Rozdział 1
Nienawidził Sali Rozpraw w Ministerstwie Magii. Przypominała mu ona o jego własnej rozprawie po ataku dementorów na niego i jego kuzyna, oraz to, co zobaczył we wspomnieniach Dubledore'a. Po pokonaniu Voldemorta ruszył niestety cały maraton przesłuchań. Oczywiście było to do przewidzenia. Jednak nie podobało mu się to ile czasu tam spędza. Wciąż czuł to samo zdenerwowanie. Mimo to codziennie, nawet po kilka razy jednego dnia, wchodził do tej przeklętej Sali i stawał obok oskarżonych. Jedynym pocieszeniem było to, że miał przy sobie różdżkę. Czarodziejski świat chciał sprawiedliwości. Czarodzieje niemal żądali szybkich procesów i niemal masowych skazań Śmierciożerców. Dlatego Harry stał teraz przed Wizengmotem i starał się dopilnować, by procesy były sprawiedliwe i powstrzymać kolejny rozlew krwi oraz ukarania jego cichych sprzymierzeńców, czy też osób zmuszonych do służby Czarnemu Panu.
-Większością głosów uznajemy Pana Dracona Lucjusza Malfoy'a za niewinnego zarzucanych mu czynów.- Ogłosił Minister.
-Panie Ministrze, przypuszczam, że nikt nie miałby nic przeciwko dziesięciominutowej przerwie.- Odezwał się stanowczo Potter. Kingsley Shacklebot skinął tylko potwierdzająco głową i wszyscy się rozeszli. Odetchnął z ulgą wychodząc do zimnego kamiennego korytarza i ruszył szybkim krokiem. Tuż za zakrętem dostrzegł Draco w ramionach matki.
-Och, Panie Potter!- Zawołała, gdy tylko go dostrzegła.- Bardzo ci dziękujemy za pomoc! Nie wiem, co bym zrobiła gdyby Draco został skazany. Bardzo ci dziękuję!
-Dość rodzin zostało już rozdzielonych przez Voldemorta.- Mruknął rzucając szybko zaklęcie dyskrecji wokół nich. Pani Malfoy zmarszczyła tylko brwi zdziwiona jego zachowaniem.- Muszę z wami porozmawiać o jednej sprawie. Mamy nie wiele czasu i liczę, że będziecie ze mną całkowicie szczerzy.-Powiedział stanowczo.
-Oczywiście.- Powiedziała cicho kobieta.
-Czy Lucjusz Malfoy był całkowicie oddany służbie Voldemortowi?
-Nie jestem pewna. Wykonywał rozkazy, które musiał. W czasie pierwszej wojny był całkowicie wierny jego przekonaniom, jednak sytuacja nieco zmieniła się po Jego powrocie.
-Czy obawiał się on o wasze bezpieczeństwo?
-Tak.
-Czy sądzicie, że Lucjusz się zmienił, czy po tej wojnie będzie się zachowywał dokładnie tak samo jak przedtem?
- Na pewno nie będzie się zachowywał tak jak przedtem. Szaleństwo Czarnego Pana chyba otworzyło mu oczy. Tak samo jak wiadomość, że nie był on czystokrwisty.
-Draco?
-Zgadzam się z każdym słowem matki.- Przytaknął cicho, lecz zdecydowanie, blondyn.
*.*.*
To był długi proces. Wymienianie zarzutów pochłonęło sporą część czasu. Przez większość czasu stał oparty o ścianę i nie wtrącał się w przebieg przesłuchania. Obserwował uważnie zachowanie mężczyzny. Ze swojego miejsca doskonale widział napięte ramiona, które lekko drżały ze zdenerwowania. Był pewny, że żaden członków Wizengmotu nie dostrzegł tego ze swojego miejsca. Nagle jedna wypowiedź przyciągnęła jego uwagę.
-Pozwolą państwo, że się odezwę.- Powiedział spokojnie, wychodząc z cienia sali. Pan Malfoy obrócił błyskawicznie głowę w jego stronę. W oczach mężczyzny dostrzegł mieszaninę zaskoczenia, przerażenia i nadziei.
