Tytuł: „Who's Mona?";
Postać: Harry Potter; Hermiona Granger; James Potter;
Typ: Novella;
Pairing: HG/JP;
Info: Time-travel fic rozgrywający się na szóstym roku szkolnym brunetki z burzą loków na głowie. James Potter żyje i ma się dobrze tudzież pojawia się w Hogwarcie i dopiero wtedy zaczyna się zabawa…
Disclaimer: Niestety nie posiadam praw autorskich HP, a szkoda...
PROLOG
Środa
18 września, 1996r.
7:53pm
Hermiona westchnęła i poprawiła za ucho pukiel włosów. Dla większości uczniów było nie do pomyślenia, iż zaledwie po dwóch tygodniach szkoły można było mieć tyle zadań domowych. Jednak ta Gryfonka do nich nie należała, co można było stwierdzić po jej rozmarzonym spojrzeniu. Szósty rok szkoły zapowiadał dużo nauki, a Hermiona Granger znana była z tego, iż uwielbiała pochłaniać wiedzę w niezliczonej ilości.
Biblioteka tego ciepłego popołudnia była wyjątkowo pusta. Dziewczyna zmarszczyła nos. Wciąż nie potrafiła zrozumieć tych, którzy traktowali naukę jak stado nadbiegających, rozwścieczonych hipogryfów tratujących wszystko, co napotkały na drodze. Momentalnie jej myśli powędrowały w kierunku dwójki niesfornych przyjaciół, spojrzała za okno. Słońce jeszcze mocno świeciło złotym blaskiem, aczkolwiek powoli chyliło się ku zachodowi. Ku zdziwieniu wszystkich mieszkańców, jesień nie zapowiadała rychłego przybycia.
Po kilku chwilach zapomnienia potrząsnęła głową, wprawiając tym samym w ruch niesforne loki. Powróciła do czytania „Czterystu najszybszych i najpotrzebniejszych zaklęć". Jako zadanie na lekcję Uroków z profesorem Filtwickiem całą klasą otrzymali wybranie według własnego mniemania pięciu zaklęć i opisanie działania każdego z nich na stopę pergaminu. Spoglądając ukradkiem na cztery stopy zapisanych pergaminów zamyśliła się.
W przeciągu kilku lat tyle zdążyło się zmienić. A zaczęło się to od czwartej klasy, wprost nie mogła w to uwierzyć. Harry, Ron, ona... wszyscy. Po powrocie Voldemorta nikt nie był już bezpieczny, a ludzi ogarnęła panika. Głupi - pomyślała ze złości przygryzając końcówkę pióra – są. Harry nas uratuje, a ja i Ron mu w tym pomożemy! A w piątej? To dopiero było zaskoczenie, w szczególności mając na myśli młodego Malfoy'a. Stał się prawdziwym wrzodem na tyłku - przemknęło jej przez myśl. I nie myliła się. Jeśli myślała, że numer z zębami, – który do dzisiaj nie jest najprzyjemniejszym wspomnieniem – był złośliwy z jego strony, to cały rok piąty musiałaby podpisać mianem wredny do szpiku kości.
Z jej uchylonych ust wydobył się cichy pomruk, znowu się zapomniała. W tym tempie nie napisze tego eseju do zakończenia ferii zimowych. Chwyciła, więc książkę, podsunęła pergamin i zaczęła na nim szybko pisać. W przeciągu kilku kolejnych minut skończyła i zaczęła pakować przybory do torby. Następnie żegnając się z bibliotekarką opuściła szkolną 'skarbnicę wiedzy'. Z błogim, nieświadomym uśmiechem przemierzała korytarze. Zbliżała się godzina dwudziesta, a co za tym idzie kolacja w WS. Nie odnosząc uprzednio książek weszła do sali.
Usiadła w swoim stałym miejscu i czekała, w wolnym czasie rozejrzała się dookoła. Przy stole nauczycielskim, zauważyła, prowadzona była bardzo ożywiona rozmowa. Profesor Dumbledore mówił coś w kierunku bardzo zdenerwowanego Mistrza Eliksirów. Nagle poczuła klepnięcie w ramię, które umyślnie zignorowała.
