Jedna kropla – szeptało bez tchu podekscytowane serce.

Jedna kropla – przestrzegał natarczywie rozsądny umysł.

Jedna kropla – mówiły zimno i rzeczowo godziny obliczeń.

Jedna kropla – poleciła sobie i sama się wyśmiała. Przecież ona nie popełnia błędów.

Próbowała. Przez bardzo długi czas i niezliczone ilości razy.

Próbować to tylko proste wytłumaczenie większości Gryfonów. W jej ostrym spojrzeniu na świat nie ma pustych starań, a jedynie efekty. Tym bardziej, jeśli możesz posługiwać się magia i w banalny sposób umiesz kształtować rzeczywistość. Potrafisz podnosić rzeczy bez dotykania ich, wznieść się ku chmurom na martwym przedmiocie, zamienić zwierzęta w kielichy do wina, uwarzyć chwałę. Podobnym tobie udało się pokonać trolla, trójgłowego psa, wilkołaka, dementora, diabelskie sidła i ożywione szachy. Otoczony znakomitościami nie możesz wyprzeć się swoich ambicji, najskrytszych i najbardziej niewłaściwych pragnień. Możesz tylko próbować.

Czasami wystarczy tylko spojrzeć z dystansu, żeby zrozumieć przepaść miedzy pragnieniem a realiami. W niektórych sytuacjach to za mało i musisz krzyczeć, ubliżać wszystkiemu dokoła i cierpieć, żeby uspokoić natarczywe myśli. Najczęściej jednak nic nie pomaga – nawet klepsydra Gryfonów z ubywającymi punktami, odznaka prefekta, esej na trzy stopy z zaklęć, roześmiana twarz Hagrida, teatralnie zrozpaczone oczy Trelawney, patrzące spod grubych okularów na Harry'ego, pokój wspólny Domu Lwa i biblioteka. Wtedy z pragnieniem splata się irytacja, niemożliwość ucieczki i zmierzenia się z marzeniem. Gorycz bezsilności mdli, a magia próbuje znaleźć ujście (twoje palce nieprzyjemnie mrowią), jednak nie pozwalasz na nic. Nie masz innego wyjścia.

Zastanawiasz się czasem dlaczego to padło właśnie na ciebie. I myśli są naprawdę różne. Fatum, klątwa, czar rzucony przez jedną z wielu osób ginących w hogwarcie tłumie, niedostrzeżonych, które być może mają powód do nienawidzenia ciebie. Zdarzają się chwilę, kiedy myślisz o zgodności charakterów i cała drżysz (powraca nieprzyjemne mrowienie palców u obu dłoni, magia chce znaleźć ujście), kiedy rozmyślasz ile mógłby ci powiedzieć o drugim obliczu magii – tym skrywanym i potępianym. Najczęściej jednak uważasz to za kpinę losu. Niejednokrotne zaszydził z ciebie – ogłaszając w wieku jedenastu lat, że magia istnieje, łącząc z Chłopcem-Który-Przeżył nicią przyjaźni, przydzielając do Domu Lwa i czyniąc zależną od Węża.

Planujesz i ganisz się na przemian, bo to jednocześnie szlachetne i chore, kiedy myślisz co zrobić, żeby posiąść drugą istotę.

Znajdujesz rozwiązanie, ale tak naprawdę wiesz, że zawsze o tym myślałaś.

Czasami wydaję ci się, że to prawie zabawa w Boga, bo to jest naginanie wolnej woli. Ale skoro uczą cie na trzecim roku zamiany wody w wino, to chyba nie dziwne, że powoli zaczynasz stawiać siebie i swoje potrzeby na piedestale, prawda?

Czasami niemal sięgasz obłędu, bo to zaprzeczenie ciebie, jaką wszyscy znają. Z ulgą przyjmujesz widmo Mrocznego Znaku podczas Mistrzostw Świata w Quidditchu, bo to problem dużo bardziej rzeczywisty od tych, które dzieją się w twojej głowie. Z nim zmagają się też Harry i Ron, Gryfoni, Hogwart i cała Wielka Brytania. Choć nie mówi się o tym głośno, to nigdy budząc się w nocy nie masz wrażenia, że to ci się przyśniło. Nie potrzebujesz czarnych oczu, aby uzmysłowić sobie, że koszmar dzieje się na jawie.

