PROLOG
Wszystko działo się zbyt szybko. Tłumy krewnych, których w większości Niezapominajka nie lubiła, tłoczyła się od paru godzin w małym pokoiku gościnnym. Nie wiedziała już, czy płacze ze smutku, tęsknoty, czy też z czystej frustracji, bo z każdym nowo przybyłym gościem pojawiało się więcej pustych słów pocieszenia i doprowadzających dziewczynkę do szału „wszystko będzie dobrze". Nie, wcale nie będzie dobrze- myślała. Z minuty na minutę ilość „gości" rosła, każdy chciał złożyć kondolencje biednej pani Bracegirdle. „To wielka tragedia, stracić męża i to w tak młodym wieku! Teraz biedaczka została sama z trójką dzieci, a wszystkie jeszcze małe. Czy ktoś już wie, dlaczego właściwie umarł? Zachorował? Ach tak..." Niezapominajka słyszała doskonale wszystkie rozmowy toczące się na korytarzu i miała ich już po dziurki w nosie. Wszyscy oblegali jej matkę w saloniku próbując ją pocieszyć, co niosło jedynie odwrotny do zamierzonego rezultat. O niej i jej rodzeństwie wszyscy jakby zapomnieli, tylko jakaś daleka ciotka spojrzała się na dzieci z politowaniem i dała każdemu po lizaku. Niezapominajka wcale nie miała zamiaru go jeść. W ogóle nie była głodna. W tej chwili jej największym marzeniem było, aby wszyscy zostawili ich wreszcie w spokoju i pozwolili jej w końcu podejść do mamy. Niestety, nie zanosiło się na to, aby zebrani prędko ich opuścili, więc dziewczynka postanowiła zajrzeć do pokoju młodszego rodzeństwa. Małe, ledwie trzyletnie szkraby, siedziały zapłakane i wystraszone na łóżku rozglądając się dookoła. Zupełnie nie wiedziały co się dzieje i czuły się bardzo zagubione. Niezapominajce aż serce się ścisnęło na ich widok. Ona sama miała dopiero 13 lat, ale swoje najwcześniejsze dzieciństwo spędziła z obojgiem rodziców, a wspomnienia ostatnich kilku lat wciąż były żywe w jej pamięci, ale co z nimi? Kiedy dorosną mogą wcale nie pamiętać ojca, jedynie jakieś pojedyncze mgliste wspomnienie może przetrwać próbę czasu. Oczy zaszły jej łzami i wybuchła płaczem, a razem z nią młodsze rodzeństwo. Usiadła na łóżku, mocno przytuliła brata i siostrę i tak trwali, aż do wieczora, gdy już ze zmęczonych i opuchniętych od płaczu oczu nie mogła wypłynąć ani jedna łza. Maluchy nie chciały puścić starszej siostry i ta została z nimi, dopóki nie zasnęły. Wcześniej zawsze czuwał przy nich ojciec opowiadając bajki na dobranoc i pilnując, czy które z nich nie zrzuci z siebie kołderki zasypiając. Niezapominajka zaszlochała przypominając sobie o tym. Szybko jednak uspokoiła się, nie chciała budzić rodzeństwa. Na niebie widać było już liczne gwiazdy, księżyc jeszcze nie wzszedł, a pod oknem kwitły astry w przepięknych odcieniach różu i fioletu. W ogródku warzywnym aż roiło się od słodziutkich truskawek i innych cudowności, które tylko czekały aby ich skosztować. Czerwcowy wieczór jak nigdy wydał się jej nie do zniesienia. Nie rozumiała, czemu świat wciąż tak ją zachwyca, dlaczego wciąż świeci słońce i księżyc i jakim prawem dzieci sąsiadów wciąż się śmieją i bawią w najlepsze, kiedy jej cały świat wali się w gruzy. To wcale nie było sprawiedliwe. Po dłuższej chwili wyszła cicho na korytarz. Dom opustoszał zupełnie, w wszechogarniającej ciszy dało się uchwycić tykanie zegara na drugim końcu domu. Powoli, jakby nie chcąc mącić spokoju, który po całym dniu zawitał do jej domu, dziewczynka przeszła korytarz zaglądając w każde uchylone drzwi.
Matkę znalazła w kuchni patrzącą nieobecnym wzrokiem na tylko sobie wiadome obrazy. Długo czekała na to, aż w końcu zwróci na nią uwagę. Wyciągnęła ręce ku córce i objęła ją mocno. Obie poczuły się lepiej, mając siebie nawzajem przy boku. W ich myślach wciąż pojawiało się wiele wizji, raniących wspomnień i pytań, na które nigdy nie poznają odpowiedzi, ale o ileż łatwiej jest stawić im czoła, gdy trwa przy tobie bliska osoba.
-Mamo, chcę żebyś wiedziała, że cokolwiek by się w życiu nie wydarzyło, ja zawsze będę przy tobie i że bardzo cię kocham.- wyszeptała nagle Niezapominajka.
