Tytuł: Trzydzieści jardów do celu
Autor: euphoria
Betowała wspaniała okularnicaM:*
Fandom: Teen Wolf
Pairing: Stiles/Derek
Rating: +18
Info: AU baseballowe , Stiles nie cierpi Metsów, co jest dziwne, bo mieszka w Nowym Jorku, tata Stilinski jest fanboyem, (wybaczcie musiałam napisać tego ficka)


Stiles wpadł do baru i niemal od razu machnął do barmana, który wskazał mu tabliczkę z napisem Osobom nieletnim alkoholu nie podajemy.

- Nie zamierzam pić – ogłosił może trochę za głośno, bo kilka osób spojrzała na niego rozbawiona. – Chcę sok, orzeszki i kanał sportowy – dodał i teraz na pewno usłyszał chichot. – Spotkanie Bravers-Mets[1], dobry człowieku – ciągnął dalej niezrażony.

Barman spojrzał na niego odrobinę zaskoczony i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Stiles ponownie wtrącił.

- Wiem, że było trzy dni temu, ale sesja! – krzyknął w emfazie. – Nie znam wyniku, nie chcę znać wyniku, chcę tylko zobaczyć mecz – dodał.

Mężczyzna uśmiechnął się ze zrozumieniem i w końcu włączył telewizor. W prawym górnym rogu widniała informacja, że to powtórka, ale Stilesa naprawdę to nie obchodziło. Jedyne co mogło go w tej chwili uspokoić to zielony kolor boiska i dobrze znany dźwięk dopingu z trybun.

Bynajmniej nie zamierzał się w tej chwili niczym przejmować.

- Fan Metsów? – spytał nagle mężczyzna zajmujący miejsce koło niego.

Naciągnięta nisko czapka uniemożliwiała dokładne przyjrzenie się, ale nikt kto miał takie kości policzkowe nie mógł być brzydki.

- Bynajmniej – odparł Stiles nawet nie kryjąc obrzydzenia. – Atlanta Bravers do boju! – krzyknął kompletnie ignorując nieprzyjazne spojrzenia.

Nieznajomy zaśmiał się dźwięcznie posyłając przyjemne dreszcze w dół ciała Stilesa. Kończył chyba pierwsze piwo, bo nie czuć było od niego specyficznego zapachu.

- Nigdy nie pojmę tej rywalizacji – westchnął nagle mężczyzna.

- Bo nie ma żadnej rywalizacji. Metsi nie stanowią dla Bravers żadnej konkurencji, co zresztą pokazuje ten sezon – odparł butnie Stiles, wcale a to wcale nie zauważając, że uśmiech mężczyzny jest po prostu olśniewający.

- Nie oglądałeś jeszcze meczu – przypomniał mu nieznajomy.

- Nie spoileruj. Jestem przekonany, że Wrigh[2] nie wycisnął nic ponad to co da się wycisnąć z tych nowojorskich skórkowańców, a to o wiele za mało jak na Braversów – ciągnął dalej Stiles.

Tim Teufel[3] krzyczał coś do stojącego na trzeciej bazie Davisa, ale było już za późno. Stiles wyrzucił w górę ramiona, skandując jak szalony wraz z tłumem.

- Ci nowojorscy skórkowańcy przynajmniej nie zmieniali trzydzieści razy nazwy – odezwał się nagle mężczyzna.

- Dziewięć i tylko z powodu zmiany właściciela. Zresztą mamy historię bogatszą o osiemdziesiąt lat – bronił się Stiles, zerkając na rozgrywkę.

Barman postawił w końcu przed nim zamówiony sok, chociaż ewidentnie nie wyglądał na zadowolonego. Ludzie wokół zwracali na niego za bardzo uwagę, więc przysiągł sobie w duchu, że będzie się zachowywał ciszej. Przynajmniej dopóki Maddux nie zacznie rzucać. Wtedy nic i nikt nie mógł go powstrzymać.

