i karmazynowymi cyniami byłyby pięknym wyborem.

Dziewczyna przytakuje, wsuwając rękę do torby, którą Severus dopiero teraz zauważa. Zaczyna w niej grzebać i po chwili wyciąga z głębi długopis.

Patrzy Severusowi w oczy, zawieszając dłoń nad stronami pokrytymi kwiatami.

― W porządku ― zaczyna i zapisuje cynie – karmazyn cienką kursywą. ― Co właściwie oznaczają żonkile?

Severus ledwo powstrzymuje krzywy uśmieszek.

x

Nie mija nawet dzień, nim Severus ponownie widzi jednego ze swoich… sąsiadów. Młodzieniec wchodzi do środka i mężczyzna widzi go dopiero w momencie, gdy ten znajduje się w polu jego widzenia, rozpoznając w nim chłopaka, który ostatnio przyszedł po bukiet na przeprosiny za zapomnianą kolację. Na jego twarzy widzi uśmiech, a jego kroki są sprężyste, kiedy zbliża się do Severusa siedzącego na swoim ulubionym, wysokim stołku. Mężczyzna jest zdumiony, że ten w ogóle może się poruszać, zważywszy na to jak obcisłe są jego spodnie od biodra aż po kostki.

― Cześć ― woła z rozpromienioną twarzą.

― Cześć ― odpowiada Severus z lekkim wahaniem, patrząc jak chłopak pochyla się nad blatem.

Zalega między nimi cisza, długa i dziwna, kiedy to chłopak rozgląda się po kwiaciarni, zatrzymując wzrok na zbiorze butonierek i ślubnych bukietów.

― Są piękne ― mówi, wychylając się nieco, by lepiej je zobaczyć. Severus unosi wzrok i opiera się chęci, by uderzyć go rolką celofanu.

― Owszem ― burczy w odpowiedzi. Długim palcem przesuwa folię bąbelkową poza zasięg chłopaka, który kiwa głową, znowu bujając się na piętach, jednocześnie wsuwając ręce do tylnych kieszeni.

― Znaczą coś specjalnego?

Severus stara się nie przewrócić oczami.

― Standardowe ślubne życzenia. Miłość, stałość, przyjaźń. ― Milknie, patrząc na resztki taśmy. Dostrzega kawałek liścia przyklejony do rękawa bluzki, strzepuje go, po czym patrzy na swojego towarzysza. ― Wybacz, ale przyszedłeś tu w jakimś konkretnym celu?

Chłopak patrzy na niego głupkowato.

― Cóż chciałem podziękować panu za…

― Bukiet. Za który mi zapłaciłeś. Nie potrzebuję jeszcze twoich podziękowań. ― Przerywa mu Severus, a cała jego pogarda i rozdrażnienie przedostają się do jego słów.

― Hmm, tak. Ale chciałbym także podziękować panu za pomoc mojej klientce. ― Severus otwiera usta, ponieważ zaskakuje go to, co właśnie do niego dociera. Nagle ściana zaczyna drżeć pod wpływem dudniącej muzyki. Severus ledwie powstrzymuje się przed łupnięciem własną głową w róg blatu, by tylko już więcej nie słyszeć tego dźwięku. Zamiast tego bierze głęboki wdech przez nos. Jego oczy przez moment się zamykają i dosłownie czuje jak puls mu przyspiesza i zastanawia się, co zwiększone ciśnienie krwi może mu zrobić. Prawdopodobnie go wysadzić.

Kiedy otwiera oczy, chłopak patrzy pusto na ścianę, a jego usta są nieco otwarte. Wówczas ponownie przenosi uwagę na Severusa i, ku jego zaskoczeniu, twarz młodzieńca nagle staje się pełna winy.

― Cholernie głośno.

― Owszem. ― Gotuje się wewnętrznie. Ma dodać coś jeszcze, ale ten go uprzedza.

