Współczulność

Uciekając

Zaczęło się zwyczajnie. Uciekłam z domu. Znacie jakąś wariatkę, która mając prawą nogę zaśrubowaną i o kulach ucieka z domu? Ja do tej pory nie znałam. Teraz okazuje się, że jestem jedną z nich. Cudownie, prawda? Mam od czego uciekać i na szczęście, mam się gdzie ukryć. Przynajmniej na jakiś czas. Ale zacznijmy od początku.

Mam osiemnaście lat i zmarnowaną karierę baletnicy. Z racji wykonywania zawodu, przysługuje mi już renta. Wszystko z powodu pogody, złego ogumienia i beznadziejnych umiejętności kierowcy miejskiego autobusu, którym wybrałam się pewnego marcowego popołudnia na kolejny trening. Od tamtego dnia minęło trochę czasu, z czego ponad trzy miesiące spędziłam w szpitalu na oddziale ortopedii i chirurgii. Nie polecam tego nikomu. A bólu zrastających się kości tym bardziej. Minie jeszcze kilka tygodni zanim będę mogła odwiedzić szpital w celu usunięcia tego żelastwa z nogi. Do tego czasu jestem uziemiona. Mięśnie moich nóg wiotczeją, moje dłonie twardnieją od podpierania się na nich, a sen nie przychodzi łatwo, a gdy przychodzi, często kończy się krzykiem.

Uciekam od Nowego Jorku, przepełnionych ulic, szkoły baletowej, teatrów, ambicji i marzeń. Znikam z życia moich kolegów, którzy nadal mogą uprawiać ten najpiękniejszy i najtwardszy zawód świata. Nic tak nie wzmacnia twojej sylwetki i twojego charakteru jak godziny wylewania potu na parkiecie przy drążku. Mnie już nic takiego nie czeka. Zniknął mój cel życia. Nic więcej mnie przy nim nie trzyma. Tak, głupstwa piszę. Jestem zbyt wielką realistką, żeby rozważać coś tak głupiego jak samobójstwo. Zresztą, jest takie powiedzenie, że jak nad skazanym urywa się stryczek to już się go nie zabija. Cóż. Ja nie miałam stryczka tylko latarnię naokoło której zwinął się autobus. Jeżeli to przeżyłam, to muszę pogodzić się z losem i przyjąć to co mi zostało. Czyli prócz pieniędzy – nic.

Jestem pół włoszką. Moi rodzice rozwiedli się dawno temu. Zresztą się nie dziwię. Byli tak różni, że w ogóle dziwię się, że między nimi coś zaiskrzyło. Ojciec wrócił do swojej ojczyzny i tam zbija majątek. Wynagradza mi swoją nieobecność tym czy może, czyli pieniędzmi. Matka, zapracowana agentka reklamy w ciuchach z okładek czasopism właściwie jest nieobecna. A raczej jest obecna na tyle, żeby podpisywać potrzebne mi dokumenty, które podtykam jej pod nos i by zostawiać mi tygodniowe kieszonkowe niebotycznej wielkości, na którym mi na nic bo i na nic nigdy nie miałam czasu. Nie mając żadnych ograniczeń, ani kogoś kto by się mną zajął, sama znalazłam sobie zajęcie i tak rozpoczęła się moja historia z tańcem. Będąc małą i naiwną dziewczynką uważałam, że zdobędę uwagę rodziców albo czymś bardzo głupim, albo czymś bardzo dużym i tak postanowiłam kiedyś wystąpić na deskach tych teatrów w których znikała moja kochana mamusia i wtedy jeszcze tatuś – jak co wieczór. Potem zrozumiałam, że nic z tego. Co najwyżej będę ich kolejnym sukcesem w życiorysie. I tak zostałam baletnicą. I tym sposobem mam małą fortunę zaoszczędzoną na tajnym koncie. Wystarczająco dużą, żeby wyjechać z domu i nie martwić się o humory starszych, którzy nawiasem mówiąc wyglądają na moich rówieśników. A przynajmniej mama. Ojca mimo wszystko dawno nie widziałam. Podejrzewam, że nawet nie wie jak wygląda mój układ z mamą. Zresztą on ma swoją drugą rodzinę i swoje drugie życie. Teraz i ja będę miała swoje.

Poszłam na całość. Kupiłam bilet do Seattle. Na drugi kraniec kraju. To poważna zaleta. Na tyle daleko, żeby uciec przed awanturą i na tyle blisko, żeby mama nie darła się, że wyjechałam z kraju. Siedzę właśnie w samolocie i zastanawiam się nad swoim przyszłym lokum. Jak będzie wyglądać, w jakiej okolicy, jak poradzę sobie mając nogę powyżej uszu, czy chce mi się chodzić od września do szkoły, jak będą na mnie gapić się uczniowie tejże szkoły, co mnie tam spotka?

Aaa! Dość! Bez nerwów. Spokojnie. Głęboki wdech... i wydech... O czym to ja mówiłam? O mieszkaniu. Właściwie to domek, który udało mi się wynająć, dzięki sprytnej agentce nieruchomości. Dwa pokoje, salonik, łazienka i aneks kuchenny – wystarczający dla nastolatki o diecie sportowców. Z diety rezygnować nie zamierzałam. Ostatecznie, to że przestałam ćwiczyć, spowodowało u mnie przybranie na wadze już dwóch kilo. Na tym musi się zakończyć, bo moje zwiotczałe mięśnie niedługo obrośnie tłuszcz. Wracając do tematu... Usytuowanie tejże drewnianej chatki mieści się małym miasteczku – Forks, gdzie zapewne nie zabraknie nigdy widelców... Idealne miejsce dla kogoś, kto zamierza trochę popłakać nad sobą. W tym wypadku – mnie. Jeżeli do września nie zwariuję, to może tam zostanę i pójdę do tamtejszej szkoły. Zapewne na najwyższym poziomie. Żeby nie było, mówię to sarkastycznie. Byle dojechać na miejsce.