Chyba jak każdy nie jeden raz myślałam o tym, jak potoczy się moje życie. Kim będę, kiedy dorosnę, kiedy plany zostania księżniczką przestaną być już tak oczywiste. Jakie drogi obiorę, gdzie wyląduję.
Każdy ma jakieś plany, czy wizję swojej przyszłości. Ja też miałam. Pamiętam ją dokładnie. Chciałam być bogata, by móc zdobyć cokolwiek tylko zapragnę. Chciałam tez poznać idealnego księcia na białym koniu, który by mnie kochał bezgranicznie, obdarowywał prezentami i zapewniał, że jestem dla niego wyjątkowa. Oczywiście nie mogę zapomnieć o „żyli długo i szczęśliwie". Tak jest przecież w każdej bajce.
To było jakieś pół życia temu. Może więcej. A jak jest teraz? Cholernie daleko od marzeń.

•••

W pokoju panował półmrok i cisza, poza cichym, miarowym popiskiwaniem. Młoda kobieta w wymiętym swetrze i zmierzwionymi włosami leżała oparta o poręcz łóżka. Ktoś ją obserwował od dłuższej chwili, ale nie zdawała sobie z tego sprawy, była zbyt pogrążona w myślach.
- Witam, panno Caine – powiedział w końcu, a kobieta drgnęła podnosząc się. Spojrzała najpierw na mężczyznę leżącego na łóżku, a potem na drugiego, stojącego w drzwiach. To nie mógł być on, nie wierzyła, że może być aż tak arogancki i szalony.
- Wyjdź stąd! – powiedziała ostro. Ale on, w ogóle się tym nie przejmując, podszedł do łóżka, spoglądając na mężczyznę. – Wyjdź! – powiedziała, wstając – Albo zadzwonię po policję.
- Nie radzę – odparł spokojnie, przyglądając się z ciekawością każdemu elementowi wystroju pokoju, wciąż nawet na nią nie spoglądając. – To także mój przyjaciel.
- Przyjaciel?! – parsknęła zaskoczona i rozzłoszczona. Pokręciła głową z niedowierzaniem. – Próbowałeś go zabić i śmiesz nazywać go swoim przyjacielem?! - W końcu spojrzał na nią, a jego twarz wykrzywiła się w nieznacznym uśmiechu. – Wynoś się stąd – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
Jego kącik ust drgnął ponownie, przeniósł wzrok z niej na łóżko.

- Proszę pani… - Podniosła gwałtownie głowę, czując jak ktoś potrząsa nią za ramię. Zacisnęła powieki, po czym spojrzała na blondwłosą, krótko ściętą kobietę stojącą koło niej. – Niech pani idzie do domu – wyszeptała – Odpocznie. – Pokręciła energicznie głową, pocierając twarz. Odgarnęła brązowe, jedwabiście gładkie włosy. – Nie wiadomo, kiedy się obudzi… - Popatrzyła na nią bez wyrazu, a blondynka westchnęła i uśmiechnęła się ciepło. – Niech pani chociaż przesiądzie się na fotel.
Odwzajemniła słabo uśmiech i spojrzała na mężczyznę leżącego na łóżku. Pogłaskała go po dłoni i wstała, podchodząc do fotela. Usiadła, podkulając nogi, i wpatrywała się w niego. Nie zauważyła, kiedy blondynka wyszła, ale teraz wróciła z herbatą i cienkim kocem. Podała jej parujący kubek i nakryła kocem jej ramiona.
- Dziękuję – powiedziała, ogrzewając dłonie, dopiero teraz czując, że było jej zimno.
- Naprawdę powinna pani odpocząć…
- Odpocznę – uśmiechnęła się blado. Blondynka pokręciła głową i skierowała się do drzwi. – Przepraszam… - Zatrzymała się. – Był tutaj ktoś oprócz mnie?
- Nie. W dzień był policjant, ale od tamtej pory nikt.
Pokiwała głową, a kobieta wyszła, zostawiając ją znów samą w ciszy i półmroku. Siedziała, obserwując, jak jego klatka powoli i miarowo unosi się i opada. Jak cienka zielona linia miga na monitorze, odmierzająca jego parametry życiowe. Była zmęczona, ale nie chciała już dłużej spać. Myślała o nim, o tym jak się poznali, kiedy spotkała go w środku nocy, wracając od znajomych.