-Wiem, kochanie, wiem. I ja bardzo cię kocham.- odparła czule kobieta mocniej przyciskając do siebie kochaną dziecinę, powoli kołysząc ją w ramionach. Czuła jak córka staje się coraz spokojniejsza, jej szybkie i płytkie oddechy wydłużyły się i pogłębiły, ręce przestały się trząść. Wiedziała, że to tylko chwilowe wytchnienie w nękającym ich od niedawna cierpieniu, a przecież czeka je jeszcze długa i wyczerpująca walka z rozpaczą i tęsknotą zakradającą się wciąż do ich serc. Nie była już w stanie rzec do córki czegokolwiek, choć wiedziała, że już niedługo będzie musiała powiedzieć jej o przeprowadzce. Nie zdoła sama jedna utrzymać tak dużego domu. Ale dziś już nie chciała przysparzać jej więcej bólu, nie, to może poczekać do jutra, pomyślała. Ucałowała dziewczynkę w czoło i posłała do łóżka.
Nazajutrz dzieci dowiedziały się o przenosinach, co spotęgowało tylko ich rozpacz. Wraz z utratą domu czuły, że tracą jedyną rzecz, która łączy je z przeszłością, a rozdział beztroskiego dzieciństwa zamyka się na dobre. Z jego sprzedaży otrzymali dość pieniędzy, aby kupić mały domek w Nad Wodą, który, choć przytulny, wcale nie przypadł dzieciom do gustu. Od tej pory musieli radzić sobie zupełnie sami. Jak to, niestety, często bywa, zapewnienia o „pomocy o każdej porze dnia i nocy", złożone zapewne pod wpływem emocji, okazały się tylko słowami rzuconymi na wiatr. Rodzina zmarłego od dawna nie ukrywała, że nie darzy jego małżonki sympatią, więc wcale nie kwapili się z pomocą, choć bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że nie pomagali w ogóle. Krewni pani Bracegirdle mieszkali daleko i nie należeli do zamożnych hobbitów, jednak ich pomoc w tych najgorszych miesiącach, choć niewielka, okazała się nieoceniona. Młoda wdowa parała się każdego możliwego zajęcia, aby tylko jej dzieciom żyło się lepiej. Po jakimś czasie wpadła na pomysł otworzenia własnego stoiska z warzywami. Miała rękę do roślin i niegdyś sąsiedzi chętnie kupowali od niej to i owo. Postanowiła powołać swoją wizję do życia i w niedługim czasie wśród licznych straganów w Nad Wodą pojawiło się nowe malutkie stoisko. Niezapominajka pomagała mamie przy nim jak tylko mogła, a gdy trochę podrosła, umiała prawie przez cały dzień siedzieć i pilnować stoiska i przy okazji sprzedać cały towar.
W pewne majowe przedpołudnie, dwa lata później, Niezapominajka zaczęła układać przyniesione warzywa. Słońce tego dnia lśniło wyjątkowo jasno, na niebie nie było ani jednej chmurki. Pogoda idealna na długi spacer, ale z pewnością nie na układanie warzyw. Dziewczyna szybko się zmęczyła i skryła się przed słońcem pod daszkiem. Nie lubiła zostawać sama, cały ogrom obowiązków spadał wtedy na nią, ale jej rodzeństwo chorowało właśnie na ospę i mama musiała zostać z nimi w domu. Westchnęła ciężko i już miała z powrotem zabrać się do pracy gdy nagle wśród wszechobecnego gwaru wyłapała niezrozumiałe dla siebie słowa, które po krótkiej chwili zaczęły układać się w tekst jakiejś tajemniczej i nieznanej jej pieśni. Z zaciekawieniem zaczęła wypatrywać śpiewaka, ale o tej porze przy straganach aż roiło się od hobbitów i długą chwilę zajęło Niezapominajce wypatrzenie owego kogoś. Okazał się to być starszy jegomość, ubrany w imponującą kamizelkę ze złotymi guzikami. Widziała go już parę razy, czasem kupował u nich ziemniaki, ale nie wiedziała o nim nic poza tym. Hobbit zdawał się nie zwracać uwagi na to co dzieje się wokół niego i nucił wciąż swoją piosenkę. Słuchała jak urzeczona i próbował odgadnąć o czym mówi pieśń, gdy nagle mężczyzna przerwał i spojrzał się w jej stronę. Spoglądał jej prosto w oczy. Niezapominajkę przeszedł nieprzyjemny dreszcz, ale prawie natychmiast odwróciła wzrok i powróciła do układania kapusty na ladzie. Hobbit nie dał jednak za wygraną i podszedł do jej stoiska.
-Witaj, miła panienko! Czy byłabyś tak uprzejma mi powiedzieć, ile muszę zapłacić za jeden worek tych cudownych ziemniaków?- przybyły wskazał na ziemniaki leżące w ogromnej skrzynce koło lady. Dobrze wiedziała, że nie po to tu przyszedł. Dziewczyna ostatkiem sił powstrzymywała się, aby nie zapytać o czym mówiła jego pieśń i w jakim była języku. Była też ciekawa samej jego osoby, kim właściwie jest, dlaczego używał języka innego niż Wspólna Mowa, czy wie może coś niecoś o krainach za granicami Shire? Czy będzie miała na tyle odwagi, by zadać te wszystkie pytania kompletnie obcej osobie?