-O, co chodzi, Panie Potter?
- Z tego, co wiem, to Pan Malfoy był już raz oskarżony o bycie Śmierciożercą i stwierdzono, że działał pod wpływem zaklęcia Imperium.
-Zgadza się…- Przytaknął ostrożnie Minister.
-Imperius wymazał winę Pana Malfoy'a jednak Mrocznego Znaku nie.- Na te słowa Malfoy wyraźnie zadrżał i odwrócił wzrok patrząc znów przed siebie.
- Do czego Pan zmierza?
-Z tego, co mi wiadomo Pan Malfoy służył Voldemortowi ze strachu o bezpieczeństwo rodziny. Został zmuszony do przyjęcia Znaku, jednak po powrocie Voldemorta musiał radzić sobie z konsekwencjami zaklęcia. Nie oznacza to, że był wobec niego lojalny. Ponadto sądzę, że przekazywał ważne informacje szpiegowi Dumbledore'a,Severus'owi Snape.
-Skąd ten pomysł?
-Doskonale zdajemy sobie sprawę, że Snape nie miał pełnego zaufania Voldemorta. Nie był powiadamiany o wszystkich planach, atakach osobiście. Jednak otrzymywał od kogoś te informacje. Jedynym możliwym źródłem jest Pan Malfoy.- Oderwał spojrzenie od Kingsley'a i rozejrzał się po sali. Wszyscy, łącznie z oskarżony, przypatrywali się mu całkowicie zaskoczeni. –Oczywiście to nie wymazuje wszystkich jego działań. Tak samo nie zmienia to faktu, że jest czystokrwisty czarodziejem. Dlatego, sądzę, że znam odpowiednią karę dla tego człowieka. Dokładniej to skonfiskowania różdżki na cztery lata i dwa lata aresztu domowego. Dla czystokriwstego czarodzieja rozstanie się chodź na chwile z różdżką jest prawdziwą torturą. Kto zgadza się ze mną, że taki rodzaj kary, będzie odpowiedni?- Spytał stanowczo, bacznie przyglądając się zebranym ludziom. Starał się równocześnie wyglądać na całkowicie pewnego siebie, chociaż w myślach modlił się by to jak najszybciej się skończyło. W końcu pewna kobieta powoli podniosłą lekko drżącą rękę. Kilka osób poszło jej śladem. Zaczął intensywnie przypatrywać się siedzącym obok niej osobą i w powietrze zaczęło unosić się coraz więcej rąk.
-Ministrze..- Zwrócił na siebie uwagę mężczyzny i zrobił lekki ruch ręką w kierunku głosujących ludzi. Shacklebot odwrócił się powoli. Spojrzał tylko jeszcze na chłopaka liczącego głosy, który jedynie skinął mu krótko głową.
-Panie Malfoy, został pan skazany na dwa lata aresztu domowego i cztery lata pozbawienia różdżki. W tym czasie nie może Pan nabyć żadnej innej różdżki, a po odbyciu kary zostanie zwrócona Pańska w nienaruszonym stanie.-Ogłosił werdykt zmęczonym głosem. Harry uśmiechnął się, pożegnał się skinieniem głowy i jak najszybciej wyszedł z sali.
