Tłumaczenie opowiadania Before the Dawn autorstwa snarkyroxy

Link do oryginału: /s/2267793/1/Before-the-Dawn

Paring: HG/SS

Rozdziały: 49


Od jakiegoś czasu myślałam nad przetłumaczeniem jakiegoś tekstu. Pomyślałam właśnie nad Before the Dawn, już wiele osób chciało się tego podjąć ale nikt w końcu tego nie zrobił, a czytałam sporo dobrych opinii o tym opowiadaniu więc spróbowałam przetłumaczyć kilka pierwszych rozdziałów jednak jeszcze sporo brakuje do tego aby w miarę dobrze się je czytało. Dlatego właśnie zastanawiam się czy ktoś może chciałby spróbować poprawić te rozdziały tak aby dało się je w miarę przyjemnie czytać. Nie chodzi tylko o interpunkcję ale również o styl, konstrukcję całych zdań itd. Naprawdę chciałabym przetłumaczyć ten tekst więc wrzucam pierwszy rozdział żebyście mogli zobaczyć co z tego wyszło i liczę, że jakaś Beta odezwie się do mnie i pomoże z tym tekstem. Jeżeli ktoś zna jakąś betę do której ja mogłabym napisać to również proszę o informację.

Skontaktować można się ze mną bezpośrednio przez fanfiction na PW lub możecie pisać na maila: caroline(małpa)mailmix .pl


Edit 30.01.2016r. wstawiłam poprawione rozdziały (1-3), dzięki uprzejmości Mattie, której jestem bardzo wdzięczna. Oczywiście wszystkie błędy, które się jeszcze pojawią należą wyłącznie do mnie!


Rozdział 1. Zrozumienie

Korytarze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie były bardzo ciche i zimne, kiedy Hermiona Granger zatrzymała się, aby przyjrzeć się bliżej portretowi, którego nigdy wcześniej nie widziała. Nawet po prawie siedmiu latach spędzonych w szkole i wielu nocach poświęconych na wędrówki po niekończących się korytarzach, Hogwart nigdy nie przestał jej zaskakiwać.

Po trzech miesiącach jako Prefekt Naczelna, jej nocne patrole nadal prowadziły ją do różnych części zamku, których jeszcze nigdy nie widziała. Kilka nocy wcześniej odkryła mały pokój, w którym znajdowały się witraże sięgające od podłogi do sufitu. Hermiona była pewna, że mogłyby one zawstydzić nawet najpiękniejsze mugolskie katedry. Oglądała je przez ponad godzinę, śledząc ich kształty i linie w półmroku. Przedstawiały one tworzenie szkoły oraz zerwanie przyjaźni między Salazarem Slytherinem a trójką pozostałych założycieli.

Skomplikowane detale okien, nawet w nocy, były zachwycające, więc Hermiona postanowiła wrócić tam następnego dnia, aby zobaczyć je w całej okazałości, oświetlone przez promienie słoneczne. Jednak, próbując wrócić do tego pokoju kolejnego dnia, była zdziwiona, kiedy okazało się, że nie może znaleźć nie tylko tego pomieszczenia, ale i całego korytarza. Posąg Markusa Miłosiernego, który wcześniej wyznaczał drogę do tego pokoju, spoglądał na nią spod grubej, kamiennej ściany.

Westchnęła i ziewnęła, idąc do Sali Wejściowej, aby zrobić ostatni obchód, a następnie wrócić do wieży Gryffindoru. Tego dnia nie natknęła się na żadnego ucznia błąkającego się po nocy, co nie było dla niej wcale zaskoczeniem. Mimo że minęła dopiero połowa listopada, zima już do nich zawitała. W zamku panował ogromny chłód. Potarła ręce o siebie, kiedy zegar w Sali Wejściowej wybił jedenastą.

Nagle główne drzwi otworzyły się szeroko i poczuła, jak uderza w nią mroźne powietrze. Kiedy włosy spadły jej na twarz przy nagłym podmuchu wiatru, zobaczyła postać odzianą w czerń, chwiejnie wchodzącą do holu, a następnie zatrzaskującą drzwi za sobą.

Cisza, która nagle nastała po hałaśliwym wietrze, była przerażająca. Kiedy nieznajoma postać zrzuciła kaptur, Hermiona natychmiast ją rozpoznała.

– Profesor Snape! – wykrztusiła.