― Przepraszam ― zaczyna i Severus jest w szoku. ― Nie miałem pojęcia, że tak to tu słychać. – Kręci głową, a jego skryte za grubymi oprawkami oczy są śmiertelnie poważne. ― Dla kilku z naszych artystów to pierwsze zatrudnienie. Są nieco hałaśliwi. Jak tylko wrócę, zrobię coś z tym. ― Severus niezmiennie siedzi ogłuszony. Dudniący bas i ochrypły głos wypełniają przestrzeń między nimi. Chłopak znowu kręci głową. ― Cóż, hmm… ja tylko. – Wskazuje na ścianę, na siebie i cofa się, niemal się potykając.

Uśmiecha się, lekko rumieni i w końcu odwraca się i uderza w drzwi. Severus mruga, kiedy ten klnie cicho, pocierając ręką twarz. Drzwi otwierają się, czemu towarzyszy cichy dźwięk dzwonka. Na sam koniec młodzieniec potyka się jeszcze raz, wychodząc.

Ledwie chwilę później przez ścianę słyszy głos - głośny i wyraźnie zirytowany. Słowa są niezrozumiałe, ale intencja jasna. Cisza, która następuje zaraz po nich, jest niemal ogłuszająca.

― Co do diabła ― mówi do kwiatów.

x

Severus lubi swój dom.

Może lubi jest złym słowem.

Sseverus wręcz uwielbia swój dom. Mały i słoneczny, pełny starych mebli i zdjęć rodziny. Brak bibelotów i ozdób rekompensuje obecność suszonych i świeżych kwiatów prosto z jego ogrodu. Wszystko wydaje się również pokryte lekką warstwą sierści jego bardzo złego, szarego (ale niezwykle czułego) kota.

Ostatnio to miejsce pełni bardziej funkcję jego kryjówki, miejsca, w którym może się schronić, bardziej niż zwykle potrzebując wytchnienia. Nie tylko od irytujących klientów, przepełnionej ignorancją masy, która tylko chce ślicznego bukietu do domu, ale także od okropnego studia tatuażu.

Severus zatrzymuje się przy drzwiach, upuszczając klucze na strategicznie ustawiony stolik, specjalnie przeznaczony na klucze i płaszcze. Dźwięk dzwonka przytwierdzonego do obróżki zwiastuje pojawienie się kota, ale Severus nie reaguje, zamiast tego wracając myślami do wydarzeń, które miały miejsce tego dnia.

Jego szok zdaje się nie mijać; wciąż czuje się równie zaskoczony co wcześniej. Nagle też odkrywa, że chciałby dowiedzieć się, kim jest ten młodzieniec z rozczochranymi włosami, brzydkimi okularami i pięknymi oczami. Potrząsa głową, zrzuca buty i kuca, by pogłaskać wściekłą kulkę sierści.

― Zaczynam być śmieszny ― mówi spokojnie do kotki, gładząc ją przez całą długość grzbietu. Ta ignoruje go, idąc kilka kroków, po czym patrzy na niego, by zachęcić go do większej ilości pieszczot. Na jego twarzy pojawia się mały uśmiech. ― Ech, Heather? Nie zaczynam? ― Drapie ją pod brodą, czym sprawia, że ta pochyla się bardziej w jego stronę, poddając się pieszczocie. Bierze ją na ręce i wstaje. ― Zaopatrzmy się w jakąś kolację, co ty na to? – szepcze w jej sierść i stara się nie myśleć o rozczochranych włosach i fascynujących, zielonych oczach.

x

Dźwięk dzwonka do drzwi zwiastujący klienta nie powinien go zaskoczyć. Ani to, że młodzieniec ze studia tatuażu wchodzi do środka. Severus podnosi wzrok znad delikatnie zawijanych butonierek i cienkiej, kwiatowej taśmy. Patrzy się na niego otwarcie, nim w końcu spuszcza wzrok na śmieszne róże, gipsówkę i liście paproci(5). Jego frustracja sięga zenitu, gdy bardziej poczuł, niż usłyszał, jak młodzieniec zbliża się do jego stanowiska pracy.

Upuszczając zawiniątko, Sverus ponosi wzrok.

― Jak mogę panu pomóc? ― burczy.

― Hm… ― zaczyna młodzieniec i powoli mruga. ― Chciałem przeprosić za tę całą sprawę z muzyką. Dlatego też przyniosłem kawę z pobliskiej kawiarni. Severus patrzy pogardliwie na dostrzeżony właśnie kubek.

