Konnichiwa! Mój pierwszy fanfik, tyle, że po polsku. Ale już pracuję nad angielską wesją tego. Jak na razie nie ma OC'ów. WŁAŚNIE! Kamon to tak na prawdę rywal Kenty, znany także jako Silver w mangach. Zresztą... co ja wam bedę mówić. Po prostu przeczytaj XD
---
I do not own Pokemon :P
W oddali słychać różne głosy. Jednak postać idąca ścieżką przez las w środku nocy wydawała się ich nie słyszeć. Idąc nią od dłuższego czasu, chłopiec postanowił się zatrzymać na polanie. Miejsce było piękne. Wysokie drzewa otaczały srebrzyste jezioro i olbrzymią wierzbę stojącą przy nim. Światło księżyca oświetlało postać chłopca i idącego obok niego Houndoom'a. Houndoom spojrzał na swojego właściciela, który właśnie siadał pod rozłożystą wierzbą. Przez chwilę przypatrywał się swojemu odbiciu w wodzie. Blask księżyca oświetlał jego bladą, acz przystojną twarz oraz rude włosy delikatnie opadające na jego ramiona. Chłopak odgarnął grzywkę z oczu i usiadł wygodnie. Zamknął oczy i po chwili zasnął, odpływając w swój własny świat. Houndoom ułożył się koło niego. Po chwili także spał.
Ranek okazał się dość zimny. Młody trener otworzył oczy i rozejrzał się wokół. Słońce świeciło, białe obłoki płynęły po niebie. Liście drzew falowały przy wietrze. Chłopak spojrzał na Pokemona leżącego obok niego. Rudowłosy pogłaskał Houndoom'a po głowie, co sprawiło, że ten powoli otworzył oczy. Spojrzał na swojego trenera i wstał z ziemi, chłopak zrobił to samo. Razem minęli jezioro i ruszyli dalej przez las. Gdy szli tak w ciszy, nagle usłyszeli głośny huk. Stado Pidgey'i wzbiło się w powietrze.
- Hound! – Pokemon przyspieszył i po chwili zniknął za jednym z drzew.
- Stój! – krzyknął chłopiec i zbaczając ze ścieżki, ruszył za Houndoom'em. Po paru minutach przedzierania się przez gęstwinę, Pokemon zatrzymał się, aby po chwili zostać złapanym przez swojego trenera. Ten po chwili rozejrzał się wokół, aby zobaczyć grupę ludzi walczących ze sobą. Chłopak podszedł bliżej i zaczął przyglądać się z ukrycia całej scenie. Widać było walczącego Pikachu z Weezing'iem i Arbok'iem oraz stojącego obok Meowth'a.
- Zespół R... – szepnął sam do siebie. Houndoom stanął za rudowłosym i patrzył w stronę grupy ludzi. Chłopak patrzył na wszystko ze spokojem, w chwili jednak, gdy Pikachu uderzył piorunem w Pokemony Zespołu R, ci zaczęli lecieć w kierunku chłopca. Uderzenie zwaliło go z nóg. Po chwili na miejsce przybyło 2 chłopaków, 1 dziewczyna z dziwnym Pokemonem w jajku i Pikachu. Zespół R stanął na nogi i rozejrzał się, na kogo wpadł.
- Hej, wszystko w porządku? – do rudowłosego podszedł prawdopodobnie właściciel Pikachu. Houndoom stanął naprzeciw chłopca i swojego trenera, który właśnie stawał na nogi. Pikachu podbiegł do chłopaka, najwyraźniej gotowy do walki. Rudowłosy natomiast otrzepał się z ziemi i odpowiedział lodowatym głosem:
- W porządku. – już zaczął odchodzić, gdy usłyszał głos Houndoom'a. Szybko odwrócił się, aby zobaczyć wielką maszynę trzymającą jego Pokemona i Pikachu w garści, kierowaną przez Zespół R, który skorzystał z zamieszania.