*.*.*
Sytuacja się uspokoiła. Załatwił jeszcze by na podstawie wszystkich zeznań i dowodów Snape nie musiał być przesłuchiwany i mógł się zająć własnym życiem. Pierwszy raz czuł się wolny. Nie obchodziły go spekulacje w „Proroku" na jego temat. Spełnił swoją powinność i nie niósł już żadnego brzemienia. Zrezygnował z kariery Aurora. Po całej wolnie miał dość walki. Kupił piętrowy domek i olbrzymia ilość ziemi w pewnej małej wiosce. Jego dom znajdował się tuż na skraju lasu zamieszkałego przez czarodziejskie i zwyczajne stworzenia. Była to granica między jednym nienanoszalnych czarodziejskim hrabstwem, a mugolską okolicą. Z tego, co wiedział gdzieś w okolicy mieszkało kilku charłaków i może jakaś czarodziejska rodzina jednak nic na to nie wskazywało. Zaczął zajmować się leczeniem zwierząt, które zranione bądź chore znajdował w lesie i okolicach. Zwierzęta pozwalały mu zabrać czasem odrobiny krwi, jadu, sierści czy pióro, które sprzedawał aptekom jako składniki do eliksirów. Mijały miesiące. Nadeszła jesień. Wyjątkowo zimna i deszczowa. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miał więcej wolnego czasu wieczorem. Usiadł w fotelu z kubkiem herbaty i z ciekawości sięgnął po „Proroka Codziennego". Pełne pracy dnie z dalaod czarodziejskiego świata sprawiły, ze nie miał pojęcia, co się dzieje. Z rozbawieniem przejrzał artykuły i stwierdził, że miał rację i świat się nie rozpadł na kawałeczki, mimo braku jego aktywnej działalności, tak jak to niektórzy reporterzy sugerowali, a także żadna z jego decyzji nie obróciła się przeciwko niemu, jak to spekulowali inni. Te rozważania skierowały jego myśli na rodzinę Malfoy'ów. Niewiele myśląc zarzucił na siebie szatę i wyszedł z domu.
*.*.*
W wilgotny jesienny wieczór Malfoy Manor, mimo że zbudowany z białego kamienia, wyglądał posępnie i ponuro. Szedł okryty szczelnie płaszczem, próbując się uchronić przed lodowatym deszczem zawiewającym pod kaptur krople siąpiącego deszczu. Wreszcie dotarł do imponujących dębowych drzwi i załomotał kołatkom. Drzwi uchyliły się i stanęła w nich ubrana w czerń postać.
-Profesor Snape. Czyni Pan honory pana domu?- Przywitał się Harry.
-Pan Potter. Powstał pan z martwch jak widzę. To zaskakujące widzieć pana tutaj.- odpowiedział jadowicie.
-Możliwe. Chociaż musze przyznać, że jest dość zimno. Wpuści mnie pan?- upomniał się. Mężczyzna nic nie powiedział tylko otworzył drzwi i go przepuścił. Z radością wsunął się do ciepłego i suchego wnętrza. Natychmiast pojawił się skrzat i odebrał od niego płaszcz.
-Ach! Pan Potter! Jakże miło gościć pana w moich skromnych progach! Nie spodziewałem się pana dzisiaj, tym bardziej po tak długim milczeniu z pańskiej strony.- Powiedział pan Malfoy, który nagle pojawił się w holu. Blondwłosy mężczyzna natychmiast do niego podszedł i uścisnął dłoń
-Proszę wybaczyć wizytę bez zapowiedzi. To była dość…spontaniczna decyzja.- wyjaśnił pozwalając prowadzić się do salonu.
-Ależ nie ma problemu. Po prostu jestem zaskoczony, że po tak długiej nieobecności w świecie czarodziejów wybrał pan najpierw odwiedziny u mnie, a nie ,przykładowo. U pańskich przyjaciół. Napije się pan whisky?
-Prawdę mówiąc wolałbym herbatę. Mam pracę przez całą dobę, dlatego wolę nie pić alkoholu.
-Oczywiście.- odparł pan Malfoy nie komentując i nie dopytując. W końcu usiedli na kanapach w salonie, wciąż ignorując sapanie i prychanie Snape'a, który ostentacyjnie stanął przy kominku.
-Jak pan sobie radzi, panie Malfoy? Prawdę mówiąc do dzisiaj nie miałem żadnych informacji. Nie miałem czasu na czytanie gazety, chociaż trzeba przyznać, że „Prorok" świetnie spisuje się jako rozpałka i wyściółka.
-Ciężko przyzwyczaić się do braku różdżki, jednak pyzatym bez problemów. Na szczęście teren posiadłości jest na tyle duży bym nie czuł się tu jak w klatce.