- Co jest, Hermiona? – zapytał dosiadając się Ron, który widząc pełną konsternację na twarzy przyjaciółki przewrócił oczami i zwrócił się do Harry'ego. – Wiesz, co jej jest?
Harry pokręcił głową rozbawiony jednak po chwili podążył za wzrokiem przyjaciółki by zatrzymać go na stole nauczycielskim. Jego zielone oczy przyglądały się przez moment z wyraźnym zainteresowaniem zaistniałej sytuacji.
- Snape jest zdenerwowany. Ciekawe, dlaczego? – zapytał chłopiec z blizną marszcząc nieznacznie nos.
- Profesor Snape, Harry – poprawiła przyjaciela nie odrywając spojrzenia.
- Oj, Miona! Czyli jednak zauważyłaś nas? Miło – stwierdził uśmiechając się szeroko rudzielec.
- Oczywiście, Ron. – Kasztanowłosa zwróciła się do przyjaciół. – Jak myślicie, co się stało?
Potter wzruszył ramionami, a Weasley podrapał po zmarszczonym czole.
- Nie wiem i nie mam ochoty wiedzieć. To jest sprawa tylko i wyłącznie tego tłustowłosego nietoperza.
- Harry! – zaoponowała Gryfonka. – To jest nasz profesor...
- Hermio—
- Nie Hermionuj mi tu, Harry! Dobrze wiesz, że w głębi serca—
- Jeśli takowe posiada – wtrącił z sarkazmem Potter.
-… nie jest taki zły – dokończyła ze zmrużonymi oczami. Harry i Ron nie wyglądali jednak na zbyt przekonanych, a można było to poznać po ich uniesionych brwiach. Hermiona westchnęła i kontynuowała. – Pamiętacie w pierwszej klasie, boisko Quidditcha? Albo we Wrzeszczącej Chacie? Nie? To pozwólcie, że wam przypomnę—
- Miona – wtrącił znowu Harry, który do tej pory starał się trzymać język za zębami. Pochylił się nieznacznie w stronę przyjaciółki. – On próbował zabić Syriusza!
- Harry przecież wiesz, że—
- Ciiiicho! Szzzz! – przerwał przyjaciołom Ron równocześnie machając dłonią im przed twarzami. Jako jedyny poświęcił uwagę sytuacji przy stole nauczycielskim. Hermiona zamknęła usta w połowie zdania, a Harry spojrzał na przyjaciela marszcząc brwi.
- Co?! – krzyknęli szeptem oboje, szatyn i brunetka. Weasley poczerwieniał na twarzy, nie spodobało mu się, że przyjaciele na nim próbowali rozładować napięcie, jakie się pomiędzy nimi pojawiło.
- To! – warknął pod nosem wskazując palcem na stół nauczycielski. Ton jego głosu uciszył przyjaciół, którzy teraz również skupili całą swoją uwagę w tamtym kierunku.
Tymczasem w WS rozległ się trzepot tysiąca sów, przyleciała wieczorna poczta. Ku zdziwieniu brunetki do niej również podleciała jedna. Dziewczyna nie spodziewając się korespondencji z niecierpliwością i nagłym przypływem paniki zaczęła ją rozpakowywać. W momencie, gdy ją otworzyła, wydobyło się z jej wnętrza złote światło, które zwróciło na siebie uwagę całej Wielkiej Sali. Kiedy blask znikł, Hermiona stała na nogach, a w jej oczach widać było totalne zaskoczenie. Wkrótce tuż przed dziewczyną zaczęły pojawiać się litery, jedna po drugiej. Niedługo potem utworzyły wiadomość.
Nie przyjmuję NIE, jako odpowiedzi.
Umówisz się ze mną, Granger?
D.M.
- Że co?! – oburzył się Ron również odczytując wiadomość. Ze strony stołu Ślizgonów zaczęły dochodzić gwizdy i śmiechy. Profesorowie tymczasem byli zbyt zajęci by ingerować w to, co się działo na sali. Mięli większe zmartwienia na głowie.
- No, no, Granger. Nareszcie możesz powiedzieć to jedno magiczne słowo, na które od tak dawna czekałaś – odezwał się Malfoy odwracając z drwiącym uśmieszkiem w stronę oniemiałej Gryfonki.
