- John. JOHN!
- Mam! – krzyknął Watson triumfalnie, podbiegając z miotłą.
- Daj spokój, nie będę go tym tłukł, to niehumanitarne. Podaj mi broń.
- Ty już do reszty oszalałeś, odsu…
- J-John…
Watson zamarł w bezruchu, widząc bladą jak ściana twarz przyjaciela.
- Tam chyba jest puszka elektryczna. – wybełkotał Sherlock, desperacko wyciągając rękę – Z popsutym d-deklem.
- Przestań, kto montuje puszki tuż przy ziemi, to nie…
Światło wokół nich zamigotało krótko i zgasło; w pokoju zrobiło się ciemno jak w grobie. Przez krótką chwilę siedzieli w zupełnej ciszy, nie wierząc w to, co właśnie się stało. Gdy Sherlock odezwał się kolejny raz, jego głos był tak niski, że John ledwo go poznał.
- Zabiję go.
