Bardzo mi się spodobała. Nie chodzi tylko o urodę, chociaż była wybitnie w moim typie, ale chodzi o to, że burza jej kasztanowych długich loków, niemal czarne oczy i dziecinnie wydęte usteczka kompletnie nie harmonizowały z jej paskudnym charakterkiem. To mnie naprawdę kręciło. Kiedy pierwszy raz ją spotkałem i przedstawiłem się, spojrzała na mnie z mieszaniną pogardy i podejrzliwości. No cóż… dodatkowo okoliczności nie były zbyt przyjemne więc właściwie nie powinienem był spodziewać się uroczego uśmiechu, który mógłby ukazać (jak się potem okazało) jej rozkoszne dołeczki w policzkach. W wypadku zginął mój brat. Nie starałem się jakoś szczególnie zdążyć na pogrzeb. Myślałem sobie, że przecież zawsze będę miał czas przejąć firmę, bo byłem pewien, że Bart mi ją zostawi. Właściwie to nie chciałem być na uroczystości. Musiałbym udawać rozpacz, chociaż przecież w głębi duszy nienawidziłem starszego z Bassów. Między nami już od dawna nie pozostało nic z braterskiej miłości…, ale to długa historia więc po prostu powiem tylko tyle, że w sumie z martwego Barta miałem więcej pożytku niż z żywego. Przyjechałem parę dni po stypie. Zastałem na miejscu nową rodzinę mojego brata - piękną bratową i jej pokręconego syna. Wtedy też poznałem Blair. Dowiedziałem się, że przyjaźni się z pasierbicą Barta (która aktualnie szalała gdzieś w Buenos Aires ze swoim nowym fagasem – jak mi powiedziano) i najwyraźniej także z moim bratankiem. Kiedy w końcu powiedziałem jej, kim jestem, po pierwszym surowo oceniającym spojrzeniu, posłała mi kolejne - pytające. Najwyraźniej nie wiedziała, gdzie podziewa się Charles. Od czasu pogrzebu jego ojca, słuch o nim zaginął. Niezbyt chyba entuzjastycznie zareagowałem na jej prośby o odnalezienie Chucka, bo wtedy właśnie popatrzyła na mnie z tak nieudawaną pogardą w oczach, że aż mnie to zmroziło, a jednocześnie niemal podnieciło. Nie zrozumcie mnie źle. Nie pociągają mnie gardzące mną kobiety. Po prostu pomyślałem sobie wtedy, że nie tak łatwo będzie ją zaciągnąć do łóżka. Że nie imponują jej limuzyny z wygodnymi tylnymi siedzeniami ani drogi szampan i że będzie stanowiła dla mnie prawdziwe wyzwanie z wyjątkowo zdzirowatym potencjałem. Wiem, co myślicie - była niepełnoletnia, ale uwierzcie mi: w jej spojrzeniu, w jej zachowaniu i w tym co i jak mówiła, dostrzegłem ten smutny rodzaj dojrzałości, który dotknął kiedyś nie tylko mnie, ale także mojego brata i z tego co zrozumiałem, również mojego niepoprawnego bratanka. Nie miałem jeszcze wtedy ułożonego w głowie planu, ale postanowiłem wykorzystać jej tęsknotę za Chuckiem, no i - co jest oczywiste - zaoferowałem swoją pomoc w jego znalezieniu.