Harry leżał w łóżku, gapiąc się w sufit, przytłoczony sprzecznymi myślami. Odkąd zginął Lord Voldemort minęły dwa tygodnie, a on wciąż miał problemy z zasypianiem. Co rusz zdawało mu się, że słyszy jakieś głosy i skrzypienie, ale za każdym razem okazywało się to być szeleszczeniem kołdry, czy podmuchem wiatru. Leżał nieruchomo, pośród przesiąkniętych zapachem Nory poduszek, podciągając kołdrę aż pod samą szyję.
Gdyby Ron wiedział, że noc w noc, gdy już dawno śpi, Harry nadal nie może zasnąć, obawiając się zmartwychwstałego Voldemorta, zapewne by go wyśmiał. Hermiona natomiast, natychmiast wymieniłaby miliony książek i eliksirów, które mogłyby zwalczyć jego przypadłość. A Harry tego nie chciał. Przeczuwał, że eliksir Słodkiego Snu, nie rozwiąże jego problemu, bo nie była to zwykła bezsenność.
Harry zasnął dopiero około szóstej rano, gdy słońce już leniwie wstawało na horyzoncie. Obudził go głośny trzask. Pospiesznie usiadł na łóżku i odruchowo sięgnął po różdżkę leżącą na szafce nocnej. Okazało się jednak, że to tylko Hermiona aportowała się do pokoju Rona, kompletnie ubrana, z jakąś kartką w ręku. Harry włożył okulary i zerknął na łóżko swojego przyjaciela. Zrozumiał, że nie tylko on dopiero co się obudził. Ron przeciągał się, nieprzytomnie wpatrując się w Hermionę spod półprzymkniętych powiek.
- A wy jeszcze nie wstaliście? – zapytała z oburzeniem. – Jest już dziesiąta rano!
- Wybacz, Hermiono, że śpimy całkiem spokojnie, bo nie mogliśmy robić tego przez… a tak, kilka ostatnich miesięcy. – rzucił Ron ze złością.
Hermiona jednak zignorowała tę uwagę i podała Harry'emu ulotkę.
- Byłam dzisiaj rano w ministerstwie i znalazłam to. Doszłam do wniosku, że takie lekcje mogłyby się nam przydać. – wyjaśniła na widok zdziwionego spojrzenia, które posłał jej Harry.
- Lekcje? Znowu jakieś lekcje? – jęknął Ron.
Harry zerknął na ulotkę wydrukowaną na błękitnym papierze. W lewym górnym rogu widniało logo Ministerstwa Magii a cały tekst napisany został grubą, czarną czcionką.
Zajęcia Uzupełniające
Ministerstwo Magii, po uzgodnieniu szczegółów ze Szkołą Magii i Czarodziejstwa Hogwart, ma przyjemność zaprosić uczniów klasy siódmej, którzy z powodów losowych nie mogli podjąć nauki w wyżej wymienionej szkole w roku szkolnym 1997/1998, na Zajęcia Uzupełniające, które rozpoczną się dnia 1 lipca a zakończą Okropnie Wyczerpującymi Testami Magicznymi (OWUTEMami) 30 sierpnia 1998 roku.
Chętni proszeni są o zgłoszenie swoich nazwisk do dnia 23 czerwca b.r. w Departamencie ds. Edukacji i Kontroli nad Szkołami Magii w pokoju nr 4560.
Kingsley Shacklebolt
Minister Magii
Harry spojrzał na Hermionę, która wydawała się być bardzo dumna, ze swojego odkrycia i teraz stała na środku pokoju, wspierając ręce na biodrach.
- Nie jestem pewien. – westchnął.
Ron rzucił się i wyszarpnął ulotkę z dłoni Harry'ego. Gdy czytał jego oczy rozszerzały się coraz bardziej a na twarz wstępował wyraz głębokiego niedowierzania.
- W wakacje? – wycedził szeptem, jakby się bał, że jeśli wypowie to zbyt głośno, stanie się coś niedobrego.
- Owszem, w wakacje. – odparła Hermiona. – Uważam, że całą trójką powinniśmy się zapisać. Jeśli chcecie zostać aurorami, musicie zdać OWUTEMy. A to są tylko dwa miesiące, przyspieszonej, lecz oczywiście intensywnej nauki, więc…
- Zapomnij. – rzekł Ron, odrzucając ulotkę z odrazą.
