Gregory House kląc siarczyście przedzierał się właśnie przez zaspy zmarzniętego Bożonarodzeniowego śniegu. Dozorcy zrobili sobie wolne, bo kto by o tej porze wracał z pracy, kto by chciał skorzystać z uliczki i przyszpitalnego chodnika?
Usiadł ciężko w samochodzie i przekręcił kluczyki w stacyjce. Nic z tego, nie zapalił. Próbował jeszcze kilka razy, bezskutecznie. Odsiedział chwilę po czym wygramolił się z wozu i zatrzasnął z wściekłością drzwiczki.
- Co ty tu robisz?
Odwrócił się w stronę źródła kobiecego głosu, który tak dobrze znał. Jasne, że znał... W końcu jego posiadaczka pracowała trzy lata w jego zespole.
– A ty...? Nie świętujesz cudownej gwiazdki ze swoim narzeczonym?
Cameron podeszła kilka kroków bliżej potykając się o śnieżne zaspy.
– Wracam właśnie do domu. Samochód nie ruszył?
House nic nie odpowiedział tylko zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem
- Rozumiem – uśmiechnęła się, odkąd nie pracowała z nim nabrała ogromnego dystansu do jego zachowania – Podwieźć cię?
- Jeśli tak bardzo się narzucasz...
Odwróciła się z uśmiechem kuląc zmarznięte dłonie do kieszeni
- Narzucam się – powiedziała idąc w stronę swojego samochodu. Pokuśtykał za nią. Ogromne ilości śniegu sprawiły, że robił to trzy razy wolniej.
Cameron podeszła do swojego samochodu i otworzyła go jednym ruchem.
– Powinieneś zmienić samochód House – skwitowała, kiedy usiadł na siedzeniu pasażera. Ona bez problemu uruchomiła swój wóz.
– Lubię swój samochód, nie chcę go zmieniać.
– Ta... – mruknęła – A ja lubię cię odwozić do domu.
– Wiem, to też mam na uwadze.
W ciszy wyjechali poza teren szpitala.
- Nie chcę być wścibski – zaczął House powoli zauważając dopiero po chwili jak bardzo głupio to brzmi – Ale dlaczego nie spędzasz świąt z blondynem?
- Ależ wcale nie jesteś wścibski... – burknęła rozdrażniona
- Więc?
- Wyjechał. Nie mam ochoty o tym rozmawiać...
– Jasne... – mruknął gapiąc się w szybę
Kilka minut upłynęło w milczeniu.
– Nie układa nam się dobrze... – zaczęła nagle
- Nam?
- Mi i blondynowi.
– Zwykły kryzys, minie... - odezwał się cicho. Tak, to brzmiało bardzo głupio...
– Nie mija od dłuższego czasu. Robert twierdzi, że histeryzuję.
– A histeryzujesz?
Spojrzała na niego przez chwilę
- Jako jego narzeczona zasługuję na więcej uwagi niż jego nowa szefowa chirurgii, nie uważasz?
- Uważam. Jesteś zazdrosna... To słodkie...
– Nie Greg, nie jestem zazdrosna. Jestem zażenowana.
Odwrócił głowę w jej stronę. Był zaskoczony, że zwróciła się do niego po imieniu.
– Czy ciebie jako jego szefa nigdy nie wkurzało to jak bardzo ci się podlizuje?
- To było... zabawne...
Zatrzymała się przed jego mieszkaniem.
– Wesołych świąt House.
Kiwnął nieznacznie głową
– Wesołych świąt Cameron.
Wysiadł z samochodu i już miał zatrzasnąć drzwi, kiedy odwrócił się jeszcze w jej stronę.
- Może wpadniesz na kieliszek wina? Po co ty masz pić sama i ja mam pić sam? Możemy to robić jednocześnie i na dodatek w tym samym pomieszczeniu.
Zmarszczyła brwi po chwili wyjmując kluczyk ze stacyjki.