- Ty głupia tleniona tchórzofretko odwal się od niej! – dodał od siebie Harry zaciskając dłoń na różdżce.
- Nie szarżuj, Bliznowaty. Czekam, szlamciu...
- Nie – odpowiedziała Hermiona czując, że robi się jej gorąco. Te wszystkie twarze skierowane w jej stronę i Malfoy śmiejący się z czegoś, co powiedział mu kolega spowodowały, że na jej obliczu pojawiły się dwa duże rumieńce.
- A ponoć jesteś najinteligentniejszą wiedźmą naszych czasów – zakpił blondyn unosząc jedną brew.
- Bo jestem, ale ja w przeciwieństwie do ciebie, Malfoy, potrafię rozwiązywać konflikty bez potrzeby zmieszania człowieka z błotem na oczach wszystkich! – W oczach Gryfonki pojawiły się łzy, czuła się zawstydzona, a szepty, jakie rozchodziły się po sali nie poprawiały jej sytuacji.
- Zapomniałaś o jednym, Granger – zaczął blondyn tonem wiem-to-wszystko i popijając nonszalancko sok dyniowy. – Ty nie zaliczasz się do ludzi, jesteś po prostu czymś gorszym od jak ty to ujęłaś? – zapytał z udawaną troską, przyłożył palec do ust udając zastanowienie. – Błota, szlamo...
Odpowiedzi Malfoy'a towarzyszyły głośne wiwaty i oklaski ze strony Ślizgonów, tymczasem Hermiona ze łzami w oczach powstrzymywała przyjaciół by nie zrobili czegoś, czego będą później żałować.
- Wystarczy! – zagrzmiał Dumbledore pojawiając się tuż obok Gryfonki i Ślizgona. – Dosyć panie Malfoy, minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu. – Dyrektor zwrócił się do Hermiony. – Panno Granger proszę usiąść na miejsce.
Dziewczyna pokiwała głową i zrobiła jak jej kazano. Harry z Ronem od razu zaczęli ją klepać po przyjacielsku i mówić słowa otuchy. Tymczasem Hermiona szeptem odpowiedziała tak i złote litery zniknęły, po tym odetchnęła z ulgą.
- Moi drodzy! – oświadczył dyrektor wchodząc na podium, wzrokiem objął całą salę. – Proszę o chwilę spokoju! Wiem, że to nietypowe, ale muszę prosić o spokój! Dziękuję – dodał poprawiając okulary – połówki na nosie. – Skoro mogę już mówić... Zapewne zauważyliście braki przy dzisiejszym wieczornym posiłku, otóż... o godzinie 14:27 dzisiejszego dnia był atak na wioskę Hogsmeade. Zginęło ponad sto osób, w tym również rodzice waszych niektórych kolegów. Proszę abyście nie szeptali za ich plecami oraz również niepotrzebnie nie wspominali o tym wydarzeniu. Zostały również dopisane nowe punkty regulaminu, z którymi możecie się zapoznać w gabinecie pana Filcha. To byłoby tyle, teraz jedzcie...
Dumbledore klasnął w dłonie i na stołach pojawiły się posiłki. Wszyscy momentalnie zaczęli zapełniać talerze wszelakimi potrawami.
- To straszne – odezwała się Hermiona po kilku minutach ciszy, nie potrafiła prawie nic przełknąć.
- Więc to dlatego dzisiaj taka atmosfera przy stole nauczycielskim – stwierdził Ron machając widelcem w tamtą stronę. Jego ruch spotkał się z grymasem Hermiony i potarciem koniuszka nosa przez Harry'ego.
- To, dlaczego Snape – zaczął Potter poprawiając okulary – wygląda jakby najpierw miał zrównać szkołę z ziemią, a następnie skonać?
- Profesor Snape, Harry – upomniała Hermiona, szatyn zmarszczył nos z irytacji.
- Mniejsza z tym, Hermiona. Ale czy ty nie zauważyłaś, że jak na kogoś, kto ma nas kompletnie w poważaniu to trochę za bardzo się przejmuje?
- Harry—
- Odpowiedz mi, Hermiona!