Twarz Hermiony pociemniała, gdy zaczęła wymieniać Ronowi wszystkie korzyści, jakie będą mieli z Zajęć Uzupełniających. Jeśli Harry liczył, że ta dwójka dojdzie w końcu do porozumienia po tym, co stało się między nimi podczas bitwy o Hogwart, to się przeliczył. Oboje unikali tego tematu i wrócili do tego co było wcześniej. Harry miał szczerą nadzieję, że niedługo uda im się zejść, bo miał już dosyć nieustannych kłótni. Niestety nic nie wskazywało na to, że jego przyjaciele pogodzą się w najbliższej przyszłości.
- JEŚLI CHCESZ, ŻEBY SZEŚĆ LAT NAUKI W HOGWARCIE POSZŁO NA MARNE TO PROSZĘ BARDZO! – wrzasnęła Hermiona. – JA I HARRY SIĘ ZAPISZEMY, A TY GNIJ TUTAJ I ZMARNUJ SOBIE ŻYCIE!
- Idę na śniadanie. – oświadczył Harry wstając z łóżka i ubierając się.
Zszedł do kuchni, zachęcony unoszącym się w powietrzu zapachem naleśników. Zastał tam panią Weasley, w milczeniu zmywającą naczynia, oraz Ginny i George'a z ponurymi minami siedzących przy stole. Jedli śniadanie, choć szczerze mówiąc nie szło im to najlepiej. Rozgrzebywali widelcami swoje naleśniki, podpierając głowy na rękach. Harry'ego nie dziwiło ich zachowanie – ostatnie dwa tygodnie minęły pod znakiem pogrzebów i czuwania przy szpitalnych łóżkach. Sam nie czuł się najlepiej.
- Dzień dobry. – rzekł siadając obok Ginny.
Pani Weasley odwróciła się i uśmiechnęła smutno na jego widok. Zakręciła kran i podała mu jego porcję naleśników.
- Dzień Dobry, Harry. – odpowiedziała. – Mam nadzieję, że jesteś bardzo głodny, bo zagalopowałam się i zrobiłam trochę więcej naleśników niż trzeba.
Harry nic nie odpowiedział i w milczeniu zjadł śniadanie. Przez cały czas nikt się nie odzywał, a grobowa atmosfera, którą czuło się w powietrzu wchodząc do kuchni, zagęściła się. Ginny położyła dłoń na lewej ręce Harry'ego spoczywającej na jego kolanie. Nie poruszył się, wiedząc, że w ten sposób dziewczyna chce dodać sobie otuchy.
- Macie jakieś plany na dzisiaj? – zapytała pani Weasley siadając z nimi do stołu, a gdy odpowiedziała jej cisza, westchnęła: - Nie możecie całe dnie siedzieć w domu.
- Co ty możesz wiedzieć? – wyszeptał George zaciskając pięści. - Nie mów mi, co mam robić.
I powiedziawszy to, wstał tak gwałtownie, że krzesło na którym siedział przewróciło się z łoskotem. Wyszedł z kuchni i skierował się na schody. Następne co usłyszeli, to głośny trzask drzwi, gdy wszedł do pokoju, który zwykł dzielić z Fredem.
Wrzaski Rona i Hermiony ucichły, więc zwiastowało to tylko jedno – przyjaciele Harry'ego doszli do porozumienia i prawdopodobnie zaczęli się godzić. Wiedział co to oznacza i nie miał najmniejszej ochoty im w tym przeszkadzać, dlatego tak bardzo ucieszył się, gdy Ginny spojrzała na niego i zapytała:
- Przejdziemy się?
Harry skinął głową, podziękował za posiłek i wyszedł razem z Ginny na rozgrzane majowym słońcem podwórko. Przez chwilę szli w milczeniu, rozkoszując się błogą atmosferą, która panowała na zewnątrz, gdy Ginny znów przemówiła:
- Myślisz, że już zawsze tak będzie?
Harry przez chwilę milczał, zastanawiając się, co dziewczyna ma na myśli i co powinien jej odpowiedzieć.
- Myślę, że nie. – rzekł w końcu nieco zachrypniętym głosem. – Trzeba tylko trochę poczekać.
- Co teraz?
