Dość długo historia ta spoczywała w odmętach mojego komputera, znana jedynie kilku bliskim osobom. Dlaczego zatem ją tu zamieszczam? Hmm... zasadniczo nie wiem. Ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Już na wstępie wyjaśniam, że nie jest to ani świat ninja, ani nasz. Taka zupełnie alternatywna rzeczywistość. Coś jak dawna Japonia, choć nie do końca. Sama nie wiem, skąd mi się to wzięło. Co z tego wyjdzie, zobaczymy.

Naruto nie jest moją własności, należy do pana Kishimoto. U mnie już dawno skopałby tyłek Madary, a Minato w ogóle by nie umarł ;)

Zapraszam do czytania i komentowania.

I. Strach i przyjaźń

Wiatr potrząsał gałęziami drzew, unosząc ze sobą białe płatki. W powietrzu roznosił się zapach wiśni. Wokół panowały cisza i spokój. Pod znajdującym się w środku ogrodu drzewem siedział skulony chłopiec o blond włosach i szafirowych oczach, z których przebijał ogromny smutek, ból i poczucie krzywdy. Lśniące łzy spływały po policzkach oznaczonych po obu stronach trzema bliznami. Ubrany był w podarte spodnie i za dużą koszulkę o nieokreślonym kolorze. Przyciskał głowę do kolan i drżał od płaczu.

- Naruto?

Alejką zbliżała się do niego dziewczyna o długich blond włosach. W jej błękitnych oczach odbijały się sympatia, ale również troska. Przyklękła przy nim, delikatnie unosząc jego głowę i krzyknęła ze zgrozą. Połowa twarzy chłopca zalana była krwią lejącą się z rozcięcia nad lewą brwią. Od prawego oka przez policzek biegła fioletowa pręga. Dziewczyna przygryzła wargi, myśląc nad czymś gorączkowo. Następnie wstała szybko i pobiegła z powrotem alejką, wołając:

- Nie ruszaj się stąd, zaraz wrócę!

Chłopiec przez chwilę siedział sam. Wkrótce jednak dziewczyna wróciła z podobnym do niej mężczyzną, który bez słowa wziął go na ręce i zaniósł szybko do domu. Tam, w jednym z pokoi, czekała już matka dziewczyny razem z pokojówką. Chłopiec został umyty, opatrzony i położony do łóżka w czystej, choć znoszonej koszuli nocnej. Wtedy służąca opuściła cicho pomieszczenie, zabierając ze sobą brudne „ubranie".

- To znowu on, prawda? – zapytała dziewczyna. – Ten drań znowu cię pobił?

Nie odpowiedział. Zresztą wcale nie musiał. Doskonale wiedzieli, kto mu to zrobił i że jak zwykle nie potrzebował żadnego powodu. Odwrócił wzrok.

- Tego już za wiele! – krzyknęła kobieta. – Nie obchodzi mnie, że on jest twoim opiekunem. Nie wracasz tam, rozumiesz?

- Ale…

- On cię w końcu zabije!

Zapadła ciężka cisza, którą przerwał mężczyzna:

- Zostaniesz u nas. Miejsca jest sporo.

- Nie chciałbym… być ciężarem…

- Poradzimy sobie – skierował się do wyjścia, podobnie jak jego żona. – Na razie nie wstawaj z łóżka. Ino, zostań przy nim.

- Tak, tato – kiedy rodzice opuścili pokój, zawołała z radością – Czy to nie wspaniale? Będziemy takim przybranym rodzeństwem!

- Taa… Cudownie – mruknął ponuro chłopiec, wpatrując się tępo w sufit.

- O co ci chodzi? O to, że my… nie jesteśmy bogaci? – zaczerwieniła się.

- Oczywiście, że nie! – popatrzył na nią z oburzeniem. – Przecież jestem biedniejszy! Chodzi po prostu o to, że… że nie chcę… dodatkowo wam wszystkiego utrudniać, a poza tym… ty jesteś arystokratką, a ja… - spuścił głowę. – Ja nawet nie wiem, skąd pochodzę.

- Głuptasku, przecież to się nigdy nie liczyło – Ino uśmiechnęła się ciepło. – Wiedzę teoretyczną masz nie gorszą ode mnie, a powiedziałabym nawet, że lepszą – w końcu bez przerwy pożyczasz od mojego taty różne zwoje. Świetnie jeździsz konno, wspaniale władasz bronią… A jeśli chodzi o etykietę… zawsze możemy nad tym popracować. Od tej pory jesteś moim bratem i nie ma znaczenia, kim byłeś w przeszłości. Zresztą, dla mnie to nigdy się nie liczyło.