- Nie powinieneś tu w ogóle siedzieć, dzieciaku – przypomniał mu barman.

- To tylko mecz – jęknął Stiles.

- Jest ze mną – wtrącił w tej samej chwili nieznajomy.

Stiles zerknął na mężczyznę podejrzliwie, a potem na swój sok.

- O Chryste, myślisz, że dosypałem ci coś? – spytał mężczyzna retorycznie. – Uwierz mi, ale gdybym chciał mieć dzisiaj kogoś w łóżku, pstryknąłbym palcami – dodał całkiem poważnie.

I chociaż Stiles miał ochotę powiedzieć, że facet jest trochę zbyt pewny siebie, musiał przyznać mu w duchu rację. Takich kości policzkowych nie spotyka się codziennie. Zresztą nie tylko one robiły wrażenie. Mężczyzna wyglądał na wysportowanego i raczej nie grał w golfa. Szara koszulka opinała przyjemnie szerokie barki uwydatniając tylko ich kształt.

- Zawsze staram się o sobie dobrze myśleć – odparł Stiles i naprawdę miało to zabrzmieć jak żart, ale najwyraźniej mu nie wyszło, bo mężczyzna obrócił się do niego niemal natychmiast.

- Nie o to mi chodziło. Jesteś… - urwał nagle. – Nie jesteś kimś kogo człowiek spodziewa się w nowojorskim barze. W Atlancie nie było żadnej uczelni, która cię interesowała? – spytał zmieniając temat.

I chyba dobrze, bo Wright wybił piłkę poza boisko, co oznaczało tylko kłopoty. Metsi za jednym zamachem zdobyli trzy punkty i Stiles miał ochotę jęknąć, ale powstrzymał się.

- Dlaczego miałbym studiować w Atlancie? Jestem z Nowego Jorku – odparł ewidentnie zaskakując mężczyznę.

- I nie kibicujesz drużynie domowej?! – spytał z niedowierzaniem facet.

Stiles wzruszył ramionami.

- Myślisz, że zauważyli? – spytał nachylając się w stronę mężczyzny tak, jakby chciał zdradzić mu sekret.

Sądził, że nieznajomy doda coś jeszcze. Może zrobi mu wykład na temat lojalności względem miasta albo coś w tym stylu, ale mężczyzna roześmiał się szczerze rozbawiony.

- Jesteś… Jesteś niesamowity – odparł nieznajomy, biorąc kolejny łyk piwa.

- Jestem Stiles – przedstawił się korzystając z szansy i zobaczył jak mężczyzna ewidentnie się waha. – Nie musisz… - zaczął.

- Jestem Di. Dla przyjaciół – dodał mężczyzna wyciągając w jego stronę sporą dłoń.

Stiles uścisnął ją bez zbytniej zwłoki i uśmiechnął się krzywo.

- Fan Metsów? – spytał tak jak Di wcześniej.

- W zasadzie nie przepadam za baseballem – wzruszył ramionami mężczyzna.

- To herezja, ale wiem, że kłamiesz. Za dużo o tym wiesz – stwierdził Stiles bez żenady.

Di nie zaprzeczył, ale wydawał się przyjemnie zaskoczony. Jakby Stiles faktycznie zadziwiał go bardziej i bardziej z każdą minutą.

- Powiedzmy, że znam się na Metsach – zaczął z ociąganiem mężczyzna. – Nie bardzo lubię jednak o tym mówić, bo to część mojej pracy, a teraz mam wolne – stwierdził. – Zresztą trudno się rozmawia z kimś kto jest tak wrogo nastawiony – dodał z lekkim uśmiechem.

- Hej! Jestem obiektywny! Umiem też powiedzieć wiele dobrego o Metsach – oburzył się Stiles.

- Naprawdę? – zdziwił się nieszczerze Di.

- Mają świetne tyłki – wypalił chłopak.