– Czemu nie – uśmiechnęła się lekko – Gdyby nie ja byłbyś skazany na drzemanie przed telewizorem...
Zaczekał aż wysiądzie i zamknie samochód.
– Myślisz, że w twojej obecności nie mógłbym drzemać?
Otworzył drzwi mieszkania przepuszczając ją do środka. Zapalił światło.
- Chyba dawno tu nie byłeś – uśmiechnęła się nieznacznie na widok bałaganu jaki był w mieszkaniu House'a.
- Taa... - zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku stojącym w kącie – Dawno tu nie było sprzątaczki Wilsona.
Allison również zdjęła płaszcz. Położyła go na kanapie i bez słowa zaczęła zbierać czasopisma medyczne ze stolika.
- Co ty robisz? - wydukał House śledząc uważnie jej ruchy
- Nie bój się nie zrobię im krzywdy... - podała mu kilka z nich – Jest wigilia House, nie mam ochoty siedzieć z literaturą medyczną w językach których nie znam.
- Ale będziesz siedziała ze mną – dodał i po chwili też zabrał się do zbierania śmieci porozrzucanych po pokoju. Cameron uśmiechnęła się do siebie widząc jak nieporadnie mu to wychodzi. Milczeli przez kilka minut, kiedy przeszła do kuchni.
- Wiesz... nie powinnaś liczyć na to, że spędzisz ze mną miły wieczór – zaczął House
Nalała wody do czajnika, umyła dwa kubki i znalazła pudełko z herbatą.
- Wiem - odpowiedziała stojąc w drzwiach kuchni. House wyprostował się mrużąc oczy i wyjął z kieszeni Vicodin.
Kiedy wróciła z dwoma kubkami gorącej herbaty diagnosta siedział wygodnie na kanapie trzymając prawą nogę na krawędzi stolika. Włączony telewizor i mała lampka w kącie były jedynymi źródłami światła.
- Później przejdziemy do wina – odpowiedziała na jego zdziwione spojrzenie kiedy wręczała mu kubek. Usiadła obok i oboje przez dłuższą chwilę udawali, że ruchome obrazy w telewizorze bardzo ich interesują.
- Zawsze tak spędzasz święta? - zaczęła niepewnie
Oderwał wzrok od ekranu telewizora
- Nikt mi nie robi herbaty, jeśli to masz na myśli.
Uśmiechnęła się lekko.
- Nie tylko to miałam na myśli.
- Różnie bywało – dodał – Czasem Wilson pokłócił się z którąś panią Wilsonową i nie byłem sam. A ty zawsze pracujesz do późna, a na koniec siedzisz w mieszkaniach swoich byłych szefów?
- Zawsze. Choć kiedyś jeździłam do rodziny.
- A teraz?
- Jestem dużą dziewczynką. - wpatrzyła się w ekran
- Konflikt z rodzicami, duża dziewczynko?
- Nie twój interes House – ucięła – Boże, czy oszczędzasz tu na ogrzewaniu?
- Wcale nie jest zimno.
- Nie, wcale... – dodała ironicznym tonem i odstawiła pusty kubek na stolik
- Powiedzmy, że spędzam dość mało czasu we własnym mieszkaniu – powiedział po chwili
- Nie dało się zauważyć. Powinieneś całkowicie przeprowadzić się do swojego gabinetu, to byłoby ci łatwiej.
- Myślałem kiedyś nad tym, ale Cuddy jest nie do zniesienia, cały czas znajdowałaby dla mnie coś do roboty. To tak jakby wynajmować pokój w jej mieszkaniu.
Spojrzała na niego z rozbawieniem
- To dlatego jesteś cały czas sam... Tak ktoś mógłby od ciebie wymagać odrobiny wysiłku, tak?
- Rozszyfrowałaś mnie – odpowiedział ironicznie i zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem – Chcesz żebym się pobawił teraz w analizę twojego trybu życia?
