Naruto Uzumaki siedział po kolana w rzece, która płynęła przy Dolinie Końca. Spoglądał w niebo, krople deszczu uderzały w jego poranioną twarz, a po policzkach słone łzy płynęły razem z krwią. Nie miał siły wstać, nogi odmawiały posłuszeństwa, dłoni nawet nie potrafił zacisnąć, a zmęczenie i ból ogarniało jego ciało. Chciałbym zasnąć, pomyślał, przymykając oczy i uśmiechając się do siebie. W następnej chwili wiatr pchnął jego ciało do przodu, a Naruto nie miał siły, by utrzymać pozycji. Ostatnim, co zobaczył był jego najlepszy przyjaciel, który leżał, opierając się o kamień, z dziury w jego piersi nie płynęła już krew, a oczy, niegdyś chętne mordu i zemsty, na końcu własnej, samotnej sprawiedliwości, były teraz puste i martwe.

Sakura Haruno biegłą ile sił, nogi miała jak z waty i potykała się na kamieniach, zdzierała kolana i łokcie, ale brnęła uparcie przed siebie, błagając wszystkie bóstwa, by żyli. Nie chciała, żeby byli martwi, nie teraz, kiedy było już po wszystkim, kiedy w końcu pokonali wszystkie przeciwności i mogli spokojnie żyć! Naruto, nie możesz umrzeć, miałeś zostać HOKAGE! - wrzeszczała w myślach, zaciskając zęby i ignorując krzyki Kakashiego. Sasuke, nie możesz umrzeć, musisz żyć, jak nie dla siebie, to dla mnie! - wiedziała, że to egoistyczna myśl, ale jeśli miałaby uratować mu tym życie, zrobiła i pomyślałaby wszystko. Nie możecie umrzeć, jesteście przyjaciółmi!

W końcu dotarła do Doliny Końca i zatrzymała się w szoku. Dwa posągi - Hashiramy i Madary - były doszczętnie zniszczone, z wodospadu płynął tylko niewielki strumień wody, a wszystko wokół nie przypominało już tej doliny, którą była. Sakura szybko potrząsnęła głową, otrząsnęła się i wyszukała wzrokiem przyjaciół. Walka bezsprzecznie była destrukcyjna, śmiertelnie niebezpieczna, ale wierzyła, że jeśli sam Madara i Kaguya nie dali im rady, to nie mogą umrzeć. PO PROSTU NIE MOGĄ!

Zbiegła po stromej ścieżce, złe przeczucia zaczęły się odzywać, kiedy nie wyczuła czakry żadnego z nich. Wcześniej czuła ją jakby stali tuż obok, teraz czuła tylko pustkę, która powoli ogarniała jej serce, kiedy zobaczyła pierwszego z nich. Leżał w rzece, jego koszula była podziurawiona, a na ciało poranione, ale woda wymyła krew. Nie zwlekając nawet pół sekundy podbiegła do niego, chwyciła za ubrania i wyciągnęła na brzeg. Na ustach Naruto nadal gościł uśmiech, a otwarte oczy wpatrywały się w niego, jakby przypomniał sobie miłe wydarzenie z przeszłości. Serce Sakury pękło, kiedy sprawdziła puls, kiedy spróbowała użyć leczniczych technik i poczuła przeraźliwy chłód jego ciała. W piersi, na miejscu serca miał ranę od pchnięcia kataną. Zakryła usta dłonią, nie wiedziała, kiedy łzy zaczęły płynąć. Zaczęła łkać, ściskała jego rękę mocno jak nigdy wcześniej. Nie mogła wydusić z siebie słowa, mogła tylko płakać.

Odwróciła wzrok, a jej serce zatrzymało się na chwilę, kiedy zobaczyła Sasuke. Kakashi był obok niego i robił to, co robiła teraz ona. Siedział załamany, ręce miał na głowie i płakał głośno. Nie wiedziała ile patrzyła, ale ich mistrz przestał już płakać, teraz spojrzał na nią i pokręcił przecząco głową. Wiedziała to, Sasuke Uchiha nie żyje. Jej przyjaciel nie żyje. Jej ukochany nie żyje. Czuła, jakby ktoś wyrwał jej serce i zmiażdżył je na jej oczach, a później wyłupił oczy. Chciałaby teraz nie posiadać uczuć, nie widzieć i nie znać. Podciągnęła kolana pod brodę, objęła je rękami i schowała głowę. Obudź się Sakura, to tylko zły, nierealny sen, bo przecież nie mogli umrzeć - tak wtedy myślała, ale to nie był sen. To była brutalna rzeczywistość.

