Ostrzeżenia i zastrzeżenia: Kompletnie ignoruję kanon od Thora 2 oraz dalszy. Cała ta seria trzyma się kanonu DO Avengersów włącznie w chronologii filmowej, potem to już moje wariacje. Za to od teraz pojawi się więcej inspiracji komiksowych. INSPIRACJI. Znajomość komiksów NIE jest wymagana. Dziękuję za uwagę! :)

Na tumblrze fikowym pojawiło się również alternatywne (dobre) zakończenie Ciem, jeżeli ktoś chciałby przeczytać - mihopisze(kropka)tumblr(kropka)com


Sroka przeleciała nisko nad głową boga piorunów, wyrywając go z zamyślenia. Siedział na schodach sali jadalnej, tych samych schodach, na których Loki zmanipulował go w podjęcie decyzji o ataku na Jotunheim. Te wydarzenia wydawały się tak odległe, choć w perspektywie długości żywota ich obu, minął marny strzępek czasu. Łatwo było pogrążyć się we wspomnieniach. Życie wtedy było… prostsze.

Thor cierpliwie czekał na powrót swojej matki. Dopiero gdy Królowa Frigga pojawiła się w zasięgu jego wzroku, podniósł się na nogi i szybkim krokiem ruszył w jej stronę.

— Jakie wieści?

Królowa zwolniła, gdy Thor zaczął iść przy jej boku i oboje obrali raczej spacerowe tempo, zmierzając ku sali tronowej.

— Nie udało mi się z nim porozmawiać — przyznała ze smutkiem królowa. — Ostatnim razem był pozbawiony możliwości jakiejkolwiek konwersacji, lecz jego oczy pełne gniewu mówiły wiele. Teraz jest... inaczej.

Frigga bez ostrzeżenia wzięła syna pod rękę i skręciła przy wejściu do sali tronowej. W tej rozmowie miał również brać udział Odyn, lecz widocznie chciała przedyskutować coś jeszcze sam na sam z Thorem, zanim do dyskursu włączy się Wszechojciec. Poprowadziła syna korytarzem prowadzącym do królewskich ogrodów.

— Synu, co naprawdę stało się w Midgardzie? — Frigga spojrzała z oczekiwaniem na Thora. Ta rozmowa musiała już mieć miejsce w większym gronie i teraz królowa liczyła na to, że jej pierworodny podzieli się z nią tym, co wcześniej ukrył przed innymi.

— Nikt nie jest do końca pewien, Matko — westchnął Thor. Byli już poza murami zamku i wkraczali na ścieżkę usłaną opadłymi kwiatami drzew. — Pewna więź musiała powstać między moim bratem a śmiertelnikiem o imieniu Tony Stark.

— To twój towarzysz broni, czyż nie?

— Tak, Stark był jednym z wojowników w walce z Chitauri. Był przyjacielem... Nikt nie jest pewien jakie były jego stosunki z Lokim — bóg piorunów przyznał z frustracją. — Gdy Loki zbiegł i Ojciec obdarował mnie darem wyczucia jego magii... Wpierw znalazłem jej ślady trzymające się Tony'ego Starka, jednak nie było czasu wyjaśnić tego zjawiska, gdyż zostaliśmy zaatakowani. Wtedy Loki pojawił się niespodziewanie i wsparł nas w walce.

Thor zamilkł na chwilę, jak gdyby odgrywając wspomnienie w pamięci. Byli coraz głębiej w ogrodach i coraz mniej światła przedzierało się przez gęste korony drzew. Narastająca ciemność zdawała się pasować do samopoczucia zarówno królowej, jak i jej syna.

— Wtedy Tony zwrócił się do Lokiego... — kontynuował Thor. — Oczywiście cała drużyna go znała, lecz między ich dwojgiem zdawało się istnieć jeszcze coś innego... Jednakże Loki odpowiedział wtedy zamachem na życie Tony'ego, po czym znów zniknął. Tony prawie umarł — powiedział z goryczą, jak gdyby była w tym i jego wina.

Matka z synem dalej szli pod rękę i Frigga ujęła dłoń Thora w swoją i mocno ścisnęła.

— Tony odciął się od drużyny po tym incydencie, jednakże nie było to nic, co wzbudziłoby nasz niepokój. Tony Stark był dziwnym człowiekiem, który trzymał się swoich dróg. Następnym razem ujrzałem go podczas walki, w której zginął.

Thor zatrzymał się i odwrócił, aby stać z Friggą twarzą w twarz.

— Matko, to jak Loki zareagował na śmierć Tony'ego Starka... Ostatni raz, gdy widziałem go rwanego takimi emocjami, był na Tęczowym Moście, gdy spadł.

Frigga westchnęła głęboko.

— I nikt nie wie, co zaszło między tym śmiertelnikiem a Lokim?