W rzeczy samej. Ino, jedyna córka głowy podupadłego klanu Yamanaka, kiedy trzeba, prawdziwa dama, od razu polubiła małego przybłędę. Traktowała go jak brata, towarzysza zabaw i najlepszego przyjaciela. Oboje doskonale pamiętali dzień, w którym się poznali.

Mała Ino z zadowoleniem szła przez las. Wreszcie udało jej się uciec opiekunce. I pomyśleć, że ten nudny babsztyl uważał, że ONA nie jest zbyt rozgarnięta. Tak, jasne, tylko kto kogo wystrychnął na dudka?

Przystanęła, słysząc cichutki płacz. Nasłuchując uważnie, udało jej się dotrzeć do ukrytej polany, na środku której leżał skulony chłopczyk, ubrany w poszarpane ubranie o nieokreślonym kolorze. Na oko mógł mieć jakieś trzy bądź cztery lata. Małe ramionka drżały od szlochu. Dziewczynka podeszła do niego cicho i dotknęła ostrożnie jego blond włosów, w których lśniły promienie słońca. Pisnął niczym przestraszony szczeniak i odsunął się. Patrzył na nią rozszerzonymi ze strachu błękitnymi oczami.

- Dlaczego się mnie boisz? – zdziwiła się. – Przecież nic ci nie zrobię.

- N… nie zbijesz mnie? – zapytał cichutko.

- Jasne, że nie! Dlaczego miałabym…! – urwała gwałtownie, zauważając na jego policzku ogromnego siniaka. Zaintrygowana jego oczami, do tej pory nie zwróciła na niego uwagi. Dotknęła delikatnie fioletową skórę. – Co ci się stało?

- Ja… płakałem, bo bałem się burzy – odparł zawstydzony. – I… Mizuki mnie uderzył.

- To twój tata?

- Nie - pokręcił głową, w jego oczach ponownie zaszkliły się łzy. – Ja… nie mam rodziców. Mizuki się mną zajmuje.

Dziewczynka nie pytała o nic więcej. Miała może tylko cztery lata, ale rozumiała, o co chodzi. Rozmawiała wesoło z chłopcem, starając się go rozbawić. Dała mu swoje jabłko, bo wyglądał na głodnego. Śpiewała mu piosenki i opowiedziała kilka bajek, które sama usłyszała od mamy. Kiedy zaczęło się ściemniać, chłopiec wdrapał się na dzikie drzewo sakury i po chwili zsunął się z kilkoma kwiatkami, które wręczył jej, uśmiechając się ślicznie. Ino przyjęła je i pocałowała go w nosek. Zachichotał cicho i pomachał jej rączką na pożegnanie.

- A jak masz na imię? Bo ja jestem Ino.

- A ja Naruto – odparł i zniknął w krzakach.

Rodzice dziewczynki byli tak uszczęśliwieni, że nic jej się nie stało, że nawet nie wypytywali jej szczegółowo, co się wydarzyło i przykazali jedynie, żeby na przyszłość nie znikała tak bez słowa.

Od tego czasu zarówno Ino, jak i Naruto wymykali się na ich polankę, gdzie dziewczynka opowiadała mu bajki i uczyła różnych piosenek i zabaw. Wynosiła z domu jedzenie, którym karmiła małego kolegę. Chłopiec coraz częściej się uśmiechał. Ich przyjaźń umacniała się i była ich wspólnym sekretem. Do czasu.

Naruto cichutko przepełzł pod murem i chowając się w krzakach przemknął bliżej domu. Neechan od dwóch dni nie pojawiła się w Zakątku. Chłopiec, przestraszony, że coś jej się stało albo gniewa się na niego, przyszedł do niej. Skradał się teraz przez ogród, starając się nie dać odkryć. W końcu, jeśli ktoś go złapie, może oberwać baty.

Ino siedziała na tarasie z jakąś panią, która pokazywała jej jakieś szlaczki na papierze. Naruto, który był bardzo inteligentnym chłopcem, szybko zrozumiał, że dziewczynka uczy się czytać. Potem nastąpiły lekcje liczenia, historii, geografii, kaligrafii i śpiewu. Zaintrygowany blondynek nie zauważył, kiedy nadszedł wieczór i musiał wracać do domu.

Od tej pory codziennie przekradał się pod dom Ino, gdzie siedząc w ukryciu brał udział w lekcjach. I ciągnęłoby się to w nieskończoność, gdyby pewnego dnia nie odkrył go pan Yamanaka.