Spojrzał w górę zaskoczony jej obecnością. W jego oczach widać było rozdrażnienie, podczas gdy oczyszczał on wierzchnią szatę ze śniegu i lodu.

– Panna Granger – powiedział sztywno. – Co tutaj robisz, wędrując po szkole o tak później porze?

– Właśnie kończyłam swój patrol – odparła, tłumiąc ochotę zadania mu tego samego pytania.

– W takim razie kończ już – warknął i podniósł rękę, aby odgarnąć włosy z czoła.

Drżącą rękę.

Po chwili Hermiona zdała sobie sprawę, że nie tylko jego dłoń się trzęsie, ale także całe ciało. Kiedy bliżej przyjrzała się twarzy swojego nauczyciela, dostrzegła również pot na jego czole.

– Profesorze, czy wszystko w porządku? – zapytała.

– Dziesięć punktów od Gryffindoru. Myślałem, że jasno się wyraziłem, żebyś wracała szybko do wieży – powiedział cicho.

Hermiona uczęszczała na jego zajęcia wystarczająco długo, aby wiedzieć, że im spokojniejszy miał głos, tym bardziej był zdenerwowany. Ale tym razem nie odpuściła. Coś było nie tak. Zrobiła krok w jego stronę.

– Drży pan – stwierdziła.

– Dwadzieścia punktów od Gryffindoru, Granger! – ryknął. – I jeżeli jeszcze raz będę musiał ci przypomnieć, byś nie wtykała nosa w nie swoje sprawy, to będzie pięćdziesiąt!

Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i szybko skierował na schody prowadzące do lochów.

Hermiona jeszcze przez chwilę stała w ciszy, a następnie wróciła do wieży Gryffindoru.

oOoOo

Następnego dnia Hermiona zeszła na śniadanie wraz z Harrym i Ronem, nie wspominając im nic o poprzedniej nocy. Spojrzała na stół nauczycielski, zobaczyła tam Snape'a siedzącego na samym końcu i wpatrującego się w ścianę po drugiej stronie sali. Ich oczy spotkały się na chwilę, ale nagły trzepot skrzydeł rozproszył ją, gdy pojawiła się poranna poczta. Duży puszczyk upuścił przed nią kopię Proroka Codziennego. Kiedy tylko go rozłożyła, wyrwało jej się westchnienie.

Na czarno-białym, ruchomym zdjęciu znajdował się Mroczny Znak, unoszący się na niebie nad ruinami czegoś, co wcześniej mogło być budynkiem. Nagłówek głosił: ATAK ŚMIERCIOŻERCÓW: MUGOLAKI ZAMORDOWANE!

W całej Wielkiej Sali rozbrzmiewały przerażone głosy, kiedy uczniowie przekazywali sobie straszne wieści. Harry i Ron, którzy siedzieli po obu stronach Hermiony, pochylili się nad nią, aby móc przeczytać artykuł. Śmierciożercy poprzedniej nocy zaatakowali całą rodzinę pochodzącą z Kettering.

– Cholera. Nie oszczędzili nawet dzieci – powiedział Ron.

Hermiona poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, podczas gdy czytała oświadczenie Ministerstwa, informujące o ciałach wyciągniętych z doszczętnie zniszczonego domu. Śmierć ojca i matki została potwierdzona, reszta ciał była jeszcze identyfikowana, ale bez wątpienia należały one do trójki mugolaków w wieku czterech, sześciu i dziewięciu lat.

Harry delikatnie ścisnął rękę Hermiony, a ona poczuła samotną, zdradziecką łzę spływającą jej po twarzy. Rozejrzała się dookoła i przyjrzała twarzom swoich kolegów. Uczniowie, o których wiedziała, że są z rodziny mugoli, wyglądali na przerażonych. Inni udawali obojętność, co im kompletnie nie wychodziło. Jedynie niektórzy studenci ze Slytherinu wyglądali na naprawdę spokojnych.

Nastrój przy stole nauczycielskim nie zmienił się za bardzo. Profesor Dumbledore i profesor McGonagall rozmawiali blisko siebie, ściszonymi głosami, podczas gdy większość nauczycieli czytała właśnie Proroka Codziennego, smutno potrząsając głowami.

Hermiona powędrowała wzrokiem na koniec stołu, gdzie profesor Snape wciąż cicho siedział. Nie wydawał się ani zaskoczony, ani zaniepokojony wiadomościami, przyglądał się tylko Wielkiej Sali z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Kiedy ich oczy ponownie się spotkały, nagle coś do niej dotarło.