- To nie ma znaczenia House – wstała żeby zanieść puste kubki do kuchni
- Kłócisz się z Chasem, bo nie wiesz tak naprawdę gdzie prowadzi wasz związek, nie jesteś do niego całkowicie przekonana... Unikasz go, więc pracujesz do późna, nawet w wigilię. Chcesz pokazać jak bardzo jesteś samodzielna. Chcesz udowodnić, że nie potrzebujesz nie tylko Chase'a, ale i całej swojej rodziny żeby żyć długo i szczęśliwie.
- Bardzo długo się nad tym zastanawiałeś, co?
- A myślisz, dlaczego siedziałem cicho przez tyle czasu?
Pokiwała nieznacznie głową.
- Jeśli taka zabawa sprawia ci przyjemność, to proszę bardzo...
- A jesteś tutaj – zaczął dalej – bo szukasz jakiejś przygody. Zawsze tli się jakiś mały płomień nadziei, że ktoś na kogo czekasz od tylu lat zwróci na ciebie uwagę, co?
- Nie czekam na ciebie House – przerwała mu – Wspominałeś, o jakimś winie, nieprawdaż?
Było grubo po pierwszej w nocy kiedy House wylał do swojego kieliszka ostatnie krople czerwonego wina. Wyjął ostatnią z tej fiolki tabletkę vicodinu i połkną ją zapijając winem. Ściszony telewizor migał kolorowymi obrazami, a Cameron przykryta małym kocem, który przyniosła sobie z jego sypialni spała na drugim końcu kanapy. Przesunął puste kieliszki i butelkę po winie na drugi koniec stolika i oparł o niego nogi. Wyłączył dźwięk w telewizorze i przymknął oczy.
Cameron obudziła się rano i na początku nie mogła zorientować się gdzie jest. Telewizor na przeciwko niej bezgłośnie informował o wydarzeniach w kraju i na świecie. Widok śpiącego obok House'a uświadomił jej co się wydarzyło. "Albo co się nie wydarzyło" - pomyślała. Wstała powoli, wyłączyła telewizor i pozbierała brudne naczynia. W mieszkaniu panowała niezwykła cisza. Oparła się o kuchenną szafkę i przetarła oczy. Czuła się bardzo dziwnie, była sama w kuchni House'a kiedy ten spał na kanapie... Było po siódmej, za oknem zimno i szaro. Stwierdziła, że najlepszym wyjściem będzie jak najszybsza ucieczka. Wzięła swój płaszcz i torebkę. Starała się jak najciszej przejść do wyjścia.
- Tak szybko uciekasz, Allison? – usłyszała za swoimi plecami.
Odwróciła się powoli.
- Mam świąteczny dyżur w szpitalu. Wybacz, ale nie będę mogła podwieźć cię do pracy – odpowiedziała szybko
– Pomyślałem, że ułatwię ci pewną rzecz – zaczął wstając z kanapy– Nie musisz mi mówić jak bardzo jest ci przykro i żałujesz tej naszej wspólnej nocy.
Pokiwała głową i uśmiechnęła się lekko
- Wygodnie się spało? - zapytał
- Bardzo... Tylko wiesz... pójdę już, za świąteczne dyżury naprawdę nieźle płacą.
- Jasne – dodał przechadzając się po pokoju. Musiał rozpocząć poszukiwania vicodinu – Właśnie zastanawiałem się jak głupio brzmi „to był miły wieczór, moglibyśmy jeszcze kiedyś to powtórzyć".
– To brzmi bardzo głupio.
- No, ale wiesz... - zatrzymał się obok komody - Jakbyś jeszcze kiedyś nie wiedziała co robić w święta i jakbyś nadal miała nadzieję, że zwrócę na ciebie uwagę, to...
Popatrzyli na siebie uważnie jak dwójka zażenowanych dzieciaków.