-Miło mi to słyszeć.-Odparł Harry odbierając od skrzata herbatę.
-Będąc w temacie Potter.- wcedził Snape.- Można wiedzieć, po cholerę wtrącałeś się w sprawy mojego procesu?
-Chciałem pomóc, sir. Stwierdziłem, że po latach chociaż jedna stresująca sytuacja mniej nie aszkodzi.
-Pomóc?! Nie potrzebuje twojej pomocy. Tym bardziej w takiej sprawie. Nie miało dla mnie to przesłuchanie znaczenia i nawet jeśli banda zarozumiałych głupców jest irytująca, to mam ważniejsze problemy na głowie, jak przykładowo skąd dostać krew hipogryfa skoro ten zidiociały półolbrzym odmówił pobrania próbki od jakiegoś osobnika, więc o ile nie nosisz po kieszeniach nieco hipogryfie krwi, to nie wtrącaj się w moje życie!- wycedził mężczyzna.
-Czy płeć hipogryfa i wiek maja znaczenie?- zapytał spokojnie.
-Czy ty mnie słuchałeś chłopcze?!- warknął coraz bardziej zirytowany.
-Czy mógłbym dostać mój płaszcz?- zapytał pana Malfoy'a.- Powinienem mieć próbkę krwi pewnej samicy hipogryfa. Ma około piętnastu lat, czyli niedużo jak na hipogryfa. Byłą przeziębiona, więc będzie nieco więcej białych krwinek. Czy to przeszkadza?- Zapytał i odebrał płaszcz od elfa, który pojawił się z cichym pyknięciem. Malfoy parsknął ognistą whisky, a Snape przyglądał mu się z niedowierzaniem. Harry rozłożył płaszcz na kanapie wewnętrzną stroną do góry. Na całej powierzchni widać było pełno małych kieszonek. Sięgnął do jednej z nich i wyciągnął fiolkę z czerwonym płynem po czym podał ją zaskoczonemu mężczyźnie. –Czy potrzebuje pan czegoś jeszcze?- zapytał słodziutko. Snape zmarszczył brwi.
-Jad akromentuli.- rzucił. Harry skinął głową i wyciągnął średniej wielkości fiolkę i podał ją mężczyźnie. Ten nachmurzył się jeszcze bardziej.- I nieco jej przędzy.- Harry siegnął do kolejnej kieszonki.-Sierść Puffinka, włos jednorożca.- wymieniał dalej.- Krew jednorożca.- warknął zirytowany, gdy otrzymał od chłopaka każdą z wymienionych ingrediencji.
-KREW JEDNOROŻCA?! Czyś ty oszalał Potter?! Skąd ją masz?!- krzyknął przerażony, gdy Harry wręczył mu fiolkę ze srebrną, gęstą cieczą.
-Spokojnie, nic mu nie jest. Pozwolił mi zabrać nieco krwi do badań. To jest to czego nie wykorzystałem. Jestem pewien, że pan wykorzysta ją o wiele lepiej. U mnie by się zmarnowała.
-Jakie badania prowadziłeś na krwi jednorożca?
-Sprawdzałem czy nie ma żadnych wirusów, pasożytów, bakterii, objawów infekcji. Badam krew każdego zwierzęcia, które leczę.- Wyjaśnił spokojnie i usiadł z powrotem na kanapie.
-I ot tak pozwalają ci się ciąć nożem?- Prychnął zirytowany.
-Nie. Używam strzykawek. –odparł beztrosko.- Czy dużo zmieniło się od mojego zniknięcia? -Zwrócił się do pana domu.
-Niewiele. Bałagan i kłótnie polityków o każdy szczegół i walka o pięcie się po szczeblach kariery. Prawdę mówiąc jestem nawet wdzięczny, że uchronił mnie pan od powrotu od tych gierek. Chciałbym również zapytać jak mógłbym odwdzięczyć się za zwrócenie honoru mojej rodzinie.
-I skąd wiedziałeś, że Lucjusz przekazywał mi informacje.- wtrącił się Snape.