Zatrzymała się zaskoczona widokiem mężczyzny w dresowych spodniach i t-shircie na drodze, gdzie temperatura raczej nie sprzyjała wieczornym spacerom. Nie od razu wysiadła, obserwując jego reakcję, ale on stał bez ruchu, osłaniając oczy przed smugami mlecznobiałych świateł. Zmieniła je na pozycyjne, włączyła awaryjne i wyszła z samochodu, pozostawiając włączony silnik. Stanęła trzymając drzwi, gotowa w każdej chwili wsiąść z powrotem.
- Wszystko w porządku? – spytała, dostrzegłszy, że jest boso. Zabrał rękę, którą osłaniał oczy i objął się ramionami, spoglądając w jej stronę nieprzytomnie. Miała wrażenie, jakby jej nie dostrzegał. – Potrzebujesz pomocy?
- Gdzie jestem?
Zmarszczyła brwi zdziwiona.
- W Wolf Trap. Mieszkasz tu? – Skinął i zatrząsł się. – Pamiętasz jak się tu znalazłeś? – Pokręcił głową. – Jak się nazywasz?
- Will Graham.
Przez chwilę obserwowała go, zastanawiając się, co powinna zrobić. W końcu przymknęła drzwi i skierowała się do bagażnika. Wyjęła koc, podeszła do mężczyzny i podała mu go.
- Odwiozę cię, Will.
- Dzięki.
Wziął od niej koc i owinął się, a ona otworzyła mu drzwi od strony pasażera, obeszła samochód i zajęła miejsce kierowcy. Spytała o adres i to było wszystko, co powiedział. Rozchylała kilkakrotnie usta i zamykała je, milcząc, bo nie wyglądał na chętnego do rozmowy, a raczej na roztrzęsionego i zagubionego. Zerkała na niego całą drogę niepewnie, ale on patrzył przez okno, a w końcu zasnął. Kiedy obudziła go pod domem podziękował jeszcze raz i wszedł do środka, przywitany przez zgraję psów. Odprowadziła go wzrokiem, ale nie od razu odjechała, chcąc się upewnić, że znów nie zacznie lunatykować. Wróciła do siebie i może by i zapomniała o tym „spotkaniu" i o tajemniczym nieznajomym, gdyby nie fakt, że kilka tygodni później poznała go na jednym z wykładów na Akademii FBI. Był zupełnie inny, niż wtedy. Przede wszystkim przytomny i bardzo rzeczowy, skupiający się tylko i wyłącznie na tym, co miał zrobić: zaprezentować studentom to, co ma do powiedzenia. Nie poznał jej, kiedy poszła porozmawiać z nim po wykładzie, co w sumie jej nie zdziwiło. Szybko próbował, jak jej się wydawało, zbyć ją zdystansowaniem i szorstkim podejściem. Odpuściła, ale wiedziała, że spróbuje kolejny raz. Zdarzają się tacy ludzie, którzy, choć może nie brzmi to dobrze, ciekawią nas.
Dużo czasu upłynęło, nim udało jej się do niego dotrzeć. Przełamała jego barierę i nadburzyła mur, którym się otaczał. Pozwolił jej wejść do środka i choć wciąż czuła, że jest za szybą, wiedziała, że niewiele osób dopuszcza tak blisko. A to tylko potęgowało uczucie, że go zawiodła. Nie mogła przestać myśleć o tym jednym dniu, kiedy pozwoliła mu myśleć, że w to wszystko uwierzyła. A może faktycznie tak było?

Odstawiła pusty już kubek, odkryła koc i podeszła do niego powoli, przysunęła krzesło i usiadła przy łóżku.
- Nie powinnam była cię zostawiać – powiedziała na granicy szeptu, gładząc jego dłoń. – Nie wiem, jak mogłam w to uwierzyć… Jak mogłam tak nawet pomyśleć. Bałam się ciebie, kiedy… - zacisnęła usta, nie kończąc. Przełknęła i pokręciła głową – A teraz znów boję się o ciebie – spojrzała na jego nieruchomą twarz i miarowo unoszącą się klatkę piersiową. Zacisnęła powieki, po czym ponownie na niego spojrzała. – Nie powinnam była cię zostawiać. Nie z nim…
- To nie jest twoja wina… - usłyszała tuż za swoimi plecami i odwróciła się zaskoczona.
- Nick, co ty tu robisz? – spytała marszcząc brwi.
Stanął za krzesłem na którym siedziała i położył jej dłonie na ramionach.
- Przyjechałem cię zabrać, nie możesz tu ciągle siedzieć.
Pokręciła głową, patrząc na Willa.
- Zostanę…
- Nie- odparł stanowczo. – Pojedziesz ze mną do domu, zjesz coś, prześpisz się, przebierzesz. Jestem twoim starszym bratem, muszę o ciebie dbać.