- Uch... Może masz troszkę racji – odparła wzruszając ramionami. – Ale ja i tak uważam, że po prostu za bardzo się nim przejmujesz. Odpuść sobie to twój profesor, czy tego chcesz czy nie.
- Przepraszam! – Rozmowy przerwał Dumbledore. – Po posiłku proszę pana Pottera do mojego gabinetu. – oświadczył z bladym uśmiechem na twarzy. Komunikat ten ponownie rozpoczął falę szeptów, co poniektórzy spoglądali w kierunku Harry'ego.
- Wiesz, o co tu chodzi, Harry? – Ron spytał spoglądając znad talerza na bladą twarz przyjaciela. Ten siedział zdrętwiały sztywno na krześle, nieznacznym ruchem głowy zaprzeczył.
- Nie mam bladego pojęcia – stwierdził chłopiec, który przeżył.
- Dobra chłopaki, ja lecę do PW. – Hermiona wstała. – Idę się jeszcze pouczyć, do zobaczenia. – I z tym wyszła, pozostawiając chłopaków przewracających oczami i mruczących pod nosem coś o marnotrawstwie czasu i książkach.
---
8:34pm
Harry stał przed wejściem do gabinetu dyrektora, pocierał przy tym nerwowo dłonie. Denerwował się. Zupełnie nie wiedząc, dlaczego, przecież nie złamał żadnego punktu regulaminu, prawda? Dreptając w miejscu z nogi na nogę czekał. Po kilku minutach usłyszał kroki. Odwracając się w tamtą stronę zobaczył Albusa Dumbledore'a aczkolwiek nie był sam, towarzyszył mu sam Severus Snape.
- Już jesteś chłopcze, dobrze – powiedział dyrektor zatrzymując się przy Gryfonie. – Bulki.
Harry wspiął się na schody i wkrótce potem siedział w gabinecie zerkając raz po raz na nauczyciela Eliksirów. Snape stał przy oknie, a Dumbledore zasiadał w swoim krześle ssąc cytrynowego dropsa.
- A więc Harry, skoro już tu jesteś możemy zaczynać – stwierdził dyrektor z błyskiem w swoich niebieskich oczach.
- Co zaczynać, profesorze?
- Severusie podaj mu fiolkę.
- Jaką fiolkę? – Zdziwił się Harry i spojrzał rozszerzając źrenice na Mistrza Eliksirów. Snape tymczasem z dziwnie obojętną twarzą wyciągnął ku chłopakowi dłoń. – Co to jest? – spytał podejrzliwie.
- Wypij, Harry – rozkazał Albus.
Potter przyglądał się przez moment substancji, która leniwie pływała we flakonie. Niestety nie miał pojęcia, czym ona mogła być, ufając dyrektorowi podsunął go do ust i przechylił. Jednym dużym haustem opróżnił całą zawartość, która była obrzydliwa. Smakowała jak mieszanka eliksiru wielosokowego z czymś, czego nie potrafił bliżej rozpoznać. Kiedy skończył wytarł rękawem szaty usta i spojrzał na dyrektora z kwaśną miną.
- Co to było? – Brzmiało jego pierwsze pytanie. Jako odpowiedź jednak otrzymał jedynie uśmiech ze strony Albusa Dumbledore'a.
- I jak, Severusie? – Albus zwrócił się do Mistrza Eliksirów. Ten stał sztywno, a jego twarz była mieszanką furii, zaskoczenia, strachu i... ulgi. Chwilę potem przytaknął, a uśmiech dyrektora rozszerzył się.
- Co ma z tym wszystkim wspólnego Snape? – Harry zirytował się. Na razie nie otrzymał odpowiedzi na żadne z zadanych pytań, profesorowie umiejętnie go ignorowali.
- Dla ciebie profesor Snape, Potter – syknął unosząc kąciki ust Snape. Założył przy tym ręce na klatce piersiowej. Harry spojrzał na niego najbardziej zawistnym spojrzeniem, na jaki go było stać. – I minus piętnaście punktów dla Gryffindoru.
- Czy może mi ktoś powiedzieć, o co tu chodzi? Profesorze? – zapytał przez zaciśnięte zęby szatyn. Jego brwi złączyły się w jedną linię, a usta zwęziły. Tymczasem jego soczysto zielone oczy wpatrywały się uważnie w niebieskie tęczówki dyrektora.
