CZARNOKSIĘŻNIK

Część pierwsza: Dzieciństwo

Spotkanie

W pokoiku na poddaszu, w barłogu, obudził się kilkuletni chłopczyk, spod poduszki wyciągnął książkę i zagłębił się w czytaniu. Była to bardzo dziwna książka, a na pewno nie była to książka przeznaczona dla dzieci. Spisana na pożółkłym pergaminie, oprawiona w czarną skórę, ale to nie wygląd książki był tak bardzo niesamowity. Z kart pergaminu spoglądały wyraźnie cierpiące postaci, z widocznym w oczach bólem, lękiem i przerażeniem, ale to też nie było najdziwniejsze, aczkolwiek zainteresowanie kilkulatka tak sadystyczną lekturą budzi zdumienie. Najbardziej niezwykłe było to, że postaci z książkowych kartek poruszały się zwijając z bólu, rozcapierzone palce wbijały w skórę, pełzały i gestykulowały. Różnym fazom cierpienia był przypisany ruch patyka namalowanego obok. Pod obrazkami były napisy w języku starożytnego Rzymu, ale nie sprawiało to chłopczykowi trudności bo czytał i analizował tekst z wypiekami na twarzy. W pokoiku dawno już nie było sprzątane, prześcieradło i pościel miały barwę ziemi, a przez zabrudzone okno bez firanek i zasłon z ledwością przenikało słoneczne światło. Severus (tak nietypowe imię nosił chłopczyk) nie pamiętał kiedy okno było myte, ale miało to też swoje dobre strony, bo mieszkający naprzeciwko mugole nie mieli możliwości przez nie zaglądać. Na dole trzasnęły drzwi oznajmiając, że ojciec wyszedł z domu. Chłopczyk czujnie uniósł głowę znad książki i zaniepokojony położył ręce na tej pasjonującej lekturze, skoncentrował się, i z kart czarno magicznego grimuaru zaczęły wyłaniać się sympatyczne rodziny. Po chwili, drzwi gwałtownie otworzyły się i do pokoiku weszła sucha, koścista, zgorzkniała i niezbyt urodziwa kobieta w wieku około czterdziestu lat.

-Wstawaj Severusie, już czas na śniadanie i lekcje.- Kobieta delikatnie uśmiechnęła się, widząc książkę, -Nareszcie zacząłeś czytać "Życie Rodzin Czarodziejskich"? Zrozumiałeś, jakie to jest dla ciebie ważne, abyś poznał jak wygląda życie w czarodziejskim świecie?

-Tak,- odburknął chłopczyk, uciekając spojrzeniem w bok. -Za minutę będę na dole, mamo.

Kobieta uważnie popatrzyła na syna, bo wyraźnie coś jej nie pasowało, ale nie wiedziała co, więc tylko westchnęła i wyszła. Severus wiedział, że mama ma dość zmartwień i nie będzie się nad tym zastanawiać. Ojciec, mugol, kilka lat temu stracił pracę i nie mógł znaleźć nowej, a precyzując, to żadnej nie szukał. Zawładnął nim alkohol i poza kieliszkiem nic nie było dla niego istotne, co było wiecznym problemem i zmartwieniem matki. Mama Severusa była systematycznie obrażana i poniżana przez męża, a mimo to dogadzała mu na ile to tylko było możliwe, obwiniając się za alkoholizm męża. Pani domu zajęta zgłębianiem swoich problemów, nie miała zbyt wiele czasu dla syna. Kobieta była już w takim stopniu współuzależniona, że dziecko było jej obojętne i jedynie z poczucia obowiązku prowadziła, a w zasadzie starała się prowadzić lekcje. Bo Severus, jak większość magicznych dzieci pochodzących z czarodziejskich rodów, nie chodził do mugolskiej szkoły tylko był uczony w domu. W wieku jedenastu lat Severus pójdzie do szkoły magii i czarodziejstwa Hogwart, ale do tego czasu matka musi nauczyć go czytać, pisać, myśleć logicznie, musi nauczyć go podstaw funkcjonowania czarodziejskiego świata, i z tego obowiązku kobieta starała się wywiązać najlepiej jak potrafiła, bo sama będąc czarownicą czystej krwi wiedziała, jakie to jest dla syna ważne.

