- Gdzie my jesteśmy?
- A skąd mam wiedzieć? Nic nie widzę?
- Kto tu jest?
- Profesor Snape?
- Nie. Merlin. Kim jesteście.
- To my profesorze. Harry, Ron i Hermiona.
- Jeszcze tylko was mi tu brakowało…
- Wy też tu jesteście?
- Nevile?
- Tak. Jest jeszcze ze mną Luna i Ginny. Ktoś wie co się stało?
- Znając naszego drogiego Albusa to jego sprawka - rozległ się pełen jadu glos.
- Myślę profesorze, że dyrektor by nam czegoś takiego nie zrobił. Uważam, że to ktoś inny.
- A niby kogo Panna – Wiem - To – Wszystko sugeruje?
- Tego jeszcze nie wymyśliłam.
- Zginiemy tu wszyscy!
- Ron! Idioto! Uspokój się i przestań panikować!
- Skąd się wzięły takie niecenzuralne słowa w ustach chodzącej doskonałości?
- Profesorze Snape? Pana też tu przeniosło?
- Draco? Jakim cudem ty się tu znalazłeś? Lucjusz mi mówił, że jedziecie na Hawaje.
- I nawet tam dotarliśmy. Potem poszliśmy spać i obudziłem się tutaj. Tylko się zastanawiam…
- Bądź chwile cicho Draco – Snape zaczął iść po omacku w sobie tylko znaną stronę gdyż jego wyczulony słuch dosłyszał dziwny dźwięk i ku własnemu zdziwieniu wpadł na Lavender i Nevile'a – Co wy tu do cholery robicie?
- No wie profesor. Nie wiadomo kto nas tu uwięził ani kiedy czy w ogóle nas stąd wypuści… – zaczął jąkać się chłopak
- Więc postanowiliśmy być ze sobą szczerzy i wyjaśnić sobie pewne sprawy – dokończyła dziewczyna
- Myślałem, że się szczerze sobie coś wyjaśnia poprzez rozmowy a nie poprzez całowanie się
- Po prostu doszliśmy do porozumienia – nagle Ron zaczął krzyczeć
- Umrzemy tu wszyscy! Hermiono! Gdzie jesteś? Nie chcę zginąć ze świadomością, że nie zdążyłem cię pocałować. O, mam cię.
- Uspokój się Ron i przestań mnie całować! – rozległ się spanikowany głos Wybrańca
- Może Weasley ma racje? Może powinniśmy wykorzystać ten czas póki jeszcze go mamy? – powiedział do siebie Draco
- Też tak myślę.
- Ginny! Najdroższa!
- Nic już nie mów tylko mnie pocałuj.
- Z rozkoszą
- Wy też zaczynacie? – zadrwił Snape
- Po prostu jeśli umrzemy wolimy wiedzieć, że zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy – odparł Malfoy
- Może profesor też powinien spróbować? – dodał Nevile – jest jeszcze Luna
- Już nie. Jest zajęta razem z Harrym.
- A skąd ty się tu nagle wzięłaś, co panno Granger?
- Uciekam przed Ronem.
- Co? – zdziwili się wszyscy
- Dlaczego was to dziwi?
- Bo ja wiem…- odparła Ginny
- Tak po prostu… - dodała Lavender
-Co to znaczy? Nie chcesz mnie Hermiono? Ale my przecież…
- Nie ma żadnego my Ron – przerwała mu brązowooka
- Skoro tego chcesz to z nami koniec. I nie błagaj mnie bym do ciebie wrócił. To nic nie da.
-Nie zamierzam cię o nic błagać. A teraz żegnam. – jej kroki ginęły w oddali. Nagle w jej ślady poszła kolejna osoba. Nikt nie wiedział kto to był ani co chciał. Lecz Hermiona wiedziała czyje to kroki. Ten chód poznała by wszędzie. To był on
- Chodź do mnie Hermiono – szepnął mężczyzna a dziewczyna ruszyła natychmiast, bez wahania. Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. Po pierwsze: on nie lubi się powtarzać. Po drugie: poszłaby za nim wszędzie. Skoczyła by w ogień gdyby tylko tego chciał. Po trzecie: pierwszy raz zwrócił się do niej po imieniu. I tak brązowooka ruszyła za głosem by wpaść w ramiona swojego Mistrza Eliksirów, złączając usta w namiętnym pocałunku. Gdy w końcu udało im się wydostać nikt nie wiedział co miało miejsce między tą dwójką, żeby w ogóle kogoś to obchodziło. Tylko w głowach samych zainteresowanych snuło się i nie dawało wytchnienia jedno pytanie: „Jak on mógł wybrać kogoś takiego jak ja…", „Jak ona mogła wybrać kogoś takiego jak ja…"
