Heeeelllloooooł !
Zgadnijcie co? Właśnie robię sobie krzywdę :v
Znaczy się, większą niż wcześniej była, bo dlaczego by nie. Narodowy masochizm silny jest we mnie.
Tak więc, uznałam, że skoro mam już pierwszy rozdział, to go sobie wrzucę. Bo mogę, bo z stosowaniem się do dobrych rad marnie mi idzie, bo chcę, bo ktoś inny chciał ...Chwiiiila, właśnie sobie przypomniałam, że miałam to wrzucić dopiero jak pewna osoba wywiąże się ze swojej części umowy ب_ب
Cóż, w każdym razie, macie czego nie chcieliście ( a przynajmniej moja beta nie chciała XD).
A żeby tradycji stało się zadość, to ten fik też będzie w kategorii M ( ͡° ͜ʖ ͡°)
No chyba, że pojawi się dużo głosów, że nie chcecie żeby tu się działy jakieś zbereźne rzeczy. Ciężko mi uwierzyć, że coś takiego mogłoby się stać, no ale ponoć wszystko się może zdarzyć :v
- Alfred, ile razy powtarzałem ci, żebyś przestał mnie umawiać na randki bez mojej wiedzy, w dodatku z dziewczynami, które znam tylko z widzenia?
- No ale ziom! Co to za sportowiec, który nie umawia się z żadną laską?
- Taki, który w Stanach Zjednoczonych jest dopiero od dwóch miesięcy, w drużynie od nieco ponad miesiąca i zdążył zagrać aż dwa mecze. Chłopie, ja się tu jeszcze do końca nie zaaklimatyzowałem, a ty mi już szukasz dziewczyny! Właściwie czemu szukasz mi dziewczyny, skoro to moja prywatna sprawa?
- Toris, dwa miesiące to aż nadto, powinieneś sobie zacząć szukać jakiejś foczki już wcześniej…
- Foczki?
- …nie wiem, jak to tam u was funkcjonuje na tej całej Łotwie…
- Litwie…
- …ale w Ameryce panuje niepisana zasada, że każdy sportowiec w szkole średniej powinien mieć dziewczynę, najlepiej cheerleaderkę.
- Ale to nie znaczy, że muszę sobie jakąś znaleźć w trybie natychmiastowym… poza tym nie jestem Amerykaninem, a to, że dostałem się do szkolnej drużyny koszykarskiej, nie robi ze mnie sportowca. Lubię grać w koszykówkę i myślę, że jestem w niej całkiem niezły, ale to nie sprawia, że interesuję się tylko i wyłącznie sportem.
- Całkiem niezły… gościu, jesteś gwiazdą w naszej drużynie!
- Zagrałem tylko w dwóch meczach…
- W których w dużej mierze przyczyniłeś się do wygranej, co sprawia, że jesteś gwiazdą, a gwiazda tym bardziej powinna sobie znaleźć jakąś pannę.
- A czy gwiazda może sobie to sama załatwić, a nie przychodzić na „przyjacielski wypad do kina", który okazuje się podwójną randką, gdzie do pary dostaje się jej jakaś wariatka?
- Ziom, ja ci chcę tylko pomóc, poza tym Cindy nie jest chyba aż taka zła…
Toris westchnął ciężko, łapiąc się za głowę. Doceniał starania Alfreda, ale Amerykanin miał ten jeden problem, że był wręcz zbyt gorliwy w „pomaganiu" na wszelki możliwy sposób. Chwilowo przestał słuchać wykładu swojego kumpla, żeby przypomnieć sobie, jak właściwie znalazł się w tym konkretnym miejscu.
Przed gmachem United World High School, w Charleston, w stanie Karolina Południowa.
W teorii zupełnie zwyczajna, amerykańska szkoła średnia. W praktyce jej program był nieco inny niż w typowej amerykańskiej szkole, a dzieciaki posiadające obywatelstwo amerykańskie były tu w znacznej mniejszości. Co roku z prawie każdego kraju na świecie przyjeżdżała co najmniej jedna osoba, która miała podjąć naukę w tej szkole. Zadaniem placówki było skupianie i kształcenie najbardziej utalentowanych i inteligentnych jednostek… chyba, że było się na tyle bogatym, żeby opłacić czesne.