-Nie wiedziałem. Improwizowałem.- odparł pociągając łyk swojej herbaty.- I nie chce nic w zamian panie Malfoy.
-No proszę, proszę…. Nasz wybawca i Złoty Chłopiec kłamał przez Wizengmotem?- Ironizował Mistrz eliksirów.
-Improwizował.- podkreślił ponownie.
-Jestem panu bardzo wdzięczny, Panie Potter. Muszę jednak nalegać by się panu jakoś odwdzięczyć. Mam sporą kolekcję cennych ksiąg… Mogłyby jakieś pana zainteresować…
-Cenne księgi nie są zbyt bezpieczne w moim domu panie Malfoy. Nie możemy zostawić tej sprawy? Nie przyszedłem po żadną rekompensatę, tylko upewnić się jakie były skutki mojej decyzji. Na razie widzę, ze postąpiłem właściwie. Po prostu udzieli mi pan pomocy, gdy będę jej potrzebował i po sprawie.
-To nie jest dług życia… Jestem zobligowany by spłacić dług za uratowanie honoru rodziny w ciągu roku od zdarzenia.
-Właściwie to można by potraktować to jako dług życia… Zostałby pan skazany na śmierć. Mieli zbyt wiele dowodów na pańską działalność we Wewnętrznym Kręgu Śmierciożerców… Mało kogo skazano na więzienie. Tak wiec uznajmy to za dług życia i odwdzięczy mi się pan kiedy indziej. Jak przyjdę i poproszę o pomoc.
-Ma pan rację Panie Potter.- chłopak spojrzał na niego z mieszaniną ulgi i zaskoczenia. Naprawdę czuł się nieswoja na myśl o konieczności przyjęcia jakiegoś szczególnego podziękowania.- Mam wobec pana dwa długi. Życia i dług za uratowanie honoru rodzinnego. Czy ma pan jakieś propozycje jak mogę się odwdzięczyć.- powiedział pewnie. Harry westchnął ciężko. Był na przegranej pozycji.
-Wątpię. Mam wszystko czego mi trzeba. A cenne przedmioty, księgi, nie byłyby bezpieczne w moim domu. Wręcz przeciwnie. Muszę uważać na to gdzie zostawiam maszynkę do golenia. Ponadto może i nie miewam zbyt wielu gości i sąsiedzi do mnie nie zaglądają, jednak nie chowam się przed mugolami i zawsze mogę się spodziewać, ze któryś z sąsiadów jednak złoży mi wizytę. Chyba nie mogę panu w tym temacie pomóc…
-Ależ nie. Proszę wybaczyć. Zachowałem się naprawdę niewłaściwie proponując panu księgi. Uratowanie mojego nazwiska graniczyło z cudem. Powinienem o wiele lepiej przemyśleć swoją propozycję. Można spytać, gdzie pan teraz mieszka i czym się zajmuje? Wszyscy spodziewali się, że pójdzie pan w ślady ojca.
-Cóż. Dziwnie się czuje, gdy zwraca się pan do mnie tak oficjalnie. Może pan mówić do mnie po imieniu… Mieszkam na granicy czarodziejskiego i mugolskiego hrabstwa. Opiekuje się rannymi i chorymi zwierzętami, co sprawia, że mam dostęp do ingrediencji, które potem sprzedaje do aptek.- wyjaśnił podając obu mężczyznom po wizytówce.- Możliwe, ze znają panowie ten rejon. Jeśli by pan, profesorze Snape, potrzebował czegoś to proszę się do mnie zgłosić. Możliwe, że będę miał to czego pan potrzebuje. Przerobiłem też kilka eliksirów. Mógłby pan na nie rzucić okiem, jeśli tylko jest pan zainteresowany.- zaproponował. I w ten sposób minął mu jeden z nielicznych wolnych wieczorów. Porozmawiał jeszcze nieco z oboma mężczyznami, dostał dokładny skrót wydarzeń z magicznego świata i w końcu wrócił do swojego domu.
5