Latem, po czwartym roku w Hogwarcie, dowiedziała się, że Snape wrócił do Voldemorta, udając śmierciożercę, a tak naprawdę szpiegując dla Zakonu. Jednak aż do teraz nigdy nie myślała o tym, co może należeć do jego obowiązków.

– O boże! – krzyknęła głośno, a jej oczy rozszerzyły się z przerażenia.

– Co się stało, Hermiono? – zapytał Harry, kiedy razem z Ronem, nieco zdezorientowani odwrócili się do niej.

Snape nadal się w nią wpatrywał, jednak nie było po nim widać, że wie o jej odkryciu. Gdy jednak patrzyła na niego, mogłaby przysiąc, że potrząsnął głową. Gest ten był prawie niewidoczny, lecz znaczenie było jasne.

– Hermiona! – zawołał Ron rozkazującym tonem, wyrywając ją tym samym z otępienia, więc w końcu oderwała wzrok od mistrza eliksirów.

– Wszystko w porządku? – zapytał ponownie.

– Ja… nic… to znaczy… nie ważne – wykrztusiła z siebie, wstając. – Muszę coś zrobić. Widzimy się w klasie.

Wyszła szybko z Wielkiej Sali, zostawiając dwójkę przyjaciół patrzących na siebie zmieszanym wzorkiem.

oOoOo

Hermiona chodziła nerwowo po pokoju, zatracona w swoich myślach. Do rozpoczęcia pierwszej lekcji miała piętnaście minut, oczywiście musiały to być eliksiry. Nie była pewna, czy może tak po prostu wejść do klasy i spojrzeć profesorowi w oczy po tym, co sobie uświadomiła.

Wczoraj w nocy musiał być na spotkaniu śmierciożerców. Ale co tam robił? W Proroku przeczytała, że w okolicy, gdzie została popełniona zbrodnia, widziano pięciu lub sześciu śmierciożerców. Ale czy profesor mógł być jednym z nich?

Hermiona zadrżała na samą myśl o tym.

Może wcale go tam nie było. Może nic o tym nie wiedział.

Ale, odezwał się cichy głosik w jej głowie, dlaczego był tak wstrząśnięty wczorajszej nocy?

Drżące ręce u człowieka, zwykle tak opanowanego, wystarczyły jej, by podejrzewać, że widział – lub zrobił – coś strasznego tej nocy.

Ogarnij się, Granger, skarciła się. Panuj nad swoją bujną wyobraźnią i nie dochodź do takich absurdalnych wniosków.

Spakowała swoje książki, zbierając myśli i skierowała się do lochów. Po drodze spotkała Harry'ego. Ron w tym roku, zrezygnował z eliksirów, żeby móc skoncentrować się na quidditchu. W przyszłości chciałby grać zawodowo. Bycie kapitanem drużyny czyniło cuda z jego wiarą w siebie. Gryffindor nie był na tyle dobry, aby móc wygrywać samymi umiejętnościami, często udawało im się właśnie dzięki strategii.

Jeśli Harry uważał jej wcześniejsze zachowanie za dziwne, nie wspomniał o tym. Zajęli więc swoje miejsca w ciszy.

Drzwi do klasy otworzyły się z impetem, kiedy Snape wszedł do sali. Hermiona obserwowała go uważnie, jednak nie dostrzegła żadnych znaków z poprzedniej nocy. Kiedy odwrócił się do uczniów, na jego ustach pojawił się jak zwykle drwiący uśmieszek.

– Dzisiaj będziecie warzyć Eliksir Uzupełniający Krew – powiedział. – Czy ktokolwiek może mi wymienić niebezpieczeństw, o jakie jest związane ze spożywaniem tego eliksiru?

Hermiona spuściła głowę, desperacko pragnąc, żeby chociaż jeden uczeń wiedział cokolwiek na ten temat.

– Panno Granger – wycedził Snape. Hermiona po chwili wahania podniosła wzrok, żeby zobaczyć Snape'a stojącego przed jej biurkiem. – Chcesz powiedzieć, że nasza Panna-Wiem-To-Wszystko nie zna odpowiedzi? Rozczarowujące.

Dokładnie znała odpowiedź na to pytanie, ale spuściła tylko wzrok na ławkę, nie ufając swojemu głosowi.

