Odejście mojego brata było trudne. Przez kilkadziesiąt lat jakoś dawaliśmy sobie z Danem radę, ale później coś zaczęło się sypać. Chyba poczuł się puszczony i samotny. Na początku nie zauważyłem zmian, chociaż wtedy byłem jeszcze dość młody i rzadko kiedy go widziałem. Zajmowała się mną głównie Kopenhaga, albo ktoś z rodziny. Dan wpadał okazjonalnie, sprawdzał co u mnie, czasem się pobawił i znów musiał wracać do szefa i spraw państwowych. Jednak tęsknił, kiedy tylko miał mniej pracy, a akurat część jego obowiązków zaczęła spadać na innych. Dodatkowa utrata Szlezwiku i Holsztynu nie poprawiła jego sytuacji. Kilka piw raz na tydzień, od tego się zaczęło. Potem coraz więcej, aż pił codziennie. Często do tego brał jeszcze wódkę. Zacząłem coraz bardziej się o niego martwić, mówiłem o tym innym, ale wszyscy bagatelizowali sprawę. W końcu to facet, a faceci piją co jakiś czas. Niby mieli rację.

Nagle każdy zauważył, że dorosłem, jakby stało się to z dnia na dzień. Zapewne duży wpływ na to miało otrzymanie konstytucji i kontrola nad gospodarką. Było mi z tym dobrze, w końcu reszta rodziny zaczęła mnie respektować. Nadal ignorowałem problem Dana, w końcu wszyscy mówili, że to normalne, że to stary wiking, a w końcu wikingowie tak miewali. Sam z resztą pamiętałem jeszcze te czasy i chyba mieli rację. Co z tego, że ciągnęło się to już z dziesięć lat i nie miało zamiaru przestać. Byliśmy strasznie ślepi i głupi.

Inne personifikacje zaczęły coraz częściej ze mną rozmawiać. Nie byłem już małym dzieciakiem, którego można tak łatwo zbyć. Grenlandia, Bornholm i Wyspy owcze chcieli mnie nawet spić piwem, ale od razu pomyślałem o Danie. Nie chciałem tak skończyć. W takich momentach znów myślałem, czy przypadkiem on nie ma problemu. Jednak wszyscy wokół przekonywali mnie, że to nic złego.

- Masz może kogoś na oku? - zapytała się mnie kiedyś Kopenhaga.

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nie znałem nikogo spoza naszej rodziny, chociaż z biegiem czasu uznawałem nas raczej za ciekawą zbieraninę, niż rzeczywistą rodzinę. Szukałem w pamięci twarzy jakiejś ładnej dziewczyny, ale nagle niechcący pomyślałem o uśmiechniętym Danie. Nie wiem co mnie naszło, w końcu zostałem zapytany o jakąś sympatię, a tu pierwszą myślą był Dan. Bardzo go lubiłem, ale on wolał mojego brata, chociaż sam wątpiłem już w nasze pokrewieństwo. W końcu czy kraje rodziły się jak ludzie, albo miały rodziców? Czy nasze pokrewieństwo nie było tylko iluzją, aby czuć się lepiej?

Nor też czuł coś do Dana, nie mówili mi dużo, byłem przecież dzieckiem, ale tego nie dało się przegapić. Oni byli ze sobą od tak dawna. Właśnie, byli. W końcu Norwegii tu nie było, miał jeszcze na dodatek unię ze Szwecją. Nie było go tutaj, ale był Dan.

Nie brałem wtedy tych myśli na poważnie, ale po jakimś czasie coś się zaczęło zmieniać. Dan przesiadywał więcej w domu, nawet mniej pił, a ja dotrzymywałem mu towarzystwa, chociaż z roku na rok miałem coraz więcej obowiązków. Byłem szczęśliwy, aż nadszedł ten dzień. Czternasty stycznia to bolesna data dla obydwu z nas. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, że Dan wróci do domu kompletnie pijany i to jeszcze z jakimiś kobietami. Nie musiałem długo myśleć, aby wiedzieć kim były i co mieli zamiar robić.