Przestajesz myśleć o konsekwencjach, bo peleryna-niewidka zrobiła jednak coś z twoją głową. Na piątym roku czujesz się już całkowicie bezkarna, mimo że nadal jesteś ostoja wiedzy Domu Lwa. Zawsze był Harry, którego obwiniano o wszelkie wybryki Gryffindoru i w takich chwilach lubiłaś jego bliznę w kształcie błyskawicy, wygląd Jamesa Pottera i nawet przydomek Chłopca-Który-Przeżył. Przemierzając korytarze szkoły pod pieszczotliwym dotykiem peleryny, nic nie mogło przeszkodzić w planach. Każda księga była osiągalna, każdy składnik wywaru możliwy do zdobycia, a zła odmiana magii jeszcze bardziej kusząca (palce coraz części drżały). Brakowało tylko, żebyś potrafiła przenikać przez ściany.

Nie mają znaczenia pomówienia szeptane za plecami lub w tych „dorosłych" rozmowach, które przecież jeszcze cie omijają. Nawet znak własności wypalone na jego lewym ramieniu, który nadzwyczaj drobiazgowo opisywał Harry. Nie liczą się słowa jego i Rona, bo oni zawsze gardzili wężowym piętnem.

Zdarzały się chwilę, kiedy wylewałaś do odpływu w łazience prefektów eliksir o kolorze pąsowej róży. Przeklinałaś swój talent, wszystko było gotowe prócz ciebie.

Jeszcze nie teraz, za szybko, zbyt nierozsądnie – powtarzało coś w twojej głowie.

Myślałaś wtedy, że warto poczekać. Pokazać siebie - wystającą poza gryfoński dogmat, którego nienawidził do białej gorączki. Może wystarczyłoby spytać, czy i on czuje denerwujące mrowienie w palcach obu dłoni, kiedy magia potrzebuje odrobiny brutalności? Ręka świerzbi, nalega do wyciągnięcia różdżki i odrzucenia kontroli.

Ale w tych momentach zwątpienia los zdaje się już mieć gotową odpowiedz. Ujawnia ją pod postacią kpiny w jego oczach, kiedy przemierza wzrokiem klasę i niemal specjalnie omija twoją postać. I zazdrościłaś Harry'emu jego brutalności i jadu skierowanego tylko ku niemu. Zazdrościłaś Malfoyowi jego wymuszonego skinięcia aprobaty, kiedy niemal niezauważalnie się wzdryga.

Uświadomiłaś sobie, że jesteś tak nikłym elementem jego życia, który nie zasługuje nawet na pogardę. Pojawiła się bolesna świadomość. Że nigdy tak naprawdę i nigdy właściwie. Wiedziałaś już, że odwrotu nie ma.

Jedna kropla.

Kiedy teraz obserwujesz ruch jego długich palców, które pieszczą pożółkłe strony książki, zaczynasz wątpić. I pojawia się żal, pojawia się złość. Może właśnie w tej chwili tracisz go na zawsze? Tego właściwego, jednego. Może w tej chwili skazujesz się na coś, o czym nie masz pojęcia? Może jego oczy przestaną lśnić chorą fascynacją? I żarem, i nienawiścią.

Twarz ma długą, surową. Proste, postrzępione włosy okalają jego wykute z kamienia oblicze. Wstrzymujesz oddech, kiedy smukłe palce muskają kielich. Nawet mrowienie dłoni zostaje zepchnięte na granice świadomości.

Jedna kropla. Bez zapachu i smaku. Niewyczuwalna nawet dla Mistrza Eliksirów. Działa przez całe życie.

Patrzysz na niego, a oddychanie wydaję się rzeczą błahą, niepotrzebną. W Wielkiej Sali trwa kolacja, gwar bucha ze wszystkich stron. Spojrzenia odnajdują się ponad stołami. Ciemne, onyksowe oczy, czarniejsze niż grudniowa noc i Wywar Żywej Śmierci.

Łyk eliksiru, który łączy trwalej niż Amortencja. Zastanawiasz się czy dłonie nadal będą mrowiły, kiedy złączysz swoje palce z jego.