- Pikachu! – Krzyknął trener i zaczął biec za odjeżdżającą maszyną. To samo zrobiła dziewczyna, krzycząc:
- Ash! Czekaj! – chłopak nazwany Ash'em jednak nawet się nie odwrócił. Drugi chłopak biegł za swoimi przyjaciółmi. Po chwili i do rudowłosego dotarło, co się stało. Bez chwili zastanowienia, rzucił w powietrze Pokeball, z którego wyskoczył Sneasel.
- Sneasel, przetnij sieć. – powiedział spokojnie chłopak.
- Sneez! – odparł Pokemon i z olbrzymią prędkością pomknął ku maszynie wyprzedzając trójkę przyjaciół. Jednym ruchem ostrego pazura przeciął i sieć, w której znajdowały się Pokemony, i maszynę, która wybuchła, wysyłając Zespół R gdzieś daleko. Ash i spółka dobiegli do Pikachu.
- Pikachu, nic ci nie jest? – spytał troskliwie Ash.
- Pika, pika! – odparł Pokemon. Sneasel stał obok, czekając na przybycie swojego trenera, który po chwili stał obok niego.
- Wracaj. – powiedział i Sneasel zniknął w Pokeball'u. Houndoom spojrzał na swojego trenera i podszedł do niego. Chłopek zaczął odchodzić, kiedy Ash zatrzymał go.
- Czekaj! – chłopak zatrzymał się. – Chciałem ci podziękować za uratowanie Pikachu.
- To... nic. – odrzekł trener i ruszył dalej. Troje innych trenerów jednak ruszyło za nim i zrównało się z nim.
- A mogę poznać chociaż twoje imię? Ja jestem Ash. – powiedział wesoło trener.
- Pi pika!
- A to Pikachu.
- A ja jestem Misty – przedstawiła się rudowłosa dziewczyna – A to mój Togepi.
- Togi togi! – odrzekł Pokemon-jajko.
- A ja jestem Brock – przedstawił się trzeci trener. Rudowłosy nie miał ochoty na rozmowę z nimi. Miał ważniejsze sprawy na głowie.
- Kamon. – przedstawił się krótko, nie patrząc na nich.
- Więc... Kamon... dokąd zmierzasz? – spytała Misty.
- Do miasta. - odpowiedział. Houndoom spojrzał nieufnie na dzieciaki. Chłopak szedł dalej, nie chciał tej bandy trenerów taszczyć ze sobą przez całą drogę. Wszystko, czego pragnął w danej chwili znajdowało się jakieś dziesięć kilometrów przed nim, w mieście – PokeCenter. Kamon musiał upewnić się, czy z Houndoom'em wszystko w porządku. Spojrzał na Pokemona. Poza tym „diabelski pies" potrzebował odpoczynku. Chłopak jednak nie mógł pozwolić sobie na okazanie słabości ani współczucia dla Pokemona.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że zabierzemy się z tobą, bo nie bardzo znamy drogę... – Ash uśmiechnął się głupkowato, co sprawiło, że Misty złapała się za głowę. Rudowłosy nic nie odpowiedział. Szedł dalej przed siebie, czasem spoglądając kątem oka na swojego podopiecznego. Po dwóch godzinach drogi w milczeniu, cała czwórka opuściła las i znalazła się na drodze, na której końcu można było ujrzeć kolorowe sklepy. Oto zbliżali się do Maisemat City. Gdy w końcu wkroczyli między ludzi, Ash, Misty i Brock zaczęli rozglądać się wokół.
- Oh, spójrzcie na te wszystkie wystawy! – mówiła Misty. Przyjaciele zatrzymali się na chwilę, aby popatrzeć na jedną z wystaw. Kamon jednak szedł dalej. Nie daleko. Pięćdziesiąt metrów dalej znajdowało się Centrum Pokemon. Chłopak wszedł do niego wraz z Houndoom'em. Wkrótce paczka przyjaciół także ruszyła w kierunku tego budynku.
Tymczasem jakieś pół kilometra od PokeCenter, Zespół R siedział na jednej z ławek w „Maisemat'owskim Parku".
- Wydaje mi się, że gdzieś widziałem już tego rudzielca... – James podrapał się po głowie.
- Mnie też wydaje się znajomy – stwierdziła Jessie. – Tylko gdzie ja go widziałam... – zastanawiała się.