Thor pokręcił głową.

— Tony Stark umarł wraz ze swoją wersją wydarzeń, a Loki milczy — powiedziała królowa ze smutkiem.

Z jednej z gałęzi gwałtownie zerwała sroka i odleciała z głośnym skrzeknięciem.

ж

Loki powoli podniósł głowę, aby zaobserwować lot sroki zbliżającej się w jego kierunku. Ptak wylądował na ziemi kilka kroków przed bogiem niegodziwości i wbił w niego krytykujący wzrok czarnych martwych oczu.

Loki prychnął. Widział samego siebie oczami sroki, tak samo jak widział i słyszał rozmowę królowej i Thora dzięki zmysłom ptaka. Widział siebie oczami sroki, tak jak wcześniej widział siebie w snach dzielonych ze Starkiem. Sytuacja była właściwie podobna, znów został zakuty w łańcuchy na bezludziu. Tym razem jednak obeszło się przez zaszywania ust. Litość, o którą tym razem nie dbał.

Sroka wciąż się w niego wpatrywała. Loki machnął na nią ręką, bardziej licząc na głośny brzdęk łańcuchów, niż sam gest, lecz ptak nawet nie drgnął. Loki zaśmiał się głucho. Przecież dobrze wiedział, że nie jest w stanie ot tak przegonić ptaszyska. W końcu było częścią jego duszy.

ж

Obserwowanie reakcji dworu na powrót syna marnotrawnego było interesujące — do czasu. Thor wpierw przynosił wieści z Midgardu, które przekazywał Matce, obserwowany pod czujnym okiem sroki, lecz potem zniknął na dłuższy okres. Nie minęło wiele czasu nim Loki znów został więźniem zapomnianym przez wszystkich, prócz Królowej.

Frigga również zdawała się jedyną osobą, która zwróciła uwagę na wścibską srokę, która pojawiała się często u jej boku oraz przysiadała w strategicznym miejscach podczas co większych spotkań dworu. Loki lubił to poczucie obserwowania z cieni, pozostawania niezauważonym. Przypominało mu to czasy, gdy jeszcze nie wiedział o swoim pochodzeniu, czasy, gdy jeszcze wierzył, że ma równe prawa do tronu, i pochłaniał wiedzę z ksiąg, które miały ukształtować go na dobrego władcę, oraz zakradał się na zebrania rady królewskiej, aby móc doświadczyć tego wszystkiego jak najszybciej, uczyć się od najlepszych… Nikt go wtedy nie złapał, gdy przemykał w cieniach bogatych hal pałacu. Obserwowanie dworu oczami sroki było podobnym doświadczeniem i była to jedna z niewielu rzeczy, które teraz dawały mu jakąkolwiek przyjemność.

Sama sroka jednakże… była przypomnieniem, symbolem, wynikiem wielu jego własnych błędów. Nie miał prawa obwiniać nikogo innego, za to co się stało z Starkiem, za to, jaki los spotkał ich obu. Powinien był wiedzieć, że igranie z miłością nigdy nie wychodzi na dobre w jego przypadku.

Tak, z miłością. Nie mógł już więcej kłamać przed samym sobą. Nawet jego magia go o tym przekonała, gdy wybuchła mu rykoszetem w twarz.

Miłość jest czymś, co nie obcuje dobrze z magią. To uczucie, zjawisko, pozostaje nieokiełznane przez magów, choć wielu próbowało znaleźć na nią sposób. Możliwość manipulowania miłością? Osoba, która by tego dokonała, miałaby nieograniczoną moc.

Owszem, można rzucić zaklęcia wywołujące uczucie podobne do miłości, Loki wiele razy widział to na własne oczy w wykonaniu Amory. Kiedyś też sam próbował, oczywiście, dla zabawy, aby udowodnić sobie, że może. Jednakże to nigdy nie jest szczere uczucie, nigdy nie równa się z lojalnością i ślepym zauroczeniem, jakie daje prawdziwa odmiana tego zjawiska.

Pomimo tej wiedzy, że miłości i magii się nie miesza, że eksperymentowanie to strata czasu, a konsekwencje mogą być paskudne… Pomimo tego wszystkiego poddał się pokusie.

Pozostawiony swojemu losowi w osobistym więzieniu i przykuty do skał, milczał. Pomimo że tym razem jego ust nie zszyto zaklętą nicią, pomimo że wciąż tliła się w nim magia, którą mógłby przekierować w sposób, który uwolniłby go z łańcuchów, milczał. Matka odwiedzała go regularnie i było to dla niego jedynym wyraźnym wyznacznikiem mijającego czasu. Nie liczył dni w głowie, nie dbał o przedłużającą się bezsensowną niewolę… Nie dbał o żadną z tych rzeczy. Upływ czasu nie miał znaczenia, gdyż teraz każda upływająca sekunda była sekundą w świecie, w którym Loki dopuścił do śmierci Starka. Magia, której nie byli w stanie wypompować z jego ciała, zanim go przykuli do przeklętych skał Asgardu, nie miała zastosowania. Ucieczka zawsze jest kusząca dla więźnia, lecz czy jest warta wysiłku, gdy nie ma do czego uciekać?