– Gryffindor traci pięć punktów, panno Granger – powiedział drwiąco, wracając na środek klasy. – Jeżeli nie potrafisz pogodzić nauki z obowiązkami Prefekt Naczelnej, to może nie zasługujesz na tę pozycję.

Z tym komentarzem, machnął różdżką w stronę tablicy, na której pojawiła się instrukcja, jak sporządzić eliksir.

– Macie dwie godziny.

Snape usiadł za biurkiem i został tam do końca zajęć, sprawdzając wypracowania. Ani razu nie przeszedł między ławkami, robiąc złośliwe komentarze o ich umiejętnościach, a raczej ich braku. Kiedy Neville roztopił swój kociołek po dodaniu żółci pancernika zamiast ciemiernika, uniósł tylko brew i powiedział zimno:

– Posprzątaj ten bałagan i zejdź mi z oczu, Longbottom.

Pod koniec lekcji Hermiona ciągle była wściekła na niego za uwagę o jej zdolnościach jako Prefekt Naczelnej. Odstawiła fiolkę z eliksirem na biurko Snape'a wraz z resztą studentów i miała zamiar podążyć za przyjaciółmi na następną lekcję.

– Panno Granger – usłyszała, nim zdążyła wyjść.

Cholera, zaklęła w myślach.

Po jego złośliwej uwadze na początku lekcji udało jej się przez całe dwie godziny nie spotkać ponownie jego wzroku. Miała nadzieję, że to będzie wystarczający znak, że nie chce rozmawiać z nim o poprzedniej nocy. Dała znać Harry'emu żeby na nią nie czekał i odwróciła się z powrotem w stronę klasy eliksirów.

Snape pozostał za swoim biurkiem i wskazał jej ręką, aby usidła naprzeciwko niego. Machnięciem różdżki zamknął drzwi do klasy.

– Nie jestem przyzwyczajony do konieczności tłumaczenia się przed uczniami – powiedział drwiąco. – Jednak w tych okolicznościach, myślę, że prawda będzie lepsza od spekulacji i przypuszczeń, które niewątpliwie pojawiły się w twojej głowie.

Wyprostowała się wyniośle na krześle i przywołała najlepsza imitację jego własnego uśmiechu na swoje usta.

– Proszę nie czuć, że jest mi pan winien jakiekolwiek wyjaśnienia, profesorze – wyrzuciła z siebie. – Pana pozalekcyjne działania nie interesują mnie, więc pan również nie powinien interesować się moimi. Co do moich spekulacji, nie sądzę, żeby były dalekie od prawdy.

– Dziesięć punktów od Gryffindoru, panno Granger – powiedział sztywno. – Nie życzę sobie mówienia do mnie takim tonem.

Nie przeprosiła, tylko wpatrywała się w niego, czekając. Wstał i wyszedł zza biurka, skrzyżował ręce na piersi, zaciskając równocześnie pięści.

Czy on się denerwuje?, pomyślała Hermiona. To nietypowe zachowanie spowodowało, że trochę złagodziła swój głos.

– Przepraszam, panie profesorze – powiedziała. – Nie jest mi pan nic winien i nie musi mi pan nic wyjaśniać.

Podniósł głowę i spojrzał na nią zaciekawiony ze znaczącym uśmieszkiem na twarzy.

– Widzę, że jesteś rozsądniejsza niż twój sławny przyjaciel – zadrwił. – Gdyby choć w połowie potrafił myśleć tak jak ty, już dawno byłby tutaj, żądając myślodsiewni pełnej odpowiedzi.

Hermiona zignorowała to, co powiedział, świadoma tego, że Snape nigdy nie wybaczy Harry'emu zajrzenia do jego myślodsiewni dwa lata temu. Gdyby miała takie wspomnienia jak on, to pewnie też nie byłaby skłonna do wybaczania.

– Nie powiedziałam nikomu, profesorze – powiedziała. – Jak również nie planuję tego zrobić.

Kiwnął tylko głową.

– Doceniam twoją dyskrecję – powiedział cicho, wstając. – Jeżeli jesteś w stanie dotrzymać obietnicy i nikomu nic nie powiedzieć, to wierzę, że nie potrzebne są żadne dodatkowe wyjaśnienia.

Hermiona jednak nie wstała.

– Tylko jedna rzecz, panie profesorze – powiedziała niepewnie.

