Rozmowa pierwsza

— Takashi! — zawołała Touko. — Telefon do ciebie.

Natsume podniósł się zza biurka i jęknął. Bolało go czoło i kark, a kości mu zesztywniały. Najwyraźniej kolejny raz przysnął podczas odrabiania lekcji z głową opartą o blat i z zeszytem zamiast poduszki. A naprawdę próbował się skupić na zadaniu. Niestety, w nocy znajome youkai znów urządziły u niego imprezę, wykorzystując jako pretekst święto o bardzo długiej nazwie, której nigdy wcześniej nie słyszał. Zresztą już od dawna podejrzewał, że po prostu je wymyślają.

— Takashi!

— Idę! — odkrzyknął, przecierając oczy.

Podczas wędrówki po schodach kilka razy odetchnął, spróbował również zebrać myśli, po czym podniósł słuchawkę. I ziewnął.

— Taaak?

— Przedmioty latają — oznajmił głos, który wydał się chłopakowi znajomy, jednak niewyspanie przeszkadzało mu w przypomnieniu sobie, skąd.

— Zazwyczaj nie — odparł odruchowo, poniewczasie uświadamiając sobie, że mogło to zabrzmieć niegrzecznie.

— Ale te w domu mojej babci jak najbardziej — poinformował głos, zanim Takashi zdążył przeprosić. — Musimy coś zrobić, zanim wpędzi ją to do grobu.

Natsume pożałował staruszki, owszem, jednak musiał najpierw ustalić podstawowe fakty.

— Przepraszam bardzo, ale kto mówi? — zapytał.

Nastąpiła długa przerwa.

— Przyjaciela nie poznajesz!? Okropny z ciebie dzieciak.

— Moi przyjaciele przedstawiają się, gdy dzwonią. — Teraz już na pewno był niegrzeczny. Jednak po drugiej stronie zamiast słów oburzenia rozległ się śmiech.

— Dobrze, że się nie zmieniłeś. Mówi Shibata.

— Och — zdołał wyartykułować Natsume. Postanowił, że gdy odłoży słuchawkę, od razu położy się spać. W końcu zadanie domowe nie zając, nie ucieknie. Niestety.

Tymczasem powiedział pierwszą rzecz, jak przyszła mu do głowy.

— Co u ciebie słychać?

— Cóż, u mnie wszystko dobrze — odparł Shibata. — Ale, jak już wspomniałem, moja babcia…

— A tak, przedmioty!

— Właśnie.

— Jesteś pewien, że twoja babcia nie mieszka nad jakimś ciekiem wodnym albo czymś w tym rodzaju?

— Oczywiście, że nie jestem pewien, przecież nie widzę tych dziwactw. Dlatego właśnie zadzwoniłem do ciebie.

— Słuchaj, nie powinieneś mnie uważać za jakieś pogotowie nadnaturalne…

— Jednak wydaje mi się, że przy ciekach wodnych przedmioty drgają lub spadają, ale nie lewitują — kontynuował tamten, jakby Natsume nic nie powiedział. — I mówiąc „lewitują", mam na myśli, że przelatują z punktu A do punktu B, nie opadając, ani nie odbijając się od niczego po drodze. One po prostu…

— … lewitują — dokończył Takashi.

— Właśnie.

Natsume z tęsknotą pomyślał o wygodnym materacu, o spokoju piątkowego popołudnia, a nawet o zadaniu domowym. Pochylił się na chwilę nad swoim brakiem kwalifikacji w kwestii youkai, bo przecież jedyne, co potrafił, to je dostrzegać, a później oburzył na coraz częstsze wykorzystywanie jego zdolności przez ludzi. Gdzie się podziały te czasy, gdy tylko ayakashi mogły go do czegoś zmusić? Chyba jednak Nyanko-sensei miał rację, zarzucając mu brak asertywności. Powinien zacząć odmawiać. W końcu był tylko uczniem, lubiącym spokojne życie w gronie przyjaciół i rodziny.

— To jak, przyjedziesz? — spytał Shibata z kiepsko maskowaną nadzieją w głosie.

Przecież on również miał rodzinę i przyjaciół, o których się martwił.