- Nie jesteś starszy – spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
- Jestem, dwie godziny, ale jestem. – Posłała mu blady uśmiech. – Chodź… - ponaglił ją, łapiąc delikatnie za łokieć.
Poddała mu się w końcu i wstała, spoglądając na Willa.
Kiedy wyszli ze szpitala, narzucił jej na plecy płaszcz i poprowadził do samochodu. Chciała się przespać, opierając głowę o szybę, ale nie mogła zasnąć.. W domu wzięła długi prysznic, chcąc zmyć wszystkie wspomnienia minionych dni. Wciąż miała przed oczami rozbite szkło, brunatno czerwone plamy i dwa ciała leżące w zbyt dużej i zbyt ciemnej kałuży.
Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, trzymając głowę w strumieniach letniej wody, nim brakło jej tchu. W końcu zakręciła wodę i ubrała się w swoje, świeże ubrania.
Kiedy weszła do kuchni, czekała na nią ogromna herbata i jajecznica z pomidorami. Taka, jaką lubiła, jaką jadali w dzieciństwie. I mimo, że nie pamiętała, kiedy ostatni raz jadła, dłubała w niej i niechętnie wciskała kolejne kęsy do ust.
- Nie smakuje ci?
- Jest pyszna… - posłała bratu blady uśmiech. – Po prostu…
- Nie jesteś głodna. – Skinęła, popijając herbatą. – Martwisz się.
- Dziwisz mi się?
- Nie – pokręcił głową, spoglądając na nią. – Ale ja martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie.
Nie skomentował.
- Zjedz choć połowę, idź się prześpij. W południe odwiozę cię do Willa.
Pokiwała głową w zamyśleniu, wciskając kolejną porcję kolacjo- śniadania. Popiła herbatą i, podziękowawszy, wstała od stołu.
- Lily – powiedział, gdy była przy drzwiach. Zatrzymała się, spoglądając na niego. – Wszystko będzie dobrze.
Posłała mu blady uśmiech i wyszła.
Miał rację, była zmęczona, ale nie mogła zasnąć. Długo myślała o Willu. Nie martwiła jej tylko jego rana, ale i ogólny stan. Obawiała się też, czy jej wybaczy. Czuła, że popełniła błąd, poddając w wątpliwość jego niewinność i zostawiając go wtedy samego z tym wszystkim.
Kiedy w końcu zasnęła, nie śniła już. Ani o tym dniu, ani o Lecterze. Obudziła się kilka godzin później, gdy za oknem było już jasno. Kiedy wyszła z pokoju, zastała Nicka krzątającego się w kuchni. Ledwo weszła, podał jej duży kubek z gorącą białą kawą.
- Dzięki – powiedziała, biorąc parujący napój.
- Wyspałaś się? – Pokiwała głową, uśmiechając się już nieco bardziej przytomnie, choć wciąż niewesoło. – Zaraz będą naleśniki.
- Nie trzeba Nick, nie jestem głodna. Przebiorę się i mnie zawieziesz, dobrze?
- Dobrze. Ale jak zjesz choć jednego naleśnika. – Popatrzyła na niego błagalnie, ale on tylko nałożył jej placka, posypał go owocami, polał czekoladą, postawił przed nią talerz i usiadł obok. – Czym się tak zadręczasz? Daj mu czas, wyjdzie z tego.
Spojrzała na brata i uśmiechnęła się smutno. Urwała kawałek placka i przełknęła na siłę, bo naprawdę nie była w stanie nic wcisnąć.
- Wstąpimy do Wolf Trap, nakarmić psy – powiedziała w końcu, wstając . – I zabrać samochód… chyba wciąż jest pod domem Lectera. – Spojrzała na zegarek. – Powinniśmy już jechać.
Nicholas spojrzał na jej talerz i westchnął ciężko.
- Jesteś zbyt uparta, żebym przekonywał cię, żebyś jeszcze została – podszedł i pocałował ją w czubek głowy, na co wywróciła oczami.
Nie lubiła, kiedy silił się na bycie starszym bratem, bo nigdy go za takiego nie uważała. Posłała mu jednak uśmiech i wyszła, chwytając po drodze torebkę i płaszcz.
W Wolf Trap źle się czuła. Pomimo, że miała klucze, miała wrażenie, że nie powinno jej tu być. Nicholas został w samochodzie przed domem, a ona weszła do środka. Siedem różnej wielkości psów przywitało ją jak tylko otworzyła drzwi, radośnie merdając ogonami. Pogłaskała te najbliżej niej, ostrożnie przedzierając się do środka mieszkania. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak wtedy, gdy była tu ostatni raz. Czuła się jak włamywacz, jakby po ostatniej rozmowie, jaką tu odbyli, nie miała prawa tu być.
