Mutanci: Królestwo

Świat: Marvel / X-Men

Czas akcji: Po Decimation

Prolog: Początek Łowów

Amelia Voght Carmella Unscione Sarah Ryall Andrew Grave

Młoda kobieta o długich, brązowych włosach ubrana w szary płaszcz szła szybkim krokiem wzdłuż świeżo zmoczonej deszczem ulicy jakiejś dużej metropolii. Była noc a światło ulicznych latarni, padając na idącą postać, pozostawiało za nią długi, niezwykle czarny cień. Dziewczyna zatrzymała się na chwilę, oglądnęła się za siebie. Usłyszała z oddali coś niepokojącego, wydawało jej się, że była śledzona, obserwowana przez czyjeś niewidzialne oczy. Po kilku minutach bicie się ze swoimi myślami nabrała większej pewności siebie i ruszyła dalej. Stanęła przed pubem nocnym nad którym zawieszony był neon o nieprzyjemnym, czerwonym blasku. Wychodzący z lokalu grubas potrącił dziewczynę a ona troszkę przestraszona odsunęła się o kilka kroków. Grubas splunął w kałużę i udał się wgłąb śpiącego miasta nie zwracając uwagi na młodą kobietę. Brązowowłosa przekroczyła bramę pubu. Przywitała ją głośna muzyka, krzyki, pijackie rozmowy oraz smród stęchlizny i papierosów. Kobieta chodziła po lokalu rozglądając się wokół a jednoczesnie unikając wzroku pijanych mężczyzn. Zauważyła młodą blondynkę ubraną w czarną, skórzaną kurtkę. Uśmiechnęła się i do niej podeszła.

- Scanner, to ty? Czy ty także...? - zapytała.

- Nie jestem już Scanner, po prostu Sarah – odparła blondynka wstając od stolika.

- Nie ma śladu po moim darze. Biorąc pod uwagę jak wyglądasz Carmella i gdzie przyszłaś, ty też go straciłaś, prawda? - dodała patrząc swej towarzyszce głęboko w oczy.

- Tak, w takim razie obie jesteśmy zagrożone! – oznajmiła Carmella.

- Chodź ze mną. Na zapleczu czeka Spoor... – powiedziała Sarah.

- Czy on też?

- I tak i nie. Zresztą sama zobaczysz.

Dwie dziewczyny niepostrzeżenie dostały się na zaplecze lokalu, natychmiast zamknęły za sobą drzwi a wówczas z ciemności wyłonił się jakiś kształt. W kącie pokoju siedział brodaty mężczyzna, porośnięty brązowymi włosami na całym ciele.

- Spoor? Widzę, że wciąż jesteś mutantem... – oznajmiła Carmella.

- Nie jestem, Unscione! – Spoor krzyknął wstając z podłogi.

- Nie mogę wpływać na emocje innych ludzi! Pozostał tylko ten odrażający wygląd! Ale tak naprawdę jesteśmy tu z innego powodu. - powiedział były mutant.

- Dokładnie. Ktoś poluje na mutantów pozbawionych mocy, porywa ich – oznajmiła Sarah.

- Katu i Vindaloo zniknęli. – dodała.

- Podobnie jak Kleinstockowie. – odezwała się Unscione.

- To wszystko sprawa ludzi! Zwykłych ludzi i ich rządu! Pozbawili nas mocy a teraz kiedy jesteśmy bezbronni chcą nas wyłapać i zamknąć w obozach. Proponuję abyśmy dostali się do Białego Domu i zabili tylu, ile zdołamy! Niech zobaczą, że odchodzić też potrafimy z klasą! – krzyczał Spoor.

- Jak dla mnie, ok. – powiedziała Carmella uśmiechając się złowieszczo.

- Nie wiemy dlaczego straciliśmy nasze zdolności. – Scanner próbowała złagodzić sytuację. W tym samym momencie magazyn zaczął wypełniać się różową mgłą. Wkrótce zrobiło się jej niezwykle dużo, zagęściła się i uformowała w kształt sylwetki ludzkiej. Pojawiła się Amelia Voght – kobieta o rudych, prostych włosach ubrana w strój Akolitów Magneto.

- Voght! - ucieszyła się Sarah.

- Nie straciłaś zdolności! - zdziwił się Spoor.

- Kolejna niesprawiedliwość życia! - dodała Unscione.

- Posłuchajcie. Musimy jak najszybciej znaleźć schronienie. Instytut Xaviera powinien was przyjąć jeśli poprosicie o azyl. – Amelia zaczęła rozmowę.

- Mamy chować się u zdrajcy! – Carmella była oburzona.

- Lepiej będzie jeśli zginiemy w walce! – dodał brodacz. Drzwi zaplecza otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia wszedł osobnik ubrany w czarny strój złożony ze skórzanych pasów spiętych ze sobą w zbroję zakrywającą każdy fragment jego ciała, łącznie z głową.

- Amelia Voght jest zagrożeniem i nie jest dla nas interesująca. – powiedział tajemniczy mężczyzna ukrywający się w cieniu, który także znalazł się wewnątrz pokoju. Człowiek w skórzanych pasach szeroko rozłożył ręce:

- Śpij, Śnij! – wyszeptał i strzelił w kierunku Amelii potężnym wyładowaniem energetycznym. Kobieta trafiona nim upadła nieprzytomna na podłogę.

- A wy... pójdziecie ze mną. – Z cienia wyszedł wysoki mężczyzna z świecącym na czerwono rombem na środku czoła. Carmella, Sarah i Spoor przewrócili się pozbawieni przytomności gdy tylko na nich spojrzał. Człowiek odwrócił się do swego pomocnika.

- Zniszcz to miejsce – rozkazał mu i teleportował się w nieznane wraz z trójką nieprzytomnych byłych mutantów.

- Tańcz, ogniu, Tańcz! – wyszeptał dziwnie ubrany mutant. W tym samym momencie budynek nocnego pubu został rozerwany na strzępy przez potężną, wewnętrzną eksplozję. Wszyscy jego goście, którzy nie mieli szczęścia zginąć na miejscu, zostali pogrzebani żywcem pod dymiącymi gruzami.

2