Gdy wazon mamusi spadał ze stołu, aż wstrzymała powietrze i nie wypuściła, dopóki nie usłyszała:

— Trixie! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś uważała? To był mój ulubiony wazon!

— Ale to nie ja — wyrwało jej się, zanim mama zaczęła krzyczeć na Lucyfera za nieupilnowanie jej.

— A kto? Lucyfer?

— Oczywiście, że ja — Jej mama aż zaniemówiła. — Ten wazon był okropny.

— Posprzątasz to — wyrzuciła w końcu. — Pokażesz mu, gdzie mamy zmiotkę, dobrze, Trixie?

— Powinienem kupić ci psa — powiedział mężczyzna, wyrzucając odłamki do kosza. — Będziesz miała innego kozła ofiarnego.

W odpowiedzi jedynie go przytuliła, a on już nie komentował, tylko poklepał ją po głowie.