Odprowadzona przez zgraję psów do kuchni, wyjęła paczkę psiej karmy i nasypała do misek. Wyszła na werandę, siadając na schodach. Czekała, aż psy najedzą się i wyjdą, by pobiegać. Kiedy kilka minut później zagwizdała, wszystkie posłusznie przybiegły i weszły za nią do środka. Rozejrzała się jeszcze raz po wnętrzu mieszkania i pogłaskała małego białego psiaka siedzącego najbliżej niej.
- Przyjdę jutro, jeśli nie, to Nick się wami zajmie. Will też wróci. Niedługo – wyszła, odprowadzana siedmioma parami oczu i wsiadła do auta brata. – Możemy jechać.
Pokiwał głową powoli.
- Możemy. Ale na pewno chcesz?
Skinęła, a on po chwili odpalił silnik i bez słowa ruszył.
Zatrzymał się dopiero pod domem Lectera. Liliane siedziała długo w aucie, w ciszy, gdyż żadne nie odezwało się ani słowem. Patrzyła przez okno na trzykondygnacyjny budynek. Okno było zaklejone folią, a drzwi żółtą taśmą. Nie było poza tym żadnych śladów wydarzeń, jakie miały tu miejsce, nie było szkła.
Kiedy dostrzegła kątem oka, że Nick otwiera usta, wysiadła. Przymknęła drzwi, ale przypomniawszy sobie o czymś, uchyliła je ponownie i zajrzała do środka.
- Dziękuję. Zobaczymy się w domu.
- Kiedy?
- Nie wiem- odparła, westchnąwszy i zamknęła drzwi.
Wsiadła do swojego auta i odjechała, nim Nicholas nawet włączył silnik.
Pojechała prosto do szpitala. Skinęła głową mijanej na korytarzu pielęgniarce i weszła do jego pokoju. Spojrzała na jego nieruchomą, bladą twarz, usiadła na krześle obok łóżka i oparła się o barierkę.
- Wróć już do nas. Psiaki się stęskniły – powiedziała, gładząc delikatnie jego przedramię. – I ja też…- dodała po chwili. Cofnęła rękę, westchnąwszy i wstała, podchodząc do okna. – Muszę ci tyle wyjaśnić, przeprosić. Mam nadzieję, że dasz mi szansę.
Spojrzała na niego, obejmując się ramionami, jakby miała nadzieję, że w tym momencie otworzy oczy. Ale nie otworzył, a ona wróciła na swoje stałe miejsce na fotelu w rogu pokoju.
Nie spostrzegła nawet, kiedy pokój zalał mrok, kiedy tak siedziała w ciszy, obserwując w zamyśleniu zmęczonym wzrokiem, jak jego klatka piersiowa powoli unosi się i opada, aż dostrzegła, jak rozchyla usta. Drgnęła, pochylając się do przodu i z ulgą dostrzegła, że otworzył oczy. Prawą dłoń przesunął powoli na zabandażowany brzuch i westchnął, nie dostrzegając jej.
- Will – szepnęła z ulgą w głosie, chcąc dać mu znać o swojej obecności.
Podniosła się powoli i podeszła do niego niepewnie.
- Liliane – powiedział słabo, spoglądając na nią.
Uśmiechnęła się lekko i zwilżyła usta.
- Jak się czujesz?
Rozchylił usta i przełknął.
- Chce mi się pić.
Rozejrzała się po pokoju i podała kubeczek z wodą. Kiedy skończył, odsunęła dłoń, spoglądając na niego. Rozchyliła usta, ale nie wiedziała, co powiedzieć.
- Pójdę po lekarza – stwierdziła w końcu i wyszła, odstawiając kubek.
Pielęgniarka na nocnym dyżurze zerknęła na nią zmęczonym wzrokiem i wróciła do przeglądania czegoś na monitorze, ponownie na nią spoglądając, gdy do niej podeszła.
- Proszę powiadomić lekarza, że Will Graham odzyskał przytomność.
Kobieta skinęła głową i sięgnęła po telefon. Liliane odeszła od niej, stanąwszy przy sali Willa.
- Witam, panno Caine.
Skinęła głową młodemu Amerykaninowi, a on wskazał dłonią na wejście do sali. Nie ruszyła się z miejsca.
- Proszę mu przekazać… - urwała i pokręciła głową, rozmyślając się. – Przyjdę rano.
- Mam mu to powiedzieć?
- Nie trzeba. Do widzenia.