- Już, już, Harry. Spokojnie, musimy poczekać na jeszcze jednego gościa - odparł Albus, jego uśmiech zmalał. Był zmęczony, wojną.
- Na kogo? – Zdziwił się Potter drapiąc nerwowo po czole. Ten ruch nie został niezauważony przez Snape'a, na którego ustach pojawił się ironiczny uśmiech.
- Potter, siedź cicho – syknął Mistrz Eliksirów. – Zaraz zobaczysz – dodał ponownie spoglądając za okno.
- Ale—
Harry już otwierał usta, gdy w tym samym momencie w kominku Albusa Dumbledore'a pojawił się zielony ogień zwiastujący przybycie. Dyrektor potarł niecierpliwie dłonie, kiedy Harry i Severus spojrzeli w tamtym kierunku. Niedługo później z płomieni wyszedł mężczyzna. Gdy otrzepał się nonszalancko z pyłu, spojrzał na pozostałych ludzi w pomieszczeniu. Dumbledore przywitał go szerokim uśmiechem i skinieniem głowy, Harry natomiast siedział z szeroko otwartymi oczami i ustami, a jego twarz pobielała. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco na taki widok, lecz nie na długo. Jego uśmiech zmienił się w grymas, gdy tylko dostrzegł sylwetkę Severusa Snape'a.
- Smarkerus... – przywitał się posyłając Mistrzowi Eliksirów wyzywające spojrzenie.
- Ty nie żyjesz – odezwał się szeptem Harry. Uważnie przyglądając mężczyźnie pokręcił głową. – To nie możliwe...
---
10:44pm
-... czyli w sumie znowu jestem wolny – stwierdził mężczyzna ze smutnym uśmiechem na twarzy.
Rozejrzał się po gabinecie Dumbledore'a, już trochę czasu minęło, kiedy był tutaj po raz ostatni. Poprawiając okrągłe okulary, stwierdził, że nic się nie zmieniło. Rozsiadł się trochę bardziej na sofie, którą sam transmutował z niewygodnego krzesła. Snape tymczasem od samego początku przybycia, jego, do gabinetu musiał się powstrzymywać by nie trafić go jakąś klątwą. Jego czarne, niesforne włosy i pewność siebie wypisana na twarzy rozbudziła wspomnienia lat szkolnych. Jednak słysząc takie słowa z ust arcywroga to było za wiele jak na jeden dzień. Ze względu na pamięć o niej...
- Przeklęty egoista – wybuchnął Severus, odwracając się gwałtownie w stronę mężczyzny. – Wiecznie zadufany w sobie, za grosz samokrytycyzmu, Potter! Od kiedy tylko pamiętam, zawsze właśnie taki byłeś. Zaczynam żałować, że zostawiłem Lily na pastwę takiego samolubnego, przeklętego arystokraty jak ty... Powiedz mi, Potter, Lily dla ciebie nic nie znaczyła, prawda?
Mężczyzna siedzący na sofie spiął się, jego twarz momentalnie pociemniała z gniewu, a brwi zmarszczyły mocno. Nikt nie miał prawa go osądzać, a już na pewno nie Smarkerus!
- Łżesz Snape! – odwarknął na atak ze strony Mistrza Eliksirów i również wstał. – I ty dobrze o tym wiesz! Lily była dla mnie najważniejsza, była dla mnie wszystkim!
- Ale nie tak ważna jak Mona, prawda? – zadrwił profesor z groźnym spojrzeniem. Jego usta wygięły się w zwycięski smirk widząc nagłe rozszerzenie źrenic Pottera. Wiedział gdzie uderzyć, słaby punkt, a James Potter posiadał tylko jeden, a była nim ona.
- Nie wspominaj mi o niej! – wycedził przez zaciśnięte zęby pomiędzy oddechami szatyn.
