Rozdział 1. Wiara

To belong, is the feeling I want
Is it wrong, to miss the time that we had
Now it's gone? Didn't plan for this,
Home is where my heart is...

Ponure, puste korytarze jednego ze szpitali miejskich Burnberry Town odstraszały przez panującą tam ciszą i atmosferą która unosiła się w powietrzu. W jednym ze szpitalnych pokoi dostrzec można dwójkę małych dzieci, śliczną dziewczynkę, której najwyżej dać można sześć lat. Miała duże zielone oczy i z burzę kasztanowych loków, cerę miała nieco zbyt bladą, małą rączką ściskała mocno zimną dłoń swojego młodszego braciszka leżącego w szpitalnym łóżku, zdecydowanie bardziej bladego niż ona, miał cienie pod oczyma, od czasu do czasu mruczał coś we śnie z którego od kilku dni nie udało się go wzbudzić. Cassie czekała na takie chwile-wtedy wiedziała że jej brat żyje, krótki dźwięk dawał jej nadzieję że zaraz może wstać, wszystko może być dobrze. Sądziła że jeśli będzie wierzyć w to wystarczająco mocno jej marzenie się spełni. Tak zawsze mówiła mama. Ale mama od jakiegoś czasu nie wierzy. Tylko siedzi i płacze zamknięta sama w pokoju. I już się nie uśmiecha. Zatem Cassie coraz mocniej i mocniej musiała wierzyć, żeby życzenie miało wystarczająco dużą moc prawda?

Nagle coś się wydarzyło. Przerażający dźwięk, który sprawiał że mama, gdy jeszcze przychodziła do Timmiego krzyczała, i kurczowo trzymała Cassie przy sobie. Wtedy przybiegali lekarze. Tim nie oddychał. Znowu. I Cassie przestała oddychać wraz z bratem. Trzymając kurczowo jego dłoń Nie, nie, nie, proszę nie nagle poczuła jak przez jej ciało błyskawicznie przechodzi impuls, dziwna siła której nie rozumiała-wtedy patrzyła także z otwartymi oczyma jak Timmy nabiera w płuca haust powietrza i odwraca głowę w jej stronę

-Cześć Cassie- powiedział cichym, zachrypniętym głosem. Lekarze już tam byli.

Nie wiem jak to zrobiłam pomyślała z rozpaczą Cassidy oparta o marmurową ścianę zamku. Ostatnia myśl to powrót do tego dnia w którym udało jej się przywrócić Timmiego do życia. A może to nie była ona? Nie poznała odpowiedzi, nawet kiedy dostała się do szkoły magii i czarodziejstwa tamten dzień pozostał dla niej tajemnicą, był trochę jak nierealny sen. Sen który śnił jej się tylko raz. Dwa dni po tym incydencie jej brat ponownie się zatrzymał a ona nie potrafiła powtórzyć magii której wtedy użyła. Lekarze też nie znali tego zaklęcia. Tim umarł. Czuła że wcale nie chcę już uciekać, nie wiedząc nawet ile krwii plamiących szkolną szate należało do niej. Z drugiej strony chciała coś zmienić. Tak mocno. Tak bardzo jak wtedy. Poderwała się z miejsca I zaczęła biec próbując równocześnie unikać zaklęć które przelatywały jej nad głową. Walka o Hogwart trwała w najlepsze, wszędzie słychać można było krzyki, zaklęcia niewybaczalne, zapach krwi i śmierci unosił się w powietrzu. Jeden ze śmierciożerców podpalał swoją różdżką wszystko co się dało, i Cassie szczególnie jego pragnęła unikać.

Cassie biegła długo, nie bardzo wiedziała gdzie, szukała odpowiedzi nagle zatrzymała się gwałtownie widząc jak jedna ze ścian zamienia się w drzwi.

Stanęła jak zamurowana. Nic ją nie powinno zdziwić. Była w szoku. Do momentu w którym poczuła jak nad jej uchem przeleciała smuga zielonego światła a ona rzuciła się w stronę drzwi jak do ostatniej deski ratunku.

Znalazła się w najpiękniejszym miejscu które kiedykolwiek widziała. Pełne było złotych klepsydr i zegarów. Były też półki pełne dziwnych błyszczących przedmiotów. Cassie podeszła do gablotki gdzie ułożone były klepsydry opierające się na złotych obręczach które wygrawerowane miały daty. Jedna szczególnie przykuła jej uwagę-1943 Data pierwszego otworzenia komnaty tajemnic. Cassie pierwszą i drugą klasę przesiedziała w bibliotece. To były dobre czasy. W klasie trzeciej po śmierci dyrektora Albusa Dumbledore nie miała okazji. I możliwości. Hogwart się zmienił. Pojawiły się sługusy Sami Wiecie Kogo. Tacy jak ona byli na lekcjach torturowani. Jak podgatunek nie warty by poznawać magie. Jak królki doświadczalne. Szczególnie na OPCM bądź eliksirach. Kilku jej kolegów z klasy potraktowali źle zrobionymi przez nich eliksirami-nie wszyscy się obudzili, nie żeby próbowano im w tym pomó miała to szczęście że zdążyła poznać świat magii od tej wspaniałej strony. Choć atmosfera i tak była napięta. Na samym początku szczególnie interesowało ją przegladanie starych wydań proroka codzienniego. Dla kogoś pochodzącego z mugolskiej rodziny wszystko w świecie magii było nowe i interesujące. Cassie zawsze miała słabość do starych zdjęć. Do dziwnych zainteresowań i zwyczajów również. I dzięki temu, a także plotką dowiedziała się o Tomie Riddlu. Pierwszy raz to imię padło jak była w drugiej klasie, podczas przemówienia rozpoczynającego rok. Cassie ostrożnie podniosła gablotkę i wzięła do zakrwawionej dłoni klepsydrę. Na chwile czas się dla niej zatrzymał. Znaczenie miała tylko wygrawerowana w złocie data 1943. Cassie chciała coś zmienić. I mogła. Różniła się zawsze od każdego kogo spotkała tą intensywną wiarą której nie straciła, nawet po śmierci brata. Ani rodziców. Ani przyjaciół. Ostrożnie przekręciła klepsydre by maleńka złota strzałka wskazywała z daty dzisiejszej na date 1942, to by oznaczało że pojawi się w przeszłości w tym samym dniu i miesiącu co teraz. Świat zawirował wokół niej a stopy oderwały się od ziemi

Home, used to wish to be gone, to be far from the ones who'd choke me
Now, all I want is to hear, to be near, feel them all surround me