PROLOG

CzekaЁam na wydanie kolejnego wyroku. Na pocz╧tku, naprawdЙ lubiЁam bycie na tym stanowisku, ale teraz... zrobiЁo siЙ to przera©aj╧co nudne. MuszЙ trzymaФ siЙ wszelkich reguЁ, co oznacza, ©e prawie ka©dego wampira mam u°mierciФ. Nie za bardzo mi siЙ to podoba. Wiele razy my°laЁam o tym, ©eby st╧d uciec gdzie° daleko i ju© nigdy wiЙcej tu nie wracaФ,nawet we wspomnieniach.

Do pomieszczenia weszЁo dwie osoby, jaki° wampir o kasztanowej czuprynie i wampirzyca o pierzastych, czarnych wЁosach. Wygl╧dali na naprawdЙ sympatycznych, a ja prawdopodobnie miaЁam ich skazaФ na °mierФ.

WidziaЁam, jak chЁopak mi siЙ przygl╧da. Nie potrafiЁam pohamowaФ ciЙ©kiego westchniЙcia, ktСre wydobyЁo mi siЙ z ust. Wszyscy zgromadzeni je usЁyszeli i wbili we mnie wzrok, a ja dziwnie siЙ poczuЁam, chocia© tak naprawdЙ mogЁam wszystko, maj╧c nieograniczon╧ wЁadzЙ.

DwСjka obcych mi wampirСw, stanЙЁa przede mn╧. ZaczЙЁo siЙ.

- Te oto wampiry, Edward i Alice Cullen√ wskazaЁ palcem Aro na przybyЁych √ dopu°cili siЙ ukazania siЙ w ostrym °wietle sЁonecznym, przy dziesi╧tkach °wiatkСw.
- To nie jego wina! √ krzyczaЁa szatynka. Z pewno°ci╧ gdyby tylko mogЁa, popЁakaЁaby siЙ. √ Jego... jego ukochana nie ©yje! ChciaЁ popeЁniФ samobСjstwo... W porЙ go uratowaЁam.
- Cisza! √ wrzasn╧Ё Aro.
- Daj jej siЙ wytЁumaczyФ. √ powiedziaЁam spokojnie. Dziewczyna wydawaЁa siЙ byФ naprawdЙ zdziwiona moj╧ uprzejmo°ci╧.
- Mo©e zacznЙ od pocz╧tku... MiaЁam wizjЙ.
- StСj. WizjЙ? Jeste° jasnowidzem? √ spytaЁam. PrzytaknЙЁa i zabraЁa siЙ do kontynuowania swojej opowie°ci.
- MiaЁam wizjЙ, ©e ukochana Edwarda zginЙЁa. ZostawiЁ j╧, dla jej wЁasnego bezpieczeЯstwa, bo baЁ siЙ, ©e jego silna wola siЙ zЁamie i rzuci siЙ na dziewczynЙ.
- Ludzk╧ dziewczynЙ!? √ wzburzyЁ siЙ Aro.
- Aro, spokojnie!
- Tak, ludzk╧ dziewczynЙ.
I tak Alice opowiedziaЁa nam caЁ╧ historiЙ o miЁo°ci Edwarda do jakiej° tam Isabelli. Aro byЁ w°ciekЁy, ©e jaki° czЁowiek wie o naszym istnieniu, ale ja rozumiaЁam caЁ╧ t╧ sytuacjЙ. Gdybym tylko mogЁa cofnЙЁabym siЙ w czasie i zapobiegЁa °mierci Isabelli, ©eby Edward mСgЁ byФ szczЙ°liwy i nie miaЁ my°li samobСjczych. UniewinniЁam ich, przez co Aro naprawdЙ siЙ w°ciekЁ, ale nie mСgЁ nic powiedzieФ, bo to moje zdanie byЁo najwa©niejsze. ByЁam kim° w rodzaju sЙdzi, tyle, ©e z wiЙksz╧ ilo°ci╧ praw i przywilejСw... W koЯcu nale©aЁam do rodu Volutri... ByЁam jedn╧ z nich, chocia© bardzo tego nie chciaЁam.

ByЁam rСwnie© najmЁodsz╧ wampirzyc╧ z rodu. ZostaЁam przemieniona ledwie sto piЙФdziesi╧t lat temu, a mСj stwСrca nie chce siЙ przyznaФ do tego czynu, najwidoczniej boi siЙ, ©e zostanie skazany na °mierФ.
Gdy dwСjka wampirСw, ktСra okazaЁa siЙ przybranym rodzeЯstwem opu°ciЁa sale, ja poczuЁam siЙ jak tyran. Dla nikogo nic nie znaczyЁam, tylko siaЁam postrach w°rСd gatunku. Czy to wЁa°nie tego zawsze chciaЁam? Raczej nie.
- Andrea! √ usЁyszaЁam, jak woЁaЁ mnie Marek. PodniosЁam siЙ i z niezwykЁ╧ prЙdko°ci╧ opu°ciЁam sale.