Toris nie miał pojęcia, czy były jakieś konkretne zasady regulujące liczbę stypendiów przypadających na dany kraj, ale z racji tego, że Litwa nie jest dużym państwem i miejsce było tylko jedno, uznał, że miał nieludzko dużo szczęścia, że akurat jemu udało się tu dostać. Na początku, kiedy jego szkoła została wylosowana i ogłoszono konkurs, nie był zbytnio przekonany do wzięcia w nim udziału. Jednak za zachętą rodziny i wychowawcy, który oznajmił mu, że ma spore szanse na wygraną, postanowił spróbować… i odniósł sukces. Nigdy w życiu nie musiał się tak namęczyć, poświęcać tyle czasu na naukę i zajęcia dodatkowe, ale koniec końców uznał, że naprawdę było warto. Podróż do Ameryki, nauka w prestiżowej szkole… naprawdę prestiżowej, dobrze wyposażonej, bogatej szkole… to z pewnością było warte zachodu. Początkowo czuł się naprawdę zagubiony, wszystko było nowe... nowe miejsce, pełne nowych ludzi z całego świata, nowe zasady. Tak naprawdę zaczął się odnajdywać w tym wszystkim dopiero, gdy zapisał się na pozalekcyjne zajęcia z koszykówki i zaczął kumplować się z Alfredem F. Jonesem, który z wielką chęcią zaczął go wprowadzać w tajniki życia w amerykańskiej szkole średniej. Może nawet ze zbyt wielką chęcią, jak na jego gust.
- Jakby ci to powiedzieć… Cindy jest… - Toris zamilkł na chwilę, starając się znaleźć stosowne określenie.
- Niezłą laską? - podpowiedział Alfred.
- Idiotką – westchnął Litwin, rezygnując z prób znalezienia łagodniejszego określenia.
- Hej, wiem, że jest blondynką, cheerleaderką i Amerykanką, ale to nieładnie kierować się stereotypami…
- Ona się zastanawia, dlaczego na świecie są dwa Oceany Spokojne, twierdzi, że wolałaby się zabić niż popełnić samobójstwo oraz że bardzo chciałaby polecieć do Londynu, żeby zobaczyć Wieżę Eiffla.
- Okej, faktycznie jest idiotką…
- A jakby tego było mało, jest jednocześnie irytująca i przerażająca. W kinie, zamiast skupić się na filmie, w kółko paplała o pierdołach. Nawet udawało mi się to ignorować, póki nie zaczęła się na głos zastanawiać nad imionami dla naszych dzieci…
- O stary… mam nadzieję, że ją spławiłeś…
- Próbowałem – mruknął ponuro brunet. - Najpierw próbowałem delikatnie przekazać jej, że nie jest w moim typie, a kiedy to nie podziałało, wprost powiedziałem jej, że nie chcę z nią chodzić.
- Niech zgadnę… nie podziałało.
W odpowiedzi Toris wyciągnął telefon z kieszeni i podsunął go Alfredowi pod nos.
- Nie wiem, skąd ma mój numer, ale naprawdę zaczynam się bać o swoje bezpieczeństwo.
- O cholera… - wymamrotał Amerykanin, widząc ze sto nieprzeczytanych wiadomości. - Stary, naprawdę cię przepraszam, nie wiedziałem, że Cindy to wariatka…
- Zamiast przepraszać, lepiej wymyśl jakiś sposób, żeby się w końcu odczepiła.
- Hmm… mówiłeś, że próbowałeś i delikatnego, i bezpośredniego podejścia... - Alfred potarł brodę w zamyśleniu. - W takim razie powiedz jej, że masz już kogoś.
- Ale ona wie, że tak nie jest…
- No to powiedz, że jesteś gejem. Sprawdzony patent, zawsze działa na namolne laski.
