A/N: Drodzy Czytelnicy... To moja pierwsza historia o bohaterach SG-1, choć opowiedziana w nieco innym stylu. Lojalnie uprzedzam, że "Żona inna niż wszystkie", to romans historyczny, z akcją umiejscowioną na przełomie XVII i XVIII wieku. Jeśli komuś się to nie podoba, trudno. Pozostałym życzę przyjemnego czytania i mam nadzieję, że będą się przy tym dobrze bawić.

Z góry dziękuję za wszyskie komentarze i wskazówki, które pomagają mi szlifować swój "warsztat". Postaram się sprostać oczekiwaniom.

Pozdrawiam!

fanka


1.

- Potrzebujesz żony, Jack.- powiedział Daniel, kiedy po zejściu z okrętu, obaj patrzyli, jak załoga wita się ze swoimi rodzinami.- Nie możesz dalej tak żyć.

- Dlaczego?- jego rozmówca uniósł brew i spojrzał na przyjaciela pytającym wzrokiem.- Co w tym złego? Żyję tak od lat.- przypomniał.

- I co z tego masz?- spytał Daniel, kiedy szli w kierunku tawerny, by po wielu miesiącach w morzu, nareszcie skosztować porządnego napitku, zanim udadzą się do domu.- To prawda, że jesteś panem samego siebie, że masz imponujący majątek i posiadłość, którą niejeden uznałby za raj…- kontynuował.- Co z tego jednak, skoro nie masz tego z kim dzielić? Nie masz dziedzica, który po twej śmierci przejmie twoje włości, który przedłuży twoje nazwisko. Na co to wszystko, skoro, kiedy Bóg cię do siebie powoła, cała twoja krwawica pójdzie na zmarnowanie?

- Miałem to wszystko, Daniel. Zapomniałeś?- odpowiedział cicho, spoglądając przez brudne okno tawerny w kierunku portu. Jego wzrok był daleki i przesycony żalem.- Miałem i jak to się skończyło?

- Nie możesz się za to winić!- zdecydowanie przerwał mu jego młodszy towarzysz.- Byłeś za morzami, gdy ta tragedia miała miejsce. Nie mogłeś nic zrobić, by temu zapobiec.

- Nie prawda!- stanowczo zaprzeczył sfrustrowany pułkownik.- Mogłem coś zrobić, gdybym był w domu, zamiast szwędać się po oceanach! Gdybym tam był, mój syn by dziś żył, moja żona byłaby żywa…

- Może tak, może nie.- zauważył lingwista, który ostatnie kilka lat spędził pod komendą pochmurnego teraz oficera, służąc mu za tłumacza, gdy odbywali zamorskie podróże.- Nigdy się tego nie dowiemy. Nie możesz jednak spędzić reszty życia w samotności, Jack. Każdy człowiek potrzebuje kogoś bliskiego. Taka już nasza natura. Po śmierci Sha're, ja też myślałem, że już nigdy nie pokocham, dopóki nie poznałem Vali. Co zabawniejsze, zważywszy na nasze niefortunne początki, zupełnie nie myślałem, że kiedyś oddam jej swoje serce, a jednak tak się stało.- mówił ciepłym, łagodnym głosem.- Myślę o tym, by ją poślubić, jeśli mnie zechce…- wyznał cicho.- Chcę mieć żonę, dzieci, rodzinę i myślę, że i tobie dobrze by to zrobiło…

- Nie wiesz, o czym mówisz, Danny- boy.- powiedział Jack.- Poza tym, nie mam czasu rozglądać się za kandydatkami. Jestem oficerem marynarki, do diaska! Dziś jestem na lądzie, a jutro wypływam, bo takie mam rozkazy. Nie dla mnie konkury, zaloty i cały ten galimatias. Jestem na to za stary, Daniel. Mój czas przeminął.- stwierdził.

- To bzdury i dobrze o tym wiesz!- lingwista pokręcił z dezaprobatą głową.- Jesteś w kwiecie wieku, Jack! Jeszcze możesz mieć żonę i dużo dzieci, jeśli tylko zechcesz. Mnóstwo kobiet z chęcią by za ciebie wyszło!

- Raczej za moje pieniądze.- odpowiedział z sarkazmem oficer.- Myślisz, że nie wiem, jak jest naprawdę? Mają mnie za majętnego głupca, Daniel. Myślą, że jak już mnie złapią, dobiorą się do mojego majątku i…

- Powiedz, że nie mówisz poważnie, Jack?- jęknął jego zdumiony przyjaciel.