Gdy tylko za matką zamknęły się drzwi, chłopczyk niechętnie usiadł na łóżku. Dzieciak nie przebierał się ani nie mył, spał i chodził w tych samych ciuchach, zmiana ubrania była wymuszana zmianami pogody. Mały czarodziej założył na bose stopy jakieś stare, rozczłapane, ale jeszcze zupełnie dobre buty które niedawno znalazł na śmietniku. Co ci mugole nie wyrzucają? Pomyślał ironicznie. Przecież w tym można jeszcze długo chodzić, buty nie są dziurawe i są ciepłe. Severus wyraźnie ociągając się wstał z barłogu i zszedł do kuchni. Chłopczyk był bardzo mały, chudy i drobny jak na swój wiek, miał wyjątkowo jasną karnację i bardzo ciemne, prawie czarne tęczówki, a na twarz opadały mu brudne, źle obcięte, spływające do ramion, proste czarne włosy. Mały czarodziej przesypał do miski trochę płatków, zalał je mlekiem, usiadł przy kuchennym stole i zaczął jeść. W tym czasie matka lekkim machnięciem różdżki zmaterializowała na stole książki, zeszyty, kacze pióro i kałamarz, a gdy miska śniadaniowa syna zrobiła się pusta, kolejnym ruchem trzymanego w ręku patyka wyczyściła naczynie, po czym przelewitowała je do szafki.

-Dzisiaj Severusie, przeczytasz mi opowiadanie o dziewczynce której ktoś zaczarował miotłę.

-Kto i dlaczego to zrobił?- Zapytał zdziwiony Severus.

-To nie jest istotne, to jest historia o przygodach Mariki i jej nieprzewidywalnej miotły.

Dzieciak z wyraźną niechęcią zabrał się do czytania, bo wolałby coś o wojnach czarodziejów, klątwach i urokach, a nie o głupich przygodach jakiejś dziewczynki. Mały czarodziej już czwarty rok był uczony w domu i wiedział, że wykłócanie się o program edukacji nie ma sensu, bo jedynie zdenerwuje matkę i przedłuży lekcję. Severus czytał bardzo płynnie i sprawnie jak na dziewięcioletnie dziecko ale tego też nie wiedział, bo nie miał możliwości porównania swoich umiejętności z umiejętnościami rówieśników.

Po zakończonej lekcji, matka zajęła się swoimi sprawami i synek przestał ją interesować. Chłopczyk poszedł na dzielicę przed wyjściem z domu nakładając coś niesamowitego i dziwnego, coś co nie powinno być codziennym ubraniem dziewięcioletniego dziecka, coś co bardziej by pasowało cyrkowemu artyście... Severus narzucił na siebie czarną, obszerną, wyświechtaną i wyraźnie za dużą pelerynę. W domu nie było co jeść, Severus dobrze wiedział, że nie może liczyć na obiad, więc był zmuszony sam zadbać o siebie. Dzielnica w której mieszkali państwo Snape sprawiała wrażenie nie zamieszkałej, ale Severus był świadom życia tętniącego za fasadami domów i rozgrywających się tam małych, codziennych dramatów, znał nędzę sąsiadów tak jak własną. Spinner,s End była robotniczą dzielnicą zbudowaną wokół młyna, jedynego w okolicy dużego zakładu przemysłowego. Dzielnica składała się z wielu takich samych, ponurych, niewielkich domków w zabudowie szeregowej.