Jak nigdy wcześniej pragnęła teraz znaleźć się w przypadkowym genjutsu.

* * * 6 lat później * * *

Obudziła się wieczorem w szpitalnym łóżku, przetarła zmęczone oczy i usiadła szybciej niż powinna, bo zaraz zakręciło jej się w głowie.

- Spokojnie, bez gwałtownych ruchów - usłyszała znajomy głos i uśmiechnęła się lekko.

- Hinata - szepnęła słabo - co tutaj robisz? - Spojrzała na przyjaciółkę. Jej ciemne włosy wydawały się dłuższe niż poprzedniego dnia, co zawsze dziwiło Sakurę.

- Martwiłam się, więc przeszłam sprawdzić co się z tobą dzieje. Nie było cię w domu, a szpital to drugie miejsce, gdzie mogę cię znaleźć.

- I znalazłaś, brawo - powiedziała nieco zbyt ostro, a Hinata zrobiła smutną minę, wbijając spojrzenie w złączone na kolanach dłonie. - Przepraszam, ostatnio jestem zapracowana, dlatego... - śpię tutaj, dokończyła w myślach, ale nie powiedziała tego głośno, ponieważ nie chciała martwić najlepszej przyjaciółki.

Od tamtego dnia w Dolinie Końca, Sakura nie wiedziała jak ma dalej żyć. Nie chciała już być shinobi, nie chciała walczyć. Została najlepszym medykiem w wiosce liścia, a Piąta Hokage ciągle powtarzała, że z pewnością najwybitniejszą w całym kraju. Sakura sprzeciwiała się, mówiąc że ten tytuł nadal należy się Piątej. Poświęciła się tej pracy, chciała zrobić wszystko, by uratować jak najwięcej żyć, bo wiedziała, że gdyby przybyła tam wcześniej... mogliby teraz żyć.

- Sakura - zatroskany głos Hinaty wyrwał ją z zamyślania. Spojrzała na nią, była zamazana i szybko zrozumiała, że płacze. Przetarła szybko łzy i wstała.

- No! - krzyknęła nieco zbyt głośno i energicznie, zapominając że nadal jest w szpitalu. - To gdzie dzisiaj idziemy?

Hinata uśmiechnęła się widząc zmianę Sakury i również wstała, ściskając w dłoniach dwie kartki. Rudowłosa przez dłuższą chwilę próbowała odgadnąć, o co z nimi chodzi, aż w końcu oparła dłonie na biodrach i spojrzała przyjaciółce prosto w oczy, jakby z nich chciała wyczytać odpowiedź.

- Dziś... Dziś jest ich rocznica - wyszeptała, a Haruno skamieniała.

Jak mogłam zapomnieć? - spytała się w myślach, zaciskając palce na swojej talii. Od razu domyśliła się, co to za kartki. Przecież Naruto zawsze biegał z podobnymi, ciesząc się promocją ramen. Teraz wszystkie wątpliwości i pytania zniknęły, zostawiając po sobie smutek, którego Sakura nigdy nie potrafiła z siebie wyrzucić.

Idąc przez wioskę mijały smutne i wesołe twarze ludzi. Wielki plakat z napisem "BOHATER" mignął jej kilka razy przed oczami, a dzieci bawiły się, rysując na policzkach charakterystyczne kreski przypominające te, które miał Naruto. Pamiętała każde spotkanie, kiedy byli mali, a on ją obronił. Zawsze ich bronił, chciał zostać Hokage, uratował wioskę i świat, ale nie dane było spełnić mu tego marzenia.

Kiedy zasiadła przy barze Ramen Ichiraku, dała właścicielowi dwa kupony, które dostała wczoraj od Shikamaru. Teraz bar, tak bardzo uwielbiany przez Naruto, był niemal pełny, ale kilka krzeseł przy barze zawsze było bez właścicieli, jakby czekały, aż zasiądzie na nich blondyn, który uderzy pięściami w stół i wykrzyczy barmanowi w twarz swoje zamówienie, śmiejąc się przy tym wesoło. Przy drewnianych stołach za nimi siedzieli inni: drużyna ósma, dziesiąta i jedenasta, gdzieś z boku siedział nawet Konohamaru. Brakowało ich kilku, jednak z pewnością pamiętali, na pewno wspominali. Hinata była tego pewna.

Jedli w milczeniu, gdzieś w oddali w niebo wystrzeliła fajerwerka, a ludzie powoli zaczęli odchodzić. Minęła godzina, zanim Sakura przerwała rozmowę z Ino i powiedziała, że musi już iść. Hinata patrzyła jak ta odchodzi w stronę szpitala, później pożegnała się ze wszystkimi, podziękowała za jedzenie i odeszła.