- No chyba cię coś boli… wymyśl coś innego, udawanie homo może się skończyć tylko źle.
- To pozostaje chyba tylko złożyć pozew o prześladowanie i liczyć na sądowy zakaz zbliżania. - Amerykanin poklepał Litwina po ramieniu. - Spoko, stary, na pewno się z tego jakoś wywiniesz.
- Mam nadzieję, wolałbym uniknąć sprawy sądowej. Dobra, Al, muszę lecieć, zaraz mam historię, a u Collinsa lepiej się nie spóźniać.
- Eee… Toris, mam złe wieści… Cindy na dwunastej.
- Šūdas… teraz jeszcze bardziej muszę lecieć, to do potem! - Toris machnął Alfredowi na pożegnanie i pobiegł w stronę szkoły.
Pech chciał, że dziewczyna i tak go dogoniła. Nie zdziwiło go to zbytnio, bo Cindy, oprócz bycia cheerleaderką, należała również do drużyny lekkoatletycznej.
- Toris! Dlaczego przede mną uciekasz?
- Eee… po prostu cię nie zauważyłem – mruknął Litwin. Wolałby odpowiedzieć, że to normalna reakcja przy spotkaniu z wariatkami, ale stłumił w sobie tą ochotę.
- Wołałam cię przecież!
- Nie słyszałem. Wiesz, biegłem na lekcję, pęd powietrza w uszach i takie tam…
- Nieważne. W każdym razie, chciałam porozmawiać o wczorajszej randce…
- Słuchaj, wiem, jak to mogło wyglądać, ale to nie była randka. Alfred nie powiedział mi, że zaprosił kogoś jeszcze. - Toris zerknął na zegarek, nie miał dużo czasu do rozpoczęcia zajęć z historii. - Z miłą chęcią pogadałbym jeszcze, ale muszę…
- Och, czyli to była randka w ciemno? Jak romantycznie! - pisnęła Cindy z zachwytem.
- Nie, to nie była randka – powtórzył powoli brunet. - Ani zwykła, ani w ciemno, po prostu zwykły wypad do kina w większej grupie niż początkowo było zaplanowane. Było… w porządku, ale… jakby to powiedzieć… nie pasujemy do siebie, już ci to przecież mówiłem. - Wcześniej uważał, że nie ma żadnych większych wymagań odnośnie dziewczyn. Teraz już wiedział, że oprócz ciekawej osobowości jego ewentualna wybranka powinna mieć więcej niż połowę mózgu.
- Nie możesz być tego pewny po jednej randce! Powinieneś dać szansę temu związkowi!
- Po pierwsze, to nie była randka. Po drugie, nie mogę dać szansy czemuś, czego nawet nie ma… Dlaczego w ogóle tak się upierasz na związek ze mną?
- Jesteś sportowcem, sportowcy są popularni, a ja dbam o swoją reputację, więc mój chłopak musi być popularny. W dodatku jesteś całkiem przystojny, dobrze się uczysz, a co najważniejsze jesteś z Europy! Moim psiapsiom oczy zbieleją z zazdrości!
- Aha… a pamiętasz chociaż, z jakiego kraju dokładnie? - zapytał Toris, starając się rozgryźć, co to do cholery są „psiapsie". Z tego, co mówiła Cindy, chodziło jej raczej o posiadanie egzotycznego zwierzątka w postaci chłopaka zza Atlantyku, niż faktycznego partnera. Nie bardzo się palił do takiej roli, więc coraz mocniej zależało mu na spławieniu tej namolnej dziewuchy.
- To nieważne, Tetris!
- Toris… - westchnął Litwin, czując, jak szare komórki w jego mózgu popełniają samobójstwo jedna po drugiej. Słyszał już różne kombinacje ze swoim imieniem, ale Tetris...
- Tu chodzi o Europę! Kolebkę mody i cywilizacji!
