Prolog
„Życie to jedno wielkie gówno, a potem się umiera".
Czy znacie uczucie porażki? Ja znam bardzo dobrze. Wystarczy chwila, a życie zmienia się w istne piekło. Piekło, z którego nie ma powrotu. Nie jestem już młodą Bellą, tryskającą szczęściem dziewczyną, kłaniającą
się każdej napotkanej osobie, bawiącą się z dzieciakami na placu zabaw. Nie wiem nawet co to śmiech, radość czy miłość. Uczucia te są mi tak dalekie, że nawet ich nie pamiętam. Nie potrafię normalnie żyć. Po co?
Dla kogo?
Dlaczego mam się męczyć?
Zadawałam sobie te pytania setki razy i nigdy nie dostałam na nie odpowiedzi. Próbowałam skończyć z życiem nie jeden i nie dwa razy, lecz zawsze kończyło się tak samo. W ostatniej chwili byłam ratowana. Nikt
mnie nie rozumiał. Psycholodzy czy inni terapeuci, żaden nie przetrwał więcej niż dziesięć minut ze mną w jednym pomieszczeniu. Jak mogli zrozumieć? Byli zdrowi, większość z nich miała rodziny, przyjaciół, normalne
życie, wizje na przyszłość. Nie wiedzieli jak to jest być sparaliżowaną od pasa w dół. Nie musieli codziennie widzieć na twarzach ludzi tych spojrzeń: współczucia, pogardy. Nie musieli prosić o pomoc w każdej
sekundzie życia. Zakupy, sprzątanie w domu, założenie ubrania czy kąpiel. Codziennie byłam upokarzana, znosząc wizyty pielęgniarek, które zajmowały się mną jak małym dzieckiem…