― Odbiło ci? Będąc dzieckiem upadłeś na głowę? ― wrze, podnosząc się. Chłopak rumieni się i Severus wie, że jest poruszony. ― Dlaczego ― dobrze wie jak brzmi ― wydaje ci się, że chcę twoich pustych przeprosin i dowodów przyjaźni? Dlaczego sądzisz, że obchodzi mnie fakt, że żyjesz? Nie wiem nawet, kim jesteś.

Zdaje sobie sprawę, że brzmi nieprzyjemnie.

― Racja ― mówi chłopak słabym głosem. ― Racja, idiota ze mnie. ― Brzydki, wymuszony uśmiech wykrzywia jego twarz, a zielone oczy nabierają twardości. ― Lepiej pójdę. ― Stawia papierowy kubek na blacie, z dala od kwiatów i odpadków. Kiedy Severus podnosi wzrok znad kubka, drzwi już się zamykają.

x

Severus ma świadomość, że zaczyna zachowywać się dziecinnie. Trzy dni po incydencie wciąż jest rozdrażniony, chociaż zapytany, stanowczo by temu zaprzeczył. Nie jest rozdrażniony, w sumie nawet nie wie jaki jest, ale z pewnością nie rozdrażniony.

Jego chrześniak dzwoni i Severus czuje rozczarowanie. Zazwyczaj lubi ich rozmowy. Często wysyła dzieciaka po dostawę, mając tym samym pretekst, by móc podrzucić mu trochę pieniędzy. Nie pyta, na co ten je wydaje, woli pozostać w błogiej nieświadomości, wmawiając sobie, że ten przeznacza je na jedzenie.

― Draco, proszę. ― Przerywa trwający już od jakiegoś czasu monolog, opierając głowę o zagłówek swojego ulubionego fotelu w salonie. ― Czego chcesz?

― Chciałem porozmawiać i dowiedzieć się, jak się miewałeś odkąd ostatni raz rozmawialiśmy, ale wygląda na to, że masz lepsze rzeczy do roboty niż rozmowa ze mną.

Severus już otwiera usta, by zaprzeczyć, ale w ostatniej chwili się powstrzymuje. Zamiast tego nic na to nie odpowiada.

― To było niemiłe ― mówi Draco cicho.

Severus wzdycha, zmieniając pozycję w fotelu.

― Był to dla mnie dość ciężki tydzień, tak samo jak i zapewne dla ciebie. ― Zmienia sposób wypowiedzi, nie chcąc wyżywać się na Draco. ― Kiedy przyjeżdżasz? To miejsce jest zdecydowanie zbyt ciche i spokojne bez twojej obecności.

Draco śmieje się i odpowiada:

― Planowałem przyjechać jutro i zostać przez weekend; mógłbym ci wtedy pomóc i odebrać dla ciebie wszystko, czego będziesz potrzebował w kolejnym tygodniu. Na niedzielę umówiłem się z rodziną na kolację przed powrotem na uniwersytet. Odpowiada ci to? ― Severus wydaje z siebie odgłos mający być potwierdzeniem, po czym zwleka się z fotela i kieruje do zagraconego pudłami, niedużego pokoju, kryjącego się za skrzypiącymi drzwiami.

― Twój pokój jest zajęty. Powinieneś był wcześniej uprzedzić mnie, że zamierzasz zostać.

― Co? ― krzyczy chłopak, zmuszając Severusa, by odsunął telefon od ucha. ― Co znaczy zajęty? To mój pokój! – Mężczyzna uśmiecha się do siebie, wchodząc głębiej do pomieszczenia.

― Kupiłem zbyt dużo celofanu i wstążek, a potem jeszcze potrzebowałem folii bąbelkowej…

― Chcesz mi powiedzieć że zrobiłeś sobie z niego przechowalnię? Nie ma sprawy, przeniesie się to do szopy.

― Jeśli chcesz zrujnować moją kieszeń. Szopa przecieka.