Severus wolno zmierzał w kierunku śmietnika, tego za marketem, gdzie można było znaleźć przeterminowane jedzenie. Chłopczyk podszedł z boku i ukryty w cieniu drzewa, przystanął kilkanaście metrów przed tą skarbnicą porzuconych dóbr wszelakich. Koło śmietnika kręciło się trzech mugolskich chłopców, większych i chyba nieco starszych od niego. Mag obserwował ich przez kilka chwil, po czym leniwie wyszedł z cienia, patrząc na mugoli z namacalnym skupieniem. Grzebiący w śmietniku mugole zauważyli czarodzieja, przerwali pracę i wyraźnie wściekli schylili się po kamienie. Severus zamarł, jeszcze bardziej skoncentrował się, jego oczy zrobiły się dziwne, straszne, jakby nieobecne, i nagle trzy kamienne pociski wyrzucone ku niemu jakimś niepojętym trafem cofnęły się, waląc w tych, którzy je rzucili. Trzy ciała bezwładnie upadły na beton, a Severus podszedł do śmietnika i wykonując lekki ruch ręką chwycił w jakiś magiczny sposób podążające ku niemu dwie puszki konserw, paczkę przeterminowanego pieczywa i kartonik także przeterminowanego mleka. Dzieciak schował łup pod obszerną pelerynę i wolnym krokiem odszedł w kierunku wystrzelającego w niebo jak groźba, jak przekleństwo, czarnego komina młyna. W fabryce pracowali mugole ze Spinner,s End, ale było ich coraz mniej. Młyn plajtował, i coraz więcej mugolskich band kręciło się na dzielnicy. Po zmroku bali się tutaj zapuszczać nawet mugolscy aurorzy, zwani przez ojca i sąsiadów policjantami. Severus mijając młyn przypomniał sobie pikniki, które jeszcze kilka lat temu pracodawca organizował dla rodzin robotników. Przypomniał sobie ognisko, pieczone kiełbaski i szczęśliwych rodziców... To było tak niedawno, a jakby to była inna epoka. Później, wszystko zawaliło się w jednym dniu. Severus dokładnie pamiętał ten dzień kiedy ojciec wrócił wcześniej z pracy smutny, zmartwiony i wściekły, pamiętał, jak matka chcąc pocieszyć wzmogła jedynie wściekłość ojca, pamiętał bezradność i zniechęcenie, pierwszą butelkę na stole i pierwsze kłótnie rodziców... Severus starał się o tym wszystkim nie myśleć, bo takie myślenie wzbudzało jedynie smutek, żal, złość i niczego nie zmieniało. Chłopczyk doskonale zdawał sobie sprawę, że jest inny, że bardzo się różni od otaczających go ludzi, za wyjątkiem matki... Już dawno zorientował się, że mugole są zupełnie bezbronni wobec jego magii, wobec każdej magii. Taka bezradność budziła pogardę i Severus czuł się kimś lepszym, kimś potężniejszym od mugoli. Mały, czarnowłosy chłopczyk nie miał kolegów, nie mówiąc już o przyjaciołach. Przez tą niepojętą "inność" podkreślaną niecodziennym, niesamowitym ubraniem mugole bali się