Rozdział 1.

-Jak wam zapewne wiadomo, przez długi czas działałem pod zaklęciem Imperius, a ministerstwo magii oczyściło mnie ze wszystkich zarzutów - podkreślam to jednak, gdyby kogokolwiek w tej sali naszły wątpliwości. Podkreślam to po raz pierwszy i ostatni - tu Lucjusz Malfoy zrobił pauzę i powiódł po uczniach zimnym, wyniosłym spojrzeniem. - Powiem także raz i nie będę więcej powtarzał - wymagam od was bezwzględnego szacunku, a wszelkie przejawy jego braku pociągną za sobą konsekwencje. Wymagam ciszy i skupienia oraz sumiennej pracy - czyli dokładnie tego czego jako wasz nauczyciel mam prawo i obowiązek wymagać.

Uczniowie siódmego roku, Gryfoni oraz Krukoni, w skupieniu obserwowali każdy ruch byłego śmierciożercy, nie śmiejąc zakłócić jego wypowiedzi jakimkolwiek szelestem. Większość z nich czuła do niego pewną odrazę i mało kto wierzył w bajeczkę o Imperiusie, nie można było jednak zaprzeczyć, że Malfoy całą swą osobą, a zwłaszcza swym chłodnym, opanowanym tonem, wzbudzał respekt. Musiał też posiadać niezwykłą wiedzę z zakresu nauczanego przedmiotu - obrony przed czarną magią - bowiem przez wiele lat przebywał u boku czarodzieja, który przekroczył granice czarnej magii tak dalece, jak jeszcze żaden jego poprzednik. Musieli więc uszanować wybór dyrektor McGonagall i tak jak ona zaufać, że nie padną ofiarą jakiegoś szczególnie przykrego, czarnomagicznego uroku.

-Przez ostatnie siedem lat profesorowie, nauczający obrony przed czarną magią zmieniali się co roku - kontynuował Lucjusz - niektórzy z nich zapewne pozostawili w waszych głowach nieco swej wiedzy, inni jednak, nie ukrywajmy - tu pozwolił sobie na ledwo dostrzegalny, kpiący uśmieszek - byli żałosnymi imitacjami nauczycieli.

-A ty zapewne sądzisz, że jesteś lepszy - mruknęła pod nosem Hermiona , której nazwisko było obecnie prawie tak samo znane jak 'Harry Potter', postanowiła, w przeciwieństwie do swojego słynnego przyjaciela, ukończyć Hogwart. Mogła dostać pracę gdzie chciała - na przykład tak jak Harry, jako auror. Mogła też spocząć na laurach, po wszystkich niezwykłych czynach jakich dokonała, bowiem nagroda, którą otrzymali od ministerstwa za zasługi dla świata czarodziejów była tak wysoka, że mogła spokojnie przeżyć za to długie lata. Taką drogę obrał Ron Weasley, który śmiertelnie zakochany w Gabrielle Delacour wyjechał do Francji.

-Och, to tak cudowni! - rozpływała się Fleur, siostra Gabrielle i żona Billa Weasleya, ze swym irytującym francuskim akcentem - Nasi rodziny znów lączy więzi małżeński!

Jednak dla Hermiony edukacja była jedną z podstawowych wartości, nie wyobrażała sobie więc nie ukończyć szkoły, bez względu na wszelkie okoliczności. Poza tym mury Hogwartu były znajome i bezpieczne, a ona po tych wszystkich wydarzeniach miała ochotę znów zaszyć się w bibliotece, otoczona zapachem pergaminu, oddając się ukochanemu zajęciu - czytaniu. Książki bowiem kochała ponad wszystko.

Kiedyś także sądziła, że kochała Rona. To złudzenie jednak minęło i szybko zdała sobie sprawę, że jej rudowłosy przyjaciel jest zdecydowanie dobrym materiałem na przyjaciela właśnie. I tylko przyjaciela.

On z resztą również przemyślał sprawę i pociąg do słodkich, wiotkich i uroczych blondynek wziął górę. Uznał, że potrzebuje - tak jak to powiedział Harry'emu - stuprocentowo kobiecej kobiety, a nie chodzącej encyklopedii. Te słowa, choć nie były przeznaczone dla uszu Hermiony, dotarły do nich i zabolały. Nie żeby zależało jej na Ronie jako mężczyźnie, o nie. To już przeszłość. Zabolały, gdyż nagle zdała sobie sprawę, że jest postrzegana przez pryzmat swojej inteligencji, co jednak przesłania jej kobiecość.