Loki był przeklęty przez własną rodzinę, wciąż był zbiegiem w kilku krainach, a ambicje o tronie zawsze były bardziej środkiem udowodnienia swojej wartości innym, niżby szczerą aspiracją. A te aspiracje przestały już mieć znaczenie. Teraz opinia tylko jednej osoby miała dla niego znaczenie, a ta osoba była martwa.

Nienawidził siebie w takim stanie. Pozbawiony ambicji... To desperacka chęć zmienienia tego stanu doprowadziła do tej katastrofy.

Nie należy igrać z magią i miłością.

Resztki magii wciąż płynące w jego ciele wykorzystał, aby popełnić kolejny błąd. Aby wyrwać miłość do Starka ze swojego jestestwa. Pozbyć się tej przytłaczającej niemocy.

Zaklęcie zadziałało. Wyrwało szczątkę jego duszy, lecz nie usunęło to miłości do Starka. Nie usunęło bólu. Nie sprawiło, że zapomniał.

Cząstka jego duszy opuściła jego fizyczną postać tylko po to aby przybrać inną formę...

Sroka skrzeknęła z oburzeniem. Mogła śledzić jego tok myślowy, tak jak Loki mógł patrzeć jej oczami. Była odrzuconą częścią jego duszy. Była nim i nie była nim. Byli związani już na zawsze i nierozerwalnie. Była wiecznym przypomnieniem jego błędów. Była błędem, które wyleciało z pękniętego lustra.

Loki roześmiał się paskudnie i spojrzał na ptaka z pogardą.

Przydaj się na coś, ptaszorze.

Sroka machnęła na niego skrzydłami.

Mam na imię Ikol.

Głos rozległ się jego głowie, brzmiał prawie bliźniaczo do jego własnego, lecz o wyższej nucie. Loki prychnął. Imię było tak oczywiste, że wręcz obraźliwe. Lecz nie można kłócić się z głosem we własnej głowie, gdy postanawia nadać sobie imię.

Pomimo wszystko, sroka wzbiła się do lotu i wyruszyła w stronę dworu.

ж

Podglądanie życia dworu było dobrym rozproszeniem, lecz nie na tyle zajmującym, by kompletnie uchronić Lokiego przed podtapianiem się we własnym gniewie i żalu. Jego umysł raz po raz wracał do analizowania wydarzeń, które doprowadziły do takiego rezultatu. Choć wiedział, że igranie z czasem jest poza zasięgiem jego możliwości i nigdy nie będzie mógł naprawić błędów, które stoją za obecnym stanem rzeczy, wciąż pogrążał się we wspomnieniach z ostatnich miesięcy. Pomimo mijającego czasu, jedna kwestia nigdy nie przestawała napełniać go gorejącym gniewem.

Nie pozwolono mu się pożegnać.

Mógł jedynie patrzeć z daleka, jak życie upływa z śmiertelnika, który wtargnął w jego życie bez zaproszenia i umościł sobie miejsce na najwyższym piedestale. Tony Stark nigdy nie spoczywał na laurach. Stał się najważniejszą osobą w życiu Lokiego, zanim psotnik mógł zawczasu uciec przed jego geniuszem i ciepłymi brązowymi oczami… A potem równie błyskawicznie stał się źródłem niemocy i zrezygnowania. Loki wiedział, że nie może liczyć na wiele, że z perspektywy tysięcy lat obecność Starka w jego życiu będzie krótkim epizodem. Jednakże nawet podczas tego krótkiego, lecz jakże znaczącego, epizodu, miał być czas na delektowanie się tym stanem. I miał być czas na obmyślenie sposobu na przedłużenie go.

A teraz Loki pozostał z garstką wspomnień i żalem. Nie pozwolono mu nawet się pożegnać.

Ikol zaskrzeczał z wyraźną złością na Lokiego i ukłuł go dziobem w policzek, zanim psotnik zdążył uchylić się przed atakiem.

Idiota.

Loki spojrzał w czarne szkliste oczy ptaszyska i po raz pierwszy od opuszczenia Midgardu w jego zielonych tęczówkach pojawiła się psotna iskra.

Wciąż mógł się pożegnać. Wciąż mógł dostać chociaż tyle.

Ikol, czas złożyć wizytę starej znajomej.

ж


Kolejny rozdział za dwa tygodnie.
Każde review leczy moją wewnętrzną martwicę na temat Marvela i motywuje do rozpoczęcia pisania trzeciej części tej serii ;'D