Torisa zastanawiało, czy ta kobieta zna definicję słowa „kolebka", czy po prostu powtarza zasłyszane wcześniej hasło. Ponadto był ciekaw, czy zdaje sobie sprawę z tego, że nie tylko w Europie rozwijała się cywilizacja i że jego kraj jest raczej oddalony od tych kojarzonych z modą. Właściwie to odkąd tu przyjechał utwierdzał się w przekonaniu, że dla Amerykanów Europa kończy się na Niemczech, a dalej na wschód to już jest kompletna dzicz… i Rosja. Cindy prawdopodobnie nie wiedziała, że taki kraj jak Litwa w ogóle istnieje. Otępiony paplaniną dziewczyny, która rozwodziła się nad Paryżem, udowadniając jego tezę, odruchowo spojrzał na zegarek… i odkrył, że lekcje zaczęły się dziesięć minut temu. Zaklął głośno i ruszył biegiem w stronę klasy, w której odbywały się zajęcia z historii, modląc się, żeby profesor Collins nie wlepił mu zbyt surowej kary. Na miejscu okazało się, że jego modły były niepotrzebne, bo nauczyciela jeszcze nie było. Zaczął się rozglądać za jakimś wolnym miejscem. Historia była chyba jedynym przedmiotem, na którym nie miał swojego stałego miejsca. Wyczaił jedno na tyle klasy, obok jakiegoś krótkowłosego blondyna, który najzwyczajniej w świecie drzemał z głową podpartą na ręce. Z głębokim westchnieniem opadł na krzesło i zaczął wyciągać swoje rzeczy z plecaka. Kiedy wyprostował się, żeby rozejrzeć się po klasie, o mało nie dostał zawału, gdy okazało się, że Cindy przylazła tu za nim.
- Chryste panie, Cindy! - krzyknął zszokowany, podskakując w miejscu razem z krzesłem. Wyrwał tym samym z drzemki swojego sąsiada, który spojrzał nieco mętnym wzrokiem najpierw na niego, a potem na Cindy.
- No świetnie… brakowało mi tylko bycia świadkiem czyichś dramatów miłosnych… - burknął blondyn, przecierając oczy. - Mmm… chyba lepsze to, niż gdyby miał mnie obudzić nauczyciel...
- Nie mam czasu teraz z tobą rozmawiać, idź na swoje zajęcia! - syknął brunet. Miał wrażenie, że już gdzieś słyszał język, którym posługiwał się siedzący obok niego blondyn.
- Profesora i tak jeszcze nie ma, więc możemy jeszcze obgadać kwestię nas – stwierdziła dziewczyna.
- Po raz kolejny powtarzam ci, że nie ma żadnych nas. Nie mówiłem, że chcę z tobą chodzić, nie podpisywałem żadnej umowy, która mówiłaby coś na ten temat, ani nic w tym rodzaju!
- Byłeś ze mną na randce, co było początkiem naszego związku! Pewnie nie pasuje ci mój wygląd, prawda? Jeśli chcesz, mogę się przefarbować, skoro blondynki ci nie odpowiadają!
- Cindy, na litość boską, tu nie o to chodzi...
- Cindy… jest blondynką… jak ta idiotka w Strasznym Filmie… jeszcze mi powiedzcie, że ma na nazwisko Campbell – westchnął blondyn, rozglądając się ze znudzeniem po klasie. - Chociaż… w pierwszych częściach chyba była brunetką…
- Pewnie jesteś na mnie zły za to, że tyle gadałam na filmie… ale on i tak był nudny!
- To swoją drogą, ale nadal nie o to mi chodzi. A kiedy mówiłem, że do siebie nie pasujemy, nie miałem na myśli twojego wyglądu...
- Tetris…
- Mam na imię Toris, nie Tetris – westchnął Litwin z irytacją. Jego sąsiad wydał z siebie odgłos jakby się zakrztusił, a potem zaczął trząść się od ledwie wstrzymywanego śmiechu.
- Tetris, trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam!
Brunet też chciałby mieć powody do śmiechu, a jak na razie miał co najwyżej ochotę strzelić sobie w łeb.