-Czy ja już zawsze będę "panią mądralińską", "tą, która zna wszystkie zaklęcia", "tą, której miejsce jest w bibliotece"? - szlochała później w ramię Lunie Lovegood, z którą obecnie była na tym samym roku. Pociąg Express Hogwart kołysał się miarowo, podczas gdy Luna krzepiąco gładziła przyjaciółkę po plecach.

-Nie martw się, ja zawsze będę Pomyluną - odparła swym rozmarzonym głosem, pełnym jednocześnie optymizmu i melancholii.

W tym roku jednak uroda Hermiony miała zostać dostrzeżona, choć siedząc w twardej, drewnianej ławce, w tak dobrze znanej klasie obrony przed czarną magią i narzekając pod nosem na profesora Malfoya, jeszcze o tym nie wiedziała.

-Czy ja nie prosiłem o ciszę? - szare oczy zwróciły się ku Hermionie, która umilkła, choć patrzyła na niego wyzywająco. - Czy ty dziewczyno przypadkiem nie prosisz się o szlaban? - jego głos przypominał odrobinę syk węża.

-Ale panie profesorze, ona nic nie zrobiła! - wtrąciła się w jej obronie jej przyjaciółka, Ginny.

-Być może pani, panno Weasley, nie słyszy wystarczająco dobrze, ale ja jak najbardziej. Proszę nie zachowywać się więc jak adwokat diabła, bo pani również zarobi szlaban. Tym razem wam daruję i podsumuję waszą bezczelność jedynie utratą pięciu punktów. - w sali zapanowała na powrót cisza. Tak więc lekcje z Malfoyem to nie będą przelewki. Teraz wszyscy w skupieniu słuchali jego kolejnych słów.

-Zrobiłem pewne rozpoznanie odnośnie waszych braków w wiedzy. Zeszły rok można uznać za właściwie zmarnowany, nie zostały przerobione zaklęcia niewerbalne oraz kilka bardzo przydatnych przeciwuroków. Najwięcej chyba braków, szczególnie w wiedzy praktycznej, pozostawiła po sobie profesor - słowo 'profesor' Malfoy wypowiedział z pewnym niesmakiem - Umbridge. - o tak, wszyscy pamiętali panowanie tej różowej jędzy, która zabraniała im używać różdżek. Sądzili jednak, że ktoś taki jak Lucjusz Malfoy będzie popierał tę odrażającą kreaturę, jego niechęć była więc pozytywnym zaskoczeniem.

- To wasz ostatni rok tutaj. - ciągnął. - Przed wami Owutemy, które będą podsumowaniem wiedzy i umiejętności nabytych przez was przez te wszystkie lata odkąd po raz pierwszy przekroczyliście progi tej szkoły. W pierwszym semestrze nadrobimy wszystko co umknęło waszym poprzednim profesorom, w drugim natomiast zajmiemy się powtórkami. Wasza wiedza będzie systematycznie sprawdzana. Czy wszystko jasne i czy są jakieś pytania?

-Tak - odparła nagle Hermiona, w której wręcz się gotowało, odkąd tylko zobaczyła kto ma zamiar nauczać ich obrony przed czarną magią i teraz wybuchła. - Zastanawia mnie czy pan profesor nie wyobraża sobie przypadkiem siebie, kroczącego tą samą ścieżką co niegdyś Tom Riddle? - spytała zjadliwym tonem. - On w końcu też chciał kiedyś nauczać w Hogwarcie. Zdaje się, że również obrony przed...

-Zamilcz - wpadł jej w słowo profesor. - Właśnie zarobiłaś sobie miesięczny szlaban za bezpodstawne oskarżenia. Co piątek, o siedemnastej, w moim gabinecie. - gdyby oczy mogły zabijać, Lucjusz niechybnie padłby martwy pod ostrzałem spojrzeń panny Ganger. Mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund, po czym Hermiona wstała, narzuciła na ramię torbę, wcisnęła pod pachę opasły tom "Praktycznej magii obronnej, stopień 7" i z cichym prychnięciem opuściła klasę. Na korytarzu wpadła z impetem na profesor Minervę McGonagall.