Stoicki spokój, który dotychczas wypisany był na jego twarzy znikł, a zastąpił go niewyobrażalny gniew. Oczami ciskał gromy w kierunku Snape'a, a ręka zaczynała go coraz bardziej świerzbić. Tymczasem Harry zaczął biegać spojrzeniem od jednego mężczyzny do drugiego. Będąc wciąż w szoku - po tym, co usłyszał w ciągu ostatnich dwóch godzin - nie za bardzo wiedział, co zrobić. Jednak sprawa tajemniczej Mony i sposób, w jaki zareagował na wspomnienie o niej James wyraźnie go zaintrygował.
- Kim jest ta Mona? – zapytał Harry wyczuwając coraz bardziej napiętą atmosferę w pomieszczeniu i przypominając tym samym o swojej obecności. – Miałeś kogoś innego oprócz Lily? Myślałem, że za nią biegałeś w latach szkolnych?
James spojrzał w kierunku syna aczkolwiek nie mówiąc słowa opuścił twarz. Mistrz Eliksirów tymczasem zaśmiał się sucho. Chłopak nie ma bladego pojęcia, co tak naprawdę się działo... - przeszło mu przez myśl. Dumbledore odchrząknął głośno.
- Proszę was James, Severus. Nie przy chłopcu, dobrze? Później o tym porozmawiamy.
Snape przytaknął z grymasem na twarzy, co nie spodobało się Harry'emu. Miał dosyć sekretów i tajemnic. Mógłby przysiąc, że w tym wszystkim jest o wiele więcej niż mu powiedzieli dotychczas. Nawet on posiadał pewne granice, które dyrektor przekroczył właśnie w tym momencie.
- Tajemnica, tak?! – wrzasnął wstając z krzesła, to upadło z trzaskiem na ziemię. – Kolejna! Ile jeszcze takich jest, a ile będzie! Najpierw... A później... Oni... – bełkotał, gdy przed oczami majaczyła mu czerwona mgiełka furii.
- Harry uspokój się – odezwał się James, który na powrót siedział z lekką irytacją na twarzy, machnął w kierunku chłopaka dłonią.
- Uspokój się?! – wrzasnął ponownie, tym razem kierując słowa bezpośrednio do ojca. – Nie uspokoję się! Nie możesz mi rozkazywać, nie jesteś moim biologicznym ojcem!
James zmrużył niebezpiecznie oczy. Jakbym widział Lily w furii przed sobą, ten nerw!.
- W świetle prawa czarodziejskiego jestem twoim ojcem, nosisz moje nazwisko chłopcze - syknął z prędkością wiatru szatyn siedzący na sofie. Oczami Ciskał gromy w stronę Harry'ego, po kilku sekundach przeczesał nerwowo włosy. – I chociaż mi się nie podoba myśl, że moim synem jest dziedzic Smarkerusa to jednak uważam, że powinienem się tobą zająć ze względu na Lily...
- Zająć?! – warknął Harry zaciskając pięści. – Teraz? Gdzie byłeś te wszystkie lata, kiedy potrzebowałem ojca?!
- Harry—
- Nie! Mam dosyć, to mnie przerasta! – powiedział szybko Harry wypuszczając oddech, pokręcił głową. – Od zawsze byłem sam, jedynie przyjaciele byli przy mnie. To oni są moją jedyną i prawdziwą rodziną, i żaden z was – tu wskazał palcem wpierw na Severusa następnie James'a – nigdy nie był, ani nie będzie moim ojcem. On nie żyje, zginął wraz z mamą...
Słowa Harry'ego odbijały się głuchym echem w pomieszczeniu. Jakkolwiek bolesne i cierpkie by nie były, właśnie tak czuł. Stojąc po środku gabinetu widział spojrzenia każdego z uczestników jego tyrady. Mimowolnie zadrżał z chłodu, który tam zapanował.
- Ja nie mam ojca – zabrzmiały jego ostatnie słowa, po których odwrócił się na pięcie z zamiarem wyjścia. Ku uldze Harry'ego nikt go nie zatrzymał. Zarówno James jak i Severus wiedzieli, że chłopak ma prawo ich odepchnąć, dlatego przemilczeli całe zajście. Harry Potter musiał sam walczyć ze swoimi demonami. Wkrótce po jego wyjściu ponownie rozgorzała rozmowa.
- Przyjął to zaskakująco dobrze – sarknął James pocierając koniec nosa, Snape przewrócił oczami.