go, unikali i raczej nie zaczepiali. Sprawiało to chłopczykowi jakąś przewrotną satysfakcję chociaż odrzucenie i samotność bolała, więc przekonanie o własnej wyjątkowości i poczucie bycia lepszym pozwalało zachować godność. Severus nie mógł się doczekać kiedy pójdzie do czarodziejskiej szkoły, do Hogwartu, spodziewając się, że zostanie zaakceptowany przez takich jak on, że w szkole będzie czuć się dobrze, znajdzie kolegów i być może zaprzyjaźni się z kimś? Czarodziej przeszedł przez mostek nad rzeką i znalazł się w bogatszej, lepszej dzielnicy, w której było dużo jedzenia w domach i na śmietnikach. Dorośli ludzie też byli jacyś inni niż na Spinner,s End, pogodni, sympatyczni i mówili inaczej, nie przeklinali tak. Severus kilka lat temu nauczył się bez różdżki kontrolować i wykorzystywać swoją dziecięcą magię, co jest ewenementem w czarodziejskim świecie, ale dzieciak też tego nie wiedział, bo nie miał mu kto o tym powiedzieć. Kilka miesięcy po tym jak ojciec stracił pracę, z domu w jakiś magiczny sposób zniknęło jedzenie. Severus, wówczas sześcioletni, głodny i przerażony chłopczyk, błąkał się samopas po miasteczku nie wzbudzając swoją osobą żadnego zainteresowania dorosłych. Mały czarodziej dość szybko zwrócił uwagę na śmietniki, bo było tam niczyje, jak myślał, jedzenie. Więc, gdy pewnego dnia znalazł na śmietniku konserwy z mięsem, zupełnie nie przewidział późniejszych wydarzeń. A wydarzenia były dla niego bardzo niemiłe. Jakiś mężczyzna doskoczył do niego, zabrał puszki i skopał go klnąc ile wlezie i wrzeszcząc, żeby się wynosił z nie swojego rewiru. Mały czarodziej był przerażony i bardzo głodny. Magia bez jego woli sprawiła, że kontener na śmieci uniósł się i przywalił mugola, który upadł tracąc przytomność i pewno życie, bo z rozwalonej, zmiażdżonej głowy wypływała strużka krwi i jeszcze czegoś o konsystencji galarety... Chłopczyk nie przejął się tym zbytnio, zabrał łup i zupełnie niewrażliwy na los mugola zaczął jeść. Ach, co to była za uczta! Po raz pierwszy od dłuższego czasu najadł się. Severus dokładnie pamiętał ten cudowny smak jedzenia i znikającą powoli torturę głodu. Dzieciak wiedział, że jest czarodziejem i nie zdziwił się nagłym ujawnieniem magii. Od tego czasu, zaczął ćwiczyć świadome użycie magii bez różdżki i teraz, po kilku latach, umiał przelewitować ciężką gałąź albo złamać konar drzewa jedynie siłą umysłu, patrząc i koncentrując się. Severus dobrze wiedział, że nie może używać różdżki poza domem w celu przeklinania mugoli, bo ministerstwo zaraz by się zainteresowało użyciem na mugolach czarnej magii i matka miałaby duże kłopoty, mogłaby nawet trafić do Azkabanu.