- Do widzenia – odparł i wszedł.
Stała przez chwilę patrząc przez oszklone drzwi. Usiadła na krześle pod ścianą i wyjęła telefon. Wysłała bratu wiadomość, że Will się obudził i oparła głowę o ścianę, przymykając oczy. Czuła, że w końcu cały strach ją opuszcza. A przynajmniej zmienia się w coś innego. Nie odebrała, gdy Nick oddzwaniał do niej, zdziwiło ją, że jeszcze nie spał. A może go obudziła?
W końcu wstała i skierowała się do drzwi, nim lekarz wyszedł z sali. Była pewna, że jak tylko wróci, Nick będzie się upierał, by teraz odpoczęła. Ale ona wiedziała, że nie będzie mogła zasnąć, że myśli jej nie dadzą. Chciała przy nim być, ale nie była pewna, czy on by tego chciał. Musiała jednak tam wrócić, musiała go przeprosić. Nie mogła kolejny raz popełnić tego samego błędu, nie mogła go zostawić.
W domu Nick przywitał ją kanapkami i herbatą. Zjadła, żeby nie dać mu kolejnego powodu do zamartwiania się i uciekła do sypialni. Długo myślała, za oknami zaczynało już świtać, ale udało jej się nawet zdrzemnąć kilka godzin. Wzięła szybki prysznic, przebrała się i wyszła, nim Nick wstał. Zostawiła mu kartkę, że jedzie do Wolf Trap, a potem do szpitala.
Zatrzymała się na parkingu pod Jons Hopkins Hospital, ale nie wysiadła od razu z auta. Długo siedziała, patrząc bezprzedmiotowo w jakiś punkt, a gdy w końcu zdecydowała się wejść, nie poszła od razu do niego. Odwiedziła Jacka. Kiedy zatrzymała się pod salą Willa wcale nie była bardziej przekonana co do tego, że powinna go odwiedzić. Ale nie wyobrażała sobie też, jak mogłaby go teraz zostawić.
Stała chwilę przy mlecznobiałych drzwiach, ale w końcu nacisnęła delikatnie klamkę i pociągnęła je do siebie, starając się zachowywać jak najciszej. Zamknęła je za sobą i zatrzymała się, widząc, że śpi. Ale on w tym momencie otworzył oczy, spoglądając na nią.
- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić – powiedziała, podchodząc niepewnie, ale zatrzymała się u podnóża łóżka.
- Nie spałem.
Spuściła wzrok, zwilżając usta i ponownie na niego spojrzała.
- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. Nie usiądziesz? - Spojrzała na krzesło stojące obok i usiadła. – Wczoraj uciekłaś. Byłaś tu, prawda?
Uśmiechnęła się delikatnie i przytaknęła.
- Nick kazał cię pozdrowić – powiedziała, przerywając ciszę.
- Jest w Baltimore?
Pokiwała lekko głową.
- Przyjechał jakiś czas temu. Zajmował się psami.
- Podziękuj mu.
- Podziękuję. - Przeniosła wzrok na jego dłoń, opierając się chęci, by go za nią złapać. Uważała, że to niewłaściwe. Spojrzała na niego ponownie i spytała, przerywając ciążącą jej ciszę: - Potrzebujesz czegoś?
Pokręcił głową, a ona ponownie spuściła wzrok i zwilżyła usta.
– Pójdę już – powiedziała po dłuższej chwili, wstając i ponownie na niego spoglądając. Ruszyła w stronę drzwi, odprowadzana jego wzrokiem, ale zatrzymała się kilka kroków przed nimi i odwróciła w jego stronę. – Wiem, że to nie najlepsza pora, ale chcę cię przeprosić. Za naszą ostatnią rozmowę. Nie powinnam…
- Nie dziwię ci się, miałaś prawo – przerwał jej.
Zaprzeczyła ruchem głowy i spojrzała na niego smutno.
- Nie, Will, nie miałam. Nigdy nie powinnam była w to wierzyć.
Uniosła kącik ust w smutnym uśmiechu i wyszła. Oparła się kilka metrów dalej o ścianę i westchnęła, spoglądając w sufit. Opuściła głowę i potarła twarz dłońmi, a kiedy poczuła, że ktoś łapie ją za ramię, odgarnęła włosy i spojrzała na starszą kobietę. Pielęgniarkę, którą widziała tutaj często, gdy przesiadywała u Willa.
- Wszystko w porządku? – spytała.
Spojrzała na nią w zamyśleniu, ale pokiwała głową, siląc się na uśmiech.
- Tak, dziękuję – odparła i odeszła.