- I pozwól, że powtórzę to raz jeszcze: nie chodzimy ze sobą, nie chcę z tobą chodzić i poważnie wątpię w to, że mi się zachce.
- Na pewno zmienisz zdanie, jak pobędziemy razem trochę dłużej – stwierdziła Cindy.
Litwin potarł czoło, tłumiąc ochotę, żeby zacząć krzyczeć… albo płakać. Po raz pierwszy miał do czynienia z kimś tak natrętnym, do kogo nie docierało zwyczajne „nie". Miał nadzieję, że Collins zaraz się zjawi i wyśle tą upartą kretynkę do klasy, w której powinna teraz być, chociaż jednocześnie był świadom, że to było tylko chwilowe rozwiązanie. Może jednak pomysł Alfreda z udawaniem geja nie był taki zły… sądowy zakaz zbliżania się też zaczynał brzmieć kusząco.
- Cindy, jesteś naprawdę niesamowitą dziewczyną – Toris miał nadzieję, że zabrzmiało to bardzo szczerze. Chociaż może nie musiał się martwić, Cindy nie była specjalnie przenikliwa. - Ale nie mogę z tobą być. Kiedy mówiłem, że nie jesteś w moim typie, to miałem na myśli, że… - wziął głębszy wdech, modląc się, żeby zadziałało. - Jestem gejem – wypalił bez dalszego namysłu.
Na kilka sekund zapadła zupełna cisza. Brunet był pewny, że patrzy się na niego co najmniej kilka osób z tych, które miały szansę go usłyszeć.
- Więc dlaczego zgodziłeś się na tą randkę w kinie? - zapytała Cindy, kiedy otrząsnęła się z szoku.
Miałem iść do kina z kumplem, nawet nie wiedziałem, że mnie z kimś umówił, pomyślał Toris, głośno zaś powiedział – Nie chciałem ci robić przykrości, skoro już przyszłaś.
- Naprawdę jesteś homo? Czy mówisz tak tylko dlatego, że chcesz mnie spławić? - Dziewczyna zmrużyła podejrzliwie oczy. Brunet miał szczerą ochotę krzyknąć, że właśnie to próbuje zrobić od… w sumie od wczoraj.
- Od jak dawna jesteś gejem?
- Wiesz… odkryłem to dopiero niedawno… - wydukał Litwin, dochodząc do wniosku, że lepiej jednak było najpierw spróbować postraszyć dziewczynę sądem. - Dopiero niedawno, eee… spotkałem… kogoś… no wiesz, tego jedynego…
- I niby kto jest „tym jedynym"?
- Umm… - rozejrzał się ukradkiem wokół, w rozpaczliwej próbie znalezienia jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Przy okazji zanotował sobie w pamięci, żeby zamordować Alfreda za umawianie go z niedającymi się spławić wariatkami i podsuwanie „sprawdzonych patentów", które nie zawsze działały. - On – stwierdził nagle, obejmując ramieniem swojego sąsiada z ławki. Z ust brutalnie wyrwanego z błogiego otępienia blondyna wydobyło się coś, co zabrzmiało jak „coestkur", wypowiedziane zaskoczonym i nieco rozdrażnionym tonem. Na wszelki wypadek Litwin zasłonił mu usta dłonią, żeby zbyt szybko nie spalił jego przykrywki.
- Mówisz poważnie? On? - zapytała Cindy z niedowierzaniem.
- Śmiertelnie poważnie… co nie? - Brunet zwrócił się do swojego „chłopaka", posyłając mu przy tym błagalne spojrzenie.
Blondyn nie miał pojęcia, w co dokładnie został teraz wpakowany, ale na wszelki wypadek kiwnął powoli głową. Toris odetchnął z ulgą. Musiał go przeprosić i wytłumaczyć swoje zachowanie, jak tylko Cindy sobie pójdzie.
- Udowodnij – zażądała dziewczyna, zakładając ręce za siebie.
- Hę?
- Chcę dowodu na to, że jesteście parą, inaczej nie mam zamiaru sobie odpuścić. Ja już wybrałam imiona dla naszych dzieci!