— Jasne.

xxx

Był już wieczór, gdy Natsume i Shibata dotarli do niewielkiego stawu, za którym w gąszczu krzewów i drzew owocowych kryło się kilka starych domów. Ten, do którego zmierzali pozamykany był tak szczelnie, jakby właścicielka spodziewała się nadejścia tornada. Shibata nie przejął się tym jednak i zawołał, a po chwili drobna, pomarszczona kobietka wyłoniła się spomiędzy zabezpieczeń.

— Och, co za niespodzianka — powiedziała na ich widok.

— To mój kolega, przyjechał do mnie na weekend — skłamał gładko Shibata.

Nyanko-sensei prychnął, wynurzył wielką głowę z torby i taksował okolicę nieżyczliwym spojrzeniem. Najwyraźniej planował nadal celebrować święto o bardzo długiej nazwie i teraz gotów był rozerwać na strzępy wszystko, co spotka na swej drodze, byle tylko wrócić do domu przed nocą.

Z kolei Natsume przespał się podczas podróży, a teraz cieszył się wieczornym chłodem, który przyjemnie orzeźwiał. Humor zaczął mu dopisywać. Co było dziwne, zważywszy, że znów z rozmysłem pakował się w kłopoty.

— Pokazywałem mu właśnie nasz piękny staw i pomyślałem, że cię odwiedzimy, skoro jesteśmy tak blisko — kontynuował wyjaśnienia Shibata.

Natsume spojrzał z wdzięcznością. Miło, że kolega uszanował jego próby ukrycia dziwnych zdolności.

— Dzień dobry. — Ukłonił się. — Nazywam się Takashi Natsume. Miło mi panią poznać.

— Dzień dobry. — Uśmiechnęła się staruszka. — Skąd się znacie? Nie wydaje mi się, żebyś był stąd.

— Znam go od lat — odparł pospiesznie Shibata. — Przeprowadził się do innego miasta jakiś czas temu, ale odnowiliśmy kontakty.

— Tak — przytaknął Natsume bez entuzjazmu. — Odnowiliśmy.

Kobieta wprowadziła ich do środka, gdzie czekała na Takashiego kolejna niespodzianka. Pokój przypominał antykwariat, w którym od lat nie przeprowadzano inwentaryzacji. Od podłogi po sufit wypełniały go podniszczone książki, obrazy, figurki, sprzęty o nieznanym przeznaczeniu oraz mnóstwo upiornych lalek z wyblakłymi oczami. Natsume podejrzewał, że między stosami rzeczy można się zgubić, jak w labiryncie.

— Usiądźcie. Zrobię herbatę — powiedziała staruszka, po czym zniknęła za rzędem pudeł.

Gdy zostali sami, nie mógł się powstrzymać od komentarza.

— To jest niesamowite.

— Co!? — Jeśli dało się krzyczeć szeptem, Shibata właśnie to robił. — Co widzisz!?

— To wszystko — wyjaśnił Takashi. — Jak jej się udało to zgromadzić?

I po co? — dodał w myślach.

— Ach, to. — Chłopak najpierw zmarkotniał, a potem, nieoczekiwanie, spurpurowiał. — Cóż — zawahał się. — To nie tak, że wszystko ukradła — mruknął.

Natsume zamachał rękami, przerażony.

— N-nic takiego nie powiedziałem! Po prostu byłem ciekaw…

— Ona uważa, że je ratuje. — Shibata znów zdawał się go nie słyszeć. — Chodzi, szuka i zbiera, bo twierdzi, że musi tym biednym rzeczom dać dach nad głową. Uwierzysz? Jakby nie mogła przygarnąć kotka! Albo nawet dziesięciu kotków.

— Wszystko tutaj to znalezione przedmioty? — zdumiał się Takashi. — Zebrała ich aż tyle?

— Mhm. — Przytaknął Shibata bez entuzjazmu. — Niektóre kupuje na pchlich targach, ale większość znajduje.

— Niesamowite — powtórzył Natsume, nie mogąc oderwać wzroku od najbliższych półek. Sam widział w starych przedmiotach jedynie potencjalne źródło tsukumogami i przenigdy nie zdecydowałby się trzymać ich w domu. Do niedawna unikał też jak mógł handlarzy antykami oraz pchlich targów, podobnie jak rezygnował z festiwali. Jednak teraz wiedział więcej na temat ayakashi i miał ochronę, więc kto wie, może nawet pokusi się kiedyś o odwiedzenie lokalnego targowiska?