Po przejściu przez most Severus skierował się w stronę parku, który tego sobotniego, ciepłego, wczesnowiosennego dnia był prawie pusty. Było przepiękne przedpołudnie, przyroda zaczynała rozkwitać, więc Severus nie usiadł na ławce tylko na młodej trawie, w cieniu wielkiego dębu, i niewidoczny od strony alejki rozpoczął zajadać lunch równocześnie podziwiając pierwsze wiosenne kwiaty które niedawno rozkwitły: Bialutki i drobny przebiśnieg, śnieżycę wiosenną, skromną, nie rzucająca się w oczy ale będącą składnikiem wielu eliksirów przylaszczkę pospolitą, równie przydatny przy warzeniu zawilec gajowy, kosaciec o pięknych żółtych kwiatach, kokorycz będącą składnikiem wywaru żywej śmierci, pierwiosnek, jeden z głównych składników eliksiru młodości. Alejką, wolnym krokiem przechadzała się jakaś rodzina, rodzice i dwie dziewczynki. Starsza z dezaprobatą patrzyła na młodszą, która śmiała się i rozrabiała.

-Uspokój się Lily. Zachowujesz się, jak małe dziecko.

Lily wyraźnie zagniewana na siostrę za tą reprymendę, z lekko napuszona miną i z noskiem zadartym ku górze, została nieco z tyłu. Dziewczynka była ładnie i czysto ubrana, na głowie miała burzę rudych, o kasztanowym odcieniu włosów, a jej oczy były niesamowicie zielone. Mała przystanęła przed kwiatem zawilca i niespodziewanie uśmiechnęła się, po czym pochyliła, zerwała kwiat i wpatrując się w niego sprawia, że kwiat zaczął zwijać i rozwijać płatki i machając nimi niczym skrzydłami magicznie uniósł się w powietrze. Severus niewidoczny w cieniu dębu, zamarł ze dziwienia. Czarownica w moim wieku, a jej rodzice nie zareagowali na jawnie użycie magii? Dziewczynka już uśmiechnięta, podążyła za rodzicami i siostrą.

Czarodziejska rodzina w Cokeworth? To było nieprawdopodobne. Severus zaczął śledzić nieświadomych tego ludzi, którzy wolnym krokiem podążali w stronę placu zabaw. Dziewczynki dopadły huśtawek, a rodzice usiedli na ławeczce spokojnie rozmawiając. Lily zaczęła huśtać się bardzo wysoko i nagle, z radosnym krzykiem wyleciała na wysokość pierwszego piętra, magicznie zawisła w powietrzu i z gracją, powoli opadła na ziemię, wywołując tym swoim wyczynem przerażenie u rodziców i siostry.

-Lily, czemu tak zrobiłaś, tak nie wolno, mogłaby ci się stać krzywda, mogłabyś się zabić,- powiedziała zdenerwowana mama.

Młodsza dziewczynka, nazywana Lily, wzruszyła ramionami

-Przecież nic mi się nie stało mamo, nie zrobiłam nic złego.

-Mama ci już nie raz mówiła, że TAK nie wolno robić.- Starsza dziewczynka, zła z jakiegoś powodu, zaczęła krzyczeć na siostrę.

-Tuniu, proszę cię, nie krzycz na Lily,- do rozmowy wtrącił się mężczyzna, pewno ojciec dziewczynek.

-Ależ Andrew, przecież Lily mogła się zabić!- Powiedziała wyraźnie zaniepokojona mama.

-Chodź Astrid, wracajmy do domu, straciłem już chęć na spacer.

Będąca w niewesołym nastroju rodzina zaczęła się oddalać, a Severus zorientował się, że rodzice i siostra magicznej dziewczynki nazywanej Lily są mugolami i nie mają pojęcia, że Lily jest czarownicą. Zaintrygowany chłopiec, starając się nie wychodzić z cienia, powlókł się za nimi aż do ładnego domku na przedmieściach Cokeworth, z zadbanym ogródkiem i z garażem. Mugolsko- magiczna rodzina weszła do środka, a Severus poszedł do centrum handlowego miasteczka. Chłopczyk miał o czym myśleć. Pierwszy raz w tym mugolskim miasteczku spotkał czarownicę i do tego jeszcze rówieśniczkę, więc chciałby podejść do niej i porozmawiać, jednak bał się odrzucenia którego tak często doświadczał w kontaktach z rówieśnikami i chyba po raz pierwszy boleśnie zdał sobie sprawę ze swojej biedy.

