- Nie mogłeś poczekać dłużej co? Musiałeś pójść do pierwszego lepszego? I co z tego masz, no co? Wynoś się stąd i więcej nie wracaj! - krzyknął ojciec Arthura. Arthur z niedowierzaniem wycofał się w stronę drzwi. Czuł łzy spływające po twarzy, nie mógł złapać oddechu. Wiedział, że jego rodzice mogą mieć problemy z zaakceptowaniem tego, że jest gejem, ale nigdy nie przypuszczał, że wyrzucą go z domu. Spojrzał na swoją matkę, stojącą obok taty. Patrzyła się na niego jakby go nie znała. To zabolało.
- Wyjdź! - wrzasnął jego ojciec. - Nie chcę cię więcej widzieć! I ani słowa o tym bękarcie.
Ach, tak bękarcie. Arthur powiedział im, że jest w ciąży. I chociaż w tych czasach męska ciąża nie była aż tak rzadka, to ludzie wciąż źle ją przyjmowali. A jego rodzice byli w grupie tych ludzi, którzy uważali za osobistą obrazę to, że ich syn, spodziewał się dziecka.
Trzaśnięcie drzwiami zakończyło dyskusję. Arthur biegł tak szybko jak mógł, by oddalić się od miejsca, które zwykł nazywać domem. Jedyne z czego był zadowolony, to nieobecność jego brata w trakcie wyjawiania rodzicom prawdy. Jeśli nie będzie wiedział kim jest to go nie znienawidzi do końca.
Arthur poczuł kłucie w piersi, kiedy dobiegł do parku. Nie wiedział co robić. Nie miał nawet portfela i telefonu. Mógłby pójść do swojego chłopaka, Francisa, ale po ostatniej kłótni wciąż ze sobą nie rozmawiali. Anglik pomyślał o tym czy przenocowanie u któregoś z jego przyjaciół nie byłoby chwilowym rozwiązaniem problemu, jednak już się ściemniało, a wszyscy mieszkali w innej części miasta. Arthur rozejrzał się, nie było aż tak zimno, może po prostu prześpi się tutaj, a jutro pomyśli co dalej. Przetarł oczy, z których wciąż spływały łzy.
- Ej ty! - usłyszał. Odwrócił się i zobaczył trójkę naprawdę potężnych osiłków. Normalnie w takiej sytuacji mógłby uciekać albo postawić im się. Jednak ta sytuacja nie była normalna. Wciąż był zasapany po biegu i nie mógł przez swoją brawurę ryzykować zdrowia dziecka. Ten dzień stawał się coraz gorszy i gorszy.
- Tak? - zapytał cicho.
- Masz fajkę?
- Nie palę – odpowiedział. To była prawda. Odkąd dowiedział się, że jest w ciąży przestał palić i pić, słyszał, że to źle wpływa na dziecko. Przez swój bunt nie mógł mu zaszkodzić.
- A jakieś drobne? Telefon? - Cała trójka stanęła przed nim. Arthur pokręcił głową ze strachem.
- Nie. Wyszedłem tylko na moment, nic nie brałem – wyjaśnił próbując zachować spokój. Jeden z opryszków popchnął go, przez co upadł na trawnik.
- Skoro nic nie masz, to chociaż się z tobą zabawimy – zarechotał najwyższy z osiłków. I kopnął Arthura. Mocno. Anglik odruchowo, zwinął się w kłębek, zasłaniając brzuch. Poczuł kolejne kopnięcie. I kolejne.
- Nie w brzuch! - pisnął. Jego jęk przyniósł jakiś efekt, bo dranie zatrzymali się na chwilę.
- A dlaczego? - roześmiali się rubasznie.
- Zranicie moje dziecko! - wykrzyknął.
- Ciziu, trzeba było mówić od razu, że jesteś brzydką dziewczyną z brzuszkiem. Dziewczyn nie bijemy – powiedział jeden z nich, od razu przypuszczając, że Anglik jest kobietą. Arthur zastanawiał się, czy można być aż tak ślepym i głupim jednak nie narzekał, jeśli to oznacza, że zostawią go w spokoju. Usłyszał jak odchodzą. Zwinął się w kłębek, zduszając szloch.
Francis z ulubioną czekoladą Arthura w kieszeni szedł do domu swojego chłopaka by go przeprosić. Nie był pewien czy kłótnia była z jego winy, ale wiedział, że posunął się za daleko. Dodatkowo tydzień bez Arthura był okropny. Nie miał komu dokuczać, kogo przytulać, kogo całować, kogo... no wiecie. Dlatego postanowił zakończyć ich głupią zwadę i jako pierwszy przeprosić.
Właśnie szedł przez park gdy usłyszał płacz. Z początku, pomyślał, że to może po prostu miauczenie kota, jednak z każdym kolejnym krokiem dźwięk stawał się coraz głośniejszy. Ktoś naprawdę płakał. Zobaczył jakąś postać skuloną w trawie. Zbliżył się do niej.