― W takim razie ją naprawię ― mówi przez zaciśnięte zęby, wywołując tylko większy uśmiech na ustach Severusa.

― Plandeka i narzędzia będą już na ciebie czekały, gdy przyjedziesz.

x

― … zawsze wychwalała pana i pańskie kwiaty. ― Kobieta po raz kolejny pociąga nosem i Severus przytakuje. Słyszy dźwięk dzwonka, ale nie odwrócą wzroku od siedzącej przed nim, pogrążonej w żalu kobiety. Jej palce bezmyślnie błądzą po rancie kryształowego wazonu. ― Każdego miesiąca, każdego miesiąca wracała do domu z kupionymi tu kwiatami, mówiąc nam, co znaczy każdy z nich. ― Wzdycha. Severus ostrożnie dodaje kroplę kleju na wstążkę w słonecznym kolorze.

― Skończone – mówi możliwie spokojnym głosem, chociaż znajduje się już na granicy cierpliwości. Kobieta przytakuje, posyłając mu zapłakany uśmiech.

― Czy… mógłby pan napisać mi, co oznaczają? ― Muska drżącymi palcami kilka płatków. Severus przytakuje, po czym odwraca się na chwilę, by wziąć jakiś kawałek papieru i swój ulubiony długopis.
Dyktuje jej kolejno, co zapisuje i zauważa, że kobiet dotyka kolejno każdego kwiatu.

― Oraz azalie zadbaj o siebie, dla mnie. ― Podaje jej kartkę i uśmiecha się smutno.

― Więc ten bukiet mówi: przepraszam, żegnaj, dbaj o siebie?

― Tak.

Bierze kartkę z blatu i przesuwa po jej krawędzi palcami, po czym ostrożnie chowa ją do portmonetki. Krzyżuje z nim wzrok.

― Dziękuję panu, jest piękny. ― Sięga po wazon, w którym stoi gotowa wiązanka i Severus wstaje.

― Przykro mi z powodu pani straty. Będzie brakowało mi Beatrice i jej odwiedzin. Zawsze opowiadała mi wiele niesamowitych opowieści o swoim ogrodzie. ― Severus podszedł do drzwi i otworzył je dla kobiety. ― Proszę jeszcze kiedyś tutaj zajrzeć.

― Jeszcze raz dziękuję, Beatrice pokochałaby ten bukiet. ― Poprawia uchwyt na wazonie przed wyjściem, po czym przekracza próg i Severus zamyka za nią drzwi. Wówczas przypomina sobie o dźwięku dzwonka i przebiega wzrokiem po pomieszczeniu, znajdując kolejnego klienta stojącego w alkowie, gdzie w omszałych terrariach znajdują się storczyki.

― Witam, czy mógłbym… ― Milknie.

― Ach, witam ponownie. ― Młodzieniec odwraca się do niego i Severus czuje jak jego ponury nastrój tylko się wzmaga. Chłopak znowu zwraca swoją uwagę na storczyki. ― Są piękne. ― Następnie jego wzrok znowu zmienia swój obiekt; ociera palce o jedną ze szklanych kul tworzących terrarium.

― Czym są?

― Torfowym terrarium wykonanym przez jednego z miejscowych artystów. – Severus słyszy swój głos, kiedy nagle jedna kula uderza o drugą. Młodzieniec podnosi ręce, by powstrzymać ich kołysanie się, a koszulka podjeżdża mu do góry. Szybko się odwracając, Severus odrywa wzrok od kawałka odsłoniętego ciała. ― Są samowystarczające, jeśli maja dostęp do światła słonecznego i wilgoć ― cała reszta dostarczana jest przez kulę, w której się znajdują.

― Niezłe. ― Uśmiech rozjaśnia jego twarz, a on sam rozgląda się, patrząc na różne wielkości kul i sposoby ich wypełnienia, wiszące na różnej wysokości. ― Są niesamowite. Mówisz, że są dziełem miejscowego artysty?

― Tak. ― Oddech Severusa więźnie mu w klatce piersiowej. Gani się mentalnie za tak gwałtowną reakcję.

