Wzgórze Sōkyoku. Wymieniona halabarda już została zniszczona przez Ichigo Kurosakiego i jego nieliczną, acz potężną grupę przyjaciół. Tak samo jak rusztowanie, na którym jeszcze dzień temu wisiała Rukia Kuchiki, która obecnie padła niemal nieprzytomna, po odseparowaniu jej ciała/duszy od substancji zwanej Hōgyoku.
- Wykończ ją. - Padł krótki, ale jasny, rozkaz.
Wysoki i szczupły mężczyzna o brązowych włosach i oczach, które skrywały prostokątne okulary, wydał polecenie jednemu ze swoich towarzyszy. Rozkaz skierował do mężczyzny o szarych włosach i błękitnych tęczówkach wiecznie skrytych za powiekami.
- Na nic się już nie przyda. - Pogonił swoją prawą rękę. - A ja nie lubię marnować czasu.
- Przeszyj ją, Shinsō. - Gin Ichimaru posłusznie wykonał polecenie.
Już nawet aktywował miecz do pierwszego stadium uwolnienia, ale ten został zatrzymany przez Kenpachiego. Sama dziewczyna szybko została zabrana z pola przez Byakuyę, jej przybranego brata. Wszyscy kapitanowie bowiem stłoczyli się, zaalarmowani nagłym wybuchem reiatsu, które na domiar złego nie było normalne, nie ich zdaniem. Kapitanów było trzynastu, każdy znał drugiego jak własną kieszeń. Potrafili też bez zająknięcia, obudzeni w środku nocy, powiedzieć do kogo należy dane reiatsu. To było inne. I kapitanów nie było trzynastu. Nie wszyscy byli wierni Soul Society. Trzech z nich właśnie otaczali pozostali.
- Rzućcie miecze. - Nakazał dezerterom Kapitan Dowódca Yamamoto.
W tym czasie Gina złapała za ramię, jak i podsunęła mu ostrze tuż pod gardło, porucznik oddziału dziesiątego, Rangiku Matsumoto. Była to kobieta o wspaniałych i przez wielu pożądanych kształtach. Długie, złote włosy spływały kaskadą, okalając delikatną twarz. Szare oczy posyłały zatrzymanemu bezgłośne groźby.
- Nawet nie drgnij - syknęła mu do ucha.
- Oj... - Gin westchnął teatralnie. - Wybacz, kapitanie Aizen. Złapali mnie. - W jego głosie pobrzmiewała ironia, ale Rangiku mogła wychwycić również znikomą nutę smutku.
Kaname również chwycił jeden z poruczników, na dodatek jego własny. Hisagi, wzorem kobiety, bez większego namysłu podsunął swojemu byłemu dowódcy klingę, której nie zawahał by się użyć.
- Dlaczego? - Ponuro zapytał, ale nie dane mu było usłyszeć odpowiedzi.
- Co chcesz osiągnąć, Aizen? - Ukitake, trzynasty dowódca, zmierzył go spokojnym jak na tę sytuację spojrzeniem.
Ten jednak nie odpowiedział nawet słowem. Po prostu stał ze spokojem, a nawet na jego ustach gościł kpiący uśmiech, którego nie sposób było podrobić. Nie minęła chwila, jak w niebie otworzył się portal zwany gargantą. W nim stała horda pustych, klasy menos grande, acz tłem było wielkie oko innego z pustych. Menosy zgodnie rozwarły szczęki, a w stronę trzech uciekinierów posłane zostały pomarańczowe, jasne słupy światła. Wszyscy, którzy byli dookoła trójki byłych już kapitanów, zostali jakby odrzuceni przez pole siłowe na parę metrów.
- Nie pozwolę wam na to! - krzyknęła Rangiku, mocniej zaciskając miecz w dłoniach.
- Za późno... - uśmiechnął się Aizen, zerkając z wyższością na kobietę, która niemal biegła w stronę żółtych promieni, w środku których sunęli dezerterzy.
- Daruj sobie, Matsumoto. - Beznamiętnie mruknął Hitsugaya, który pełnił funkcję kapitana oddziału dziesiątego. - Negation nie przebijesz choćby najpotężniejszym mieczem.
Poirytowana shinigami zacisnęła zęby i pięści. Potem spojrzała na Gina. Chciała do niego krzyknąć, zapewne by usłyszał, ale zawahała się, widząc jak ten odwraca spojrzenie, w którym czaiło się coś, czego nie potrafiła zrozumieć...