Babcia Shibaty wróciła do pokoju, niosąc na tacy kubki parującego napoju, talerz brzoskwiń maczanych w cukrze oraz miseczkę z mlekiem.

— Herbata gotowa — oznajmiła. — A to dla kotka. — Postawiła mleko na podłodze, a Nyanko niechętnie upił trochę.

— Dziękuję bardzo — powiedział Natsume, zajęty obserwowaniem jednej z bladookich lalek. Nie wiedział, czy to jego wyobraźnia płata mu figle, czy figurka rzeczywiście drgnęła.

— Podoba ci się? — zagaiła kobieta.

— Mhm, bardzo — zapewnił Takashi niezbyt szczerze.

— Znalazłam ją w domu za wzgórzem, tym przeznaczonym do rozbiórki.

— Tym, z którego wyprowadziła cię policja? — wtrącił Shibata.

— Och, twierdzili, że to niebezpieczne, że dom może się zawalić, a sami tam czegoś szukali.

— Może ciebie?

— Hipokryci! — skomentowała kobieta, ignorując przytyk. — Te wszystkie piękne przedmioty leżały, brudne i zapomniane, a ja po prostu nie mogłam ich zostawić w tym strasznym, zimnym domu.

— R-rozumiem — powiedział Takashi cicho i ponownie nie do końca zgodnie z prawdą.

W tym momencie jedna z książek uniosła się, przeleciała przez pokój i spoczęła na kolanach lalki. Shibata zbladł, a Natsume niemal upuścił kubek. Tylko starsza pani wciąż opowiadała o swoich zdobyczach, nieświadoma, co dzieje się za jej plecami.

— …papierowe rzeczy niestety zbutwiały, ale wzięłam też kilka pięknych szkatułek. W jednej z nich…

Lalka uniosła rękę, po czym zaczęła przewracać kartki książki, Nyanko oderwał się od miseczki i obserwował rozgrywającą się przed nim scenę szeroko otwartymi oczyma, a Shibata jakby pozieleniał. Natsume spojrzał na niego z troską. Jakiś czas temu dziewczyna-youkai Murasaki rozpłynęła się w powietrzu na jego oczach, ale wcześniej prowadził on normalne życie, w którym nie było miejsca na latające książki. Nawet Takashi musiał przyznać, że gdy gonił go potwór z siekierą był chyba mniej przerażony, niż teraz, gdy obserwował jak lalka porusza się sama… Ale czy na pewno sama?

Przyjrzał się uważniej. Coś lśniło w świetle lampy jak pajęcza nić w blasku słońca. Po chwili Natsume dostrzegł, że było ich więcej. Prowadziły do regałów po prawej stronie i ginęły gdzieś między ułożonymi tam pudłami.

Poderwał się z miejsca, a Nyanko skoczył w kierunku półek.

— Widzisz..? — zaczął Shibata, a Natsume skinął głową.

Starsza pani przyglądała się im z zainteresowaniem.

Natsume zamierzał właśnie jakoś wyjaśnić swoje zachowanie, gdy z regału poderwała się piękna, porcelanowa filiżanka, a nitka, która była do niej przytwierdzona błysnęła niedaleko jego dłoni. Nie mógł się powstrzymać i dotknął jej, a gdy tylko to zrobił, zerwała się, jakby rzeczywiście była pajęczyną. Uwolniona filiżanka potoczyła się po podłodze, a babcia Shibaty uskoczyła w bok, przerażona.

— Nie, nie znowu — jęknęła, a wnuk był przy niej już w następnej sekundzie. Takashi zrozumiał, co chłopak miał na myśli, mówiąc, że to wpędzi ją do grobu, gdy w jednej chwili z pełnej wigoru kobietki zmieniła się w wątłą starowinkę.

— Nic się nie stało — zapewnił. — To tylko filiżanka zsunęła się z półki.

— Chodź, wyjdziemy do ogrodu. — Shibata ujął ją pod ramię i poprowadził do drzwi, rzucając w jego stronę błagalne spojrzenie.