- Ale o co w ogóle... - zanim blondyn zdążył zapytać, co tu się właściwie odpierdala, ze zdziwieniem stwierdził, że jego głowa bez jego udziału unosi się do góry, a potem poczuł trzy rzeczy. Usta bruneta na swoich, wrażenie, jakby ktoś oblał mu twarz wrzątkiem, oraz to, jak w związku z powyższymi jego mózg na chwilę się wyłącza.
Toris nie miał pojęcia, co go do tego podkusiło… to był chyba akt desperacji, żeby w końcu mieć święty spokój. Miał jakieś szesnaście lat, już wolał uchodzić za geja, niż myśleć o tym, że jakaś psycholka chce mieć z nim dzieci i już zdążyła wymyślić im imiona. Przerwał pocałunek na chwilę przed tym, jak w końcu zjawił się Collins.
- Przepraszam za spóźnienie, młodzieży, miałem małe problemy z odpaleniem auta. Panno Campbell, co pani tu robi? Nie ma pani lekcji? - zapytał, kiedy dojrzał oniemiałą Cindy.
- Ja… ja już idę, panie psorze… przepraszam – odparła dziewczyna, po czym szybko uciekła z klasy historii, zamykając za sobą z hukiem drzwi.
- Campbell… Cindy Campbell… to musi być ta sama idiotka co w Strasznym filmie, nie ma innej opcji… - wymamrotał blondyn. Toris puścił go ostrożnie, upewniając się, że jego sąsiad jest w stanie samodzielnie utrzymać się w pionie. Postanowił chwilę odczekać, zanim zabierze się za wytłumaczenie swojego zachowania i przeprosiny.
- Chwila, czy ja właśnie zostałem gejem? - zapytał nagle blondyn, wciąż lekko zdezorientowany.
- Eee… - Toris podrapał się po karku, zażenowany. Nie do końca wiedział, jak ma się zabrać za wyjaśnienia.
- Chociaż właściwe pytanie brzmi: Czy ty właśnie zrobiłeś ze mnie geja?
W uszach bruneta to pytanie zabrzmiało naprawdę bardzo źle… a skoro lekcja właśnie się zaczynała, a Collins był bardzo cięty na uczniów, którzy rozmawiali na jego zajęciach, to nie bardzo miał możliwość wytłumaczenia wszystkiego po kolei. Trochę przeszkadzał mu też fakt, że wszyscy, zamiast słuchać nauczyciela, gapili się na nich.
- Ja pierdolę… - wymamrotał blondyn, zjeżdżając w krześle tak nisko, że ponad blat ławki wystawało tylko jego czoło, które wciąż było koloru wiśni.
- Prosiłbym, żebyście z łaski swojej zaczęli mnie słuchać, a ty Uk… Ukaswi… nieważne, Felix wyłaź spod ławki – powiedział pan Collins.
- Feliks, kurwa, a nie Felix! - syknął blondyn pod nosem, siadając prosto.
Och, a więc jego sąsiad miał na imię Feliks Ukacośtam, czy jakoś tak... większość nauczycieli miała problemy z imionami i nazwiskami zagranicznych uczniów. W połączeniu z jego akcentem i językiem, który wydawał mu się znajomy, coś zaczęło mu się kojarzyć.
- Jesteś z Polski? - zapytał, chcąc się upewnić, czy jego domysły były trafne.
- Tak. Gratuluję odkrywczości, Laurinaitis. W nagrodę podziękuję ci w moim ojczystym języku za zrujnowanie mi i tak już przeciętnego życia w tej szkole. Dziękuję kurwa bardzo – burknął Feliks, ukrywając twarz w dłoniach.
- Skąd wiesz, jak mam na nazwisko? - Toris uniósł brwi, zdziwiony. Nie przypominał sobie, żeby miał okazję się przedstawić z nazwiska.