Poszła na cmentarz, stała teraz przed wielką kamienną tablicą pełną kwiatów, z napisem NARUTO UZUMAKI!. Obok niego był Nenji, który za Naruto oddał życie.

- Przyszłaś na grób bohatera, Hinata? - zapytał znajomy głos. Spojrzała tam szybko.

- Kakashi Hakate - powiedziała z uśmiechem. - Co Hokage tutaj robi?

- Z pewnością to samo, co ty. Nie mylę się? - spytał cicho, podchodząc do niej i spoglądając na grób Naruto.

- Nie - szepnęła słabo.

- To już sześć lat, prawda? Sześć długich lat, które możemy spędzać wspólnie właśnie dzięki niemu. Uratował nas.

Hinata nie odpowiedziała. Zagryzła wargę i odwróciła wzrok. Kiedy spojrzała na Szóstego Hokage, ten już odchodził. Ona została, patrząc na grób i wracając wspomnieniami. Żałowała, że nigdy tak naprawdę nie była tak blisko niego, jakby chciała. Że nie mogła okazać mu swojej miłości. Teraz już za późno, nie było go z nią.

Wracała do domu, nocne niebo przysłaniały deszczowe chmury i już wiedziała, że będzie padać. Jak tamtego dnia. Szła ścieżką, kiedy coś mignęło jej przed oczyma tak szybko, że gdyby nie byakugan, uznałaby to za przewidzenie. Jednak nie zainteresowała się tym na dłużej i ruszyła dalej, ale to znowu, jakby specjalnie, pojawiło się przed nią na tak krótką chwilę, że nie mogła nawet wychwycić postaci zjawiska. Zatrzymała się i aktywowała byakugana przybierając jednocześnie pozycję bojową. Coś było nie tak, niczego nie widziała, ale w sercu czuła, że coś się szykuje. Dawno też nie walczyła, od całych sześciu lat panował względny spokój, czasami tylko wzięła od Hokage jakąś misję, by przerwać monotonie dnia.

Znowu się pojawiło, potężna, niemal przytłaczająca czakra pojawiła się niedaleko, na placu zabaw, ale nie została tam na długo. Hinata wyczuwając zagrożenie ruszyła w tamtą znowu, ale w innym miejscu wyczuła to znowu. Skręciła gwałtownie, skupiła czakrę w nogach i skoczyła, wysoko na dach. Stanęła na skraju i doznała szoku, kiedy zobaczyła czuprynę rozczochranych blond włosów i bluzkę z godłem Uzumakich na plecach. Chłopak stał na płocie i patrzył w tylko sobie znany punkt, a Hinata nie wierzyła własnym oczom. To on? - pytała się w myślach, nie wiedząc, czy oszalała przez tę tęsknotę. - To naprawdę ON?!

Nagle zniknął, a Hinata doznała uczucia, jakby ktoś wbił jej w brzuch sztylet. Zeskoczyła z dachu i pobiegła do ostatniego znanego punktu, w którym wyczuła tę czakrę. Biegła szybciej niż kiedykolwiek, aż nagle coś w nią uderzyła i wylądowała na ziemi. Uderzyła o coś głową, świat przez chwilę zdawał się wirować, a kiedy to ustało, jej oczom ukazała się zapłakana Sakura, która wyglądała jakby oszalała.

- Hinata! - wrzasnęła, łapiąc ją za koszulę i podnosząc. - Użyj byakugana! Muszę go znaleźć!

- Sa...

- Użyj go! On tu jest!

- Kto?

- Jak to, kto!? SASUKE!

Hinata nie zdążyła nawet otworzyć oczu z zaskoczenia, kiedy gdzieś w oddali coś wybuchło. Obie spojrzały w tamtą stronę, na niebie widać było dwie sylwetki, trzecią nieco niżej. Widać było dziwne błyski, z pewnością od używanych technik. Hinata pędem ruszyła w tamtą stronę, odpychając od siebie Sakurę. Jeśli jej podejrzenia były prawdą, ON tam jest. Musiała go zobaczyć, chciała, żeby to nie był sen.

Obie dobiegły na skraj lasu, dwóch ninja wioski liścia leżało bez przytomności, jeden miał ranę na ramieniu, ale tym razem Sakura postanowiła, że poczeka z leczeniem. Im głębiej w las wchodziły, tym głośniejsze były odgłosy walki. Dotarły na pole, Hinata wyczuwała zbliżającą się do nich czakrę Szóstego Hokage, który z pewnością, tak jak one, zmierza na miejsce wybuchu.