-Panno Granger, co to ma znaczyć? - zawołała z oburzeniem, podnosząc z podłogi okulary, które zsunęły się jej z nosa pod wpływem zderzenia z Hermioną.

-Oculus reparo - mruknęła Hermiona przepraszającym tonem, celucjąc różdżką w pęknięte szkło okularów dyrektorki. - Pani dyrektor, ja chyba nie będę chodzić na obronę przed czarną magią. - oznajmiła, choć nie tak pewnym głosem jak zamierzała. Zamilkła pod surowym spojrzeniem.

-Panno Granger, obrona przed czarną magią jest jednym z waszych obowiązkowych przedmiotów. Musisz uczęszczać na te zajęcia, jeśli masz zamiar ukończyć Hogwart. Zdaję sobie sprawę ze wszystkich wyjątkowych czynów jakich dokonałaś i doceniam je oczywiście, niemniej jednak, jeśli zdecydowałaś się wrócić do szkoły jako uczennica, nie oczekuj, że będę traktowała cię wyjątkowo. Sama zdecydowałaś poddać się panującym tu zasadom, muszę więc być wobec ciebie tak konsekwentna jak wobec wszystkich. - Minerva wzbudzała taki respekt, jak żaden inny nauczyciel Hogwartu. Ona nie była osobą, z którą można było dyskutować. A jednak Hermiona podjęła ostatnią rozpaczliwą próbę.

-Ale Malfoy? - jęknęła żałośnie. - On, nauczycielem? Dlaczego?

-Proszę nie kwestionować moich decyzji - odparła ostro. Po chwili jednak złagodniała, widząc, że Hermiona nie ma zamiaru się kłócić, a jedynie dowiedzieć się, skąd taki wybór nauczyciela obrony przed czarną magią. - Hermiono, po siedmiu latach, gdy nauczyciele odchodzili rok w rok, nie zawsze ze szczęśliwym zakończeniem, nie było wielu kandydatów na to stanowisko. Malfoy wydaje się kontrowersyjnym wyborem, jednak ma ogromną wiedzę z zakresu, którego naucza.

-Nie wątpię - mruknęła nieprzekonana Hermiona.

-Oczekuję, że będziesz traktować go z szacunkiem, na jaki załuguje nauczyciel, bez względu na Twoją osobistą opinię o nim - McGonagall wróciła do swego oschłego tonu. - Jeśli zachowasz się niewłaściwie, ma prawo odebrać Gryffindorowi punkty, jeśli ukarze cię szlabanem, masz obowiązek stawić się u niego o wyznaczonej porze. Nie musisz dalej uczęszczać do tej szkoły, ale skoro się zdecydowałaś, podporządkuj się jej zasadom. To moje ostatnie słowo.

-Tak pani profesor - odparła pokornie Hermiona.

-A teraz wracaj na zajęcia. Odprowadzę cię, i tak muszę z Lucjuszem zamienić słowo. - i ruszyła w kierunku klasy, a Hermiona pół kroku za nią.

Resztę zajęć zniosła w milczeniu i w poczuciu urażonej dumy. Profesor Malfoy o dziwo nie starał się jednak jej upokorzyć, wręcz przeciwnie, traktował wszystkich uczniów bardzo sprawiedliwie, a wiedzę i umiejętności doceniał. Nagrodził Gryffindor dwoma punktami za jej poprawnie rzucone zaklęcie i kolejnymi dwoma za zaklęcie Ginny, kolejne dwa jednak stracił Collin Crevey, za przypadkowe podpalenie gąbki do ścierania tablicy.

...

UWAGA!

Moje ukochane fanfikowe dziecię poszukuje kogoś, kto się nim zaopiekuje - czyli innymi słowy bety, która wytknie mi wszelakie stylistyczne potknięcia.

Moje dotychczasowe poszukiwania skończyły się niezbyt efektownie, od jednej osoby bowiem nie uzyskałam odpowiedzi, z drugą kontakt urwał się tydzień temu, a że jestem istotą niecierpliwą i w dodatku dość pewną swej twórczości, postanowiłam zamieścić wersję niesprawdzoną przez nikogo innego poza mną samą.

Żeby nie było, ja sama czytałam ten rozdział ładnych parę razy, aby oszczędzić Wam, drodzy czytelnicy wszelkich irytujących literówek, ortografów i innych błędów. A jednak uważam, że przyda mi się krytyczne spojrzenie na co com spłodziła ;)