Wyprosiłem je, ale nie były za bardzo chętne, aby mnie posłuchać. Dopiero po małej szarpaninie i daniu im jakiś monet wyszły z domu. Byłem wściekły. Jak on mógł robić coś takiego i to jeszcze dzisiaj, jak mógł mi zrobić coś takiego? Poszedłem do niego. Siedział na sofie z rozpiętą koszulą. Akurat pociągnął łyk z butelki, kiedy wszedłem do środka. Byłem wściekły, ale nie potrafiłem na to zareagować. Problem z wyrażaniem emocji był chyba wspólną cechą większości północnych krajów. Podszedłem do niego, ale zatrzymałem się gwałtownie, kiedy się odezwał.

- Nor? To ty, Norge? - Nie miałem pojęcia co powinienem odpowiedzieć. Z jednej strony chciałem skłamać, może nie zauważy różnicy, ale czułbym wtedy do siebie obrzydzenie.

- Nie.

- Island!

Spojrzał na mnie zamglonym, pijackim wzrokiem i uśmiechnął się szeroko. Ruszył się w dziwny sposób, jakby chciał wstać, ale zabrakło mu sił i nie złapał równowagi. Roześmiał się głośno i schował twarz w dłoniach. Po chwili nie wiedziałem czy nadal się śmieje, czy może jednak płacze. Odciągnąłem jego dłonie od twarzy i złapałem za podbródek. Spojrzałem mu w oczy.

- Dlaczego to zrobiłeś?

- Co? - Czy on naprawdę nie wiedział?

- Schlałeś się i jeszcze te dziwki, po co to robisz, jeszcze na dodatek dzisiaj, dzisiaj kiedy...

- Wiem co dzisiaj jest za data - krzyknął. - Nie musisz mnie pouczać, dzieciaku.

Nazwanie mnie dzieciakiem zabolało. Jakby ktoś wbił mi w serce zimny sztylet. Dlaczego? Czy nadal byłem dla nim tylko dzieciakiem?

- Nie jestem dzieckiem.

- Jesteś.

- Nie.

Uśmiechnął się kpiąco i znów uniósł butelkę do ust. Pomyślałem wtedy o przyczynie jego stanu. Wyglądał żałośnie. Miałem wrażenie, że stacza się na moich oczach, a ja nic z tym nie robię, może nawet już nie mogę zrobić, a to wszystko wina Norwegii. Gdyby nie on i jego odejście, wszystko wyglądałoby inaczej.

- Dlaczego? - wyszeptałem. Nie usłyszał mnie, więc powtórzyłem głośniej. - Dlaczego on? Dlaczego nadal go kochasz, skoro cię porzucił? - Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Dlaczego nadal go kochasz, skoro cię zostawił, zostawił nas. W czym on jest nadal lepszy niż ja? Dlaczego do mnie nic nie czujesz?

- O czym ty mówisz, Island?

- O tym, że cię kocham.

Sam nie wiedziałem dlaczego to powiedziałem. Nie miało się to tak kończyć, nie miało. Ale skończyło. Spojrzał na mnie w szoku i przez chwilę nic nie mówił.

- To nie możliwe, Island. To nie możliwe.

- A jednak.

Siedział kompletnie skołowany. Co jakiś czas na mnie zerkał, jakby nie był pewny, czy stałem tam naprawdę, czy byłem tylko kolejną pijacką halucynacją. Nie raz mu się to zdarzało. Średnio raz na miesiąc pytał się mnie, czy Nor tu był, ale odpowiedź była taka sama.

Po chwili jednak szok zaczął ustępować złości. Widziałem dokładnie jak jego twarz zaczęła zmieniać wyraz. Spojrzał na mnie z furią w oczach i złapał szybko za nadgarstek. Nie spodziewałem się po nim takiego ruchu. W takim stanie nie powinien mieć takiej sprawności i dobrej koordynacji, a jednak. Rzucił mną na sofę i usiadł mi na biodrach. Nie miałem pojęcia co planował, ale serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Z szokiem wpatrywałem się w jego nagle wyglądające na całkowicie trzeźwe oczy. Nie widziałem tej pijackiej mgły. Uśmiechnął się upiornie i gwałtownie wpił w moje usta. Ten pocałunek był brutalny i bolesny. Podgryzał moją dolną wargę i wpychał na siłę język do środka. Unieruchomił mi ręce po obu stronach głowy i docisnął resztą ciała. Po bardzo chaotycznym pocałunku ugryzł mnie boleśnie w szyję. Przez chwilę przyssał się na skórze i oderwał z głośnym plaśnięciem. Po sekundzie puścił moje nadgarstki i zszedł ze mnie. Wstał i chwiejnym krokiem poszedł w głąb domu, prawdopodobnie do swojego pokoju. Butelka wódki zniknęła razem z nim.