Słońce przebyło już większą część swojej drogi, na dworze zrobiło się szaro, ale w centrum handlowym Cokeworth był duży ruch. Dziecko kręciło się pomiędzy ludźmi pozornie bez celu, ale gdyby ktoś je obserwował to wychwyciłby bystre spojrzenia, którymi przeczesywało tłum. Severus szukał mugola odzianego w kurtkę lub w sweter, z portfelem w tylnej kieszeni spodni. I gdy znalazł już takiego, to poczekał aż wokół będzie tłok, po czym stanął za ofiarą lekko rozchylając pelerynę. Mały złodziej wpatrując się w portfel przelewitował go do wewnętrznej kieszeni szaty, po czym odszedł wolnym krokiem, kierując się w stronę rozległego parku Cokeworth przechodzącego w podmiejskie łąki i zarośla. W cieniu drzew, chłopczyk przeglądnął portfel trzymając go przez materiał peleryny. Łup był spory i Severus część pieniędzy schował do kieszeni, a pozostałą cześć owinął w papier i włożył do dziupli rozglądając się uprzednio, czy nikt go nie obserwuje. Portfel dyskretnie wyrzucił na jakimś śmietniku i mając pieniądze w kieszeni, wrócił do centrum. Włócząc się po sklepach i tanich jadłodajniach kupił sobie obiad i kolację. Wieczorem, wyglądający na 7-8 lat dziewięcioletni chłopczyk samotnie wracał do domu, nie wzbudzając swoją osobą żadnego zainteresowania nielicznych już o tej porze przechodniów. Dzieciak był zamyślony, bo magiczna dziewczynka wzruszyła posadami jego poukładanego świata i nie mógł się oprzeć pokusie, aby podejść do jej domu. Przystanął za płotem, niewidoczny w cieniu drzewa, i w oknie na pierwszym piętrze zauważył dziewczynkę jak czytała pochylona nad książką. Dzieciak odwrócił się i noga za nogą powlókł się w stronę domu, z trudem zwalczając pokusę by zapukać do drzwi gustownej willi.

Krzyki rodziców słychać było już na ulicy.

-Kurwa, Eileen, czemu nie ma nic do jedzenia w tym domu?

-A za co, niby Tobiaszu mam kupić jedzenie?- Odgryzła się matka.

Chłopczyk wchodząc do domu zobaczył jak wściekły ojciec przyskoczył z pięściami do mamy, zobaczył różdżkę w ręku mamy, nieznaczny ruch któremu towarzyszyło cicho wyszeptane słowo "Protego", zobaczył jak ojciec odrzucony siłą zaklęcia uderza głową w ścianę i pada nieprzytomny. Matka, wykonując lekki ruch różdżką, niewerbalnie przeklęła ojca Oblivate, przedtem stosując na mężu legilimencję. Severus wiedział, że jutro ojciec nie będzie niczego pamiętał przekonany, że spił się w knajpie, pobił z kimś i pijany w trzy dupy zasnął nieprzytomny na podłodze. Mały czarodziej dyskretnie zabrał zapasową różdżkę i zszedł do piwnicy zastanawiając się czy ojciec wie, że matka jest czarownicą. Wyszło mu, że za bardzo nie wie i pewno nie wie, że jego syn jest czarodziejem. Choć kiedyś, kiedy nie pił, musiał zwrócić uwagę, że Severus jest trochę inny. Matka często stosowała delikatne Oblivate, była chyba mistrzynią tego zaklęcia i ojciec miał co najwyżej wrażenie, że o czymś zapomniał. Aczkolwiek Severus nie podejrzewał, żeby matka zniewoliła ojca czarami, już raczej rzuciła na siebie jakiś czar, żeby wydać się bardziej atrakcyjną. Severus dobrze to wiedział, bo czuł jak każde dziecko, że jego rodzice byli szczęśliwym małżeństwem do czasu, gdy ojciec stracił pracę i zaczął pić.

W piwnicy Severus zapalił różdżką świece i ustawił wyszczerbiony kociołek na stabilnym, metalowym stole. Chłopczyk miał wyjątkowy talent do warzenia, był geniuszem w tej dziedzinie, ale tego też nie wiedział. Dzieciak zamierzał uwarzyć eliksir powodujący biegunkę. Kilka dni temu, w nadrzecznych chaszczach wypatrzył Mydelnicę i udało mu się wypreparować korzeń. Mydelnica Lekarska jest głównym składnikiem tego eliksiru, pozostałe składniki były w składziku w piwnicy lub Severus zebrał je w parku. Dzieciak planował przez kilka dni z rzędu polewać tym wywarem śmietnik koło marketu. Severus miał pieniądze, więc śmietnik nie był mu potrzebny, a za tydzień będzie go miał tylko dla siebie, bo mugole nękani przez silną, uporczywą biegunkę zaczną omijać to miejsce. Po dwóch godzinach Severus skończył warzyć i poszedł spać.