– To do zobaczenia – mruknęła i wyszła z mieszkania.
House stał jeszcze tak dłuższą chwilę zanim podjął się dalszych poszukiwań białych tabletek.
Tego dnia chodził po całym szpitalu nie mogąc jej znaleźć. Kiedy życie w wróciło tam do normy po świątecznym szaleństwie jak zwykle nikogo nigdzie nie można było znaleźć. Najpierw Cuddy chciała go widzieć w klinice, później dali mu jakiś przypadek, z którym Kutner i Trzynastka poradzili sobie sami w kilka godzin. Pokpił sobie z Formana i Tauba, obejrzał „General Hospital" razem z gościem w śpiączce i znowu postanowił jej poszukać. Nie miał jej nic do powiedzenia, chciał po prostu zobaczyć jak zareaguje na jego widok. Natknął się na Wilsona, który szedł właśnie na lunch. Nie miał wyjścia, musiał towarzyszyć przyjacielowi. Zbyt zajęty wyborem dania nie zauważył, że w kolejce stoi obok Chase'a który właśnie zamawiał dla siebie i swojej narzeczonej. Dopiero w drodze do stolika zauważył Cameron, a dokładniej dopiero kiedy razem z Wilsonem usiedli przy sąsiadującym stoliku.
Wymienili kilka głupich uprzejmości przy czym zajęli się swoimi posiłkami. On i Wilson jedli w milczeniu, ale kiedy blondyn i jego narzeczona odchodzili House nie mógł się powstrzymać aby nie odprowadzić ją wzrokiem.
- Co się z tobą dzieje? – zapytał poirytowany Wilson
- Jak myślisz, nie układa im się?
- Szukasz nowej porcji plotek? Spróbuj u pielęgniarek...
– Tak zwyczajnie, jestem ciekawy.
– Nie ma czegoś takiego jak zwykła ciekawość House. Myślałem, że Cameron już dawno przestała cię obchodzić, a jak dobrze pamiętam nigdy specjalnie nie przejmowałeś się sprawami Chase'a.
- Jestem ciekawy Jimmy, to nic nadzwyczajnego.
Kilka minut upłynęło w ciszy.
- Jeśli jesteś zwyczajnie ciekawy, to ponoć blondyn zrobił jej awanturę na temat świąt, jeszcze przed świętami, że zamierza pracować. Potem okazało się, że on jedzie na zjazd chirurgów, a Betty powiedziała, że na świątecznym dyżurze Cameron była strasznie rozkojarzona. Niektóre pielęgniarki mówią, że ponoć zdradziła z kimś swojego narzeczonego.
– Pielęgniarki zawsze o wszystkim wiedzą? – House zmarszczył brwi – Zadziwiające.
– Nieprawdaż? – mruknął Wilson wstając z krzesła – Wracam do pracy, tobie radzę to samo.
House pokiwał głową i usiadł wygodniej na krześle. Rozejrzał się wokoło i zaczął obserwować innych.
Weszła do stołówki, podała termos na kawę dla bufetowej i odeszła kilka kroków. Zauważyła go natychmiast i specjalnie podeszła bliżej.
- Mogę? – zapytała
Pokiwał głową w milczeniu. Przeszywali siebie nawzajem wzrokiem.
– Jak minęła reszta świąt? – zapytała wreszcie
- Nijak – odpowiedział – Dość nudno. A u ciebie?
- Przestałam się kłócić z Chasem, więc też nie mam żadnych rozrywek.
– No tak... – mruknął
- Ale nie narzekam.
– Czyli nie będziesz miała już żadnych chwil słabości, kiedy potrzebne ci jest towarzystwo kogoś mojego pokroju, tak?
- A chciałbyś?
- Powiedzmy, że chciałbym mieć taką alternatywę.
Wstała z uśmiechem i odebrała swoją kawę. Wychodząc z bufetu ani razu się nie obejrzała, obserwował ją dokładnie.