Leżałem oszołomiony i myślałem czy właśnie o tym dawno temu mówił Norwegia, tylko że zawsze to on mnie bronił i ukrywał. Czy to była ta gorsza strona Danii?

Rankiem o dziwo zszedł na śniadanie. Śmierdział alkoholem na odległość. Skrzywiłem się mimowolnie i odwróciłem od niego twarz. Nie pomyślałem wtedy o ogromnym siniaku na szyi, który właśnie został wyeksponowany. Po kilku minutach usłyszałem niepewny i zachrypnięty głos Dana.

- Co ci się stało, Island?

- Powinieneś wiedzieć, Denmark.

- Ale chyba nie wiem. Co się wczoraj wydarzyło?

Spojrzałem na niego zimnym i opanowanym wzrokiem, ale wiele mnie to kosztowało. Nie umiałem tak idealnie grać jak Nor. Miałem ochotę wszystko wykrzyczeć mu w twarz, ale musiałem się postarać. Usiadł na krześle obok, cały czas wpatrując się we mnie, chociaż jego wzrok co jakiś czas spadał na moją szyję.

- Ile pamiętasz?

- Nie wiem. Mało. Wróciłem do domu, chyba się pokłóciliśmy, nie pamiętam szczegółów, a potem, potem...to nie może być prawda, to tylko jakiś głupi sen. - Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach, ale nadal starałem się być zimny jak głaz. Widziałem jak zbiera się w sobie, aby zadać to pytanie. - Czy to, czy to co masz na szyi. Czy ja to zrobiłem?

- Tak.

- Ale, to nie możliwe.

- Doprawdy?

- Czy doszło do czegoś jeszcze?

Przez chwilę rozważałem co odpowiedzieć.

- Tak.

Kłamstwo przyszło mi z wielką łatwością. Wiedziałem, że to nim wstrząśnie, nie myliłem się. Wstał gwałtownie i zaczął chodzić nerwowo po jadalni. Mogłem przysiąc, że słyszałem coś co brzmiało jak, to nie możliwe i to nie prawda, nie mogłem go zdradzić. Było to dla mnie oczywiste, że myślał głównie o Norwegii, w końcu kochał go od ponad tysiąca lat. Przez chwilę poczułem się źle z tym kłamstwem, ale przegoniłem te myśli. O dziwo nie poczułem się źle, że pomyślał o nim, a nie o mnie.

Wyszedł nagle z domu. Spodziewałem się czegoś gwałtowniejszego. Jednak on nie wracał przez tydzień do domu, a kiedy w końcu się pojawił to zamknął się w pokoju na kolejny tydzień. Nigdy nie poruszyliśmy tej kwestii, ale wisiało to nad nami i sprowadzało niezręczną atmosferę. Bałem się przyznać do kłamstwa, ale znalazłem w nim plusy. Dan przestał pić, nie tknął ani razu alkoholu od tego incydentu. Między nami dużo się nie zmieniło, chociaż chyba przeszło mi już to szczeniackie zauroczenie. Przyłapywałem go od czasu do czasu na przeciągłych spojrzeniach pełnych skruchy. Kiedyś powiem mu, że do niczego nie doszło, że nie zdradził Norwegii, ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie byłem na to gotowy.


14 stycznie 1814 r. - Koniec Królestwa Danii i Norwegii, tego samego roku Norwegia weszła w unię personalną ze Szwecją

1864 r. - Utracenie przez Danię Szlezwiku i Holsztynu na rzecz Prus i Austrii

1874 r. - Otrzymanie przez Islandię konstytucji i kontroli nad gospodarką

Akcja pod koniec dzieje się w latach '80 XIX w

Pierwotnie opublikowane na Wattpadzie w zbiorze oneshotów na moim profilu.