-Jeden grosz.- odparła nie mówiąc nic więcej.
-W takim razie poproszę jeden.- odrzekł hobbit i podał żądaną kwotę. Z ciekawością przypatrywał się dziewczynie pakującej kartofle do worka, na której twarzy można było wyczytać, że coś bardzo zaprząta jej myśli. Gdy już prawie kończyła i hobbit pogodził się już z myślą, że nie jest skłonna do rozmowy, doleciało go jej ciche pytanie.
-Czy mógłby mi pan powiedzieć, co to był za język, w którym śpiewał pan tę pieśń?- mężczyzna uśmiechnął się szeroko i z niejakim rodzajem podziwu spojrzał się na dziewczynę.
-To język Elfów Wysokiego Rodu, nie sposób go dziś w Shire usłyszeć…
-Elfów?! Czyli oni naprawdę istnieją?!- przerwała mu Niezapominajka podekscytowana.- Och, wiedziałam to, wiedziałam!...- zamilkła nagle, speszona swoim nagłym wybuchem radości, którego świadkiem zapewne byli licznie tu zebrani sąsiedzi. Starszy hobbit uśmiechnął się do niej ponownie, a ona odwzajemniła uśmiech. Coś w jej oczach, jakiś dziwny i radosny zarazem błysk, dał mu pewność, że ta młoda hobbitka różni się wielce od reszty swoich rówieśników. Niezapominajka z kolei zdała sobie sprawę, że ten niby przypadkowy przechodzień jest bardzo niepospolitym hobbitem. Nic nie dzieje się z przypadku, święcie w to wierzyła.
Tak oto Niezapominajka poznała samego Bilba Bagginsa, z którym po niedługim czasie się zaprzyjaźniła. Nie umknęło to uwadze wścibskich sąsiadów, którzy nie omieszkali o wszystkim powiadomić jej matki, radząc jej przy tym, aby lepiej powstrzymała córkę od wizyt w Bag End, gdyż w przeciwnym wypadku dziewczyna już niedługo niechybnie zdziwaczeje, tak jak sam Baggins. Pani Bracegirdle raczej nic sobie z tego nie robiła, przeciwnie, cieszyło ją, że córka znalazła kogoś z kim może porozmawiać. Ona sam darzyła dużą sympatią pana Bagginsa i uważała, że jej kochana córeczka może się od niego nauczyć o wiele więcej niż od niej, a już od dziecka było widać, że jest zdolna i pojętna. I tak, prawie po każdym dniu pomagania matce, Niezapominajka gnała co sił do Bag End. Uwielbiała słuchać opowieści Bilba z wyprawy „tam i z powrotem" i prowadzić długie dyskusje na temat książek, które jej pożyczał. Była idealnym kompanem do rozmów, toteż Bilbo z niecierpliwością wyczekiwał jej wizyt. Po raz pierwszy od śmierci ojca zaczęła się znów uśmiechać i widzieć życie w jasnych barwach, tak jak kiedyś, gdy była młodsza. Pewnego dnia, ku jej radości, Bilbo oświadczył jej, że szuka kogoś do pomocy w domu. „To byłoby wprost idealne rozwiązanie dla mnie! Pracowałabym i jednocześnie byłabym cały dzień w Bag End!"- myślała. Za zgodą matki zaczęła pracować u pana Bagginsa, a dzięki dodatkowo zarobionym pieniądzom jej rodzinie żyło się teraz o wiele lepiej. Podczas swojej pracy zdążyła też poznać siostrzeńca Bilba, Froda Bagginsa i ich ogrodnika, Sama Gamgee, z którymi również szybko złapała nić porozumienia i nawiązała przyjaźń. Frodo był bardzo z charakteru do wuja podobny, ale daleko bardziej weselszy i lubujący się w sarkastycznych docinkach, które bawiły ją niezmiernie. Oboje uwielbiali czytać książki i włóczyć się bez celu leśnymi ścieżkami po Shire, co też często zdarzało im się robić, gdy nie miała akurat nic ważnego do zrobienia. Często we troje wraz z Bilbem rozmawiali o starych zapomnianych legendach i o wspaniałości królestw elfów i ludzi mieszkających daleko od ich cichego kraju. Sam również lubił przysłuchiwać się ich rozmowom, ale nie odzywał się wtedy prawie wcale, zbyt urzeczony opowieścią. Wiedział wszystko o tym co wzrasta w ziemi i nauczył Niezapominajkę wielu ciekawych i przydatnych rzeczy. Po paru miesiącach nie mogła się już obejść bez towarzystwa tej trójki, z dnia na dzień była coraz szczęśliwsza.
