Notka od autorki:

To pierwszy ukończony tekst HG/SS jaki napisałam- opublikowany pod moim drugim nickiem (V-chan), choć i tak był napisany później niż „Szach mat! czyli HG/SS bez cukru" (nie umieszczony tutaj ze względu na długość, ale gdy tylko znajdę czas, to wrzucę). Nie jestem specjalnie z niego zadowolona, ale sądzę, że w każdym tekście można znaleźć coś wartościowego, więc mam nadzieję, że coś tu znajdziecie. Miłego czytania

Severus Snape obudził się w zdecydowanie złym humorze. Zaczynał się drugi semestr i uczniowie wracali do szkoły, co oznaczało jedno, a właściwie trzy: Potter, Weasley i Granger. Ta trójka na początku roku znikła na polecenie Dumbledora i ich powrót w październiku nie wydawał się niczym wyjątkowym, jednak Snape'a trafiał szlag. Prawdę mówiąc wykopałby tą trójcę świętą za bramy Hogwartu, gdyby tylko miał taką możliwość. No, przy Granger zastanawiałby się- szkoda takiego umysłu, nawet jeśli był efektem wkuwania. Jednak Pottera i Weasleya wyrzuciłby na zbity pysk. I na koniec przeklął. Ubrał się w swoje, legendarne już, czarne szaty i ruszył do swojego prywatnego laboratorium, by przygotować codzienną porcję eliksirów zleconych mu przez Poppy. Ta kobieta najwyraźniej nie rozumiała, że nie jest w stanie jednocześnie uczyć, sprawdzać prace półgłówków, którzy ledwo nauczyli się pisać i warzyć dla niej całej masy eliksirów. Lubił uczyć, naprawdę to lubił w co nikt poza Dumbledorem nie wierzył. Jednak dyrektor przeszedł na emeryturę, która oznaczała poszukiwanie tych przeklętych horkruksów. Minerwa McGonagall uparła się, żeby został na stanowisku Mistrza Eliksirów, jakby nie wiedziała, że właśnie teraz te dzieciaki potrzebują dobrego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią jak nigdy wcześniej. Zerknął na plan zajęć mając nadzieję, że jednak coś się zmieniło i nie ma jako pierwszej lekcji Eliksirów z siódmą klasą Gryffindoru i Slytherinu. Zapowiedział, że nie przyjmuje do swojej klasy nikogo, kto nie otrzymał SUMa na W, ale dyrektorka zmusiła go do zrobienia wyjątku dla Weasleya i Pottera. Szczęki zacisnęły mu się na wspomnienie tej rozmowy. Była ona wyjątkowo nieprzyjemna. Próbował wytłumaczyć tej upartej, typowo gryfońskiej kobiecie, że jeśli ich przyjmie, to trzeba będzie przynajmniej raz na tydzień odnawiać salę Eliksirów, bo na pewno coś zepsują.

- Nic im się nie stanie póki pozwolisz pannie Granger na pilnowanie ich.

- Och, oczywiście. Bo ona przecież jest ich matką- sarknął wiedząc, że w pewnym sensie ma rację. Gdyby nie ta etatowa Wiem-To-Wszystko to pewnie obaj już dawno byliby martwi.

- Nie bądź złośliwy, Severusie- odpowiedział Dumbledore pojawiając się w kominku- To nie tylko najzdolniejsza czarownica od czasów Roweny Ravenclaw, ale też najbardziej odpowiedzialna, jaką znam. Bez urazy, Minerwo.

- Nie ma problemu, Albusie- uśmiechnęła się krzywo- Wiem dobrze, że ta dziewczyna to bezcenny skarb. W każdym razie chcę, byś przyjął ich na swoje lekcje.

- Po cholerę?- warknął i naraził się na ostre spojrzenie byłego dyrektora. Zirytowany sapnął i wymamrotał- Znaczy chciałem się spytać, dlaczego, dyrektorko?

- Nie wiadomo co może im się przydać podczas podróży, którą na pewno odbędą. Muszą zaznajomić się ze wszystkim, co może im się przydać.

- Równie dobrze mogą się uczyć Wróżbiarstwa. W przypadku tych dwóch efekt będzie taki sam.

I miał rację. Dwukrotnie Potter omal nie zabił siebie i wszystkich w swoim otoczeniu z powodu złej kolejności dodawania składników, a Weasley zapomniał wyłączyć ogień pod kociołkiem i eliksir wystrzelił w powietrze oblewając kilka osób siedzących koło niego. Merlinie, jaka szkoda, że nie było to coś śmiertelnie trującego. Miałby z głowy Pottera, Weasleya, Granger, Malfoya i Parkinson.

Z ciężkim westchnieniem wszedł do sali, od razu narzucając odpowiednią powagę.