Naruto poczuł, że ktoś łapie go za kołnierz i podnosi do góry. Zaczął piszczeć ze strachu i wyrywać się z krzykiem.

- Co do…? – Inoichi nie zdążył dokończyć zdania, bo przerwał mu krzyk córki, która wybiegła do ogrodu.

- Naruto! Tato, puść go, proszę!

Zdumiony opuścił chłopca na ziemię. Ten z płaczem przytulił się do Ino, która spojrzała na ojca ze strachem. Mimo tego jej głos nawet nie zadrżał, co ojciec zauważył z niemałą dumą:

- Tatusiu, nie rób mu krzywdy. To mój przyjaciel.

Mężczyzna przez chwilę patrzył w zamyśleniu na małego przybłędę. Następnie zabrał dzieci do domu, gdzie razem z żoną wysłuchali niesamowitą opowieść o przyjaźni swojej córki z Naruto. Za radą żony Inoichi nie tylko nie zakazał dzieciom się widywać, ale także dał zgodę na udział chłopca w lekcjach córki. Szybko okazało się, że dziecko jest niezwykle spragnione wiedzy i wsysa ją w siebie jak gąbka. Gdy tylko nauczył się czytać, zaczął pożyczać od ojca Ino różne zwoje, które zawsze odnosił w nienaruszonym stanie. Traktował je jak swego rodzaju świętość.

Przyjaciółka wykorzystała sympatię, jaką obdarzyli chłopca stajenni i namówiła ich do tego, żeby nauczyli ich jeździć konno. Naruto radził sobie z tym lepiej niż ona, ale dzięki jego pomocy szybko opanowała tę sztukę na tyle, że zaczęli wymykać się we dwójkę, by z radością mknąć przez pola. Mały blondynek szybko stał się częścią rodziny Yamanaka – matka Ino stała się osobą, do której przychodził po pociechę i dobre słowo, których potrzebował zwłaszcza po kolejnych razach od opiekuna. Inoichi stanowił dla chłopca autorytet i zawsze, kiedy miał wolny czas, malec wypytywał go o różne rzeczy, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, w których lśniła niepohamowana ciekawość. Kiedy Naruto skończył osiem lat, mężczyzna osobiście zaczął go uczyć sztuki władania bronią. Dla Inoichi'ego chłopiec był jak syn, którego ten nigdy się nie doczekał.

Naruto zdawał sobie sprawę, że zachowanie klanu Yamanaka odbiega od norm i zasad przyjętych przez ich sferę i że tak naprawdę żadna rodzina z ich klasy społecznej nawet by na niego nie spojrzała. Miał ogromne szczęście i doceniał to, każdego dnia dziękując za to dobrym bogom.

- Naruto! Mówię do ciebie!

- Aj! – chłopiec aż podskoczył ze strachu. – Ino! Nie musiałaś krzyczeć mi do ucha!

- Musiałam, bo mnie ignorowałeś – dziewczyna wydęła policzki, udając obrażoną. Po chwili jednak zachichotała wesoło, widząc jego smutny wzrok. – Oj, no nie patrz tak na mnie. Wybaczam ci. A teraz powiedz mi, czy chcesz coś do czytania. Bo ja powinnam iść na lekcję ikebany.

- To może… podrzuciłabyś mi coś o samurajach? Albo o wojownikach ninja? – poprosił. – Twój tata na pewno ma jakieś zwoje.

- Jasne. Każę Seki ci je dostarczyć. A ja wpadnę po lekcjach.

Pomachała mu ręką i wyszła z pokoju. Natomiast Naruto zamyślił się. Fakt, że państwo Yamanaka zdecydowali, że ma zamieszkać z nimi był wspaniały, ale… bał się, że to niemożliwe i że będzie musiał wrócić do domu. Mizuki na pewno boleśnie wbije mu wtedy do głowy, że od niego nie ucieknie. Oczy chłopca pociemniały, kiedy zaczął sobie przypominać, jak zawsze kończyły się „lekcje" i kary w wykonaniu jego opiekuna.

Naruto zwinął się w kłębek, starając się nie myśleć o zimnie, pustym brzuchu i bólu pleców. To ostatnie było najtrudniejsze. Znowu dostał baty. Mizuki ukarał go za to, że chłopiec „zbyt późno wrócił do domu". A przecież przybiegł tylko minutę po nakazanej porze. To naprawdę tak dużo, że zasłużył na chłostę i brak kolacji?