Zamyślił się. Czy Ginny oczekiwała od niego kolejnego, genialnego planu? Myślała, że ma lekarstwo na wszystkie problemy? Harry tak samo jak ona nie miał pojęcia, co teraz robić i kiedy wrócić do normalnego życia. Nie wiedział, jak ma znów zacząć funkcjonować po tym wszystkim co się stało.
- Nie wiem.
- Mam nadzieję, że wkrótce znajdziesz odpowiedź, Harry, bo zaczynam mieć tego dosyć. – szepnęła Ginny. – Ta atmosfera staje się nie do zniesienia. A przecież tak nie powinno być, prawda? Przecież V-Voldemort zginął i powinniśmy się cieszyć.
- Ja… n-nie wiem. – wydukał Harry. – Przykro mi Ginny, ale… nie wiem.
Ginny zatrzymała się, patrząc na niego z niedowierzaniem wymalowanym w oczach. Po chwil jednak zreflektowała się i uśmiechnęła słabo. Wiatr rozwiewał jej długie, falowane włosy a słońce delikatnie muskało jej twarz. Była taka piękna.
- Masz rację, Harry. Nie masz przecież odpowiedzi na wszystkie pytania. – powiedziała.
Harry nagle odczuł przemożną chęć, by wziąć ją w ramiona i pocałować, ale znów ruszyła przed siebie, nieco szybszym krokiem. Doszli do niewielkiego pagórka, na którego szczycie stała wysoka, kwitnąca jabłoń. Wspięli się z niewielkim trudem na górę i usiedli pod drzewem.
- Nie wracajmy jeszcze do domu. – poprosiła Ginny, opierając głowę na jego ramieniu. – Tu jest jakoś inaczej.
Harry doskonale rozumiał, co ma na myśli. W Norze (co może wydawać się nieprawdopodobne) panowała ponura atmosfera, zupełnie nieadekwatna do tego, co działo się na zewnątrz. Westchnął głęboko, wdychając zapach kwitnących kwiatów jabłoni i objął Ginny ramieniem. Czas jakby zatrzymał się w miejscu.
- Harry, Ron ma ci coś do powiedzenia. – oświadczyła Hermiona z uśmiechem pełnym tryumfu, kiedy Harry wszedł do sypialni parę godzin później.
Zerknął na przyjaciela, który łypał na nią ze złością, ale wstał z łóżka i podszedł do nich.
- Więc… . – wyrzucił z siebie Ron na jednym wydechu.
- Co proszę? – zapytał Harry, przykładając wymownie dłoń do ucha.
Wbrew pozorom, ta sytuacja sprawiała mu wiele uciechy.
- Och, to takie głupie… - mruknął Ron, ale dostrzegając karcące spojrzenie Hermiony rzekł: - Ja i Hermiona chcielibyśmy iść na te zajęcia.
- A co ty o tym myślisz, Harry? – zapytała dziewczyna uśmiechając się niczym święty Mikołaj, ofiarowujący dzieciom prezenty. – To dobry pomysł, prawda?
Harry zastanowił się przez chwilę. Nie był przekonany, czy będzie wstanie przejść przez wszystkie te zajęcia, mając na względzie wydarzenia sprzed dwóch tygodni. Z drugiej strony, była to ogromna okazja (zaliczenie całego roku w dwa miesiące) i głupio by było z niej nie skorzystać. Poza tym, Hermiona miała rację – jeśli nie zda OWUTEMów, nie będzie miał żadnej szansy na zostanie aurorem, a bardzo tego chciał.
- Tak, to bardzo dobry pomysł. – potwierdził w końcu Harry.
- Świetnie! – Hermiona klasnęła w ręce. – Jeśli będziemy mieć szczęście, może spotkamy tam naszych znajomych! Uważam, że powinniśmy niezwłocznie wybrać się do Ministerstwa i się zapisać.
Ron wydał z siebie cichy jęk, do złudzenia przypominający „Znowu się zaczyna!", ale Hermiona tego nie słyszała, bo już zniknęła za drzwiami. Słyszeli tylko, jak wbiega po schodach i wchodzi do pokoju, który dzieliła z Ginny.
- Czemu ona zawsze musi utrudniać nam życie? – westchnął Ron.
- Według mnie ma sporo racji. – odrzekł Harry nie do końca szczerze.
Przyjaciel zmierzył go zdziwionym wzrokiem i opadł na łóżko.
- Przekabaciła cię. – mruknął.