- Zamiast myśleć o tym dzieciaku, może pomyślcie o tym, co powiemy szefowi! Znowu nam się nie udało!
- Mam! – krzyknął James.
- Co? Wiesz co powiedzieć mu? – spytał Meowth.
- Nie! Ale wiem skąd znam tego chłopaka! Pamiętam, że kiedyś jak byliśmy na dywaniku u szefa, na jego biurku stało jego zdjęcie!
- Ciekawe kim on jest... – myślała na głos Jessie.
- Może jakimś wrogiem Zespołu R? – zaproponował Meowth.
- Na pewno tak! Dlatego, jeśli przyprowadzimy go do szefa, to jest szansa na jakąś nagrodę! – krzyknęła Jessie.
- Jess, ale jak zamierzasz tego dokonać? – pytał James.
- Tego nie wiem, ale na pewno zaraz coś wymyślę.
Kamon, Ash, Misty i Brock oddali swoje pokemony Siostrze Joy.
- O rany, ale jestem głodny – powiedział Ash i usiadł przy stoliku obok Kamona. Brock i Misty zrobili to samo. Zamówili coś do zjedzenia, podczas gdy Rudowłosy zamówił tylko herbatę. Nie był specjalnie głodny, mimo, że dzisiaj niczego nie jadł. Postanowił rozejrzeć się wokół. Zdołał zobaczyć Charmandera, Machoke'a, Minuna, Swallow'a i wiele innych Pokemonów. Nic nadzwyczajnego.
- Hej, Kamon! – Ash zwrócił się do chłopaka, ten zwrócił na niego swój wzrok. – Nie wiesz, czy może gdzieś w tym mieście znajduje się sale, gdzie można zdobyć odznakę?
- Owszem, niedaleko parku jest sala. – odpowiedział chłopak.
- A jakiego typu Pokemonów tam używają?
- Ziemnych
- Ash, chyba nie zamierzasz iść tam dzisiaj? Już się ściemnia – upomniała przyjaciela Misty.
- Oczywiście, że dzisiaj! Im szybciej, tym lepiej. Poza tym nie chcę, żeby wyprzedził mnie Gary, pamiętacie?
- Tak, tylko, że Gary nie zbiera już odznak, zapomniałeś? – Ash złapał się za głowę.
- A no tak... Ale mimo wszystko, chcę iść już. – stwierdził chłopak i wziął swoje Pokemony od siostry Joy. Wybiegł z Centrum Pokemon. Brock i Misty popatrzyli na siabie, po czym zrobili to samo, zostawiając Kamona przy stoliku. Ten jednak nie zwracał na to wszystko uwagi i tylko pił swoją herbatę. Spojrzał za okno. Robiło się coraz ciemniej. Siostra przyniosła Pokemony Kamona z informacją, że są wypoczęte. Kamon dokończył herbatę i wstał. Wyszedł z budynku i skierował się ku centrum miasta. Przechodząc jednak przez pusty już park, usłyszał dziwny hałas. Uwolnił z Pokeball'a Houndoom'a. Obaj zaczęli uważnie się rozglądać. Po chwili z ciemności wyłonił się Barok i uderzył w nic niespodziewającego się Pokemona, którego odrzuciło w kierunku Kamona i obaj uderzyli w drzewo. Sekundę później obok Pokemona węża pojawił się Victreebel i obsypał Houndoom'a i Kamona usypiającym pyłkiem. Wszystko działo się bardzo szybko. Wtedy pojawił się Meowth. Schował Houndoom'a do Pokeball'a, którego wziął od chłopca, po czym przyczepił go do jego paska. Victeebel i Barok także znikły w Pokeball'ach. Wtedy zza drzew wyłonili się James i Jessie. James wziął chłopca na barana, po czym wstał i powiedział.
- Szef się ucieszy. Teraz trzeba tylko wrócić do bazy. – Jessie pokiwała głową. I co powiedzieli, to zrobili.
I jak? Pisać dalej? Przygotujcie się na spotkanie Giovanni'ego z Kamonem ;)