Mężczyzna roześmiał się znowu, zakrywając ręką usta i Stiles naprawdę miał ochotę ściągnąć mu tę czapkę. I zabrać dłoń, żeby ponownie zobaczyć ten cudowny uśmiech. Di miał trochę zabawne zęby. Równe, białe i prawie, że królicze.

- I to jest twoje 'wiele dobrego o Metsach'? – spytał mężczyzna rozbawiony.

- Jest ich tam dwudziestu pięciu. To wiele naprawdę świetnych pośladków – zaznaczył Stiles siląc się na powagę.

Di przez chwilę sączył w ciszy piwo, zerkając od czasu do czasu na ekran, chociaż ewidentnie oglądał już rozgrywki. Na boisko wszedł akurat Derek Hale i zamachnął się kilka razy kijem, rozgrzewając mięśnie. Tłum skandował jego imię, chociaż gracz wydawał się w pełni skupiony na swoim zadaniu.

- No dobra. Znaj moją dobrą wolę – zaczął Stiles. – Derek Hale na ten przykład ma nie tylko świetny tyłek – zażartował.

Mężczyzn spiął się koło niego, jakby oczekiwał jakiegoś haczyka, ale Stiles tym razem nie miał żadnego.

- Myślę, że podjął ogromne pieprzone ryzyko ujawniając swoją orientację. Jeśli faktycznie jest coś dobrego w Metsach to właśnie Derek Hale – powiedział całkiem poważnie Stilinski.

Mężczyzna spoglądał przez chwilę na niego najwyraźniej oszołomiony, ale po chwili się opanował i uśmiechnął krzywo.

- Ale wciąż nic na temat gry – droczył się Di.

- Kogo na Boga obchodzi jak grają Metsi?! – spytał Stiles z szerokim uśmiechem.

- Ciebie na pewno powinno, bo twoja drużyna właśnie przegrywa – zauważył całkiem poważnie mężczyzna.

Faktycznie Braversom nie szło najlepiej, ale ewidentnie nie była to wina zaangażowania drużyny. Cholerny Derek Hale naprawdę szybko biegał, więc zaliczył kolejny pełny punkt dla Metsów. Stiles jednak nie był zawistny. Potrafił docenić dobrą grę.

- Ma krzywe nogi. Z całej drużyny on ma najgorsze nogi – mruknął.

Di roześmiał się.

- Bardzo profesjonalna opinia – stwierdził mężczyzna podnosząc piwo do ust, po czym zamarł, gdy spojrzał przypadkowo na zegar wiszący nad barem. – Cholera – warknął, wyciągając gotówkę z portfela. – Jestem cholernie spóźniony – dodał, jakby to nie było dostatecznie czytelne.

Di zsunął się ze swojego krzesła, zabierając przy okazji kurtkę, a potem zamarł w pół ruchu, zerkając niepewnie na Stilesa, który obserwował go cierpliwie.

- Słuchaj – zaczął, ale urwał najwyraźniej zastanawiając się nad czymś głębiej. – Normalnie tego nie robię, ale zostawię ci mój numer i, jeśli będziesz chciał… - urwał sugestywnie, wypisując na podkładce barowej szereg cyfr.

- Pogadać o baseballu? – spytał Stiles nie mogąc się powstrzymać i Di uśmiechnął się krzywo.

- Porozmawiać o baseballu – podchwycił mężczyzna. – Zadzwoń. Może się zdarzyć, że akurat będę przelotem w mieście – dodał po czym zerknął na ekran telewizora. – Hale zaliczy każdą bazę w tym spotkaniu – rzucił uśmiechając się wrednie.

- Hej! – zaprotestował Stiles, ale mężczyzna już wychodził.

[1] pomiędzy tymi dwiema drużynami jest spora wrogość, każde ich spotkanie jest oglądane z dość dużą dozą emocji
[2] obecny kapitan Metsów
[3] trener trzeciej bazy (NY Mets)