Witam, cześć i czołem! Tutaj Rodgier. Dzięki namowie Gladys i mojej kochanej przyjaciółki, postanowiłam, w końcu, „pochwalić się" moimi umiejętnościami pisarskimi. Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł, ale zobaczymy… (Może to, dlatego że takowych umiejętności pisarskich, nie posiadam?)
Przedstawiam wam, wymyślone przeze mnie, wydarzenia, które mają miejsce po 39 odcinku Beyblade Metal Masters, a konkretnie, po walce Damiana z Julianem.
Metal Fight Beyblade oraz postacie nie należą do mnie, na szczęście…
Więc… enjoy?
- Przegrałem… znowu… - te słowa powtarzał Julian po przegranej z Damianem. Był w szatni drużyny Excalibur, sam, tak jak chciał. Jedyne co czuł to rozpacz i upokorzenie. Nie było w tym nic dziwnego. Walka z liderem Star Breaker miała przywrócić mu utraconą dumę, a zamiast tego, jego duma wydawała się już nie do przewrócenia.
Nagle usłyszał jak zaczęły otwierać się drzwi. Myślał, że to Sophie i Wells, a przecież mówił im, żeby zostawili go w spokoju. Tymczasem w drzwiach stała tylko jedna osoba. Osoba, której się nie spodziewał się ujrzeć. Był to lider chińskiego zespołu Wang Hu Zhong – Dashan Wang.
- Dashan… - powiedział Julian, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. „Co Dashan tu robi? Po co tu przyszedł i w jakim celu?", te pytania dręczyły Konzerna.
- Julian… - zaczął Dashan, jednak siedzący przed nim blondyn nie pozwolił mu skończyć.
- Po co tu niby przyszedłeś?! Żeby się śmiać oraz drwić ze mnie, tak? Proszę! Wyzywaj mnie od słabeuszy, arogantów, egoistów i tchórzy! Naciesz się moim cierpieniem, przecież masz do tego prawo, jesteś liderem drużyny, którą pokonałem. Powiedz: „Chwaliłeś się, że jesteś najlepszy i co? Przegrałeś z Gingą, a teraz z Damianem. I ty niby nazywasz siebie mistrzem?". Powiedz to! Głośno i wyraźnie. Powiedz, że jestem… jestem… - w końcu nie wytrzymał i zaczął płakać. Chińczyk słyszał jego szloch i widział jak łzy spływają po jego policzkach, jednak nic nie powiedział. Podszedł i usiadł obok europejskiego bladera, ten jednak nie odwrócił wzroku i nie spojrzał na niego. Wykorzystując moment ciszy, Dashan przemówił:
- Julian. Przyjechałem do Stanów Zjednoczonych po to, by zobaczyć mecz pomiędzy twoją drużyną, a drużyną amerykańską. Możesz mi nie wierzyć, ale przez całą twoją walkę z Damianem kibicowałem tobie i wierzyłem, że uda ci się wygrać...
Słowa wypowiedziane przez Dashana, zszokowały Juliana. Po prostu nie mógł w to uwierzyć. Dashan przyjechał tu po to, by mu… kibicować? To było dla dziedzica fortuny Konzernów niemożliwe. Spojrzał na siedzącego obok chłopaka i zobaczył jak ten lekko się uśmiecha.
- Przyszedłem tu nie po to, żeby cię wyśmiewać… - kontynuował Dashan. – Jestem tu, by ci powiedzieć, żebyś nie krytykował siebie i nie rozpaczał. Pamiętaj, że przegrana nie musi być powodem rozpaczy, tylko nadzieją, że uda ci się stać się lepszym.
- Dashan… - tylko tyle Julian był wstanie powiedzieć. Nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał.
Dashan uśmiechnął się ciut szerzej i zbliżył się do siedzącego blondyna i delikatnie pocałował go w czoło. Konzern był w szoku, ale pozwolił mu na to. W ciągu kilku sekund, poczuł, że część rozpaczy, która w nim tkwiła, znika.
Kiedy lider Wang Hu Zhong oddalił się od Juliana, wyszeptał:
- Pamiętaj. Uwierz w siebie, Julian.
Po wypowiedzeniu tych słów, Dashan wstał i wyszedł, zostawiając Juliana, który był zagubiony w swoich myślach. Nadal czuł się słaby, upokorzony, czuł rozpacz, ale w swoim sercu poczuł płonący płomyk nadziei.
No i to by było na tyle… I co kto uważa, że to jest bezsensu *podnosi rękę do góry*? Widzę ten las rąk XD. Wiem, że są tu błędy stylistyczne, interpunkcyjne… w ogóle są tu wszystkie błędy z możliwych, ale miałam pewną radochę podczas pisania tego… czegoś xD
Dziękuję za uwagę ^^
PS. (do Gladys) Jakby coś, sama chciałaś, więc do mnie proszę niemieć do mnie pretensji =u=