- Siadać, różdżki na stołach, oto dzisiejsze zadanie- machnął różdżką i na tablicy ukazały się jego bazgroły- Czy ktoś mi umie powiedzieć co powoduje Wywar Żywej Śmierci?

Jak należało się spodziewać ręka Wiem-To-Wszystko podskoczyła do góry, jednak w odróżnieniu od Granger- jedenastolatki, Granger- osiemnastolatka nie podskakiwała, tylko patrzyła prosząco tymi swoimi wielkimi oczami.

- Nikt?- przeciągnął z lubością to słowo i uśmiechnął się widząc, jak dziewczyna czerwienieje- Cóż… W takim razie, wy półgłówki, powiadomię was, że Wywar Żywej Śmierci powoduje…

- Natychmiastową śpiączkę i w konsekwencji śmierć- wymamrotała pod nosem dziewczyna. Snapem zatrzęsło. Nienawidził, gdy: 1)ktoś mu przerywał 2)ktoś prowadził lekcję za niego 3)ktoś udawał, że wszystko wie. Ta panienka pasowała pod wszystkie trzy punkty.

- Granger! Sam potrafię prowadzić swoje lekcje!

- Pytał pan, znałam odpowiedź.

- Nie poprosiłem cię o nią, więc po co się z nią wyrywasz?!

- Nie powiedziałam tego na głos, tylko do siebie. Nie moja wina, że pan usłyszał.

- Dziesięć punktów od Gryffindoru i szlaban dziś wieczorem! Dla całej trójki!

- A oni za co?!- krzyknęła, podczas gdy obaj chłopacy podskoczyli z oburzonymi minami.

- Za wyglądanie głupio- zaśmiał się paskudnie, a część Ślizgońska mu zawtórowała- A teraz pochyl ten swój kudłaty łeb nad kociołkiem i przestań mielić ozorem!

W dziewczynie zaszła jakaś dziwna zmiana. Wrzuciła swoje książki do torby, zarzuciła ją na ramię i wyszła z głośnym trzaśnięciem drzwi. Snape zagapił się w zamknięte skrzydła zastanawiając się, czy przez całą jego karierę nauczycielską jakikolwiek uczeń wyszedł z jego lekcji. Nie, bez różnicy jak bardzo był wściekły, złośliwy, wredny, uczniowie często płakali, klęli pod nosami, ale nigdy żaden nie wyszedł. I to właśnie ta tworząca peany na cześć nauczycieli Wiem-To-Wszystko tak po prostu wyszła z jego zajęć?! Nagle usłyszał jakieś chrząknięcie i spojrzał w kierunku dźwięku. Parkinson.

- Tak?

- Czy coś panu jest? Wygląda pan lekko nieprzytomnie.

- Zastanawiam się, jaka może być najgorsza kara dla panny Granger za wybitny pokaz lekceważenia. Poza tym pięć punktów od Slytherinu za wyobrażanie sobie, że wyglądam nieprzytomnie. Lepiej trzymaj język za zębami, Parkinson- nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł- Weasley radzę ci uważać na swój kociołek. Tym, co uwarzysz, napoję pannę Granger. Jeśli eliksir zostanie wykonany prawidłowo odtrutka, którą posiadam, zadziała prawidłowo. Jeśli nie…

Pozostawił resztę na domysły. Ronald Weasley zbladł tak bardzo, że mógłby śmiało uchodzić za ducha z Hogwartu. Zadowolony ze swojego pomysłu usiadł na krześle i starał się nie wyglądać na „lekko nieprzytomnego". Zaintrygowało go to nagłe wyjście Granger. Przez sześć lat naśmiewał się z niej, ignorował lub udowadniał, że czegoś nie wie i dopiero teraz puściły jej nerwy? Może jest to związane z jej zniknięciem na przerwę świąteczną? Jej rodzice byli mugolami, więc to może jakiś problem z nimi? Ale wiedziałby, gdyby Śmierciożercom udało się odnaleźć miejsce zamieszkania rodziców przyjaciółki Harry'ego Pottera. Czarny Pan nie kryłby się z tym i uznałby to za własny sukces. Dotychczas myślał, że tą dziewczyną da się łatwo sterować- wystarczyło zagrozić jej przyjaciołom, ale teraz zastanawiał się, czy nie zrobił pomyłki w ocenie. Nie lubił pomyłek, bo najczęściej kosztowały one czyjeś życie i zdecydowanie zbyt wiele popełnił ich w życiu. Machnął odruchowo różdżką.

- Dziesięć punktów od Gryffindoru, Potter. Spójrz na tablicę i przeczytaj mi co należy dodać po niecierpniku.

Chłopak zrobił urażoną minę i odpowiedział z udawaną godnością:

- Sproszkowane oczy żuków, panie profesorze.

- Zrobiłeś to?

- Tak, proszę pana.

- Och, czyżby?- powiedział sarkastycznie- A co niby leży koło twojego lewego łokcia?