- Od jakichś dwóch miesięcy, to jest od początku roku szkolnego, mamy razem historię, angielski i biologię. Skoro słyszę je przy każdym sprawdzaniu obecności na tych przedmiotach, zapamiętanie twojego imienia i nazwiska nie stanowiło dla mnie większego wyzwania. W przeciwieństwie do ciebie zwracam uwagę na to, z kim mam do czynienia, a już na pewno zanim zdecyduję się pocałować taką osobę.
- Rany, nie musisz być taki opryskliwy… i wulgarny... poza tym zwracam uwagę na innych...
- Muszę. Żyje mi się bardzo dobrze, kiedy większość ludzi ignoruje moje istnienie, i byłbym wielce rad, gdyby ten stan się utrzymał. Co zamierzam osiągnąć, zachowując się wobec ciebie jak totalny dupek… co w sumie jest dość uzasadnione.
- Słuchaj, wiem, że ta akcja sprzed chwili była trochę… - zaczął brunet, chcąc się jakoś usprawiedliwić.
- … bardzo popierdolona, niemal tak samo jak dziewczyna, którą w ten sposób spławiłeś – podpowiedział uprzejmie blondyn, odsuwając ręce od twarzy i zaplatając je sobie pod brodą. Chciał chociaż udawać, że lekcja go interesuje i nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi.
- No… w sumie to tak… ale jestem pewny, że da się to spokojnie odkręcić. - Torisowi nieco ulżyło, przynajmniej nie musiał wyjaśniać, dlaczego zrobił to, co zrobił.
- Jaja sobie ze mnie robisz? - syknął Feliks, patrząc na Torisa z niedowierzaniem. - Może dla ciebie to będzie proste, szkolnej gwiazdeczce można wybaczyć taki ''żarcik'', a ja będę miał szczęście, jak do końca roku przestaną mi uprzykrzać życie. Bo to, że ludzie będą próbowali uprzykrzyć mi życie, to więcej niż pewne.
- Nie jestem żadną szkolną gwiazdeczką…
- Toris Laurinaitis, chociaż wersja Tetris Laurinaitis jest jednak zabawniejsza, kraj pochodzenia: Litwa. Od jakiegoś miesiąca członek szkolnej drużyny koszykówki, w dodatku jeden z tych najlepszych, znacznie inteligentniejszy niż na to wygląda. W odróżnieniu od znakomitej większości sportowych mutantów ma bardzo dobre oceny, co zapewnia mu fory u nauczycieli. Oprócz treningów koszykówki, uczestniczysz też w zajęciach ze sztuk walki, a dla kontrastu do tych dwóch rzeczy bardzo lubisz czytać książki i dobrze grasz w szachy. Ambitny, grzeczny, miły chyba dla każdego. Co, patrząc na sytuację sprzed chwili, nie zawsze jest dobrą rzeczą, bo mogłeś jej zwyczajnie powiedzieć, że z wariatkami i idiotkami się nie umawiasz. Znając życie, wrzuciłaby na Facebooka kilka ckliwych cytatów, wyżaliła, że faceci to świnie, a potem znalazłaby sobie kogoś, kto dorównuje jej ilorazem inteligencji… jakiegoś pantofelka czy coś...
- Czy ty właśnie w mocno zawoalowany sposób stwierdziłeś, że wyglądam, jakbym był debilem? O to, dlaczego wiesz o mnie niepokojąco dużo, wolę nie pytać…
- Przynajmniej nie jesteś jakby zapatrzony w siebie. Gdybyś był, wiedziałbyś, kto i jak o tobie mówi i ile o tobie wie. Powiem ci tylko, że wystarczy nie być głuchym i mieć nieszczęście znaleźć się chociaż na pięć minut w pobliżu grupy cheerleaderek, zwłaszcza przed lub po jakimś meczu. - Feliks starał się ze wszystkich sił nie zwracać uwagi na ukradkowe spojrzenia, rzucane w jego stronę przez niektórych uczniów. Zamiast tego starał się skupić na tym co mówił Collins, ale nie szło mu z tym najlepiej, między innymi dlatego, że pewien Litwin jakoś nie miał ochoty się po prostu zamknąć i dać mu święty spokój. - A z byciem debilem chodziło mi raczej o to, że z jakiegoś powodu dużą część sportowców z tej szkoły można zaliczyć do tej grupy, więc jeśli chodzi o wygląd to pocisnąłeś sobie sam.
