Nie podobało mi się zakończenie książki ze śmiercią Akkarina, więc historia wymaga alternatywnego zakończenia. Jestem zwolenniczką happy endów, ale przecież nie zawsze jest zupełnie różowo...

Żadna z postaci występujących w książkach nie należy do mnie, tylko do autorki sagi.


Kariko osunął się na ziemię z nieprzytomnym spojrzeniem. Sonea szybko podbiegła do niego, wyciągnęła sztylet i pobrała od niego resztę energii. Gdyby tego nie zrobiła ciało Sachakanina wybuchłoby raniąc ją i zabijając Akkarina. Akkarina...

- Akkarin! - Uświadomiła sobie, że były Wielki Mistrz siedzi z opuszczoną głową i rytualnym ostrzem wbitym w pierś. Jeśli on nie żyje... Jeśli oddał mi za dużo energii.. Dreszcz paniki przeszedł, gdy zmniejszała odległość między nimi. Wzięła jego głowę w ręce, podniosła wysyłając nici sondy do jego ciała. Żyje! Poczuła słabe bicie serca, prawie niewyczuwalne, ale wciąż żył.

Cienka strużka krwi sączyła mu się z wysłała w jego kierunku energię dla wzmocnienia i wyizolowała magicznie nóż, tak aby nie robił większej krzywdy. Z przerażeniem stwierdziła, że wbil się tuż obok tętnicy. Kilka milimetrów dzieliło go od natychmiastowego wykrwawienia się. Próbowała naprawiać uszkodzone organy i naczynie krwionośne. Była świetna w uzdrawianiu, ale jego rany były poważne, a ona wciąż była nowicjuszką.

Mistrzyni Vinaro! Potrzebuję Twojej pomocy. - wysłała zapytanie mentalne. Nie dostała odpowiedzi, ale usłyszała szelest szat za sobą.

- Zobaczmy co możemy dla niego zrobić - powiedziała przełożona Uzdrowicieli pojawiając się za Soneą. Dziewczyna cofnęła ręce z głowy maga, wpatrując się z niecierpliwością w Vinarę. Minuty ciągnęły się w niskończoność. Pojawił się Balkan, Rothen, inni magowie zaczęli ściągać na Arenę, ale nowicjuszka nawet ich nie zauważyła. - Akkarinie, nie możesz mi tego zrobić, nie teraz, nie kiedy wygraliśmy – błagała w myślach. W końcu Vinara puściła jego głowę i delikatnie położyła go na piasku, po czym wyjęła delikatnie nóż.

- Jest strasznie słaby, stracił prawie całą energię i dużo krwi, ale wyzdrowieje. Świetnie zabezpieczyłaś sztylet. Od kiedy jesteście z Wielkim Mistrzem po imieniu? – zapytała z lekkim uśmiechem Mistrzyni.

- Cóż, w Sachace byliśmy tylko wygnańcami... - odparła nieśmiało Sonea wpatrując się w leżącą postać. Poczuła wyraźną ulgę. Z jej ramion opadło napięcie i adrenalina z ostatnich dni. Ciemność zasłoniła jej widok, głosy słyszała z oddali i osunęła się na piasek – zemdlała.