Usiadł za biurkiem ponownie i podniósł jedną brew.

– Wiem trochę o tym, co pan robi dla Zakonu – zaczęła, starając się mówić spokojnie. – Znam też niektóre fakty o tym, co robią śmierciożercy. I czy robią to z własne woli czy też nie, to nie ułatwia radzenia sobie z tym.

Wzięła głęboki oddech, zadowolona, że jego wzrok był skierowany na blat biurka. Jeżeli miałaby powiedzieć prawdę, to ten atak śmierciożerców wpłynął na nią bardziej niż inne, o których słyszała od Harry'ego czy też Zakonu. To był pierwszy raz, kiedy opisano coś takiego na pierwszej stronie, co czyniło to tylko bardziej realnym. Najgorsze jednak było to, że ta rodzina nie różniła się niczym od jej własnej.

– Dziesięć lat temu moja rodzina była dokładnie taka sama jak rodzina, która wczoraj zginęła – powiedziała. – Moja magia ujawniła się bardzo wcześnie, ale rodzice nie rozpoznali tego. To okropne, zamordować całą rodzinę tylko dlatego, że dzieci mają coś, czego nie rozumieją, ani nawet nie wybrały sobie tego…

Przerwała nagle, głos uwiązł jej w gardle.

– Atak był za blisko domu, jak dla mnie, aby można było temu zapobiec… Ja… Niech pan mi tylko powie, że ostatniej nocy nie był pan w Kettering.

W porządku, powiedziałam to.

Usiadła ponownie i czekała na burze z jego strony.

Jednak nigdy się nie pojawiła.

– Powiedziałem, że będę z panią szczery, panno Granger – powiedział powoli. – Dlatego obawiam się, że nie mogę tego powiedzieć.

Patrzyła się na niego albo raczej na czubek jego głowy. Pamiętała jego nonszalanckie wrażenie na śniadaniu. Jego drżącą rękę z poprzedniej nocy.

To nie był tylko jej przewrażliwiony umysł, tworzący straszne scenariusze ze strzępków informacji. On tam był. Widział to wszystko. Wiedział, co się wydarzy i nie zrobił niczego, by to powstrzymać.

– Boże – wyszeptała.

Zaśmiał się szorstko, niemiło. Hermiona spojrzała w górę zaskoczona.

– Nie ma tutaj miejsca dla tego mugolskiego zbawiciela, panno Granger – powiedział z pogardą. – Są na tym świecie rzeczy tak straszne, że nie ma jednej osoby, która mogłaby to wszystko pojąć, a co dopiero stworzyć.

Wpatrywała się w niego przez chwilę ze strachem i zrozumieniem.

– Tak – powiedział bezwzględnie. – Byłem tam. Dowiedziałem się o tym na godzinę przed tym, jak się stało i nie zrobiłem nic, by ich uratować. To nie ja użyłem Avady, ale stałem tam i obserwowałem, jak robią to inni.

Poczuła, jak robi jej się niedobrze. Jej krzesło przewróciło się i uderzyło o podłogę kiedy gwałtownie wstała i ruszyła do drzwi. Udało jej się uchylić lekko drzwi, jednak Snape był szybszy. Zatrzasnął drzwi, uderzając w nie ręką.

– Proszę mnie wypuścić – powiedziała uparcie, ciągle stojąc twarzą do drzwi.

– Spójrz na mnie, Granger – rozkazał.

Westchnęła i obróciła się do niego. Jego ręka znajdowała się nad jej ramieniem, ciągle trzymając drzwi zamknięte.

– Zrobiłem to, co musiałem – syknął. Znajdował się tak blisko jej twarzy, że mogła zobaczyć swoje odbicie w jego bezdennie czarnych oczach. – Jak my wszyscy w tych czasach. Większość z tego nie jest przyjemna i nikt nie mówił, że będzie inaczej. Ale robię tyle, ile mogę, a w tej wojnie wszystko się liczy, nie ważne, jak drobna rzecz by to była.

Kiwnęła głową, odwracając wzrok.

Czuła, że wpatruje się w nią przez chwilę dopóki nie zdał sobie sprawy, że to jedyna odpowiedź, jaką od niej uzyska. Wzdychając, odsunął rękę i cofnął się.

Opuściła lochy tak szybko, jak potrafiła, nie zatrzymując się nawet, aby odebrać punkty parze uczniów pojedynkujących się na korytarzu.