- Nie widzę żadnego związku między byciem w drużynie koszykarskiej i posiadaniem dobrych ocen a tym, że wedle twojej opinii mnie łatwiej będzie przekonać resztę, że nie jestem homo.
- Pozwól więc, że cię oświecę, bo wygląda na to, że popularność to dla ciebie zupełnie nowa rzecz. Istnieją takie rzeczy jak reputacja i wrażenie. Jesteś sportowcem, z jakiegoś powodu sportowcy otaczani są przez rówieśników dziwnym rodzajem czci. Twoja reputacja i wrażenie, jakie wywierasz na innych ludziach swoim wyglądem i stylem bycia, sprawiają, że reszta uczniów bez trudu uwierzy, że to był fortel, żeby pozbyć się namolnej idiotki, albo zwyczajny żart. Ja zaś nie jestem kimś szczególnym. Moja reputacja, czy też może jej brak, poskutkuje raczej tym, że od dnia dzisiejszego będę mógł się cieszyć sławą pedała. Zwłaszcza, dodając do tego moje zainteresowania i wygląd.
- A co ma do tego twój wygląd? Jak dla mnie wyglądasz całkiem normalnie. - Nie było to może do końca szczere. Toris doszedł do wniosku, że gdyby Feliks ubrał na siebie babskie ciuchy, to nie musiałby się bardzo starać, żeby z powodzeniem udawać dziewczynę.
- Zajebiście, normalnie chyba się potnę ze szczęścia. - Polak przewalił oczyma z poirytowanym westchnieniem. - Słuchaj, z miłą chęcią plotkowałbym dalej, ale mógłbyś się zamknąć, zanim…
- Czy panowie Larinatis i Uka… i jego sąsiad przestaną gadać i skupią się na lekcji, czy też raczej wolą zostać po lekcjach, żeby mieć więcej czasu na rozmowę? - zapytał pan Collins lekko rozdrażnionym tonem.
- … dostaniemy ochrzan albo karę – dokończył Feliks ponuro. - Super… dwa miesiące już tutaj chodzę, a nauczyciele nadal nie potrafią zadać sobie trudu, żeby nauczyć się mojego nazwiska… albo chociaż imienia.
- Mojego też nie potrafią poprawnie wypowiedzieć.
- Ale przynajmniej zadali sobie trud, żeby je zapamiętać i nie przekręcają twojego imienia. A teraz, Tetris, zamknij się z łaski swojej.
Heh, teraz fików jest sześć, rzucanie kostką, które powinnam pisać następne zaczęło mieć więcej sensu.
Od czego by tu zacząć...
Może od tego, że wedle relacji pewnej znanej mi osoby (której muszę zrobić straszne rzeczy tak btw.), jest różnica w wymowie między Feliks a Felix. Ponoć to drugie wymawia się jak Filyks czy jakoś tak. To tak jakby ktoś był ciekawy :v
No i ten... zdaję sobie sprawę, że jak zwykle początek mojego fika jest... hmm... chaotyczny ._. Ale chyba taki już mój urok :v
Przynajmniej mamy już mniej więcej rys postaci Torisa... no i Alfreda. W drugim możecie się spodziewać więcej na temat Feliksa i... a nie powiem, nie będę spojlerować, a niektórzy pewnie i tak się domyślą :v (Ty która wiesz, siedź cicho, bo inaczej nawet wyjazd w Bieszczady cię nie ocali)
Swoją drogą, w komentarzach do Fantastycznych wyczytałam, że niektórzy cytują fragmenty z moich fików. Teraz zżera mnie ciekawość, które fragmenty są cytowane.
Teraz się grzecznie pożegnam, przeżegnam (bo mój przypadek nadmiaru kreatywności to wymaga boskiej interwencji) i do zobaczenia w następnych rozdziałach.