Przymknął oczy, czując niemożliwy do zniesienia ból. Zagryzł wargi aż do krwi, by nie jęczeć – to groziło dodatkowym biciem.

Podłoga, na której leżał, była strasznie zimna i brudna. Dodatkowy chłód ciągnął od nieszczelnych okien. I było tak ciemno… Naruto bał się ciemności i Mizuki doskonale o tym wiedział. Ale nie przeszkadzało mu to w zamykaniu chłopca w najbardziej mrocznych miejscach domu.

Mimowolny jęk wyrwał się z ust blondynka. W następnej chwili drzwi otworzyły się i opiekun schwycił go za włosy, ciągnąc do góry. Dziecko krzyknęło z bólu.

- Co ja ci mówiłem, szczeniaku? – wrzasnął Mizuki, policzkując go raz za razem. – Masz być cicho, rozumiesz?

Chłopiec nie odpowiedział. Mógł tylko płakać i przepraszać za coś, czego nie rozumiał.

Z ponurych rozmyślań wyrwała go służąca państwa Yamanaka, która przyniosła mu dwa zwoje oraz tacę z ciastkami i wodą. Postawiła wszystko przy jego łóżku i wyszła, uśmiechając się do niego na pożegnanie. Naruto wziął do ręki jeden zwój i zaczął czytać. Był w połowie drugiego, kiedy jego powieki opadły, a zwój wypadł z bezwładnej dłoni.

Ostrożnie… cicho, powoli… żeby tylko się nie zorientował…

W chwili, w której mała rączka „łowcy" sięgnęła do maski, mężczyzna schwycił go w pasie i podrzucił do góry. Kiedy postawił go na podłodze, blondynek tupnął ze złością małą nóżką, wydął usteczka i skrzyżował rączki na piersiach.

- Źnowu? Kiedi w końciu uda mi sie ściągnąć ci maśke?

- Może kiedyś – mężczyzna roześmiał się i zmrużył swoje prawe oko. Lewe zasłonięte było maską z czarnej tkaniny, podobnie jak dolna połowa twarzy. – No, a teraz czas do spania.

Podał obrażone dziecko jego komori1, która wyniosła je do sypialni.

- Moli? A djaćego Kasi nosi opaśke na oćku? Nie wśiści ninja nosią – zapytał blondynek, kiedy kobieta przykrywała go ciepłą kołdrą.

- Nie wiem, kochanie – uśmiechnęła się i ucałowała czule jego nosek. – Zapytasz go jutro, dobrze?

Skinął głową i zamknął oczy, odpływając w krainę snów.

Naruto przekręcił się na drugi bok, wzdychając cicho przez sen. Na jego ustach błąkał się delikatny uśmiech.

Promienie słońca odbijały się w zbrojach jadących na koniach wojowników. Mały chłopiec siedzący w lektyce spoglądał na nich przez zasłonkę. W jego błękitnych oczach lśnił zachwyt. Trzymająca go na kolanach rudowłosa kobieta w bogato zdobionym zielonym kimonie uśmiechała się czule, głaszcząc go po blond włosach. Kiedy w końcu się zatrzymali, jeden z wojowników odsunął zasłony i klękając przed lektyką, zameldował:

- Jesteśmy na miejscu, reifujin.

Podała mu chłopca, po czym przyjęła dłoń innego samuraja, wysiadając z lektyki. Malec patrzył na stojących wokół wojowników. W pewnym momencie odwrócił się, wołając:

- Okaśan!

- Kami-sama – szepnęła zachwycona kobieta. – On mówi.

Naruto otworzył oczy. Przez krótką chwilę zastanawiał się, gdzie jest. Kiedy sobie przypomniał, westchnął. Te sny… Takie rzeczy śniły mu się odkąd pamiętał. On – mały brzdąc ubrany w najwspanialsze ubrania i Ona – piękna rudowłosa kobieta, do której wołał „okasan". Czy to naprawdę była jego matka? Czy też to wszystko było wymysłem spragnionego ciepła i akceptacji dziecka?

Z rozmyślań wyrwała go Ino, która weszła do pokoju, trzymając w rękach samisen. Usiadła przy łóżku i zawołała wesoło:

- Najwyższy czas, żebyś nauczył się na tym grać.

Słowniczek:

neechan – siostra

reifujin – pani

okasan – matka

samisen – trzystrunowy japoński instrument muzyczny. Wygląda tak: samisen A tak brzmi: dźwięk

1 komori, mori - niania