― Cóż ― Chłopak odwraca wzrok, by spojrzeć na Severusa, a uśmiech wciąż widnieje na jego twarzy. ― Przyszedłem, by nieco poprawić nasze relacje. Byłem okropnym sąsiadem. No, także miło w końcu cię poznać. ― Wyciąga rękę.

Severus porusza się, by nią potrząsnąć, kiedy drzwi się otwierają.

Gdy się odwraca, jego oczom ukazuje się Draco, z nieco speszoną miną, trzymający duże, puste pudło w ramionach.

― Odebrałem już wszystko, zaparkowałem vana na tyłach… ― Nagle milknie, kiedy jego wzrok przesuwa się od Severusa do stojącej obok osoby.

― Potter ― mówi a całe jego ciało emanuje pogardą; upuszcza pudło.

― Malfoy. – Dobiega zza niego głos. Severus unosi brew, patrząc na swojego chrześniaka.

― Co tu robisz? ― drwi Draco.

― Właśnie wychodzę. Narka. ― I Potter opuszcza kwiaciarnię. Drzwi zamykają się za nim z wesołym dzwonieniem. Cisza wypełnia pomieszczenie, przerywana jedynie szuraniem buta Draco o pudło.

Severus unosi drugą brew, ale ten unika jego wzroku. Zamiast tego schyla się po pudło i zanosi je na tyły. Severus idzie za nim, czekając na jakieś wyjaśnienia. Kiedy wchodzi do pomieszczenia, znajduje tam rozdrażnionego Draco pochylającego się nad pudłem ze styropianowymi pierścieniami wykorzystywanymi do tworzenia wieńców.

― Wyjaśnij ― mówi szorstko.

― Wyjaśnij co? ― odpowiada Draco, umyślnie udając głupiego. Chce się wyślizgnąć, ale powstrzymuje go wzrok Severusa.

― Wyjaśnij ― powtarza.

― Dobra ― burczy Draco, przysiadając na jakiejś kupie papierów. ― W ostatnim semestrze miałem z nim Rysunek Przestrzenny. Wcześniej Malarstwo. A jeszcze wcześniej Rysunek. Nienawidzę go.

― Dlaczego? ― pyta Severus, chociaż to jego głosu sprawia, że wcale nie brzmi to jak pytanie.

― On po prostu, uuugh ― jęczy Draco, machając dramatycznie rękami. ― On jest po prostu tak cholernie miły. Wiesz, bywały zajęcia, gdzie mieliśmy wzajemnie oceniać swoje prace i zewsząd, zarówno od innych uczniów jak i profesora, sypał się ogrom krytyki. Był jedynym, który zawsze potrafił spojrzeć, nawet na najgorszą pracę, pod takim kątem, by móc powiedzieć o niej coś miłego. Doprowadzało mnie to do szaleństwa. ― Severus znowu unosi brwi. ― Czy ktoś może stać się lepszy, skoro nie zostaje skrytykowany? Nie, zostanie gówniany. To bezużyteczne.

― Więc nienawidzisz go, bo jest miły?

― Nie, to nie wszystko. On zawsze miał do powiedzenia coś miłego, każdemu, nawet jeśli komplement był po prostu słaby czy głupi. Zawsze go mówił. Właśnie tego nienawidzę. No i zawsze robił te durne rysunki tatuaży oraz mówił o otworzeniu swojego własnego studio.

― Zrobił to – informuje go Severus spokojnie, odwracając się do swojego miejsca pracy.

― Co? ― Słyszy jak Draco go przedrzeźnia ― Skąd wiesz?

― Jest moim sąsiadem.

― Studio tatuażu? Tuż obok? Żartujesz.

― Był tu przeprosić za to, jak okropnym sąsiadem jest. Wówczas ty się pojawiłeś.

Draco zaczął szurać czubkiem buta o podłogę, wyglądając przy tym wyjątkowo haniebnie.

― Cóż, to przynajmniej tłumaczy, dlaczego porzucił studia ― drwi Severus.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Ostróżka - Lekkomyślność, Otwarte serce, Lekkość, Kwiat z lipca (Harry)
Goździk - Fascynacja, Oddana miłość, Kwiat ze stycznia (Severus)