- W porządku? - zapytał, delikatnie dotykając ramienia, drżącej osoby. Po chwili postać ta poruszyła się, i Francis zobaczył zapłakaną twarz swojego chłopaka. - Arthur? - sapnął.
- Francis! - bez zastanawiania się, Arthur z cichym jękiem, rzucił się na szyję Francuza mocno się do niego przytulając.
- Arthur, mon cher, co się stało? - zapytał cicho Francis, obejmując Anglika.
- Moi rodzice wyrzucili mnie z domu. - powiedział cicho. - Powiedziałem im, że jestem gejem, chodzę z tobą i...
- I co jeszcze? - wyszeptał Francis, całując go delikatnie w czoło.
- I...i... że jestem w ciąży – powiedział Arthur wstrzymując oddech. W napięciu czekał na reakcję Francuza. Nie zdziwiłby się gdyby go teraz rzucił i zostawił. W końcu wciąż byli nastolatkami, chodzili do szkoły. Całe życie było przed nimi.
- W ciąży? Będziemy mieli dziecko?
- Taak, zazwyczaj oczekuje się dziecka.
- To wspaniale mon amour – Francis pocałował policzek Arthura. Chciał zapytać: „czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?" Miał w głowie setki pytań, ale znajdzie się na nie czas później. - Ale to nie wyjaśnia, czemu zapłakany leżysz w parku.
- Nie wiedziałem co robić, więc tu przybiegłem i trzech dupków chciało mnie pobić. Zostawili mnie w spokoju, gdy powiedziałem o dziecku – wyjaśnił, wciąż drżąc.
- Ach, mój biedny – powiedział Francis, wstając i podciągając Arthura do pozycji stojącej. - Dasz radę iść?
- Tak – powiedział Anglik, patrząc w ziemię. - Bałem się, że wciąż jesteś na mnie zły – wyjawił.
- Nie, nie jestem – Francis objął go w pasie, i powoli prowadził do swojego mieszkania. - Jesteś dla mnie zbyt ważny, bym mógł się długo na ciebie złościć.
Arthur już leżał w łóżku Francisa, wykąpany i ubrany w jego koszulkę, przytulał poduszkę. Sen zmorzył go gdy tylko się położył. Jego chłopak nie dziwił mu się, przeżył ciężki dzień, został pobity i ponad wszystko jest w ciąży. Francis położył na szafce obok łóżka czekoladę, którą wcześniej dla niego kupił. Arthur będzie szczęśliwy kiedy znajdzie ją rano. Zadzwonił telefon Francisa.
- Allo?
- Francis, jest u ciebie Arthur? - zapytał lekko spanikowany głos, jednego z przyjaciół Francisa, Allistora, który był również starszym bratem Arthura.
- Oui. Jednak nie może podejść do telefonu, bo śpi.
- Nie chcę z nim rozmawiać. Chciałem się tylko upewnić, że nic mu nie jest skoro rodzice wyrzucili go z domu. Wróciłem z próby, a oni oznajmili mi: „ten pedał nie jest twoim bratem". Nie wiem czy powiedział im o ciąży, ale nie sądzę by mógł w najbliższym czasie wrócić do domu – powiedział Allistor, a Francis mógł się założyć, że w tym momencie zapalił on drugiego albo trzeciego papierosa w ciągu ostatnich piętnastu minut. Francuz wiedział, że mimo kłótni pomiędzy braćmi Allistor naprawdę troszczy się o Arthura.
- Wiedziałeś o ciąży? - zapytał Francis, czując się trochę zdradzony. Arthur miał tak mało zaufania do niego, że tylko mu nic nie powiedział. - Powiedział ci?
- Mi? - Allistor zaśmiał się. - Arthur nie powie mi pewnie do czasu, aż zobaczę mojego bratanka, albo bratanicę. Jestem jego starszym bratem, sam się domyśliłem kiedy przestał palić.
- Ach tak – westchnął. - Czyli Arthur nie powiedział nikomu prócz waszych rodziców.
- Najwyraźniej i nie skończyło się to dobrze. Rozumiem, że może u ciebie zostać?
- Oczywiście – Francis pogłaskał rozczochrane włosy Anglika. - Kiedy możemy zabrać rzeczy Arthura?
- Może jutro jak rodzice będą w pracy? - zaproponował rudzielec. - W ten sposób unikniecie spotkania z nimi i będziemy mogli w spokoju spakować jego wszystkie pluszaki – Allistor, najwyraźniej wrócił do siebie i swojego trybu wrednego starszego brata.
- Wspaniale. Więc jutro o 13. Bonne nuit.
- Tak, dobranoc. I zadbaj o mojego brata.
Napisane, w trakcie walki z brakiem weny, chęci i umiejętności w trakcie pisanie kolejnego rozdziału hostów. Mogę pozostawić to jako one-shot, bo nie wiem czy kontynuować.
Gwoli wyjaśnienia. Allistor i Francis są o rok starsi od Arthura. W tym opowiadaniu, Arthur ma tylko jednego brata, Allistora (odpowiednik Szkocji)
Dziękuję za przeczytanie, zapraszam do komentowania ^.^
