Oczy moje ciemne, czarne. Oczy twoje zielone, jasne.

Podążałem drogą węża. Oplecioną srebrzystą czy też mroczną wstęgą wśród zawiłości naszych wyborów. Zabrakło mi odwagi lwiego serca, by dosięgnąć tego, co miało być moje. Wystarczyło wyciągnąć rękę. Mogło być moje. Tak niewiele brakowało.

Ukryj ją.

Stojąc samotnie wśród ruin istnienia, które nie było nigdy częścią mojego. Tak niewiele. Ból, wcześniej traktowany jak dobrym znajomy, stał się wrogiem. Wszystkim. Nie było jasności, zieleni, odwagi, niczego. Pustka w sercu. Chłodna, niewypełniona, w kształcie twoim. Cel w życiu.

Słowa są martwe. Słowa nie mają znaczenia. Słów nie pragnąłem.

Zawsze.

Na zawsze.

Spójrz na mnie.