Natsume pomyślał, że jeszcze rok temu widok babci i wnuka wywołałby w nim uczucie zazdrości. Nawet jeśli w tym momencie nie byli najszczęśliwsi, wciąż mieli siebie, zaś on pełne czarnych dni lata przeżył samotnie. Teraz jednak nie musiał już niczego zazdrościć. Miał wszystko.

— Uważaj! — krzyknął Nyanko, a Natsume z trudem uniknął lecącej w jego stronę tacy. I wazonu, i szkatułki, i stolika.

— Powstrzymaj to! — krzyknął do kota. — Nie możemy pozwolić, by zdemolowało jej cały dom… Albo nie! — Uświadomił sobie, że prawdziwa forma Madary może wyrządzić tutaj więcej szkód, niż wszystkie lewitujące przedmioty razem wzięte.

Pobiegł w stronę półek, zaczepiając ręką o nitki. Te, jak poprzednio, natychmiast się zerwały.

— Jak śmiesz! — odezwał się głęboki głos. — Niszczysz moje wici… Nie wybaczę ci…

Natsume rozejrzał się. To najmniejsza i najładniejsza z lalek wyłoniła się zza podniszczonej szkatułki i rozrzuciła srebrne włosy, które poczęły pełznąć w jego stronę. Gdy jeden z kosmyków zdołał schwycić go za rękę, Natsume odkrył, że nie były już tak wątłe i delikatne jak poprzednio. Bardziej przypominały druty, które boleśnie wrzynały mu się w nadgarstek.

Syknął z bólu i spróbował odskoczyć.

— Tsk — prychnął Nyanko. — Nie pozwolę takiemu słabeuszowi ranić tego, co moje. Znikaj!

Błysnęło i po chwili nawiedzona lalka była już tylko ciemnym obłoczkiem, tak wątłym, że z łatwością zmieścił się w szparze niedomkniętego okna.

xxx

Ogród był kojąco cichy i chłodny. Shibata obserwował, jak jego babcia siada na ławce.

— Czy twojemu przyjacielowi nic nie będzie? — Zaniepokoiła się. — Bo wiesz, one naprawdę się ruszają, te przedmioty. Nie spadają z półek, one z nich sfruwają! Nieraz widziałam.

— Pójdę sprawdzić — powiedział, również mocno zdenerwowany. Było nie było, zostawił kolegę samego w nawiedzonym domu.

Odetchnął z ulgą, gdy spotkali się w drzwiach.

— Czy… — zaczął niepewnie.

— Tak — odparł Natsume. — Uciekło. — Po czym zmieszał się lekko. — Ale zniszczyło stolik. I wazon.

— Nie przejmuj się tym, babcia niedługo uratuje nowe. — Shibata uśmiechnął się. — Nie wiem, jak ci dziękować. Może naprawdę zostaniesz na weekend i postawię ci jutro drogi obiad? Albo sesję gier na automatach?

Natsume pokręcił głową.

— Powinieneś zająć się babcią. Jeśli pobiegnę, złapię ostatni pociąg. I Nyanko zdąży na imprezę.

— Kto? — Shibata rozejrzał się dookoła.

— Nieważne. — Roześmiał się, biorąc kota na ręce. — Do zobaczenia.

I pobiegł w stronę torów. Gdy jednak Shibata wrócił i usiadł obok babci, Takashi zatrzymał się i spojrzał na nich z pewną nostalgią. Nie potrafił sobie wyobrazić Reiko jako staruszki, ale może ta druga babcia… Czyż nie byłoby wspaniale, gdyby mógł posiedzieć z nią na ławce w ogrodzie?

Potrząsnął głową, odpędzając głupie myśli. Może i nie miał wielkiej kochającej rodziny, ale zamiast marzyć o niemożliwym powinien się cieszyć z tego, co otrzymał od losu. Nawet jeśli oznaczało to gadającego kota, tłumy duchów i nieustanne problemy, był też dom, do którego mógł wrócić po męczącym dniu oraz ludzie i youkai, którzy na niego czekali.

— Pospieszmy się — powiedział do kota i pobiegli razem nierównym chodnikiem.