- Dlaczego nie?- spytał trzydziestoośmioletni pułkownik.- Nie raz i nie dwa podsłuchałem rozmówki tych damulek na przyjęciach u generała Hammonda, czy u Haynes'ów. Raz nawet obiło mi się o uszy określenie „stary ramol, ale majętny ramol", a wraz z nim stwierdzenie, że „czego taki mąż nie widzi, tego mu nie żal", jeśli wiesz, co mam na myśli.- dodał z ironią.- Nie dziwi cię więc już chyba fakt, że żadna z owych dam nie tylko nie wzbudza mojego zainteresowania, a wręcz utwierdziły mnie one w przekonaniu, że w moim przypadku ten okręt, iż tak się wyrażę, już dawno odpłynął…

- Jack… Nie możesz wszystkich panien mierzyć tą samą miarą!- powiedział Daniel.

- Ależ mogę, Danielu.- zaprzeczył oficer.- Mogę i mierzę! I byłbym ci wdzięczny…- dorzucił jeszcze.-… gdybyś więcej o tym nie wspominał. Jest mi dobrze tak jak jest i kwita!

- Ale, Jack…- próbował oponować lingwista.

- Daniel.- ostrzegł go oficer.

- Jack.

- Daniel!- cierpliwość pułkownika była na wyczerpaniu i młodzieniec o tym wiedział. Nie zamierzał się jednak poddawać. Jack O'Neill potrzebował towarzyszki życia, potrzebował uczucia, choć nie wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Doktor Daniel Jackson znał go jednak nie od dziś. Obaj przeszli razem przez piekło, chroniąc się nawzajem. To pozwoliło im się poznać bliżej, niż niejednokrotnie znali się bracia. W zasadzie, po tych wszystkich przygodach na morzu i w dalekich krajach, pułkownik stał mu się bratem, jakiego lingwista nigdy nie miał, nie po tym, jak jego rodzina umarła na epidemię tyfusu. On jeden ocalał, bo akurat był poza domem, gdy choroba dopadła miasto. Dużo później poznał i zaręczył się z Sha're, jednak i ją fatum mu odebrało, gdy ukochana zapadła na chorobę psychiczną i zginęła z ręki opiekuna, próbując w szale zabić narzeczonego. Minęło wiele czasu, nim Daniel się po tym pozbierał, ale nie w tym rzecz… Sęk w tym, że lingwista potrafił wejrzeć w duszę swojego przyjaciela i wiedział, że mimo ten oschłej pozy, którą każdego dnia przybierał Jack, pułkownik czuje się samotny, że potrzebuje uczucia, kogoś, kto mu je ofiaruje i komu on mógłby ofiarować te niezliczone pokłady afektu, jakie skrzętnie skrywa w głębinach swojego serca. Gdyby tylko nie był taki uparty i zechciał wyznać to głośno…

- A gdybym…- zaryzykował doktor.

- Co?- warknął oficer, choć w jego oczach nie było gniewu, a raczej irytacja.

- A gdybym znalazł ci żonę?- spytał niepewnie młody naukowiec.- Gdybym znalazł ci kobietę inną niż te?

- Że co, proszę?- jęknął pułkownik, robiąc przysłowiowe wielkie oczy.

- Słyszałeś.- Daniel rzucił mu wyzywające spojrzenie.- Gdybym znalazł ci taką kobietę, czy byłbyś skłonny się ożenić?- zapytał.

O'Neill sam już nie wiedział, czy ma się roześmiać, czy zezłościć uporem kompana. Ostatecznie wzruszył tylko ciężko ramionami i zachichotał ironicznie.

- Yeah! Pewnie!- rzucił dla świętego spokoju.- Znajdź mi taką, co nie przypomina żadnej ze znanych mi dam, a się z nią ożenię!- powiedział głośno, w duszy zaś dodając:- Prędzej piekło zamarznie, niż uda ci się ta sztuka, przyjacielu, bo wszystkie one są takie same!

- Dajesz słowo?- doktor Jackson szybko podchwycił swoją szansę, choć był świadom, co chodzi po głowie przyjaciela.

- Oficerskie!- potwierdził beztrosko Jack, święcie wierząc, że ten zamysł nie może się powieźć.

- A więc, dobrze!- wyszczerzył się Daniel.- Przyjmuję wyzwanie! Znajdę ci kandydatkę, choćbym miał przeszukać cały kraj, albo kontynent!

- Powodzenia, Danny- boy! Powodzenia!- roześmiał się rozbawiony pułkownik i uniósł kufel z piwem w geście toastu.

- Dziękuję, Jack.- odparł młodzieniec, jego wewnętrzny głos wyszeptał:- Będzie ci potrzebne!

TBC