Najpierw Syriusz poczuł gwałtowne szarpnięcie, a potem bardzo pewny chwyt na swoim przedramieniu nieosłoniętym przez podwinięty rękaw szaty. Ktoś wciąż nie zwalniał uścisku i zdecydowanie pchał Syriusza tuż przed sobą, tak blisko, że ten czuł ciepło jego ciała. Po chwili wepchnął go brutalnie do komórki na miotły, której drzwi trząsnęły bezceremonialnie.
Początkowe zdziwienie ustąpiło miejsca brzydkiemu grymasowi, gdy Syriusz stanął z nim twarzą w twarz.
- To ty... Czego chcesz? – warknął.
- Powiedz Potterowi, żeby jutro nie grał - odpowiedział mu perfekcyjnie beznamiętny ton.
- Niby dlaczego? – prychnął pogardliwie.
- Po prostu mu to powiedz i dopilnuj, żeby posłuchał.
- Niby dlaczego? – powtórzył z nutą politowania w głosie.
- Jeśli będzie trzeba, złam mu coś. I tak lepiej na tym wyjdzie. Na marginesie, mógłbyś zacząć nosić się chociaż trochę bardziej adekwatnie do swojej krwi - pogardliwe spojrzenie prześliznęło się po sylwetce Syriusza.
- Żeby zaraz twoja krew nie buchnęła ci z nosa...
- Och, zamknąłbyś się. I nie waż się mówić nikomu, że z tobą rozmawiałem. Chociaż.. i tak nikt by nie uwierzył.
Gdy Syriusz wyszedł z pełnej pajęczyn komórki, nie myślał o naderwanej szacie czy świeżo nabitych siniakach. Zobaczył tylko znikający za rogiem rąbek szaty swojego głupiego młodszego brata.