- A jak ty byś przyjął taką wiadomość, Potter?
- Z pewnością od razu bym się rzucił z wieży astronomicznej. – Potter odparł z drwiną. – O ile sama świadomość, że jest się synem Smarkerusa by mnie nie zabiła na miejscu – dodał z podłym uśmieszkiem na ustach. W jego oczach dostrzec można było groźny błysk, który zazwyczaj występował za lat szkolnych.
- Zobaczymy, co powiesz jak zobaczysz Monę, Potter – warknął Mistrz Eliksirów, uważny obserwator zauważyłby radosną iskierkę w oczach dyrektora.
- Słucham?
- Powiedziałem—
- Ona tutaj jest? – wtrącił z nieco grobową nutą w głosie James. – W Hogwarcie?
- Oczywiście, Potter.
- Panowie, proszę – odezwał się w końcu Albus, splatał palce i ułożył je wygodnie na biurku. – James uważam, że powinieneś zostać tutaj i w końcu wrócić do świata. Koniec zadań i ukrywania się.
- Nie uważasz Albusie, że to zbyt pochopna decyzja? – zapytał Snape z niezadowolonym wyrazem twarzy.
- Smarkerus, – warknął James – nie wtrącaj tego swojego wielgachnego nochala w nie swoje sprawy.
- Nie, Severusie – odparł Dumbledore kompletnie ignorując komentarz Pottera, ten skrzywił się nieznacznie z tego powodu. – Poza tym ktoś musi zająć stanowisko Eliksirów, kiedy ty będziesz uczył OPCM. James z całą pewnością poradzi sobie z tym przedmiotem, prawda?
Jak na zawołanie twarz James'a rozjaśniła się, a usta wygięły w uśmiech. Ze strony Snape'a można za to było dosłyszeć cichy pomruk dezaprobaty.
- Oczywiście! – odrzekł Potter szybko wstając z miejsca i wprawiając tym samym w ruch swoje niesforne czarne loki.
- Raczysz żartować, Dumbledore – przerwał iście lodowatym tonem Snape. Czasami choćby nie wiedział jak bardzo by tego chciał, nie potrafił pojąć rozumowania dyrektora. Zakładając ręce na klatce piersiowej zaczął mówić. – James Potter uczący Eliksirów? To był bardzo wybredny żart z twojej strony. On za lat szkolnych nie potrafił odróżnić tojadu żółtego od skórki boomslanga! Zdąży zrównać zamek z ziemią zanim zdążysz powiedzieć Quidditch! Nie wspominając o tym, że nie nauczy kompletnie nic tych młokosów!
- Więc, co proponujesz Severusie?
W gabinecie nastała krótkotrwała cisza.
- W takim razie załatwione – odezwał się Dumbledore radośnie klaszcząc w dłonie. – Ach i jeszcze jedno, James. Liczę, że pojawisz się na zebraniu Zakonu. Spotkania są w każdy czwartek o godzinie ósmej na Grimmauld Place 12.
- W domu Syriusza? – spytał z zaskoczeniem wypisanym na twarzy Potter, po chwili dodał. – Dobrze, będę.
- Wspaniale. – Ucieszył się Albus. – A teraz Severusie, zaprowadź go proszę do jego nowych kwater.
Snape przytaknął z kwaśną miną, nie chciał za bardzo odwracać się plecami do Pottera. Miał uraz na tym punkcie, oczywiście zaczęło się to jeszcze za lat szkolnych. Jednak nie mając innego wyjścia ruszył przodem. Zatrzymał się jedynie na ułamek sekundy tuż przy okularniku i spoglądając na niego kątem oka syknął by 'niczego nie próbował'. Tamten przytaknął nieznacznie, aczkolwiek zdradziły go dziwny drwiący uśmiech i złośliwy błysk w oczach, kiedy to zrobił. Severus Snape wyszedł z gabinetu niemalże z duszą na ramieniu by zaprowadzić swojego 'następcę' do jego nowych kwater. Nie mógł się opanować, ale miał dziwne przeczucie, że to dopiero początek... kłopotów.
A/N: I jak? Ciekawe? Nudne? Do dupy? (o_O') REVIEW!