- No, dobrze, nie dodałem. I co z tego?

- Kolejne dziesięć punktów i szlaban w sobotę. To mecz Quidditcha, czyż nie? Następnym razem zważaj na swój ton i słowa. Dla twojej wiadomości: gdybyś nie wrzucił oczu kraluchów, to Prorok Codzienny miałby więcej twoich blizn do opisywania, a do tego nie zamierzam dopuścić. Artykuły na twój temat, Potter, i tak pojawiają się co drugi dzień i obrzydzają mi poranki. Zaraz, co my tu mamy- rozłożył Proroka i starał się nie skrzywić na widok twarzy Pottera uśmiechającej się z okładki- Harry Potter, Chłopiec- Który- Przeżył odpowiada na pytania. Och, cóż za zaszczyt. Pytanie: Cóż skłoniło cię do powrotu do Hogwartu? Tak, tak, wszyscy chcielibyśmy to wiedzieć- parsknął- Potter, czy ty naprawdę nie masz co robić, tylko dawać wywiady? Lepiej skup się na nauce.

Do końca lekcji zdołał powstrzymać kilka osób przed pozbawieniem się wątpliwie ciekawych facjat i gdy wybiła odpowiednia godzina niemal odetchnął z ulgi. Przelali swoje produkty do słoików, postawili na biurku i wyszli. Eliksir Weasleya, o dziwo, wyglądał na dobrze ukończony. Snape sprawdził go sześć razy i nie mógł się powstrzymać od śmiechu. A więc Ronald Weasley potrafi zrobić coś poprawnie, jeśli ma do tego odpowiednią motywację. Zajrzał do kociołka Pottera i skrzywił się- jak zwykle porażka. Ten chłopak był klonem swojego ojca- nie tylko wyglądał tak jak on (poza oczami i blizną) ale miał podobne podejście do wielu spraw, w tym nauki. Nie istniało dla niego nic poza Obroną przed Czarną Magią, w której i tak był na poziomie średnim, chociaż wydawało mu się i cały czarodziejski świat upewniał go w tym błędnym przekonaniu, że jest wybitny. Śmieszny chłopak- nie dawał sobie rady nawet z najprostszymi zaklęciami i jedynie szczęście uratowało go przed śmiercią. Szczęście i pomoc przyjaciół, którzy z wiadomego jedynie sobie powodu trzymali się z nim przez te wszystkie lata i chodzili tam, gdzie ten pustogłowy kretyn szedł. Sam już nie umiał przypomnieć sobie wszystkich momentów, w których ratował mu skórę, którą najchętniej by my wygarbował. Czasem rozumiał Filcha i jego tęsknotę za kajdanami i chłostą. Przemyślenia przerwało mu wejście drugoklasitów. Machnął różdżką, by eliksiry ustawiły się na odpowiedniej półce i zwrócił się do dzieciaków, które wciąż na jego widok wzdragały się ze strachu. I dobrze.

- Prace domowe na stoliki, już- powiedział cicho i z zadowoleniem obserwował, jak wykonują polecenie. Bali się go i tylko dlatego byli posłuszni. Nie zamierza pozwolić uczniom na włażenie sobie na głowę tak, jak robił to Flitwick, Trelawney i Hagrid. Zebrał je i podliczył- Jednej pracy brakuje. Kto nie wykonał zadania?

Drobna blondyneczka podniosła drżącą rękę, już teraz niemal płacząc.

- Kreuk, wyraźnie powiedziałem, że chcę dwie rolki na temat zastosowań skrzeloziela w ośmiu różnych eliksirach. Dlaczego tego nie zrobiłaś? Hufflepuff traci przez ciebie dwadzieścia punktów, bez względu na powód.

- Ja… ja nie umiałam- powiedziała mokrym głosem, którego nigdy nie umiał wysłuchiwać.

- Och, czyżby?- lubował się tymi słowami- Kreuk, czy jesteś na tyle głupia, by spędzając całą przerwę świąteczną w Hogwarcie nie poprosić o pomoc któregoś ze starszych uczniów, lub zajrzeć do biblioteki? Czy też może wolałaś robić coś innego?

Tak właściwie nie umiał sobie przypomnieć tej dziewczyny. Nie miał pojęcia co robiła przez całe dwa tygodnie i prawdę mówiąc nie chciał wiedzieć. Stanął nad nią i ściągnął brwi.

- Przepraszam…- zaczęła płakać, a inni uczniowie spojrzeli na niego z nienawiścią- Ja się poprawię. Ja to napiszę.

- Na jutro- warknął i po chwili na tablicy pojawiły się instrukcje- To wasza praca na dzisiaj. Każda pomyłka będzie kosztowała konkretny dom pięć punktów, a każdy wybuch lub cokolwiek, co zaszkodzi innym będzie równało się szlabanowi. Możecie zacząć.