Sakura poszła pierwsza, zatrzymała się za drzewem i wychyliła głowę, a następnie zamarła w bezruchu. Hinata zrobiła to samo i wstrzymała oddech.

Widziała Naruto, całego i zdrowego, nie było pomyłki. Nikt inny nie miał takich włosów,, chociaż te były nieco dłuższe niż je zapamiętała. Widziała jak obok niego jest Sasuke, z kataną w dłoni. Przed nimi był ich przeciwnik, mężczyzna w czarnej szacie z czerwonymi wzorami płomieni, tak bardzo przypominała szatę Akatsuki.

- Miałeś się nie wtrącać! - krzyknął Naruto do Sasuke, a Hinata zasłoniła usta dłonią, by nie wykrzyczeć jego imienia.

- Że co? To ja powiedziałem, że się nim zajmę! Poza tym ty...

Nie dokończył zdania, bo wróg wystrzelił w ich stronę tak szybko, że obaj ledwo uskoczyli. Nad lewą dłonią przeciwnika unosił się ognisty sześcian.

- Uf! - Naruto potarł teatralnie czoło. - Gdybym tym dostał, to byłoby nieciekawie. Prawda, Sasuke?

- To dlatego, że jesteś słaby.

- Nie jestem, dattebayo! - krzyknął. - Tylko patrz, zaraz z nim skończę!

Kiedy Naruto zaczął biec w stronę wroga, natychmiast został zmuszony do uniknięcia ataku, ale nie wymierzone przez wroga, a Sasuke. Blondyn sięgnął po kunai i rzucił w nim w swojego towarzysza, ale ten odbił go kataną. W końcu obaj zwiększyli dystans między sobą i przybrali pozycję bojową.

- Znowu chcesz się bić? - warknął Naruto.

- Walki z takim nieudacznikiem nie można nazwać walką - zakpił Sasuke, uśmiechając się lekko i aktywując sharingana.

- Ta, jasne... - westchnął Uzumaki. - Ale wiesz, co?

- Co?

- Gościu nam zwiał - rzekł znudzony wskazując palcem miejsce, gdzie przed chwilą stał ich przeciwnik.

Sasuke warknął coś pod nosem i schował broń do pochwy, odprężając się nieco i patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą stał ich wróg. Naruto zaś rozglądał się, jakby czegoś szukał, niczym pies tropiący.

- Sasuke.

- Co znowu?

- WPADLIŚMY! - krzyknął spanikowany, wskazując drzewa, za którymi chowała się Hinata i Sakura, a one nie ruszyły się z miejsca.

- Naruto! Ty kretynie... - szepnął.

Hinata wpatrywała się w Naruto, który uśmiechnął się szeroko i pomachał jej. W następnej chwili zobaczyła sharingana i wszystko owiała mgła.

Obudziła się rano, spojrzała w stronę okna, słońce było już wysoko. Pomyślała, że mogłaby tak leżeć bez końca, ale zerwała się, kiedy wspomnienia z poprzedniej nocy wróciły.

- Spokojnie Hinata - znajomy głos sprawił, że zmarła jak wcześniej. Patrzyła się przed siebie, nie chciała odwracać głowy, bo miała nadzieję, że właściciel głosu był osobą, którą pragnęła zobaczyć. Ale jeśli nie był, to nie wiedziała, co by zrobiła.

W końcu przełamała się i spojrzała. Stał przy drzwiach, w czarnych spodniach i bluzie, ręce miał schowane w kieszeniach. Jego blond włosy były w nieładzie, a niebieskie oczy głębokie niczym ocean. Hinata nie chciała odrywać od niego wzroku, bała się, że jeśli to zrobi, to zniknie. Bała się. Była szczęśliwa. Bała się. Ale była szczęśliwa!

Wstała powoli, odrzucając kołdrę i podeszła do niego wolno i ostrożnie, aż znaleźli się bardzo blisko. Wyciągnęła dłoń, którą położyła na jego policzku, poczuła jego ciepło i nie mogła uwierzyć. Czy to sen?

- Na... Naruto?

- Wróciłem. - To jedno słowo sprawiło, że barwy życia, które widziała kiedyś, a po jego śmierci zniknęły, wróciły ze zdwojoną siłą.

A oto pierwsze ff z Naruto. Nie wiem czy wyszło, sami to ocencie i dajcie znać. Liczę też na wasze komentarze i od razu mówię, że nie będę pisał jakiś tam Sakura-czan czy coś takiego. Po prostu nie! No i jak coś pomylę, to mówcie.